Wpisy

Starmer przedstawił w Dover plan walki z nielegalną imigracją

Rząd Partii Konserwatywnej zajmuje się „polityką pustych gestów”, a plan odsyłania do Rwandy to „chwyt” – powiedział w piątek w Dover lider opozycji. Zapowiadając likwidację planu Rwanda, Keir Starmer ogłosił plan stworzenia jednostki do zwalczania gangów przemytników, traktowanie przemytników ludzi „jak terrorystów”, naprawę systemu azylowego UK i współpracę z UE.

Po pierwsze, całościowy nadzór nad problemem nielegalnej imigracji ma otrzymać Border Security Command – „elitarna” jednostka z nowymi uprawnieniami, która ma przyjąć schematy walki z gangami przemytników wypracowane wcześniej do walki z międzynarodowym terroryzmem. Dotychczasowe siły mają się zintegrować, a dodatkowo  jednostka ma zatrudnić „setki wyspecjalizowanych śledczych z Narodowej Agencji Walki z Przestępczością (NCA), służb imigracyjnych, prokuratury (CPS), służby bezpieczeństwa (MI5), i straż graniczną (Border Force)”.

Służby mają otrzymać nowe uprawnienia, pozwalające jeszcze przed postawieniem zarzutów na takie działania jak odcinanie internetu, zamykanie kont bankowych, śledzenie i monitorowanie miejsc przebywania, zatrzymywanie i przeszukiwanie na granicach, organizacje nalotów na siedziby, przejmowanie mienia. Wszystko to by „pokazać przemytnikom, że UK to dla nich wrogie terytorium”.

Starmer twierdzi, że to nie Europejska Konwencja Praw Człowieka jest winna brytyjskim problemem z nielegalną imigracją, ale szwankujący brytyjski system azylowy, którego obecny rząd nie chce naprawiać. Starmer obiecuje: nadrobienie zaległości poprzez zatrudnienie więcej pracowników do procesowania wniosków azylowych i usprawnienie procedur,  działanie zgodnie z międzynarodowym prawem, w tym EKPCz i wreszcie odsyłanie osób, których wnioski odrzucono, do kraju ich pochodzenia. Starmer przyznał, na konferencji prasowej, że będzie to możliwe wyłącznie w przypadku państw „bezpiecznych”, jak Bangladesz, czy Indie. Ale już nie w przypadku np. Afganistanu.

Ostatni filar planowanej labourzystowskiej polityki azylowej to nowy pakt bezpieczeństwa z Unią Europejską, który miałby uwzględnić ma m. in. współpracę przy przechwytywaniu łodzi i zasobów przemytników, wspólne śledztwa i wymianę informacji. Starmer podkreślił, że nie oznacza to wspólnego programu azylowego z UE, ani dołączenia do unijnego programu relokacji migrantów.

Pytany przez dziennikarzy o miarę sukcesu proponowanej polityki, Starmer nie podał, ani dat, ani liczb, które miały by być wskaźnikami efektywności jego planu. Powiedział jednak, że „nikt nie powinien podejmować tej niebezpiecznej przeprawy” i trzeba „drastycznie zmniejszyć liczbę” łodzi i nielegalnych migrantów.

Starmer podkreślił na koniec, że plan teb opiera na swoich dotychczasowych doświadczeniach, mówiąc, że jako dyrektor prokuratury [w latach 2008-2013] „rozbił gangi terrorystów i przemytników narkotyków”, a jako lider Partii Pracy „odciągnął swoją partię od polityki pustych gestów”. Proponujemy „prozaiczną politykę praktycznych rozwiązań” – zakończył lider Partii Pracy.

Konferencję w Dover zorganizowano dwa dni po tym jak Natalie Elphicke, posłanka z tego okręgu należąca od lat do Partii Konserwatywnej, w środę przeszła do Partii Pracy.

Liz Truss zastępuje Davida Frosta


Minister spraw zagranicznych i jedna z faworytek do przejęcia stanowiska lidera Partii Konserwatywnej Liz Truss przejmie obowiązki Davida Frosta – poinformowało w niedzielę Downing Street. David Frost niespodziewanie podał się do dymisji dzień wcześniej.

Truss jest posłanką od 2010 roku. Od wielu lat jest jedną z najpopularniejszych członkiń gabinetu wśród działaczy PK. Ministrem spraw zagranicznych została we wrześniu, wcześniej w gabinecie Johnsona pełniła funkcję minister ds handlu międzynarodowego. Za czasów Camerona była ministerstwem ds środowiska, żywności i wsi. W 2016 roku głosowała za pozostaniem w Unii Europejskiej. W rządzie Theresy May sprawowała funkcję lorda kanclerza i ministra sprawiedliwości, a następnie trafiła do ministerstwa skarbu. Popierała umowę May z UE. Im bardziej jednak słabła pozycja premier, tym poglądy Truss na UE stawały się coraz mniej wyraziste. Boris Johnson powierzył jej najpierw stanowisku ministra handlu międzynarodowego, czynią odpowiedzialną za zawieranie nowych umów handlowych przez „Globalną Brytanię”. Od momentu przejęcia teki ministra spraw zagranicznych Truss konsekwentnie nie zabierała głosu na temat UE, choć zajmowała się relacjami bilateralnymi z poszczególnymi państwami Unii Europejskiej.

Truss jest obok Rishiego Sunaka typowana na następczynię Johnsona. Ostatnio mówiło się, że jej pozycja wzmocniła sie na tyle, że to ona dyktowała premierowi decyzje w polityce zagranicznej. Przejęcia obowiązków Frosta pogratulował jej m. in. lider prawicowej opozycji wobec Johnsona w Partii Konserwatywnej Steve Baker.

W sobotę wieczorem Mail on Sunday podał na Twitterze, że kierujący negocjacjami UK i UE lord David Frost podał się do dymisji „z powodu kierunku, jaki przyjął rząd” Borisa Johnsona. Wręczenie rezygnacji miało odbyć się według gazety tydzień wcześniej, ale No 10 miało przekonać Frosta, żeby został na stanowisku do stycznia.


Rezygnacja Frosta najpewniej dotyczy bezpośrednio ustępstw UK wobec UE w sprawie Protokołu Północnoirlandzkiego. UK wycofała się w ostatnich tygodniach z groźby uruchomienia artykułu 16. Zgodziła się porzucić linię „obrony suwerenności”, czyli domagania się usunięcia nadzoru Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej nad warunkami Protokołu. UK przyjęła też sugerowane przez Brukselę od dawna „bardziej pragmatyczne” podejście i zamiast domagać się rozwiązania wszystkich kwestii spornych jednocześnie, zgodziła się na podejście krok po kroku.


Jednak niezadowolenia Frosta może mieć znacznie szersze podłoże i być powiązane z narastającym niezadowoleniem posłów Partii Konserwatywnej ze sposobu sprawowania władzy na No 10. W przemówieniu dla Centre for Policy Studies pod koniec listopada Frost wezwał do „swobodnej debaty w rządzie”, „nieimportowania europejskiego modelu socjalnego”, deregulacji i obniżenia podatków. „Inaczej brexit się nie powiedzie” – ostrzegał Frost. Wcześniej we wstępie do raportu Policy Exchange Frost tłumaczył, że to poprzedni rząd Theresy May postawił jego rząd w trudnej sytuacji, akceptując założenia backstopu.

Po przegranej w North Shropshire oraz drugim największym w historii buncie posłów Partii Konserwatywnej wobec własnego rządu wielu posłów ostrzegała, że Johnson musi się liczyć z próbą przegłosowania partyjnego wotum nieufności.

Według nieoficjalnych doniesień Frost jak główne przyczyny rezygnacji miał pierwotnie podawać podnoszenie podatków i sposób przechodzenia na gospodarkę zeroemisyjną.

Portal Conservative Home pisze jednak w niedzielę rano, że „ataku Frosta na Johnsona z tak pełnym przekrojem zarzutów nie da się interpretować inaczej jak elementu współpracy zmierzającej do obalenia lidera”. Dziennikarz Sky News Sam Coates opublikował zrzut ekranu z whatsappowych grup torysów „Clean Global Brexit”, której administratorem jest Steve Baker, były szef brexitowej ERG, a obecnie przewodniczący nieformalnej grupy przeciwników lockodwnu COVID Recovery Group. Według screena Baker usunął z grupy minister kultury Nadine Dorris wzywającą do lojalności wobec premiera, który „zdobył dla nas 83 mandatową przewagę”. Inne nazwiska które widać na screenach to prominentni hardbrexitowcy jak Marcus Fysh, Andrew Bridgen.

Te same screeny sugerują, że obrony Johnsona z podobnymi argumentami jak Dorris ruszył także Conor Burns. Steve Baker odpisał mu jednak, że wygrana w wyborach miała wiele przyczyn, w tym „odrzucenie umowy May za która głosował Johnson” i przekonania Farage – „przez kogoś (ekhm) ale nie przez Johnsona” do wycofania się ze startu w najważniejszych dla torysów okręgach.

Brytyjskie Śniadanie z 22 listopada 2021

Brytyjskie Śniadanie, czyli autorski przegląd prasy brytyjskiej z 22 listopada 2021.

Migranci z Kanału La Manche zatopią torysów?

Torysi z północy, grupa one nation i nabór z 2019 są niezadowoleni z propozycji „technicznej” reformy opłat za opiekę nad osobami starszymi, bo w praktyce oznacza ona zwiększenie kosztów dla najbiedniejszych emerytów. „Relacje między No 10 a tylnymi ławami Izby Gmin przypominają obecnie podział „my vs oni” – tak próbę „cichego” wprowadzenia zmian komentuje w Timesie jeden z posłów Partii Konserwatywnej. Głosowanie ma odbyć się w poniedziałek lub wtorek. Rozmiary rebelii są trudne do określenia. Zbuntuje się na pewno były minister sprawiedliwości Robert Buckland, waha się szef parlamentarnej komisji zdrowia Jeremy Hunt. Więcej posłów nadal najbardziej martwi się jednak „tymi małymi łodziami z migrantami na Kanale Angielskim”.

Z tego też powodu rośnie napięcie w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych między Priti Patel a jej urzędnikami. Według Mail on Sunday minister jest rozczarowana postawą swojego ministerstwa, które nie jest w stanie zatrzymać łodzi z migrantami przypływającymi z Europy. Z kolei urzędnicy mieli określić swoją minister mianem „idiotki”. W tej samej sprawie Telegraph cytuje złowieszczy dla torysów sondaż, w którym 77% wyborców określa podejście Partii Konserwatywnej do kryzysu migracyjnego jako „zbyt miękkie”. Anonimowy sponsor torysów ostrzega zaś w gazecie, że rząd „zboczył zbyt mocno do centrum, pozostawiając na prawej flance lukę bez której nie da się wygrać wyborów”.

Czy torysi zatopią się sami?

Rozpoczynająca się w tym tygodniu przed High Court sprawa sponsora Partii Konserwatywnej Mohameda Amersiego przeciwko byłej posłance Charlotte Leslie może „odsłonić ogromny konflikt w sercu Partii Konserwatywnej”. Sprawa nie dotyczy bezpośrednio sposobu zdobywania sponsorów i ich wpływu na politykę rządu, ale to będzie jej drugie dno – podaje Telegraph. Amersi równie hojnie co pieniędzmi z torysami, dzielił się też z prasą informacjami o tym jak przewodniczący partii Ben Elliot zdobywał środki dla partii i co można było za nie dostać, jak na przykład rozmowę z ministrem o ważnych dla siebie sprawach, prestiżowe spotkanie z księciem Karolem, czy miejsce w Izbie Lordów.

Torysi nie mają problemów finansowych, ale źródła ich finansowania już mogą okazać się dla nich problematyczne. Po niesmaku wywołanym uzmysłowieniem opinii publicznej ile poseł może dorobić obok swojej normalnej pensji Times pisze dziś, że przynajmniej 10 posłów przyjmowało wynagrodzenie jako płatni doradcy na swoje firmy. Unikali tym samym płacenia wyższych podatków dochodowych na rzecz 19% podatku dla firm i zmniejszali swoje składki ubezpieczeniowe. 9 na 10 z nich to torysi, w tym minister edukacji Nadhim Zahawi  „To legalne, ale  budzi obawy czy osoby zatrudniane na publicznych stanowiskach opłacanych przez podatników powinny w ten sposób załatwiać swoje sprawy finansowe” – podsumowuje Times.

Wojny z UE nie będzie. Na razie.

Koniec listopada miał być kulminacją sporu UK i UE o Protokół Północnoirlandzki. Nic z tego.  Źródła PoliticsHome w Londynie przyznają, że UK „uelastyczniło” swój ostateczny termin zakończenia rozmów. Teraz mówi się, że przeciągną się do nowego roku, ale to nie znaczy, że wojny handlowej nie będzie. „Jeśli dojdziemy do punktu, w którym uruchomimy artykuł 16, chcemy, żeby było jasne czemu to robimy” – tłumaczy się anonimowy rozmówca portalu, przyznając, że w tej chwili chaos uruchomiony przez nieudaną próbę obrony Owena Patersona i konflikty wewnętrzne pochłaniają całą uwagę No 10.

„Nie ma mowy o uruchomieniu artykułu 16 przed świętami”, choć postępy w rozmowach są „powolne i bolesne” – potwierdza w rozmowie z Telegraphem minister handlu międzynarodowego. Anne-Marie Trevelyan. Dodaje też optymistycznie, że „negocjacje akcesji UK do handlowego bloku transpacyficznego idą dobrze”. Na początku 2022 mają się zacząć rozmowy o bilateralnej umowie handlowej z Indiami, a do czerwca także z Kanadą i Meksykiem. Czy tak będzie? Czy pani minister po prostu bardzo stara się zarazić tak lubianym przez Borisa Johnsona optymizmem?

Naczelna rządowa optymistka minister spraw zagranicznych Liz Truss zaprosiła przedstawicieli krajów południowo-wschodniej Azji na grudniowe spotkanie ministrów spraw zagranicznych G7 w Liverpoolu. „Chiny odbiorą to jako próbę uzyskania wsparcia regionu dla sojuszu Aukus” – martwi się jednak Guardian.

Marr odchodzi z BBC

W niedzielnym wywiadzie u Andrew Marra minister Sajid Javid wykluczył możliwość wprowadzenia w UK obowiązku szczepień przeciwko covid. „W praktyce przyjęcie szczepionki powinno następować w drodze wyboru . Jeśli ktoś się waha powinniśmy z taką osoba pracować i zachęcać” – mówił minister zdrowia. Średnia z ostatnich 7 dni w UK to ponad 41 tysięcy zakażeń dziennie. Jeśli chcecie POD TYM LINKIEM można zapisać się na dodatkową dawkę szczepienia w ramach NHS.

Na marginesie, to już ostatnie odcinki istniejącego od 16 lat programu, bo Andrew Marr ogłosił przejście z BBC od nowego roku do LBC, żeby „odzyskać swój głos”.

Miłego tygodnia!

Brytyjskie Śniadanie – autorski przegląd prasy z 20 września 2021

Problemy z gazem

„Nie ma powodów do paniki” – mówił u Andrew Marra minister Kwasi Kwarteng o bezpieczeństwie zimowych dostaw energii do UK. „Podatnicy zapłacą miliardy za pomoc małym firmom z branży energetycznej, które upadną z powodu rosnących cen gazu” – ostrzega jednak Times. O co chodzi? Na świecie rosną ceny gazu ziemnego, a co za tym idzie niektóre brytyjskie firmy, nawet podnosząc ceny detaliczne, nie radzą sobie z wypełnieniem zobowiązań wobec klientów. Jak podaje Times do tej pory upadło 5 firm, a w tym roku może zniknąć kolejnych 39. Brytyjski rząd negocjuje przejęcie ich klientów przez większe firmy. Na razie bez skutku. Problem ma też drugą stronę. Borykające się już i tak z problemami w dostawach supermarkety teraz „walczą” też o nowych dostawców dwutlenku węgla, który wykorzystują się m. in do przechowywanie schłodzonej żywności.

CO2, choć w nieco innej roli, jest też motywem przewodnim wizyty brytyjskiej delegacji na forum ONZ. Premier Boris Johnson przyznaje, że ciężko będzie przekonać bogate kraje do wypełnienia celów klimatycznych przed szczytem COP26, który odbędzie się na początku listopada w Glasgow. Jak pisze Times celem UK będzie namówienie najbogatszych do złożenia się na 100 mld dolarów na pomoc krajom rozwijającym się w redukcji emisji. BBC przypomina, że przygotowanie do COP26 w kraju psuje Johnsonowi Izba Lordów, która zgłaszając 14 poprawek do projektu ustawy o środowisku prawdopodobnie skutecznie uniemożliwi jej wejście w życie przed początkiem listopada.

Francja jest wściekła

Francja odwołała spotkanie ministrów sił zbrojnych w najnowszym geście oburzenia na Wielką Brytanię za AUKUS, pakt obronny z USA i Australią. Ogłoszony w zeszłą środę sojusz pozbawił Paryż kontraktu na sprzedaż łodzi podwodnych na antypody i postawił szykujące się do wyborów francuskie władze w niezręcznej sytuacji. Prezydent Emmanuel Macron wezwał na konsultacje ambasadorów z Waszyngtonu i Canberry, a minister ds. europejskich Clement Beaune powiedział: „Nasi brytyjscy przyjaciele wyjaśniali nam, że opuszczają UE, aby stworzyć Globalną Brytanię. Rozumiemy, że to oznacza powrót na amerykańskie kolana i do formy akceptowanej wasalizacji”. Boris Johnson stara się załagodzić spór, mówiąc o Francji jako „najbliższym sojuszniku i przyjacielu”. Times sugeruje dziś, że lepiej byłoby włączyć Francję do sojuszu. Unia Europejska zaś dementuje jakoby premier Holandii Mark Rutte miał zaproponować UK w imieniu UE europejski pakt bezpieczeństwa. Politico donosi przy tym, że w obliczy AUKUS zagrożona jest umowa handlowa UE z Australią.

Amerykańska gwiazda

O francuskiej reakcji nie wspomina w swoim tekście dla Telegrapha nowa minister spraw zagranicznych. Liz Truss pisze za to o „przeciwstawieniu się wzrastającej obecności militarnej Chin” i „rosnącym zaangażowaniu UK w rejonie Indo-Pacyfiku”. „Chodzi o coś więcej niż politykę zagraniczną” – tłumaczy Truss – „chodzi o dotrzymanie naszych obietnic złożonym Brytyjczykom poprzez zawarcie partnerstwa z państwami myślącymi podobnie do nas i budowanie koalicji opartej na wspólnych wartościach i interesach”. To wstęp do wizyty najważniejszych brytyjskich polityków w USA. Po kilku tygodniach starań udało się dopiąć wizytę w Białym Domu, w czasie której Boris Johnson będzie chciał rozmawiać przede wszystkim o afgańskim kryzysie, przywróceniu możliwości podróżowania do USA mimo pandemii oraz o nowej umowie handlowej. Telegraph zaznacza jednak, że mimo ostatniego zbliżenia z Bidenem obu przywództwo nadal wiele dzieli.

W temacie umowy handlowej obecna administracja USA nie odpuści kwestii konfliktu z UE o brexitową granicę między Wielką Brytanią a Irlandią Północną. Podczas spotkania G7 w UK spikerka Izby Reprezentantów Nancy Pelosi ostrzegała, że pokopanie Porozumienia Wielkopiątkowego wykluczy możliwość zawarcia umowy handlowej UK-USA. Z kolei 36 amerykańskich kongresmenów podpisało się pod apelem o porzucenie planów amnestii dla weteranów konfliktu w prowincji i wezwało do wypełnienia zobowiązań w sprawie badania niewyjaśnionych zbrodni z czasów konfliktu.

Podczas gdy Liz Truss będzie jeść śniadanie z Henerym Kissingerem, Dominic Raab, który stracił stanowisko ministra spraw zagranicznych w zeszłotygodniowej rekonstrukcji rządu, na pocieszenie zastąpi Borisa Johnsona na środowej sesji pytań do premiera w Izbie Gmin.

Covidowe wejściówki

Od 11 października w Walii przy wejściu do klubu nocnego i na wydarzenia masowe trzeba będzie okazać dowód zaszczepiania na covid – zdecydowała rządząca tam Partia Pracy. Alternatywą będzie szybki test na Covid wykonany w ostatnich 48-godzinach. Jak uzyskać covidową wejściówkę pisze BBC. Szkocja z kolei wprowadza paszporty covidowe 1 października. W Anglii podobne przepisy na razie nie wejdą w życie, chyba z danych statystycznych zacznie wynikać, że trzeba „zmniejszyć presję na NHS”.

W Anglii za to od piątku obowiązują zmiany w zasadach podróżowania. Z 3 list (green, amber, red) pozostaje tylko czerwona – kraje wysokiego ryzyka, po powrocie z których wymagana jest spędzenie 11 nocy na kwarantannie hotelowej, wykonanie testu przed przyjazdem oraz dwóch testów po przyjeździe. Powrót z pozostałych krajów nie wymaga kwarantanny, ale pozostaje obowiązek testów, przy czym zaszczepieni w drugim dniu po powrocie mogą wykonać tańszy test lateral flow i nie muszą wykonywać testów przed przyjazdem. W przypadku pozytywnego wyniku testu konieczne będzie wykonanie darmowego testu PCR i kwarantanna.

W ramach polityki zaufania Torysi nie będą wymagać dowodu zaszczepienia na swojej jesiennej konwencji, która rozpoczyna się 3 października w Manchesterze – informuje Telegraph. Na konwencji Labour, która zaczyna się 25 września w Brighton, trzeba będzie się wylegitymować dowodem zaszczepienia, negatywnym wynikiem testu lub informacją o przebytej niedawno chorobie.

Moment Keira

Konwencja ma być nowym startem dla pracującego nad swoją charyzmą Keira Starmera. Jednak sprzyjający byłemu liderowi John McDonnel ostrzegł w Independent, że partyjna konwencja to prawdopodobnie ostatnia szansa na zjednoczenie Partii Pracy przed wyborami, które „mogą odbyć się za mniej niż rok”. BBC zaś analizuje obawy, że akcja jednoczenia partii przez eliminację skrajnie lewicowych grup zatacza zbyt szerokie kręgi. Po zawieszeniu czterech grup aktywistów Labour prowadzi zbyt dużo postępowań dyscyplinarnych, traci też zbyt wielu członków po zawieszeniu Jeremiego Corbyna. Być może pierwszego dnia konwencji delegaci zwrócą się przeciwko sekretarzowi partii Davidowi Evansowi, co zdecydowanie odwróciłoby uwagę od planowanego wielkiego przemówienia Keira Starmera. Wszyscy czekają też na występ byłego spikera Izby Gmin Johna Bercowa, który w czerwcu dołączył do partii. Tylko Guardian informuje merytorycznie o planie Rachel Reeves zebrania 500 milionów funtów przez zamknięcie luki w podatkach, z której korzystają fundusze kapitałowe. Na razie bowiem media żyją przede wszystkim informacją o nieobecności na konwencji Rosie Duffield. Posłanka wycofała się z udziału, gdyż otrzymała groźby od trans-aktywistów po konflikcie o tweeta na temat tego u kogo może wystąpić rak szyjki macicy, a u kogo nie.

Inna liga LibDems

Transpłciowy mężczyzna jest mężczyzną, a transpłciowa kobieta jest kobietą – zajął jednoznaczne stanowisko lider Liberalnych Demokratów. LibDems, którzy jako jedyna ogólnobrytyjska partia swoją konwencję zorganizowali wyłącznie online, są też przeciwni paszportom covidowym i chcą zniesienia specjalnych uprawnień rządu wynikających z ustawy o koronawirusie. Planują postawić na edukację i walkę ze zmianami klimatu, przedstawiając się jako partia małego biznesu i osób samozatrudnionych. Ed Davey zapowiedział, że LibDems będą koncentrować się na okręgach „Blue Wall” i pokażą, że są alternatywa dla torysów. Choć LibDems mają teraz tylko 12 posłów w 650 osobowej Izbie Gmin, to chcą powalczyć o więcej napędzeni sukcesem w wyborach uzupełniających w z Chesham i Amersham.

Brytyjskie Śniadanie – autorski przegląd prasy brytyjskiej z 23 sierpnia 2021

Ratując resztki wizerunku

Brytyjskie media, w tym BBC rozpoczęły nowy tydzień nagłówkami: „Johnson poprosi Bidena o przedłużenie ewakuacji z Afganistanu”.  Boris Johnson bez wątpienia stara się pokazać w jak najlepszym świetle, jako broker międzynarodowego pokoju, który od początku apelował o wspólną reakcję sił międzynarodowych na sytuację w Afganistanie. No 10 przez weekend donosiła o konsultacjach premiera m. in. z Turcją i Katarem. Jeszcze w piątek krytykowany za spóźniony powrót z wakacji minister spraw zagranicznych Dominic Raab sugerował w Daily Telegraph zwrócenie się, mimo napięć w relacjach dwustronnych, do Rosji i Chin o „wywarcie wpływu” na Talibów. Frustracja sytuacją w Kabulu wśród brytyjskich polityków jest ogromna, różnica jest tylko taka, że część zrzuca winę na nieudolność Johnsona i Raaba, część na Amerykanów. Ci drudzy opierają się m. in o raport Bloomberga który pisze, że Amerykanie faktycznie zmylili sojuszników obiecując, że pozostawią w Afganistanie siły pozwalające utrzymać Talibów na dystans i ignorowali ostrzeżenia brytyjskich służb. Kto tu naprawdę zawinił dyplomatycznie i wojskowo pewnie prędko się nie dowiemy.

Praktycznie niemożliwe

Cały czas otwarte wydaje się pytanie, czy USA przedłużą planowany na ostatni dzień sierpnia ostateczny termin wycofania swojego ostatniego żołnierza w Afganistanu. Prezydent  Joe Biden wydawał się w niedzielę sugerować, że przedłuży obecność wojsk amerykańskich, o co mieli prosić bezpośrednio i Dominic Raab i minister obrony Ben Wallace. W międzyczasie jednak w poniedziałek Talibowie ogłosili, że się na to nie zgadzają. W odpowiedzi minister Wallace powiedział w SkyNews: że na „ewakuację zostały godziny, a nie tygodnie”. Times pisze, że na liście do ewakuacji jest już ponad 12 tysięcy osób, a do soboty Brytyjczykom udało się wywieźć z Afganistanu tylko 5725. Gazeta donosi też, że Brytyjczycy przedłużą ewakuację cywilów do piątku/soboty, choć pierwotnie miała się zakończyć we wtorek. To co wydarzy się w najbliższych dniach wydaje się dyplomatycznie zależeć od woli Talibów i ich – podobno nieznanych brytyjskich partnerom – warunków przedstawionych Amerykanom. Nieco dziwne w tej sytuacji wydaje się, że minister spraw wewnętrznych UK Priti Patel miała według Mail on Sunday postulować wpisanie Talibów na listę zakazanych organizacji terrorystycznych. W zależności od rozwoju sytuacji na wtorkowym wirtualnym szczycie G7 Johnson miałby też ewentualnie zaproponować sankcje na Talibów. W Times Radio odpowiedział na to były wicepremier David Lidington: „nie powinniśmy się z tym [karaniem Talibów] spieszyć, bo życie naszych obywateli i sojuszników ciągle leży w ich rękach”.

Test testów

W cieniu wydarzeń w Afganistanie Telegraph pisze, że w kraju nadal nie ma oficjalnej decyzji czy pod koniec września do obiegu wejdą tzw. paszporty covidowe, pozwalające na wstęp na liczniejsze wydarzenia i np. do klubów nocnych tylko osobom w pełni zaszczepionym. Jednocześnie rząd próbuje zrobić porządek z firmami oferującymi testy dla podróżnych. Ponad 50 z nich zostanie według SkyNews usuniętych z listy zaaprobowanych dostawców. 82 firmy otrzymały ostrzeżenia, bo zawyżały ceny lub nie wywiązywały się ze swoich zobowiązań. Rewizja listy akredytowanych firm ma się teraz odbywać częściej. Agencje piszą też, że od dziś osoby z pozytywnym wynikiem testu PCR mogą zostać poproszone o udział w pilotażowym programie badania przeciwciał u ozdrowieńców. Osiem tysięcy chorych na covid otrzyma do domu 2 testy na przeciwciała – jeden do wykonania natychmiast, drugi po 28 dniach.

Szkocki pakt

Choć do pełnego wejścia w życie paktu SNP i Zielonych potrzeba jeszcze zgody szeregowych członków Partii Zielonych, to niemal pewne jest, że przed 28 sierpnia poznamy skład nowego szkockiego rządu, w którym obok szkockich narodowców znajdzie się dwóch przedstawicieli Partii Zielonych. Jej wiceprzewodniczący mówił Channel 4, że jest szczęśliwy, że SNP przyjęło „zieloną” politykę przejścia na czystszą energię, a liderka SNP przyznała, że trzeba „przemyśleć” decyzję w sprawie kolejnych pól naftowych w Szkocji. Patrick Harvie wydawał się jednak uznać, że w Szkocji rządzonej przez duet SNP-Zieloni nie będzie tak gwałtownej rewolucji w polityce energetycznej jak zamykanie kopalni przez torysów w latach 80tych. Jeszcze bardziej ostrożne podszedł do tematu niepodległości, nie chcąc zdradzić co zrobi nieformalna kolacji Zielonych i SNP, jeśli rząd w Londynie zignoruje ich ustawę referendalną, której projekt ma wkrótce trafić pod obrady Holyrood.  

Nie pojedziesz

Krany w szkockich pubach są podobno o włos od wyschnięcia, bo brakuje kierowców ciężarówek dowożących piwo. I nie tylko. Dostawcy ostrzegają handlarzy przed brakiem niemal wszystkich towarów przed świętami, podnoszą też ceny. Powód: covid i brexit. Według grup reprezentujących handlowców i sektor transportowy, cytowanych przez BBC, w UK brakuje już 90 tysięcy kierowców ciężarówek, m. in. dlatego, że w ostatnich latach z UK wyjechało 25 tysięcy kierowców z unijnym obywatelstwem. Apelują – po raz kolejny – o tymczasowe wizy dla kierowców z UE, więcej testów pozwalających na pracę tym już zatrudnionym, a nawet o przedłużenie godzin pracy. O innym powiązanym drogowym problemie pisze Times, według którego w urzędach zalega ponad 200 tysięcy wniosków o odnowienie prawa jazdy, a opóźnienia dochodzą do 5 miesięcy.

Trudno wszystkich zadowolić – Rozmowa UKpoliticsPL z Agatą Gostyńską-Jakubowską

O tym dokąd zmierzają negocjacje UK i UE rozmawiamy z Agatą-Gostyńską Jakubowską

Agata Gostyńska-Jakubowska – polska ekspertka w dziedzinie integracji europejskiej, specjalizuje się w analizie procesu podejmowania decyzji w UE oraz zróżnicowanych formach integracji europejskiej, obecnie research fellow w londyńskim think-tanku Centre For European Reform (CER), wcześniej analityk w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych.

Jaki kierunek negocjacji z Wielką Brytanią przyjęła Unia Europejska?

Od decyzji Brytyjczyków o wystąpieniu z UE Unia ma w miarę spójne oczekiwania co do rozwodu. Wbrew temu, co często słyszymy w Londynie, Unia nie chce ukarać Wielkiej Brytanii za demokratyczną przecież decyzję jej obywateli. Wyjście Wielkiej Brytanii z Unii ma jednak potencjalnie fundamentalne konsekwencje dla obywateli UE mieszkających na Wyspach oraz dla procesu pokojowego w Irlandii Północnej. Decyzja o wyjściu z Unii wymaga również rozstrzygnięcia kwestii zobowiązań finansowych, które Londyn zaciągnął jako członek Unii. Nic więc dziwnego, że Bruksela chce uporać się z tymi kwestiami zanim przystąpi do rozmów o przyszłych relacjach z Wielką Brytanią.

Unia oczywiście chciałaby mieć jak najbliższe stosunki z Wielką Brytanią, ale wypracowanie modelu, który by wszystkich satysfakcjonował będzie trudne. Zespół negocjatorów Unii Europejskiej postawi najprawdopodobniej Wielką Brytanię przed wyborem: albo członkostwo w Europejskim Obszarze Gospodarczym, które brytyjskiemu rządowi będzie bardzo trudno wyjaśnić w kraju, albo ambitna umowa o wolnym handlu, uzupełniona o komponent polityczny i bezpieczeństwa. Bez większych koncesji – chociażby w kwestii swobody przepływu pracowników – Brytyjczykom trudno będzie wynegocjować porozumienie, które uwzględniałoby też handel usługami.

Czy jest szansa, że Wielka Brytania zechce pozostać w rynku wewnętrznym po wyjściu z Unii?

Wielka Brytania zostanie najprawdopodobniej w okresie przejściowym, tj. pomiędzy datą wyjścia tego kraju z Unii a zawarciem umowy o przyszłych relacjach w rynku wewnętrznym i w unii celnej.

Przez pewien czas sądziłam, że Partia Pracy mogłaby wywrzeć nacisk na Partię Konserwatywną, aby Wielka Brytania pozostała członkiem rynku wewnętrznego również po upływie okresu przejściowego. Rząd Theresy May jest rządem mniejszościowym. Wystarczyłoby, aby kilku proeuropejskich torysów poparło stanowisko laburzystów w tej kwestii.

Problem polega jednak na tym, że laburzyści nie mają klarownego stanowiska jak powinny wyglądać relacje Wielkiej Brytanii z Unią po wyjściu ich kraju z Unii i zakończeniu okresu przejściowego. Pamiętajmy, że wielu wyborców Partii Pracy zagłosowało za wyjściem z Unii. Posłowie nie będą się chcieli narażać swoim wyborcom promowaniem modelu, w którym Wielka Brytania w dużej mierze musiałaby dalej akceptować regulacje unijne, swobodę przepływu osób, jurysdykcję Trybunału (nawet jeśli miałby to być trybunał EFTA) oraz wpłacać do budżetu UE. W przeciwieństwie jednak do okresu członkostwa Wielka Brytania nie miałaby jednak wpływu na proces decyzyjny UE.

Dlatego trudno mi sobie wyobrazić na dzień dzisiejszy taki scenariusz.

Czy za pewnik trzeba uznać wprowadzenie przez Brytyjczyków systemu rejestracji obywateli UE?

Kwestia rejestracji obywateli UE po wyjściu Wielkiej Brytanii z UE zawsze wzbudzała pewien niepokój w Brukseli. Unia obawiała się, że system rejestracji będzie skomplikowany i będzie dawał możliwość większej kontroli tego, kto powinien zostać na Wyspach a kto powinien je opuścić. Unia stoi na stanowisku, że obywatele Unii, którzy przyjechali na Wyspy przed wyjściem tego kraju z Unii powinni w miarę możliwości korzystać z pełni dotychczasowych praw. Sama zaś procedura rejestracji obywateli, którzy przyjechali 5 lat przed wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii powinna być – zdaniem Unii Europejskiej – w miarę możliwości automatyczna. Wielka Brytania obiecuje uproszczony system rejestracji, ale doniesienia medialne, że ministerstwo spraw wewnętrznych (Home Office) wysyłało „przez pomyłkę” niektórym obywatelom UE – przebywających w Wielkiej Brytanii legalnie –pisma informujące, że powinni opuścić kraj, budzi niepokój Unii. Wydaje się, że negocjatorzy wciąż nie osiągnęli porozumienia chociażby w kwestii sprawdzania czy obywatel Unii był karany. Wielka Brytania chce bowiem mieć możliwość weryfikacji obywateli Unii przed przyznaniem im tzw. settled status.

Czyli dopóki nic nie jest podpisane, to nie można przyjmować brytyjskich planów i deklaracji za pewnik?

Osoba przezorna odpowie, że musimy poczekać na oficjalny tekst umowy o wyjściu z UE, żeby mieć 100 proc. pewność jak te kwestie zostały rozstrzygnięte. Natomiast ufam w tej kwestii zespołowi unijnych negocjatorów pod przywództwem Michela Barniera, i mam nadzieję, że to, z czym Wielka Brytania przychodzi do stołu negocjacyjnego jest już pewnym zobowiązaniem. Dziś jeszcze tylko politycznym, bo nie jest potwierdzone w umowie ratyfikowanej przez strony, ale trudno mi sobie wyobrazić, żeby Brytyjczycy wycofali się z tego zobowiązania politycznego.

Jakie są szanse na postęp negocjacji zgodnie z zaproponowanym przez UE harmonogramem, według którego do października 2018 strony powinny wypracować treść umowy o wyjściu, żeby można je było następnie ratyfikować przed planowaną na marzec 2019 datą Brexitu?

Pamiętajmy, że jeśli wszystkie państwa członkowskie (w tym Wielka Brytania) nie wyrażą zgody na przedłużenie okresu negocjacji to Wielka Brytania przestaje być członkiem UE z ostatnim dniem marca 2019, niezależnie od tego, czy stronom uda się zawrzeć porozumienie, czy nie. Póki co żadna ze stron nie sygnalizuje, że byłaby otwarta na przedłużenie negocjacji.

Jeśli Wielka Brytania i Unia chcą pokojowego rozwodu to niezbędne jest wypracowanie porozumienia w sprawie wyjścia najpóźniej do października lub listopada 2018. Trzeba bowiem założyć, że Parlament Europejski będzie potrzebował trochę czasu na ratyfikację finalnego tekstu umowy. I to nie chodzi nawet o to, że Parlament Europejski będzie chciał głęboko analizować tekst porozumienia – Michel Barnier jest bowiem w stałym kontakcie z przedstawicielami Parlamentu Europejskiego – ale Unia będzie potrzebowała kilku tygodni na przetłumaczenie tego tekstu na języki oficjalne Unii.

Strony muszą też jak najszybciej osiągnąć tzw. „znaczący postęp” w rozmowach rozwodowych, aby rozpocząć dyskusje na temat przyszłych relacji i okresu przejściowego. Wydaje mi się, że wciąż jest szansa na ogłoszenie znaczącego postępu w grudniu. Wymagać to będzie jednak po stronie Wielkiej Brytanii pewnych koncesji przede wszystkim w kwestiach finansowych.

Unia Europejska ma procedurę bliskich konsultacji między Parlamentem Europejskim a zespołem negocjacyjnym Komisji Europejskiej. A jak się układa współpraca między rządem a parlamentem krajowym w Wielkiej Brytanii?

W pewnym momencie parlament brytyjski uświadomił sobie, że Parlament Europejski ma większe kompetencje i prawo kontroli politycznej nad procesem Brexitu niż Westminster. I wtedy zaczął wywierać na rząd presję organizowania regularnych konsultacji. Do tej pory rząd był niechętny do angażowania parlamentu ponad niezbędne minimum, w tym ujawniania informacji parlamentarzystom nawet na zasadzie poufności. Rząd usprawiedliwiał się, że mogłoby to zaszkodzić negocjacjom. Ostatnio opozycja skorzystała z bardzo starej praktyki parlamentarnej i wymusiła na rządzie przekazanie parlamentowi wewnętrznych analiz skutków wyjścia Wielkiej Brytanii z UE na poszczególne sektory gospodarki brytyjskiej. Rząd zastanawia się obecnie w jakiej formie przekazać komisjom parlamentarnym tę informację.

To jest moim zdaniem bardzo ważny moment w relacjach pomiędzy parlamentem a rządem: parlament w końcu zaczyna korzystać ze swoich prerogatyw. Parlament brytyjski będzie, moim zdaniem, musiał zatwierdzić finalny tekst umowy czy to się podoba rządowi brytyjskiemu, czy nie. To daje mu więc prawo do wywierania pewnego nacisku na gabinet w kwestii kierunku jaki powinny przyjąć te negocjacje.

Czy jest szansa na zatrzymanie Brexitu?

Na zmianę stanowiska czy to Partii Konserwatywnej, czy Partii Pracy w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii mogłaby wpłynąć wyłącznie wyraźna zmiana nastrojów społecznych. Na dzień dzisiejszy jednak – choć gospodarka brytyjska zwolniła – obywatele Wielkiej Brytanii nadal są podzieleni w kwestii wyjścia ich kraju z Unii. Wielu z nich zagłosowałoby dokładnie w ten sam sposób, gdyby referendum odbyło się dzisiaj. Według badania przeprowadzonego przez telewizję Sky News w październiku ponad 70 procent respondentów uważa, że wyjście z Unii bez porozumienia jest lepsze dla Wielkiej Brytanii niż złe porozumienie z Unią. Dopóki nastroje społeczne nie ulegną zmianie to nie powinniśmy liczyć, że Laburzyści oraz Torysi zaczną mówić chociażby o możliwości przeprowadzenia drugiego referendum.

Polska jest skazana na UE, Wielka Brytania nie – Rozmowa UKpoliticsPL z Pawłem Świdlickim

Kasia Sobiepanek z „UKpolitics po polsku” rozmawia z Pawlem Swidlickim, ekspertem londyńskiego think tanku Open Europe i Brytyjczykiem polskiego pochodzenia, o nadchodzącym referendum europejskim w Wielkiej Brytanii, brytyjskich warunkach w negocjacjach z UE, brexicie, zasiłkach, imigracji i Polakach w UK oraz o relacjach polsko-brytyjskich po wyborach parlamentarnych w Polsce.

 TO EUROPA I WYDARZENIA W NIEJ WYMUSIŁY STRATEGIĘ CAMERONA

Kasia Sobiepanek, UKpolitics po polsku: Czego Cameron chce od Europy?

Paweł Swidlicki, Open Europe: Przede wszystkim chce spokojnego życia. On nie jest ideologiem, wie, że Wielka Brytania odnosi korzyści z członkostwa w Unii Europejskiej, ale akceptuje też koszty wynikające z członkostwa.

Więc skąd to całe zamieszanie z referendum w sprawie członkostwa UK w UE?

Myślę, że Unia nie byłaby dla Camerona aż tak ważna, gdyby nie wysoki stopień niezadowolenia Partii Konserwatywnej i społeczeństwa z obecnych relacji Brukseli i Londynu. Gdy w 2005r. Cameron został liderem Partii Konserwatywnej, twierdził, że zbyt dużo mówi się w UK o Europie, a za mało o rzeczach istotnych dla obywateli. Niestety, od tego czasu Europa doświadczyła m.in. zamieszania związanego z Traktatem lizbońskim, który wywołał duże zaniepokojenie w Wielkiej Brytanii. W UK Traktat lizboński został odebrany jak pogłębienie integracji, choć na to pogłębienie nie było zgody. Było obiecane referendum, ale do niego nie doszło. Ówczesny premier Gordon Brown po prostu podpisał traktat. Dlatego, gdy Cameron został premierem, musiał skoncentrować się na Europe bardziej niżby chciał. To raczej Europa i wydarzenia w niej wymusiły tę strategię.

Wiele osób chciałoby wiedzieć jak wygląda ta strategia…

Ogólnie wiemy co Cameron chce wywalczyć. Może nie w 100 proc., ale pewne rzeczy są bardziej konkretne niż się ludziom wydaje. Wiemy, że chce większych praw dla parlamentów narodowych, chce ograniczenie zasiłków dla imigrantów, chce bardziej przedsiębiorczej Europy i mniej regulacji w UE. Chce szybszego podpisywania umów handlowych z innymi częściami świata. Chce, żeby UK nie była pociągana do głębszej integracji, żeby relacje były oparte na wspólnym rynku nie na polityce. Chce, żeby państw spoza strefa euro nie były dyskryminowane, gdy strefa euro się będzie głębiej integrowane. Pytanie jak to wszystko zrealizować.

W Brukseli?

Chodzi bardziej o zebranie poparcia, woli politycznej w stolicach państw członkowskich. Jeszcze przed wyborami Cameron zaczął podróże po Europie. Chce tam zdobyć maksymalne polityczne wsparcie dla swoich pomysłów. Najpierw uzyskać zgodę na szersze cele, a potem dopiero wypełnić ten zarys szczegółami. W UE chyba podejście jest odwrotne. Brukseli brakuje szerszej politycznej perspektywy. Teraz Cameron będzie musiał sprecyzować czego chce. Dziś [rozmawiamy 15.10, gdy trwa spotkania szefów państw i rządów UE – przyp. redakcji] premier zapowiedział, że na początku listopada przedstawi bardziej szczegółowe propozycje.

Zapowiadał to także przed wyborami.

Tak, on w gruncie rzeczy uważa, że już coś przedstawił. Te cztery „buckets”, jak nazwał je minister Hammond [cztery obszary renegocjacji: konkurencyjność, suwerenność, sprawiedliwość i migracje]. Szczegóły były też w manifeście wyborczym. Reformy dostępu do zasiłków zostały tam precyzyjne określone. Argumentacja, że nikt nie wie czego Cameron chce, to raczej przejaw złośliwości, także ze strony jego przeciwników w Wielkiej Brytanii.

KONSERWATYŚCI SĄ ŚWIADOMI, ŻE EUROPA JUŻ RAZ DOPROWADZIŁA ICH DO KLĘSKI

Jak silne są w tej chwili antyunijne sentymenty w Partii Konserwatywnej?

Sam przejrzałam wypowiedzi publiczne 330 konserwatystów i według tych badań większość posłów konserwatywnych jest za Brexitem. Zdecydowanie za pozostaniem opowiada się tylko 14 posłów, skłaniających się do pozostania jest 44. Z drugiej strony 22 jest zdecydowanych głosować przeciw członkostwu, a 47 raczej będzie głosować przeciw. Między nimi jest duża grupa niezdecydowanych (203 posłów). Może zrobią, co im powie Cameron, może o ich ostatecznym zdaniu zadecyduje inny czynnik.

Konserwatyści nie spodziewali się raczej, że będą rządzić samodzielnie. Pamiętają jednak – nawet ci najwięksi eurosceptycy – dlaczego ich partia rozleciała się w latach 90-tych. Są świadomi, że nie można zbyt pogłębiać podziałów wewnątrz partii. Będę się więc trzymać razem. Dlatego partia – jako organizacja – będzie przed referendum neutralna.

Cameron zapowiedział, że nie będzie się ubiegał o trzecią kadencję na Downing Street – czy Europa jest istotnym elementem wewnątrzpartyjnej rozgrywki o przyszłe przywództwo?

Tak, Boris [Johnson] jest jeszcze niezdecydowany, czy będzie za wyjściem, czy za pozostaniem. Puszcza oko w obie strony. Theresa May przyjęła twarde stanowisko wobec imigracji. George Osborne oczywiście będzie odgrywał kluczową rolę w procesie renegocjacji, więc on jest przywiązany do tego projektu. May jest także częściowo zaangażowana w renegocjacje, choć jest bardziej eurosceptyczna. Boris natomiast ma większą swobodę, bo jest poza radą ministrów.

Czy Boris Johnson jest poważnym kandydatem do szefowania partii?

To jest dobre pytanie. Często mu się je zadaje. A niektórzy kiedyś pytali, jak w ogóle może zostać burmistrzem Londynu [śmiech]. Na pewno będzie kandydatem. Jeśli efekty negocjacji nie będą wystarczające dla eurosceptyków, to może stać się figurehead – czołową postacią – reprezentującą eurosceptyków. Większość z nich nie jest zbyt przekonująca dla opinii publicznej, a Boris ma taki mainstream appeal. Gdyby poparł brexit, to byłby istotny głos.

Jakie stanowisko przyjmie Cameron przed referendum?

Renegocjacja musiałaby skończyć się kompletną katastrofą, żeby Cameron opowiedział się za wyjściem z UE. Teoretycznie to możliwie, ale myślę, że coś dostanie od Europy i zarekomenduje pozostanie w Unii. To będzie bardzo ważne. Ludzie go nie kochają, ale ma pewien poziom zaufania. Wierzą, że jest stabilny i kompetentny, wiec jego wiarygodność może „zrobić różnicę” w referendum.

POLSKA JEST SKAZANA NA UNIĘ, WIELKA BRYTANIA NIE

Jak wyglądają obecnie stosunki polsko-brytyjskie?

Są na pewno bardzo skomplikowane. Jako Brytyjczyk pochodzenia polskiego uważam, że oba kraje wiele łączy, na przykład z perspektywy historycznej. Jesteśmy proatlantyccy, mamy podobne obawy wobec Rosji. Z perspektyw polityki zagranicznej jest wiele wspólnych elementów.

Jeśli chodzi o stosunek do Unii Europejskiej, polskie społeczeństwo jest eurosceptyczne, ale zdaje sobie też sprawę, że Polska jest skazana na Unię Europejską. Nie wiem co Unia musiałby zrobić, żeby Polacy chcieli z niej wyjść. A Wielka Brytania na Europę nie jest skazana. Myślę, że ewentualne wyjście z UE byłoby bolesne i ponieślibyśmy krótkoterminowe straty,ale tonie byłoby apokaliptyczne wydarzenie. Jakoś byśmy sobie dali radę.

Jest jeszcze kwestia Polaków na Wyspach.

Cala debata imigracyjna, stanowisko wobec przepływu osób w UE, to nas bardzo różni. Ironią jest jednak to, że jeśli patrzymy na imigrację abstrakcyjnie, to stosunek do niej jest chyba gorszy w Polsce. Pokazała to na przykład debata na temat uchodźców. A co gdyby do Polski płynął choćby ułamek ludności rokrocznie nadciągającej do UK?

Na Wyspach słowo „imigracja” często stosuje się wymiennie ze słowem „Polacy”.

Tak, Polacy są największą grupą, więc, gdy mówi się o imigrantach, to od razu myśli się o Polakach. Bardzo źle się stało, że Polacy w Wielkiej Brytanii stali się takim skrótem myślowym. To bardzo niefortunne, bo daje Polakom poczucie, że ta debata dotyczy bezpośrednio ich, a nie zjawiska imigracji. Jednak, choć wiem, że niektórzy mieli z powodu swojej narodowości problemy na przykład na ulicy, to ogólnie Polakom żyje się w Wielkiej Brytanii raczej dobrze i cieszą się szacunkiem.

BEZ REFORMY SWOBODNEGO PRZEPŁYWU OSÓB W UE WZRASTA RYZYKO BREXITU

Wśród spraw, które UK chce renegocjować z Europą, Polaków na Wyspach najbardziej emocjonuje kwestia zasiłków, nawet jeśli to nie jest tak istotna kwestia jak nam się wydaje…

Zasiłki to bardzo ważna, wręcz kluczowa, kwestia dla strony brytyjskiej. Obietnica zmian była zapisana m.in. w manifeście wyborczym Partii Konserwatywnej. Ze strony Unii Europejskiej często pada błędny argument, że nie można nic w tej sprawie zrobić, bo to wbrew europejskiemu prawu. My to wiemy, dlatego Cameron chce zmienić unijne prawo. Rozumiem, czemu propozycja zmian może się nie podobać, ale ona się broni merytorycznie. Choć być może tu jestem trochę stronniczy, bo Open Europe pomógł tę propozycję wypracować.

Jean-Claude Piris, były dyrektor służby prawnej przy Radzie Unii Europejskiej i bardzo wpływowa postać w Brukseli, mówi, że brytyjska propozycja oznacza dyskryminację obywateli innych państw UE.

Według Wielkiej Brytanii ograniczenie dostępu do pomocy społecznej dla nowych imigrantów z UE nie jest ograniczaniem przepływu osób we wspólnocie. To ta sama zasada, którą stosujemy teraz np. w przypadku osób bezrobotnych. Już teraz jadąc do innego kraju, automatycznie nie kwalifikujesz się do pobierania zasiłku dla bezrobotnych. Musisz najpierw być pracownikiem. Tę zasadę musimy trochę rozszerzyć. Prawo do przemieszczania i szukania pracy w innych krajach UE pozostanie jednak bez zmian.

Więc nie będzie dyskryminacji?

Musimy podkreślić, że Wielkiej Brytanii nie chodzi o dyskryminację. W ogóle nie lubię tego słowa w tym kontekście, wolę raczej mówić o „differential treatement” [zróżnicowane traktowanie]. Jak już jednak powiedziałem: rozumiem argumenty przeciwne. Jeśli jednak Cameron się uprze, to być może uda mu się przeforsować zmiany. Jak nie, to wtedy powstanie duży problem, bo bez zmiany zasad swobodnego przepływu osób, będzie bardzo trudno Wielkiej Brytanii zostać w UE. Nie przesadzam. Bez tego ryzyko Brexitu naprawdę wzrasta. W sondażach odsetek ludzi za wyjściem i za pozostaniem jest w równowadze. Ale jeśli pyta się o ich stosunek do UE, jeśli w obecnych zasadach swobodnego przepływu osób nic się nie zmieni, to wielu respondentów opowiada się za Brexitem.

Czyli z jednej strony Wielka Brytania nie chce ograniczyć swobodnego przepływu osób, a z drugiej… musi to być tak nazwane, bo inaczej Brytyjczycy zagłosują za Brexitem?

Jeśli Cameronowi uda się coś wynegocjować, to na pewno będzie to inaczej „sprzedane” w Wielkiej Brytanii, a inaczej wytłumaczone w Europie. Rozmawiając z przywódcami w Europie, Cameron powinien podkreślać, że to nie jest ograniczanie. Wielkiej Brytanii chodzi przede wszystkim o to, żeby przepływ osób był sprawiedliwy. Natomiast na pewno będzie pokusa, żeby krajowym mediom „sprzedać” wynegocjowane zmiany pod szyldem ograniczenia imigracji. Najpierw trzeba jednak cos wynegocjować, a potem dopiero to nazywać.

POLACY NA WYSPACH NIE SĄ AKTYWNI POLITYCZNIE

Na Wyspach mieszka kilkaset tysięcy Polaków, czy interesują się tym jak zmieni się ich status po referendum?

Niedawno odbyła się tu taka akcja oddawania krwi. To była reakcja na negatywną atmosferę w debacie imigracyjnej. Ale z drugiej strony myślę, że większość Polaków nie jest zaangażowana politycznie. Są świadomi debaty, ale ma ona teraz mały wpływ na ich życie. Może to się zmieni jak referendum będzie bliżej. Wiem, że więcej Polaków stara się teraz o obywatelstwo brytyjskie, ale to jednak względnie nadal mała grupa w porównaniu do innych nacji. W tej chwili obywatelstwo europejskie daje praktycznie równe uprawnienia co obywatelstwo brytyjskie. Oczywiście poza prawem głosu.

A co się stanie z Polakami, jeśli Wielka Brytania wyjdzie z Unii?

Ludzie, którzy są tu leganie, zostaną. Nie wyobrażam sobie czegoś w rodzaju wysiedlenia. Na 90 proc nie zostaną też wprowadzone wizy, więc rodziny będę mogły przyjechać bez problemu. Ale podjęcie pracy będzie już wymagało zdobycia zezwolenia na pracę w Wielkiej Brytanii. Otwartym pytaniem pozostaje na przykład, co się stanie z ludźmi, którzy mieszkają teraz w UK, ale wyjadą na kilka lat i potem będą chcieli wrócić.

Ta grupa Polaków starających się o obywatelstwo to przyszli wyborcy. Czy brytyjskie partie wychodzą do nich z jakimiś propozycjami?

Nie na szczeblu partyjnym, raczej poszczególni posłowie. Nadal istnieją grupy „przyjaciół Polski” w poszczególnych partiach, ale może teraz posłowie maja mniej czasu, żeby aktywnie się w nie angażować. Może kiedyś bardziej wyjdą do Polonii. Póki co debata jest bardziej skierowana do brytyjskich wyborców. Nie zapominajmy też, że w referendum będą mogli głosować także obywatele Wspólnoty Brytyjskiej i oczywiście Irlandczycy, Cypryjczycy i Maltańczycy, a to jest w sumie parę milionów ludzi. To może być bardzo istotna grupa wyborców. Uwaga jest teraz jednak skoncentrowana na pytaniu czy 16- i 17-latkowe powinni mieć prawo głosu.

POLSKI RZĄD POWINIEN ROZWAŻYĆ KOMPROMIS, JEŚI ZALEŻY MU NA UTRZYMANIU WIELKIEJ BRYTANII W UNII

Jak ułożą się stosunki Londynu z nowym rządem w Warszawie?

Na pewno w pewnych kwestiach rządowi PiS-u bliżej do polityki europejskiej Camerona niż byłemu rządowi PO-PSL. Na przykład w sprawie stosunku do przyjęcia euro, dalszej integracji politycznej, czy stosunku do Rosji, choć w tym ostatnim pewnie niewiele się zmieni.

Polityka klimatyczna na pewno widziana jest inaczej przez konserwatystów i inaczej przez PiS. Konserwatyści są w tej kwestii podzieleni, ale nie są tak sceptyczni jak PiS. Ciekawe jest natomiast to, że te partie mają zupełnie różne poglądy ekonomiczne. Konserwatyści chcą liberalizować gospodarkę, nie wiem jak to się będzie podobało PiS-owi. Choć forum europejskie może nie będzie tu polem do scysji, bo plany PiS-u chyba nie wychodzą poza Polskę.

Między PiS-em i konserwatystami widać też duże różnice ideologiczne. Na przykład Cameron podkreślał, że brytyjska demokracja łączy ludzi różnych kultur religii i ras. Tymczasem PiS bardzo ostro wypowiadał się o imigrantach-muzułmanach. Na marginesie przecież szefem ich frakcji w europarlamencie jest muzułmanin. Poza tym konserwatyści poparli i wprowadzili w Wielkiej Brytanii ustawę o małżeństwach homoseksualnych. W polityce europejskiej te różne wizje nie będą się zderzały, ale to jednak nie powinien być duży problem. Cameron nie powie przecież, że powinna powstać europejska dyrektywa o małżeństwach homoseksualnych, bo to sprawa krajowa.

A kwestia imigrantów?

Chyba nie będzie dużej różnicy w porównaniu do rządu PO. PiS bardzo krytycznie odniósł się do pierwszych propozycji Camerona i ich nastawienie pewnie się nie zmieniło. Jeśli jednak zależy im na utrzymaniu Wielkiej Brytanii w Unii, to powinni rozważyć jakiś kompromis. Skoro sami grają mocno kartą imigracyjną, to powinni zrozumieć skąd wypływa polityka Camerona.