Wpisy

U-turn: Przyspieszone wybory parlamentarne w Wielkiej Brytanii

U-turn: mini-analiza możliwości zorganizowania w Wielkiej Brytanii przyspieszonych wyborów parlamentarnych.

Po przeprowadzeniu przez Borisa Johnsona rekonstrukcji rządu we wrześniu 2021 Telegraph ujawnił, że nowy przewodniczący Partii Konserwatywnej Oliver Dowden powiedział pracownikom CCHQ, żeby szykowali się do wyborów za 20 miesięcy.

Ostatnie wybory parlamentarne odbyły się rok i 10 miesięcy wcześniej. Przyniosły nowemu liderowi Partii Konserwatywnej Borisowi Johnsonowi 80-mandatową przewagę. Kolejne wybory planowane są na maj 2024 roku, czyli za 2 lata i 7 miesięcy. Czemu miałby odbyć się wcześniej?

Najważniejszy argument przeciw przyspieszonym wyborom w przyszłym roku to spodziewany spadek poparcia torysów, który czasem przebija się w sondażach. „Spodziewany”, bo media piszą już o „Winter of Discontent„, którą sygnalizują: problemy z produkcją/przechowywaniem/dostawami żywności, brak rąk do pracy w wielu sektorach, panika na stacjach benzynowych, rosnące ceny energii, rosnąc podatki, cięcia dopłat do świadczeń Universal Credit, zimowy kryzys w NHS itd.

Spadek poparcia wywołany informacją o planowanej podwyżce składki na ubezpieczenie.

Poza oceną ad hoc, wybory oznaczałyby też rozliczenie dotychczasowych rządów Johnsona. Choć pandemia podzieliła się z brexitem odpowiedzialnością za negatywne skutki wystąpienia z UE, to jednocześnie przyćmiła efekt hasła: „Get Brexit done”. Otwarte pozostaje pytanie jak opinia publiczna oceniłaby teraz zasadność decyzji rządu z początków pandemii.

Ponadto przyspieszone wybory trzeba uzasadnić, szczególnie jeśli ma się w Izbie Gmin bezprecedensową większość 80 mandatów. Wyborcy nie lubią przyspieszania wyborów, mówi się o „zmęczeniu polityką” po brexicie. Tak jak w 2017 mogłoby się okazać, że wybory „ukarzą” przy urnach, tych którzy ich tam zbyt szybko wysłali.

To powiedziawszy, kryzysy mijają, nastroje społeczne się zmieniają, sondażowe wyniki torysów, jak na środek kadencji, są niezłe, manipulacje polityczne i socjotechniczne zaś bywają skuteczne.

(PA Graphics)
Źródło: PA/ https://www.wimbledonguardian.co.uk/news/national/19606841.labour-sets-plans-support-high-street-firms-taxing-online-giants/

Jedyny twardy dowód przeciw teorii o przyspieszonych wyborach to jak się wydaje brak przygotowań w Partii Konserwatywnej: Oliver Dowden mówił o 20 miesiącach, a spodziewana nie prędzej niż pod koniec 2023r. reforma okręgów wyborczych ma sprzyjać torysom i Sebastian Payne z FT pisze, że kandydaci przygotowywani są pod nowe okręgi.

Śladów przygotowań do wyborów próżno było szukać na konwencji torysów 2021 w Manchestrze. Nie było temu poświęcone ani jedno wydarzenie. W otoczeniu graficznym z poprzedniej kampanii odnosiło się raczej wrażenie, że torysi dopiero świętują sukces grudnia 2019. Po konwencji Mirror sugerował, że wybory mogą odbyć się w 2023. Była doradczyni Johnsona, Nikki da Costa w Telegraphie zaś pisała, że roztropnie byłoby być gotowym do jesieni 2023.

O tym, że wyborów się na razie nie spodziewa mówił nam także David Lidington. To że wyborów na razie nie będzie to dość powszechna opinia wśród torysów: „Pandemia opóźniła wszystkie krajowe programy i pogmatwała plany budżetowe. Nawet w przypadku wyborów w 2024 Boris Johnson ma mało czasu, żeby pokazać wyborcom Red Wall rezultaty levelling-up, a nie nowe obietnice…  No 10 wie, że to są głosy wypożyczone od Labour. Niczego nie można wykluczyć, ale byłbym bardzo zaskoczony, gdyby wybory odbyły się wcześniej niż wiosną 2024, może jesienią 2023”.

Niemniej zawsze, gdy na Downing Street pojawia się wyborczy guru torysów Lynton Crosby powinna się zapalić czerwona lampka. Ostatnio widziano go tam w lipcu.  

Partia Konserwatywna rządzi od 2010 roku, samodzielnie od 2015. W książce Sebastiana Payne’a Boris Johnson mówi o ambicji pobicia rekordu Margaret Thatcher, która sprawowała władzę przez 11 lat. Ale żeby do tego doszło, wybory muszą przede wszystkim przedłużyć rządy torysów w jak najbezpieczniejszy sposób, a więc we „wrogie” partie polityczne trzeba uderzyć, gdy są najsłabsze.

Ważne jest także to, że mówimy tu o zabezpieczeniu kolejnych lat rządów, nie o spektakularnym zwycięstwie. Sukces 80-mandatowej będzie bardzo trudno powtórzyć.

I tu pojawiają się dwa poważne argumenty za możliwością organizacji przyspieszonych wyborów. Torysi mają pieniądze na kampanię, Labour – nie. Partyjna kasa napełnia się miedzy innymi dzięki skutecznym wysiłkom wiceprzewodniczącego Bena Elliota, który przez swoją firmę Quintessentially wskazywał bogatym darczyńcom drogę do spełnienia politycznych lub społecznych ambicji przy pomocy partii rządzącej. Otrzymał za to upomnienie od Komisji standardów, by nie mieszał polityki z biznesem. 

Labour zaś wypłaciła odszkodowania za konflikty z czasów Corbyna, straciła składki członkowskie odchodzących sympatyków poprzedniego lidera i grozi jej wycofanie/zmniejszenie funduszy od związków zawodowych. Problem pustej kasy partyjnej pokazuje spór o cięcie etatów w partyjnej centrali.

Drugi argument za wyborami to polityczne przywództwo. Rekonstrukcja rządu pokazała, że mimo licznych konfliktów wewnętrznych Johnson nadal cieszy się autorytetem we własnej partii. Jednym ruchem usunął z rządu Gavina Williamsona – jedynego polityka, którego nikt już nie chciał bronić. Drugim przesunął Dominica Raaba, który wciąż ma silną pozycję, ale przeciwko któremu burzyło się jego własne ministerstwo. Raab trafił na niższe stanowisko, ale dodając mu tytuł wicepremiera, Johnson uchronił go przed wizerunkową porażką. Premier zapewnił też awans wschodzącej gwieździe Liz Truss, usunął bladą i politycznie nieciekawą Amandę Milling. Jeśli nie liczyć pretensji niewiele teraz znaczącej dawnej frakcji One Nation po usunięciu Roberta Bucklanda, to wszyscy wydają się zadowoleni.  

Starmer natomiast nadal buduje przywództwo i mozolnie jednoczy partię, odcinając wpływy skrajniejszych ugrupowań. Po sukcesie reformy zasad wybierania lidera na jesiennej konwencji partyjnej wydaje się, że jego pozycja będzie się umacniać. W sondażach osobistej popularności już radzi sobie lepiej.

Ciekawa jest także kwestia dziedzictwa politycznego Johnsona. Jak wspomniany David Lidington wszyscy zakładają, że Johnson ma mało czasu, żeby pokazać opinii efekty swoich wielkich planów, ale zakładają, że z tego powodu będzie zwlekał z wyborami jak najdłużej się da. Może jednak będzie zupełnie odwrotnie?

Po pierwsze levelling-up. Sam Johnson mówi, że „to trochę zajmie” i „na efekty tego wielkiego, wielkiego projektu poczekamy z 10 lat”. Institute of Government także zwraca uwagę, że program nie pasuje do typowego cyklu wyborczego. IfG po zbadaniu sposobu przyznawania środków z Towns Fund stwierdza też, że ministrowie mogę bez kontroli kierować je do okręgów, w których rządzi Partia Konserwatywna lub do okręgów, o które torysi będą walczyć z Labour. To pozwala punktowo i relatywnie szybko dać wyborcom namacalny dowód starań partii rządzącej. Rekonstrukcję rządu także odebrano jako przygotowanie do wyborów poprzez przekazanie opieki nad całościowym projektem levelling-up Michaelowi Gove i Neilowi O’Brienowi. I tu jeszcze jedna czerwona lampka: Czemu Andy Haldane został szefem zespołu zadaniowego ds. levelling-up tylko na 6 miesięcy skoro to taki długoterminowy projekt?

Druga część planowanego dziedzictwa Borisa Johnsona to net zero. Choć złośliwi powiedzą, że to nie dziedzictwo Borisa, tylko Carrie Johnson. Tu znów występuje ten sam problem, bo projekt zmaterializuje się nawet nie za 10, ale bardziej za 20 lat. Jednak do światowych liderów przed COP26 Johnson mówił: „Przyszłe pokolenia ocenią nas po tym co osiągniemy w najbliższych miesiącach”.

Co więcej w przeciwieństwie do levelling-up – w sprawie net zero nie ma konsensusu wśród posłów Partii Konserwatywnej. Szczególnie skrzydła, które łączą powiązania finansowe z branżą energetyczną. Ale są i tacy, którzy sprzeciwiają się temu ideowo, uważając, że priorytetowo powinno się traktować wyborców Red Wall. Czy radykalniejsze posunięcia w kwestii obrony klimatu nie będą wymagały zmian pokoleniowych w szeregach partii, tak jak w 2019 Johnson pozbył się niepasujących do wizji brexitu?

Podsumowując, w kolejnych wyborach torysi będą raczej sprzedawać wizję, nie jej efekty, niezależnie od tego czy będzie to rok 2022, 2023, czy 2024. Boris Johnson zarówno w kampanii Vote Leave jak i w końcówce przepchania dealu brexitu przez Izbę Gmin i w wyborach 2019 pokazał, że nie zawsze liczą się czyny, czasem starczą upór, charyzma, slogany i dobra kampania.

Dlatego uważam, że Johnson szykuje się do zorganizowania wyborów. Nie sądzę, żeby znał już datę. Kiedy będą zależy m. in. od ocen chwilowych i trwalszych trendów zaufania do rządu, których opinia publiczna raczej nie pozna, szybkości umacniania się pozycji Starmera w Labour, prognoz gospodarczych. Może lepiej będzie zrobić je wcześniej, gdy negatywne efekty brexitu mieszają się nadal z efektami pandemii.

Na pewno warto obserwować kiedy rząd zabierze się za ustawę o kadencyjności parlamentu (FTPA). Według obecnie obowiązującego prawa wybory zaplanowane są na maj 2024 roku i powinny odbyć się nie później niż plus minus styczeń 2025. W programie wyborczym Partia Konserwatywna zapisała jednak obietnicę powrotu do stanu prawnego sprzed 2010 roku i odebrania parlamentowi prawda współdecydowania o przedterminowych wyborach. W tej chwili potrzeba na to zgody 2/3 parlamentu (434 posłów). I to da się zrobić. Ale skuteczne partie opozycyjne byłyby w stanie stworzyć odpowiednią oprawę polityczną do takiego głosowania, podsycając u wyborców wątpliwości, czy aby na pewno przyspieszone wybory są konieczne. Zniesienie FTPA oddaje decyzję całkowicie w ręce premiera i pozwala ograniczyć polityczny teatr do minimum. Jednocześnie pozwala mu na taki wybór daty, który wspierany wewnętrznymi badaniami sondażowymi da rządowi najlepsze szanse na wygraną.

„Sadzę, że Oliver Dowden powiedział, że musimy być gotowi na wybory bez względu na to kiedy miałaby się odbyć” – powiedział po rekonstrukcji rządu minister środowiska George Eustice. Dowden potwierdził to w podcaście Chopper’s Politics podczas jesiennej konwencji Partii Konserwatywnej. Często okazywało się, że decyzja zapadała na No 10 w momencie zaskakującym dla szeregowych posłów partii rządzącej.

Przewodnik UKpoliticsPL: Jak Wielka Brytania wybierała premiera w latach 2010-2022?

W marcu 2022 roku rząd uchylił ustawę o kadencyjności parlament, przywracając premierowi pełną decyzyjność w sprawie daty nowych wyborów.

Poniższy tekst opisuje procedurę z lat 2010-2022.

Zmiana urzędującego premiera bez wyborów parlamentarnych

Zgodnie z instrukcją gabinetową, jeśli ustępujący premier ma większość w parlamencie, wybór jego/jej następcy należy do partii rządzącej. Tak stało się, gdy Theresa May przejmowała urząd Davida Camerona w 2016r. i gdy Boris Johnson przejmował urząd Theresy May w 2019r.

Gdy jednak Izba Gmin przyjmie wotum nieufności wobec urzędującego premiera lub rządu, rozpoczyna się 14 dni, w którym z aktualnego składu parlamentu może zostać powołany nowy rząd lub ustępujący rząd może ponownie uzyskać zaufanie Izby Gmin:

  • jeśli nowy rząd uzyska zaufanie Izby Gmin poprzez przyjęcie wniosku o wotum zaufania, nie dochodzi do wyborów
  • jeśli żaden rząd nie uzyska zaufania Izby Gmin, po upływie 14 dni rozpisywane są nowe wybory.

W 14-dniowym okresie może dojść do kilku prób sformułowania nowej administracji

  • Instrukcja gabinetowa mówi, że „gdy jest jasne”, że urzędujący premier nie ma zaufania Izby Gmin, a zaufanie takie uzyskała nowa administracja, oczekuje się, że urzędujący premier poda się do dymisji
  • jeśli istnieje możliwość stworzenia kilku wariantów nowej administracji, partie powinny zasiąść do rozmów, przy czym:
    • urzędujący premier pozostaje na stanowisku do czasu złożenia rezygnacji
    • oczekuje się, że urzędujący rząd powinien podać się do dymisji, „gdy jest mało prawdopodobne”, żeby mógł zdobyć zaufanie Izby Gmin i wyłoni się wyraźna alternatywa
    • oczekuje się, że monarcha nie będzie zaangażowany w rozmowy o formowaniu nowego rządu, ale osoby zaangażowane powinny informować monarchę o przebiegu rozmów
    • partie starające się porozumieć mają prawo do pomocy ze strony urzędników służby publicznej tylko za zgodą urzędującego premiera
    • jeśli istnieją poważne wątpliwości co do tego, że urzędująca administracja zdobędzie zaufanie Izby Gmin, wprowadzone będą określone ograniczenia w jego działalności rządowej

Zmiana premiera po wyborach

Większość absolutna

Jeśli jedna z partii zdobędzie większość w parlamencie – minimum 326, w praktyce 324, mandaty – utworzy rząd.

Przyjmuje się, że urzędujący premier zachowa swoją funkcję, jeśli utrzyma większość głosów w Izbie Gmin. Nie ma potrzeby by monarcha ponownie prosił urzędującego premiera o objęcie stanowiska. Jeżeli jednak w wyniku wyborów większość zdobędzie inna partia, urzędujący rząd natychmiast powinien podać się do dymisji. Monarcha poprosi wtedy lidera zwycięskiej partii o utworzenie nowego rządu.

Jeśli żadna z partii nie zdobędzie absolutnej większości powstanie tzw. hung parliament.

Hung parliament – parlament bez większości

Jeśli żadna z partii nie zdobędzie większości w Izbie Gmin, urzędujący premier pozostaje na stanowisku do momentu, gdy sam zdecyduje się podać do dymisji. Zakłada się, że nastąpi to, gdy stanie się oczywiste, że nie ma zaufania nowej Izby Gmin. Urzędujący premier znajduje się więc na uprzywilejowanej pozycji. Przy „zawieszonym parlamencie” ogromną rolę odgrywają też indywidualne decyzje przywództwa poszczególnych partii oraz zaufanie Izby Gmin, czyli stanowisko szeregowych posłów.

Negocjacje – najważniejszy i najtrudniejszy moment tworzenia rządu

Jeśli wyłoni się kilka formacji, które będą chciały stworzyć rząd, partie polityczne mogą rozpocząć negocjacje. Ich celem jest ustalenie, która formacja ma największe szanse na zdobycie zaufania Izby Gmin.

Przebieg negocjacji, ich format i długość, są ustalane między przywództwem poszczególnych partii. Dużą rolę gra tu nie tylko rozdział mandatów, ale także osobowości polityków. Przykładowo, mówi się, że w 2010r. nie było mowy o koalicji Liberalnych Demokratów z Partią Pracy, bo Nick Clegg nie znosił Gordona Browna.

Na prośbę zainteresowanych stron i za pozwoleniem urzędującego premiera służba cywilna może brać udział w negocjacjach. Jeśli premier wyrazi zgodę na włączenie służby cywilnej, dostęp do konsultacji z urzędnikami musi być równy dla wszystkich partii.

Negocjacjom przyświeca zasada: nowy rząd musi mieć zaufanie Izby Gmin. Dlatego negocjacje to dwa równoległe procesy: 1) ustalenie kto zdobędzie zaufanie Izby Gmin i 2) ustalenie kto na pewno tego zaufania nie zdobędzie. To tylko pozornie to samo. W czasie negocjacji cały czas urzęduje poprzedni premier i sprawuje urząd do czasu samodzielnego złożenia rezygnacji. Tak długo jak będzie przekonany, że jest w stanie zdobyć zaufania Izby Gmin i nie pojawi się inna formacja, która także rościć sobie będzie do tego prawo, tak długo pozostanie na stanowisku.

W przypadku brak absolutnej większości możliwie są trzy rozwiązania:

  • jednopartyjny rząd mniejszościowy, wspierany, lub nie, przez zawierane ad hoc porozumienia z innymi partiami;
  • formalne porozumienie międzypartyjne, takie jak obowiązywało np. w latach 1977-1978 między labourzystami i liberałami;
  • formalny rząd koalicyjny, w skład którego wchodzą ministrowie z więcej niż jednej partii; rząd taki zazwyczaj ma większość w Izbie Gmin, np. rząd konserwatystów i liberałów 2010 -2015.

Co może zrobić urzędujący premier?

Urzędujący premier stoi na uprzywilejowanej pozycji. To on wybiera moment swojej rezygnacji. Ma nawet teoretycznie prawo pozostać przy władzy do pierwszego posiedzenia Izby Gmin bez względu na wynik wyborów. Podczas tego posiedzenia jednak szybko okaże się, czy nadal posiada zaufanie parlamentu.

Jeśli jednak jest oczywiste, że zdobycie zaufania Izby Gmin przez urzędującego premiera jest bardzo mało prawdopodobne, a z drugiej strony istnieje duże prawdopodobieństwo, że inny kandydat takie zaufanie zdobędzie, to oczekuje się, że urzędujący premier ustąpi i nie skorzysta z prawa „sprawdzenia się” przed parlamentem.

Ostatnie doświadczenia wskazują, że premier nie rezygnował ze stanowiska do czasu wyłonienia klarownej kandydatury następcy. W przyszłości okaże się, czy stanie się to konwencją konstytucyjną.

Rola monarchy w tworzeniu rządu

Monarcha prosi kandydata, którego uznaje za cieszącego się zaufaniem Izby Gmin, o objęcie funkcji premiera i stworzenie rządu Jej Królewskiej Mości. Żeby to zrobić musi otrzymać jednoznaczną kandydaturę. Od brytyjskiej Królowej oczekuje się neutralności. A od polityków stworzenia takiej atmosfery negocjacji, aby nie stawiać Królowej w nieręcznej sytuacji i nie zmuszać do podejmowania decyzji politycznych. Oczekuje się, że monarcha nie będzie brał udziału w negocjacjach, choć prowadzący negocjacje mają obowiązek informować monarchę o przebiegu rozmów.

Z historycznego punktu widzenia, monarcha posiada ograniczoną możliwość samodzielnego wyboru premiera, ale ostatnia taka sytuacja miała miejsce w roku 1834 i została powszechnie uznana za podważającą pozycję monarchy. Monarcha nie powinien być wciągany do rozgrywek politycznych. Rolą osób zaangażowanych w tworzenie rządu jest określenie kto znajduje się na najlepszej pozycji do sformowania rządu i przekazanie tej informacji monarsze. Szczególną rolę pełni w tym urzędujący premier.

Jest premier – co dalej?

Gdy w wyniku negocjacji powstanie układ cieszący się zaufaniem parlamentu, trzeba jeszcze to zaufanie potwierdzić na deskach Izby Gmin.

Datę rozpoczęcia sesji nowego parlamentu wyznacza Królowa za radą premiera. Ostatnia praktyka sugeruje 12 dniową przerwę między wyborami a pierwszym posiedzeniem. Okres ten może jednak ewentualnie zostać wydłużony, jeśli będą się nadal toczyć negocjacje. Dziś przyjmuje się jednak, że 12 dni powinno wystarczyć.

Wybór speakera (przewodniczącego) Izby i złożenie przysięgi przez nowych posłów to zazwyczaj pierwsze zadanie nowego parlamentu. Kolejna istotna kwestia to głosowanie nad Queen Speech – programem nowego rządu. Odbywa się ono zazwyczaj w drugim tygodniu sesji, po wygłoszeniu przemówienia przez Królową i po kilka dniach debaty nad proponowanym programem.

Wygranie głosowania to potwierdzenia zaufania dla nowego rządu, który będzie 5 lat, aby zrealizować proponowane w przemówieniu reformy.

Głosowanie nad Mową Tronową jest szczególnym wyzwaniem dla rządu mniejszościowego. Jednak przegranie tego głosowania nie jest równoznaczne z rozwiązaniem parlamentu, ani nowymi wyborami.

Wotum zaufania i wotum nieufności

Zaufanie Izby Gmin (ang. the confidence of the House of Commons) jest kluczowe przy tworzeniu rządu. Jeśli żadna z partii nie zdobędzie większości te słowa te będą padać non-stop zarówno w czasie negocjacji, jak i w mediach.

Według Cabinet Manual zaufanie Izby Gmin nie jest równoznaczne z posiadaniem większości w Izbie Gmin, ani też z wygrywaniem każdego głosowania. Zaufanie sprawdza się za pomocą głosowania nad wotum zaufania lub wotum nieufności. To nowy mechanizm wprowadzony przez Fixed-term Parliament Act 2011.

Zgodnie z ustawą, jeśli rząd przegra głosowanie nad wnioskiem o treści „ten rząd nie ma zaufania Izby Gmin”, parlament ma 14 dni na stworzenie innego rządu lub ponową próbę zdobycia zaufania przez ten sam rząd. Jeśli nikt nie będzie w stanie uzyskać zaufania Izby w głosowaniu na wnioskiem o treści „ten rząd ma zaufanie Izby Gmin”, odbędą się nowe wybory.

Sprecyzowanie formułki głosowania nad wotum zaufania/nieufności jest nowością w brytyjskim systemie. Inne działania Izby Gmin, które wcześniej uznawano za wyrażenie wotum nieufności, nie pozwalają już teraz premierowi na ogłoszenie nowych wyborów.

Kiedy będę kolejne wybory?

Zgodnie z Fixed-term Parliament Act lat kadencja Izby Gmin trwa 5 lat. Najbliższe wybory są więc planowane na maj 2024. Przeprowadzenie przyśpieszonych wyborów parlamentarnych jest możliwe, gdy:

  • 2/3 posłów Izby Gmin uzna, że trzeba ogłosić wcześniejsze wybory i przegłosuje wniosek o treści: „należy przeprowadzić przyśpieszony wybory parlamentarne”.
  • rząd straci zaufanie Izby Gmin, czyli przegra w głosowaniu o wotum nieufności i w ciągu 14 dni żaden inny rząd nie zdobędzie zaufania Izby w głosowaniu o wotum zaufania

W obu tych przypadkach na wniosek premiera monarcha wyznacza datę wyborów. Parlament zostaje rozwiązany 17 dni przed wyborami. W programie wyborczym 2019 Partia Konserwatywna zapowiedziała jednak zniesienie ustawy o kadencyjności parlamentu. Ponieważ Boris Johnson zdobył w tych wyborach większość, jego rząd może zmienić prawo wyborcze przed zaplanowanymi wyborami.

Opracowane na podstawie: Fixed-term Parliament Act 2011; Cabinet Manual 2011; When the People Say Not Sure

Ostatnia aktualizacja: grudzień 2019. Pierwsza wersja wpisu ukazała się 3 maja 2015.