Wpisy

Śniadanie Brytyjskie: poranny przegląd prasy 27 lipca 2020

Gotowi na nowy tydzień? Oto nasza porcja informacji do śniadania.

Koronawirus psuje wakacyjne plany

„Nie rozumieliśmy wirusa tak jak byśmy chcieli w pierwszych tygodniach i miesiącach pandemii” – przyznał Boris Johnson w wywiadzie dla BBC – „Myślę, że na początku nie pojmowaliśmy skali transmisji od osób bez symptomów”. Tymczasem koronawirus nie ustępuje. Turyści powracający z Hiszpanii będą musieli poddać się obowiązkowej 14-dniowej kwarantannie – prawo weszło w życie zaledwie 6 godzin od ogłoszenia. Niewykluczone, że z listy krajów zwolnionych z kwarantanny znikną także Niemcy i Belgia oraz każde inne państwo, które zanotuje wzrost przypadków Covid-19.

Rząd wzywa pracodawców do umożliwienia pracownikom na kwarantannie pracy z domu, gwarancji jednak nie daje. Odwołane wyjazdy to kolejne problemy finansowe biur podroży i linii lotniczych.

UK woli Bidena – Times

Nikt nie chce się przyznać, ale brytyjski rząd wolałby, żeby Donald Trump przegrał jesienne wybory prezydenckie – pisze Tim Shipman w Timesie. Boris Johnson czuł się bardzo niekomfortowo, gdy USA naciskały na usunięcie Huawei z UK, szczególnie podczas gorącej rozmowy telefonicznej z Trumpem w lutym. No 10 ucisza też minister Liz Truss, która przewodzi negocjacjom handlowym z USA. Już wiadomo, że umowy handlowej przed wyborami nie będzie. Na No 10 liczą, że Biden w razie zwycięstwa zbuduje koalicję przeciw Chinom w ONZ, a oba kraje – USA i UK – będą mogły dołączyć do transpacyficznego bloku handlowego CPTPP. Wiadomo, że brytyjscy oficjalne po cichu budują relacje z obozem Bidena, a obóz Bidena rozmawia z brytyjskimi posłami np. z szefem komisji spraw zagranicznych Tomem Tugendhatem.

Torysi już walczą w wyborach 2021

Rząd bardzo poważnie podchodzi do planowanych na wiosnę wyborów regionalnych do szkockiego parlamentu. Times relacjonuje próby odbudowania mostów z byłą liderka torysów w Szkocji Ruth Davidson. Wyborczy strateg torysów Isaac Levedo miał we wtorek namawiać ministrów do częstszych odwiedzin Szkocji i podkreślania jedności Zjednoczonego Królestwa.

Torysi są najwyraźniej na etapie poszukiwania sojuszników w Szkocji. W Telegraphie Daniel Hannan pisze o elementach spalających Zjednoczone Królestwo i wyższości wspólnych wartości patriotycznych nad argumentami gospodarczymi w kontekście (niepopierania) nowego referendum niepodległościowego.

W wiosennych wyborach temat powtórzenia referendom niepodległościowego będzie prawdopodobnie główną osią sporu SNP i torysów. Znacząca wygrana szkockich nacjonalistów da im moralne i polityczne prawo ubiegania się o powtórkę z 2014r. Z prawnego punktu widzenia nie jest to jednak ani proste, ani pewne, bo zgodę musi wydać brytyjski rząd.

Cień Kremla

Nie milkną echa rosyjskiego raportu. Home Office ma według Mail on Sunday jesienią opublikować plany nowej „ustawy szpiegowskiej”, która zmuszałaby do rejestracji pracowników obcych agencji wywiadowczych przybywających do UK i innych osób pracujących na zlecenie obcych rządów.

Times tymczasem krytycznie pisze o grudniowej wizycie lordów Waverley’ego, Balfe’a i Browne’a w Moskwie i ich finansowych koneksjach i prorosyjskich interwencjach. W przeciwieństwie do posłów lordowie nie muszą rejestrować dotacji z zewnątrz. To także ma się wkrótce zmienić.

Jeśli ktoś nie chce czytać całej książki Luke’a Hardinga, w Guardianie jest skrót historii rosyjsko-torysowskich przyjaźni z oligarchami i prób zacieśniania więzi przez Moskwę w ostatnich 10 latach.

Brexit – na kłopoty, Merkel

David Frost miał powiedzieć posłom Partii Konserwatywnej, że UK jest na drodze do osiągnięcia 60% ze swoich priorytetów w negocjacjach nowej umowy handlowej z UE. Według Timesa w UK wieczne żywe jest przekonanie, że po uzgodnieniu budżetu UE Angela Merkel skupi się na umowie z UK. „Porozumienie we wrześniu jest absolutnie możliwe” – twierdzi jeden z brytyjskich negocjatorów. Dzień wcześniej Guardian donosił jednak, że Merkel apeluje do UK o większy realizm w sprawie nowej umowy handlowej.

Partyjna kasa nie wytrzyma?

Według the Observer odcięcie się od przeszłości może drogo kosztować labourzystów. Prawnicy ostrzegają, że partię czekają wydatki rzędu milionów, jeśli nie dogada się poza sądem w sprawach cywilnych przeciwko niej związanych z kryzysami pod wodzą Corbyna.

Przyszły premier UK będzie brexitowcem – Rozmowa UKpoliticsPL z Pawłem Świdlickim

O przyszłości premier Theresy May i umowy brexitu rozmawiamy z Pawłem Świdlickim.

Kto jest największym wrogiem Theresy May: Unia Europejska, brexitowcy, czy remainersi?

Unia nie tyle jest wrogiem, co twardym oponentem, ale nie myśli w kategoriach pokonania brytyjskiej premier. Najpoważniejszych wrogów premier May ma teraz oczywiście w opozycji, ale wewnątrz własnej partii też nie wszyscy jej sprzyjają. To głównie ludzie, którzy nie lubią jej osobiście, albo uważają, że przestała być wiarygodnym przywódcą. Na razie nie jest to nastawienie ideologiczne, wśród nadal ją popierających są zarówno osoby ze strony leave, jak i remain, i to nie jest tak, że jedna z tych frakcji chce ją wypchnąć z urzędu. Jednak, gdy May będzie zmuszona sprecyzować stanowisko w sprawie przyszłych związków UK i UE, wtedy o zachowanie poparcia obu stron będzie jej ciężko. Oczywiście wychodzimy z UE, ale o ile nie ziści się jej teoretyczny model, w którym UK ma większy dostęp do wspólnego rynku niż Kanada, a więcej kontroli niż ma Norwegia, to będzie musiała opowiedzieć się po którejś ze stron. W tym momencie ci twardzi brexitowcy, którzy do tej pory ją popierali i nawet gotowi byli pójść na kompromis, jeśli chodzi o okres przejściowy, mogą się od niej odwrócić.

A kto w tym układzie jest jej przyjacielem?

Na pewno Damian Green, który jest de facto teraz wicepremierem. Jest też Gavin Barwell, jej chief of staff, a po stronie brexitowskiej Chris Grayling. May ma też poparcie Ruth Davidson w Szkocji. Problem w tym, że May nigdy nie miała swojego obozu. May ma w tej chwili nie tyle poparcie osobiste, co konserwatyści po prostu nie widzą na jej miejsce lepszej osoby. Myślą, że gdyby się jej pozbyli, to będą kolejne wybory, który wygra Jeremy Corbyn, więc konserwatyści popierają ją ze względów strategicznych, bo nie ma lepszej opcji.

Czy UK siada do stołu negocjacyjnego z własną wizją Brexitu?

Między innymi, dlatego negocjacje są takie trudne, że nie ma wspólnej wizji. Decyzje podejmowane są pod zewnętrzną presją, a nie, dlatego, że panuje wewnętrzna zgoda.

A Patia Pracy ma spójną, wspólną wizję Brexitu?

Też nie ma, ale myślę, że w Partii Pracy problem jest innej rangi, tam jest poparcie bliższych związków z Unią Europejską. To nie może być opcja norweska, dlatego, że zbyt wiele labourzystowskich okręgów, głosowało za leave, więc trzeba z tego powodu ograniczyć swobodny przepływ osób, ale nastawienie Labour do Brexitu nie jest takie emocjonalne. Dla nich to nie jest sprawa życia i śmierci jak dla konserwatystów.

Theresa May jest tymczasowym premierem, ale co dalej?

Jej największym atutem jest to, że nie ma oczywistego następcy, który mógłby zjednoczyć partię. Przekonanie, że jej odejście oznacza wybory i zwycięstwo Corbyna trzyma ją na stanowisku. Jeśli utrzyma się przy władzy tak długo, to w maju będę wybory lokalne, szczególnie gminne w Londynie, i myślę, że Partia Konserwatywna straci wtedy wiele, wiele mandatów. To może być ten kolejny moment, gdy pojawią się pytania czy Theresa May powinna odejść, o ile oczywiście nie odejdzie wcześniej.

Czy Boris Johnson zostanie kiedyś premierem?

Obawiam się, że nie, ale po tym, co się wydarzyło w ostatnich paru latach staram się nie być zbyt kategoryczny. Myślę, że Boris Johnson ma za płytkie poparcie wśród konserwatywnych parlamentarzystów, ale to oczywiście może się zmienić. Przyszły lider Partii Konserwatywnej będzie raczej brexitowcem, ale bardziej prawdopodobne, że to będzie na przykład Dominic Raab, czy James Cleverly, ludzie, którzy już mają doświadczenie, ale są przedstawicielami innego pokolenia.

W parlamencie utknęła ustawa o wystąpieniu z Unii Europejskiej (EU Withdrawal Bill). Debatę nad nią po zgłoszeniu poprawek zawieszono na dwa tygodnie. Dlaczego?

Ta ustawa jest związana z planem przeniesienie regulacji z prawa unijnego do brytyjskiego, żeby w dniu brexitu, gdy prawo unijne przestanie obowiązywać w UK, nie powstały luki prawne i chaos. Transfer przepisów unijnych na grunt brytyjski wymaga bardzo licznych zmian w ustawach i dlatego rząd chce nadać sobie nowe uprawnienia na podstawi tzw. klauzuli Henryka VIII. Jednym z największych wynikających stąd problemem są relacje między Londynem, a władzami regionalnymi w Szkocji, Walii i Irlandii Północnej, bo Londyn chce tej władzy dla siebie. Dodatkowe utrudnienie to fakt, że Irlandia Północna nie może wyłonić od dłuższego czasu rządu i nie wiemy jak to się skończy. Jest wystarczająco dużo potencjalnych rebeliantów w Partii Konserwatywnej, którzy nie chcą dać rządowi tej dodatkowej, niekontrolowanej władzy nad zmianami w ustawach. Ci rebelianci, co ciekawe, przejęli teraz argument podnoszony przed unijnym referendum przez zwolenników brexitu, mianowicie, że wystąpienie z UE jest konieczne, żeby to brytyjscy parlamentarzyści, nie rząd, zyskali więcej uprawnień. Rząd opóźnia więc dyskusję nad ustawą i stara się szukać jakiegoś kreatywnego rozwiązania, które jednocześnie uśmierzy obawy tych parlamentarzystów i pozwoli rządowi nabyć nowe uprawnienia.

Mówiło się, że głównym organizatorem rebeliantów w Izbie Gmin był eurosceptyk Steve Baker, który podczas ostatniej rekonstrukcji trafił do rządu May i ministerstwa do spraw brexitu. Kto jest teraz takim mózgiem rebeliantów?

Teraz rebelianci są głównie po drugiej stronie. To Dominic Grieve, który zgłosił poprawki do ustawy, Anna Soubry, czy Nicky Morgan. To są rebelianci pro-remain, którzy chcą utrzymać rząd na krótkiej smyczy. Raczej nie zablokują tej ustawy, ale mogą ją opóźnić i zmienić. Już nawet samo zgłoszenie poprawek spowodowało dwutygodniowe opóźnienie.

Jak oceniasz przebieg ostatniego szczytu Rady Europejskiej dla May?

Unia Europejska rzuciła jej linę ratunkową. Brytyjska premier dobrze użyła swojej największej słabości – czyli chwiejnej pozycji w kraju – do przekonania unijnych liderów, że brak postępu w rozmowach przybliży usunięcie jej ze stanowiska i zastąpienie którymś z twardych brexitowców. To właściwie było pewne, że May nie dostanie dokładnie tego, czego chciała i że wszystko, na co mogła liczyć, to pozytywny, łagodny ton. Jednak w tej sytuacji jej dużym sukcesem było przyznanie w konkluzjach, że Unia rozpocznie wewnętrzne rozmowy na temat przyszłych relacji handlowych. To poza kwestią polityczną także bardzo dobry znak dla firm, bo sygnalizuje, że rozmowy toczą się zgodnie z zakładanym harmonogramem i jest szansa na rozpoczęcie drugiej fazy negocjacji po grudniowym szczycie Rady Europejskiej. Firmy potrzebują tej pewności i stabilności w dłuższej perspektywie czasowej – gdyby ze szczytu przypłynęły złe sygnały, firmy musiałby zacząć planować scenariusze działań na wypadek braku porozumienia i nagłego zerwania relacji brytyjsko-unijnych w dniu brexitu, czyli w marcu 2019.  Unia nie jest jednak po to, żeby utrudniać, czy ułatwiać życie brytyjskiej premier. Po stronie unijnej zasiadają profesjonalni negocjatorzy z ogromnym doświadczeniem, Oni nie chcą nikogo ukarać. Tylko chcą prowadzić negocjacje na swoich warunkach. Problem z Wielką Brytania polega na tym, że liderzy Partii Konserwatywnej od lat zbyt szybko szli na kompromisy z eurosceptykami. Teraz w pewnym momencie May będzie musiała powiedzieć im „nie”. Swoją cenę zapłaci też w Brukseli. Zgodnie z oświadczeniem jej rzecznika przemówienie we Florencji nie było jeszcze „ostatnim słowem” na temat tego ile Wielka Brytania zapłaci Unii w ramach rachunku rozwodowego, a to oznacza, że jest gotowa zapłacić więcej.

Jak rysuje się sprawa porozumienia ws praw obywateli UE w UK?

Widać kompromis. Kilka spraw pozostaje nierozwiązanych, ale myślę, że da się je wszystkie załatwić. May niedawno wystosowała list do obywateli UE – na marginesie, powinna była to zrobić rok temu – i napisała w nim, że chce, żeby ci ludzie tu zostali, zapewniła, że wnioskowanie o „settled status” będzie łatwe i tanie, że nie będzie trzeba mieć Comprehnesive Sickness Insurance, że osoby, które mają już PR będą mogły bezpośrednio ubiegać się o settled status, David Davis powiedział też w rozmowie z Jakubem Krupą z PAP, że zmiany w prawie do łączenia rodzin obywateli UE wynikają z tego, że ich przedłużenie po wyjściu z Unii Europejskiej „dałoby trzem milionom obywateli UE prawa, których nie mają nawet sami Brytyjczycy”. Jest oczywiście problem z rolą trybunału sprawiedliwości, ale brytyjski rząd też poszedł trochę na kompromis we Florencji, mówiąc, że wydając postanowienia brytyjskie sądy będą uwzględniać decyzje trybunału.

Czy jest szansa na podpisanie dokumentu gwarantującego prawa obywateli oddzielnie od tych jeszcze długich negocjacji w innych w kwestiach?

Raczej nie będzie podpisane takie osobne porozumienie. W tej chwili mówi się o podpisaniu całego porozumienia o wystąpieniu z UK z UE, ale myślę, że mogą zasygnalizować, że ten rozdział jest zamknięty. Premier May powiedziała jednak, że nawet, jeśli nie będzie ostatecznego, szerszego porozumienia UK-EU, to i tak prawa obywateli UE będą zagwarantowane.

Co będzie się działo w brytyjskiej polityce w najbliższych miesiącach?

Warto obserwować sytuację gospodarczą. Gospodarka nie jest w zbyt dobrym stanie, z jednej strony nadal rośnie, bezrobocie utrzymuje się na niskim poziomie, ale zarobki idą w dół. Trochę tak jak w Polsce, sytuacja gospodarcza niby była dobra, ale ludzie chcieli zmiany. Także tutaj nie czuje się wzrastającego poziomu dobrobytu.

A w kwestii negocjacji z UE wyjaśni się zapewne sprawa upartego trwania rządu brytyjskiego przy stwierdzeniu, że w ciągu najbliższych 17 miesięcy musi wypracować zarówno porozumienie o wyjściu, jak i nowe porozumienie handlowe.Uważam, że w najbliższych miesiącach stanie się jasne, że tego zrobić się nie da, więc albo rząd zmieni stanowisko i przyzna, że umowa handlowa nie będzie gotowa i negocjacje przesuną się na okres przejściowy albo zacznie negocjować osobne porozumienia w ważnych kwestiach, jak np. przewozy lotnicze, przepływ danych, kontrole techniczne na granicach, żeby złagodzić efekty „no deal’.

Rozmawiała w Londynie Kasia Sobiepanek

Paweł Swidlicki, ekspert ds. polityki brytyjskie obecnie pracuje jako analityk ds. Brexitu w londyńskiej firmie Edelman. Poprzednio zajmował się szeregiem kwestii związanych z członkostwem Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej i polityką europejską w think-tanku Open Europe. Paweł jest Brytyjczykiem polskiego pochodzenia.