Wpisy

Przewodnik UKpoliticsPL: wybory lokalne 2024

Kogo wybieramy w wyborach lokalnych w UK 2 maja 2024

Wybory lokalne 2 maja 2024 w UK to:

– wybory do 107 z 317 rad (władz samorządowych) w Anglii, całościowe lub częściowe (wybory lokalne odbywają się praktycznie co rok, ale co rok są gdzie indziej)

– wybory burmistrza Londynu i Zgromadzenia Londyńskiego

– wybory 10 burmistrzów regionów w Anglii, w tym po raz pierwszy w East Midlands, North East i York and North Yorkshire

– wybory uzupełniające do Izby Gmin w Blackpool South, po tym jak do odejściu zmuszony został poseł Partii Konserwatywnej Scott Benton, któremu zarzucono oferowanie płatnego lobbingu dziennikarzom Timesa pod przykrywką

– wybory 37 komisarzy policji Anglii i Walii

Wpisując kod pocztowy pod tym linkiem można sprawdzić, czy odbywają się u nas w tym roku jakieś wybory.

Kto może głosować?

Głosować mogą osoby pełnoletnie, zarejestrowane w spisie wyborców w danym okręgu, z obywatelstwem: UK, UE, Irlandii lub Wspólnoty Brytyjskiej i niepozbawione praw wyborczych. Istnieją trzy sposoby: osobiście, korespondencyjnie, przez przedstawiciela. Do lokalu wyborczego trzeba zabrać dokument ze zdjęciem, nie trzeba zabierać polling card.

W kilku miejscach w Anglii jednocześnie będę odbywać się wybory do rady, wybory burmistrza i wybory komisarza policji, co oznacza więcej niż jedną kartę do głosowania. Na każdej stawiamy tylko jeden krzyżyk.

Kiedy poznamy wyniki?

Wyniki wyborów radnych zaczną napływać od wczesnych godzinnych porannych w piątek do niedzieli. Wyniki wyborów burmistrzów będę podawane od piątku w południe.

Większość godzin można znaleźć w zestawieniu przygotowanym przez PA TUTAJ.

Kto wygra? 😉

Większość z będących obecnie do rozdania ok. 2,5 tysiąca mandatów do rad władz samorządowych ostatnio rozdawano w 2021r. Wtedy torysi byli w sondażach 6 punktów procentowych przed Labour, poradzili sobie nadspodziewanie dobrze jak na rządzącą partię, podczas gdy Labour straciło wielu radnych i dodatkowo przegrało wybory uzupełniające w Hartlepool. Dziś sytuacja jest dokładnie odwrotna: Labour prowadzi w sondażach z przewagą 18-25 punktów procentowych i jest zdecydowanym faworytem.

Choć wybory lokalne są oczywiście ważna z powodów lokalnych to fakt, że wyborcy idą planowo do urn ostatni raz przed wyborami parlamentarnymi powoduje, że traktujemy te wybory jak barometr nastrojów przed wyborami do Izby Gmin.

Na co zwracać uwagę, analizując wyniki?

  1. Ile mandatów stracą torysi w porównaniu do 2021? Prognozy mówią o stratach do 500 mandatów, czyli połowy. Jak ich wynik będzie się miał do wyborów lokalnych w 2023, gdzie otrzymali łącznie poniżej 30% głosów?
  1. Jak poradzi sobie Reform? Czy jej wynik nawiąże chociaż do sondaży parlamentarnych (13%)? Jak poradzą sobie torysi tam gdzie nie było kandydatów Reform? Czy potwierdzi się odpływ wyborców z Partii Konserwatywnej do partii Nigela Farage’a.
  1. Oczywiście ile mandatów zdobędzie Labour, ale czy będzie to wynik porównywalny do wyników wyborów samorządowych sprzed ważnych wyborów parlamentarnych z lat poprzednich (np. tuż przed pierwszą wielką wygraną Tony’ego Blaira i zmianą władzy w 1997r. Labour zdobyło 43% głosów w wyborach lokalnych).
  1. Jak wypadnie skrajna lewica [przy założeniu, że Starmer to dziś centrolewica]. Czy Labour wypadnie dużo gorzej tam, gdzie silna pozycję mają Zieloni (np. Bristol)? Czy będzie widać wpływ partii Galloway’a? I czy LibDems wygrają w Brentwood i Wokingham, pamiętając o tym, że mniejsze partie z reguły radzą sobie lepiej w wyborach lokalnych.
  1. Wybór burmistrzów – każdy region jest ciekawy. Flagowe pytania czy obronią się torysi Ben Houchen (Tees Valley) i Andy Street (West Midlands) więcej powiedzą nam jednak o ich pozycji osobistej pozycji niż pozycji partii. Obaj wręcz próbowali izolować się w kampanii od nawiązań do swojej przynależności partyjnej. W kontekście partyjnym ciekawsze są East Midlands i York&North Yorkshire oraz to z jaką przewagą wygra Sadiqa Khana. W wyborach burmistrza obowiązuje od tego roku także first past the post, czyli zwycięzca bierze wszystko i nie ma drugiej tury.

Ping Pong – Kiedy odbędą się wybory parlamentarne w Wielkiej Brytanii?

Maj czy październik? Po spektakularnych porażkach z Partią Pracy w wyborach uzupełniających w Mid Bedfordshire i Tamworth, premier Rishi Sunak będzie miał duży problem z wyborem daty wyborów. Musi je jednak zorganizować do stycznia 2025.

Ustawa o rozwiązaniu parlamentu przyjęta w 2022 ponownie oddaje brytyjskiemu premierowi prawo do decydowania o tym kiedy zorganizuje wybory. Formalnie o rozwiązanie parlamentu musi poprosić króla, w praktyce jednak w wyborze daty ogranicza go jedynie ostateczny termin upływu pięcioletniej kadencji parlamentu (grudzień 2024). Drugi ogranicznik to myśl, że powinien wybrać moment najbardziej dla siebie sprzyjający, a czasu zostało niewiele.

Opozycyjna Partia Pracy prowadzi w sondażach od końca 2021 roku, czyli niespodziewanie przegranych przez torysów wyborów uzupełniających w North Shropshire i wybuchu afery PartyGate, będącej początkiem końca Borisa Johnsona. Z kolei rok później sondażowa przewaga Labour poszybowała tymczasowo do ponad 30 punktów procentowych, gdy nowa premier Liz Truss próbowała zrewolucjonizować plany budżetowe. Od czasu przejęcia fotela premiera przez Rishiego Sunaka miesiąc później Labour utrzymuje przewagę w granicach 15-20 punktów procentowych, co w zależności od szacunków daje im od 200 do nawet 400 mandatów więcej niż torysom.

Wydają się to potwierdzać dokładniejsze, ale niedostępne publicznie, sondaże przeprowadzone przez same partie. W czerwcu doradca ds. sondaży Frank Luntz miał powiedzieć posłom Partii Konserwatywnej, że każdy kogo przewaga jest mniejsza niż 15000 głosów, prawdopodobnie pożegna się z mandatem. Dotyczy to 180 z 354 torysów zasiadających obecnie w parlamencie.

Jeszcze drastyczniejszy dla torysów obraz wyłania się z wyników wyborów uzupełniających. Nie licząc wyborów w Uxbridge, których wyniki torysi wyolbrzymili jako odwrót opinii publicznej od poparcia polityki proklimatycznej, oraz wyborów uzupełniających po śmierci posłów Davida Amessa i Jamesa Brokenshire, ostatni raz Partia Konserwatywna wygrała wybory uzupełniające w maju 2021. Po drodze zaliczyła 4 starty mandatów na rzecz LibDems i 4 na rzecz Partii Pracy i porażki w dwóch wyborach samorządowych.

Dwie ostatnie porażki, w wyborach uzupełaniających w Mid Bedfordshire i Tamworth 19 października, były szczególnie spektakularne. Psefolog John Curtice określił je w SkyNews „jednymi z najgorszych jakich kiedykolwiek doświadczył urzędujący brytyjski rząd”. W Mid Bedfordshire, które nie miało labourzystowskiego posła od 105 lat, Alistair Strathern wygrał mimo, że jego konserwatywna poprzedniczka uzyskała w wyborach w 2019 roku przewagę 24664 głosów. To historyczny rekord, a zarazem kolejny powód, żeby poważnie brać pod uwagę, że w wyborach 2024 Labour odniesie większe zwycięstwo niż New Labour odniosła nad torysami w maju 1997 roku.

Wbrew planom Downing Street sezon partyjnych konwencji nie odmienił obrazu sondaży. Ogłaszane od początku września inicjatywy polityczne, związane z polityka migracyjną, stopniowym wprowadzaniem zakazu sprzedaży papierosów, czy obietnica rezygnacji z odcinka HS2 na rzecz przekazania 38 mld na lokalną infrastrukturę, nie znalazły sympatii u wyborców. Spotkanie Partii Konserwatywnej w Manchesterze upłynęło w nerwowej atmosferze z wyraźnym podziałem na obóz premiera i obóz byłych premierów Borisa Johnsona i Liz Truss. Ci drudzy nie przejmują się zbytnio datą wyborów, a na konwencji słychać było wręcz głosy, że chętnie do zwiększenia rozmiarów tej porażki się przyczynią, by mieć potem lepszą pozycję startową do odzyskania władzy w partii. Słuchając wypowiedzi Liz Truss można było odnieść wrażenie, że już prowadzi kampanię, a kryzys rządowy w następstwie mini-budżetu jej kanclerza rok temu w ogóle nie miał miejsca.

Z kolei na konwencji Labour w zwycięstwo wierzył praktycznie każdy. W przeciwieństwie do Sunaka Keir Starmer rozprawił się z radykalnymi poprzednikami, choć sympatycy Jermiego Corbyna są jednak nadal pod wzmożoną kontrolą partyjnej centrali. Prawdopodobnie ktoś od nich próbował zaatakować Starmera przed konwencją deepfejkowym montażem jego rzekomej wypowiedzi, ale oszustwo zostało wykryte i nie zdążyło się rozprzestrzenić. Sam były lider, usunięty z Partii Pracy przez Starmera, w ogóle nie dotarł na konwencję, gdyż „zapomniał złożyć wniosek o przepustkę”.

Bez wątpienia testem dla Starmera był wybuch wojny w Gazie w dzień rozpoczęcia konwencji Labour. Konflikt bliskowschodni jest potencjalnie wizerunkowo groźny ze względu na problemy z antysemityzmem za poprzedniego przywództwa i skrajnie propalestynskie postawy najbardziej na lewo wysuniętych grup labourzystów. Deklarując pełne poparcie Izraela w jego prawie do obrony, Starmer z góry odciął się jednak od postaw skrajnej lewicy i z powodzeniem po raz kolejny zastosował taktykę, którą the Statesman określił: „gdy torysi próbują rozpalić ogień polaryzacji, Starmer przynosi gaśnicę”. W praktyce m. in. w kwestiach obronności i bezpieczeństwa, lider Labour stawia na bipartisanship, nie dając torysowskim mediom amunicji do ataku na siebie.

Czy Labour jest gotowa na wybory? Moi rozmówcy odpowiadali, często wręcz z entuzjazmem, że tak. Podczas, gdy w Partii Konserwatywnej pytaniom o wybory towarzyszy wzruszenie ramion, smutek lub irytacja, labourzyści witają je z uśmiechem. Starmer publicznie zadeklarował gotowość na maj 2024, datę którą uznaje się za pierwszy realny termin wyborów, choć jak sugerują eksperci wybory w maju wymagałyby rozwiązania parlamentu już w marcu (około 25 dni roboczych przed wyborami), a to bardzo mało czasu. Zdając sobie sprawę, że skład parlamentarnej Partii Pracy się zmieni i rozszerzy, labourzystowska centrala robi szczegółowy przegląd ideowej i aktywistycznej przeszłości swoich kandydatów na kandydata. Antycypując przejście do opozycji, torysi nie są tak skrupulatni, szukając – tam gdzie się da – raczej kandydatów lojalnych wobec obecnego lidera.

Pytani o termin wyborów niektórzy w Partii Konserwatywnej mówią wręcz z irytacją – im szybciej, tym lepiej, póki jeszcze jest czego bronić. Z drugiej strony twarda logika nakazuje, że gdy sytuacja rządu jest niesprzyjająca czeka się do ostatniego momentu, licząc na coś w rodzaju cudu, choć przyznają niektórzy, niestety w praktyce musiałoby to oznaczać wydarzenie pokroju pandemii lub wojny. Z tego powodu wielu komentatorów uznaje, że wybory w UK mogą odbyć się nawet dopiero w grudniu 2024.

Sytuacje komplikuje fakt, że jesienią przyszłego roku do urn idą wyborcy w Stanach Zjednoczonych. Według Timesa służby miały ostrzegać ministrów, że destabilizacja i niepewność jakie siłą rzeczy wiążą się w wyborem nowych władz w dwóch ważnych państwach zachodnich jednocześnie są ryzykowne dla bezpieczeństwa państwa i sytuacji na rynkach.

Ci którzy w Partii Konserwatywnej jeszcze wierzą w zwycięstwo – a przynajmniej deklaratywnie, są i tacy – mówią przeważnie, że trzeba dać sobie czas i odbić na prawo, zmobilizować twardy elektorat obietnicami obniżenia podatków, zaostrzenia polityki migracyjnej, wystąpienia z Europejskiej Konwencji Praw Człowieka i uruchomienia planu odsyłania nielegalnych imigrantów do ośrodków tymczasowego pobytu w Rwandzie. Tu problemem dla torysów jest jednak to, że taki sam plan ma już była Brexit Party, związana z Faragem Reform UK, która zapowiedziała, że tym razem nie wejdzie w sojusz z torysami i wystawi swoich kandydatów, odbierając im tym samym kilka tysięcy wyborców.

Centroprawica w Partii Konserwatywnej podchodzi do sytuacji pragmatycznie – dla większości z nich nie da się już nic zrobić i te wybory są przegrane. Financial Times donosi, że Sajid Javid będzie po wyborach pracować dla firmy Centricuss, George Eustice założył własną firmę, a agencja Kea szuka pracy dla Dominica Raaba. Jak dotąd 47 posłów Partii Konserwatywnej ogłosiło, że nie wystartuje w kolejnych wyborach. Po wynikach w Mid Bedfordshire Observer napisał, że dołączy do nich także obecny kanclerz Jeremy Hunt, który boi się porażki w stylu Michaela Portillo w 1997. Rzecznik kanclerza zdementował jednak te doniesienia. Co ciekawe jeszcze kilka tygodni temu Jeremy Hunt zasugerował, że wybory mogłyby się odbyć jesienią 2024, gdy inflacja spadnie do trzech procent i opinia publiczna zacznie odczuwać poprawę sytuacji gospodarczej. Moi rozmówcy tłumaczą jednak, że nawet w gronie własnych działaczy, chodzi już tylko o zachowanie pozorów. Inflacja spada znacznie wolniej niż zakładały rządowe plany, a Jeremy Hunt, który 22 listopada wygłosi oświadczenie budżetowe, nie ma praktycznie pola do manewru.

Co więc zrobi premier? Być może zaskoczy nas wszystkich. Cathrine Haddon z Institute of Government sugeruje, żeby uważnie słuchać co rząd zaproponuje w King’s Speech 7 listopada, bo jeśli będzie to pełna agenda, to najprawdopodobniej na wybory poczekamy przynajmniej do jesieni 2024, jeśli zaś planów będzie niewiele można zakładać, że wybory będą już wkrótce.

Nowe restrykcje covidowe mimo buntu torysów. LibDems faworytami w North Shropshire.

Paszport covidowy lub negatywny wynik testu na covid z ostatnich 48 godzin będą musieli pokazać od środy wszyscy dorośli przy wejściu do klubów nocnych i na masowe wydarzenia w Anglii. W Anglii także wchodzą w życie obowiązkowe szczepienia dla pracowników NHS. Nie będzie natomiast zmian w sprawie maseczek – nadal trzeba zakrywać nos i usta w zamkniętych przestrzeniach publicznych. Izba Gmin przyjęła także dla w pełni zaszczepionych zniesienie obowiązku izolacji po kontakcie z osobą chorą na covid. Te osoby będą jednak musiały wykonywać codzienne testy.

Niewykluczone, że w najbliższych tygodniach pojawią się kolejne restrykcje ze względu na rozprzestrzenianie się nowego wariantu wirusa i rosnącą liczbę nowych zakażeń. W niedzielę rząd zdecydował o podniesieniu alertu zagrożenia pandemią z poziomu 3 do 4 w pięciostopniowej skali ryzyka. Apeluje także o przyjmowanie dodatkowej dawki szczepionki.

Nowe restrykcje wchodzą w życie dzięki głosom Partii Pracy i części torysów, i mimo złamania przez blisko 100 posłów Partii Konserwatywnej dyscypliny partyjnej. Przeciwko paszportom covidowym głosowało 98 posłów partii rządzącej. Przeciw obowiązkowym szczepieniom dla NHS – 61. Przeciw podtrzymaniu obowiązku noszenia maseczek – 38. To druga największa rebelia w szeregach torysów we współczesnej historii partii.

Do buntu doszło mimo, że kilkanaście minut wcześniej premier Boris Johnson osobiście pojawił się na spotkaniu szeregowych posłów Partii Konserwatywnej z apelem o poparcie.

Popularność Borisa Johnsona spada po szeregu nietrafionych posunięć premiera, jak próba obrony posła Owena Patersona oskarżonego o złamanie zakazu płatnego lobbingu, i stopniowym ujawnianiu kolejnych dowodów prawdopodobnego łamania zasad lockdownu przez organizację zabronionych w zeszłym roku imprez świątecznych na Downing Street. W sondażu IpsosMori za kompetentnego uważa premiera 33% respondentów, o 7pp. mniej niż we wrześniu. Dla porównania o 6pp. wzrosło zaufanie do lidera opozycji Keira Starmera.

Komentujący wczorajsze wydarzenia w Izbie Gmin skarbnik Komitetu 1922 Geoffrey Clifton-Brown za „bardzo prawdopodobne” uznał podjęcie próby usunięcia Johnsona ze stanowiska „w przyszłym roku”.

Według komentatorów brak dyscypliny to nie tylko wynik sprzeciwu wobec restrykcji covidowych. Posłom od wielu miesięcy nie podoba się sposób zarządzania na Downing Street – wielu twierdzi, że Johnson zwolnił z pracy najbardziej kompetentnych doradców. Powszechne jest także przekonanie, że Downing Street okłamuje nie tylko wyborców, ale i własnych posłów.

Do tego dochodzi popularne dotąd jedynie wśród bardziej radykalnych posłów przekonanie o zbyt dużym wpływie żony na decyzje Johnsona. Carrie Johnson, która niedawno urodziła córkę, miała wpłynąć na męża m. in. latem, domagając się szybkiej ewakuacji zwierząt ze schroniska w Kabulu, odwracając tym samym decyzję ministra obrony Bena Wallece’a. Od wielu miesięcy wpływ Carrie Johnson na decyzje personalne w kancelarii premiera krytykuje Dominic Cummings.

Wielu posłów martwi się jednak przede wszystkim przejęciem przez Labour przywództwa w sondażach. Niezadowolenie wyborców manifestuje się też w wyborach uzupełniających – 2 grudnia torysi obronili mandat w okręgu Old Bexley & Sidcup, choć w wyborach uzupełniających po śmierci Jamesa Brokenshire’a stracili około 13% poparcia w stosunku do roku 2019.

Gorzej dla konserwatystów przedstawia się sytuacja w North Shropshire, gdzie wyborcy w ten czwartek zdecydują o następcy uwikłanego w skandale Owena Patersona. Według bukmacherów w tym tradycyjnie bardzo bezpiecznym dla torysów okręgu faworytami są bowiem Liberalni Demokraci, choć w 2019 roku torysi wygrali tu ponad 23 tysiącami głosów. Jak dowiedziało się UKpoliticsPL centrala LibDems sądzi, że w czwartek o zwycięstwie lub porażce może zadecydować kilkadziesiąt głosów.

Brytyjskie Śniadanie – autorski przegląd mediów brytyjskich z 8 listopada 2021

Brytyjskie Śniadanie – autorski przegląd mediów brytyjskich z 8 listopada 2021

Wojna z UE przed świętami

 „Pod koniec listopada” Boris Johnson zdecyduje, czy uruchomić art. 16 – donosi poniedziałkowy Daily Telegraph. UE antycypowała, że UK zdecyduje się jednostronnie zawiesić część Protokołu Północnoirlandzkiego tuż po zakończeniu szczytu klimatycznego COP26, czyli za około tydzień. Gazeta pisze, że UK jest też gotowe „przed świętami” wycofać się z kontroli celnych na granicy Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. Parlament miałby więc przyjąć ustawę, która łamie zobowiązania międzynarodowe UK. Podobnie jak miało to miejsce w przypadku ustawy o rynku wewnętrznym.

Weekendowe wydanie gazeta donosiły także, że UK planuje wycofać swój wkład finansowy z programów badawczych UE: Horizon Europe, Copernicus i  Euratom. Telegraph pisał o „celowym utrudnianiu” UK przez Brukselę pełnego korzystania  z możliwości tych programów. „Uruchomienie artykułu 16 nie rozwiąże problemów Irlandii Północnej” – uznał za to bez wyrazu lider Labour u Andrew Marra. Za to były premier John Major powiedział w BBC Radio4  wprost, że to  „kolosalna głupota” i „absurd”. 

Tymczasem UE ma coraz mniej złudzeń co do brytyjskich intencji. „Wszystkie dowody wskazują, że rząd UK układa fundamenty pod uruchomienie artykułu 16” –  powiedział w niedzielę minister spraw zagranicznych Republiki Irlandii Simon Coveney w rozmowie z RTE – „(w negocjacjach) UK celowo prosi o coś, czego nie może dostać”.

W piątek Maros Sefcovic ostrzegał, że uruchomienie artykułu 16 i renegocjacja protokołu będzie miała poważne konsekwencje dla Irlandii Północnej, w tym „niestabilność i brak przewidywalności”, a dla relacji UK-UE oznacza „odrzucenie przez UK prób poszukiwania konsensusu”. Rozmowy UK i UE trwają. Sefcovic może pojawić się ponownie w Londynie 12 listopada.  Szczegółowe podsumowanie zeszłotygodniowych negocjacji znajdziecie w podcaście Brexit Republic. Tymczasem Reuters informuje, że w niedzielę w Irlandii Północnej doszło do kolejnej prowokacji, w której lojaliści znów porwali i podpalili autobus. Nikomu nic się nie stało.

Długi cień Patersona

Całkowity zakaz podejmowania dodatkowej pracy jako doradcy lub konsultanci w czasie sprawowania mandatu posła to jedna z opcji rozważanych przez parlamentarną komisję do spraw standardów etycznych po aferze Owena Patersona – dowiedział się Telegraph. Guardian wylicza, że przynajmniej 30 posłów musiałby wtedy zrezygnować z obecnie podejmowanego dodatkowego zatrudnienia.

Niektórzy członkowie gabinetu „zwrócili się przeciwko” Johnsonowi za zeszłotygodniową nieudaną próbę wyplatania byłego ministra z kary za złamanie zasad płatnego lobbingu, a kilku posłów z tylnych ław wspomniało nawet o możliwości zgłoszenia wotum nieufności wobec lidera partii – pisze z kolei Times. Spiker Lindsay Hoyle ma podczas poniedziałkowej debaty wyrazić swoje krytyczne uwagi za „szarganie reputacji parlamentu”. Labour domaga się dymisji lidera Izby Gmin Jacoba Rees-Mogga, który współorganizował obronę Patersona.

Sunday Times poświecił obszerny artykuł „kulturze cash for peerege”. Gazeta wyliczyła, że 15 z 16 ostatnich skarbników Partii Konserwatywnej wpłaciło do partyjnej kasy ponad 3 mln funtów i otrzymało za to miejsce w Izbie Lordów. Jeden z nich lord Brownlow pożyczył Johnsonowi pieniądze na renowację mieszkania na Downing Street i sprawa ta także nie została jeszcze w pełni wyjaśniona. Daily Mail zastanawia się, czy to już moment, żeby „wezwać policję” do Izby Gmin. Indepenedent nieco spokojniej cytuje wyniku sondażu Opinium według którego osobiste ratingi premiera są najniższe w historii. Za „uczciwego” uważa go 22 proc. respondentów, podczas gdy 47% mówi, że jest „skorumpowany”. Podobnie respondenci określili całą Partię Konserwatywną.

Labour stara się za mało

Czy Labour ugra coś wreszcie w sondażach na skandalu korupcyjnym? Wydaje się, że to gratka dla byłego prokuratora generalnego Keira Starmera. Ocencie sami, czy dobrze to wykorzystał np. w artykule dla „i”, w którym m. in. wyzywa Johnsona „do przeproszenia za próby wyratowania Patersona, Hancocka i Cummingsa”.

Rezygnacja Owena Patersona oznacza, że w najbliższym czasie odbędę trzy wybory uzupełniające: w North Shropshire (Patersona), Old Bexley & Sidcup (po śmierci posła Partii Konserwatywnej Jamesa Brokenshire 7 października) i w Southend West (po zabójstwie posła Partii Konserwatywnej Davida Amessa 15 października). Na razie jednak nie będzie wyborów w Leicester East, choć posłanka Claudia Webbe otrzymała w zeszłym tygodniu wyrok w zawieszeniu za groźby i napastowanie kobiety, to ma jeszcze prawo do odwołania od wyroku. Według LabourList Webbe została usunięta z Partii Pracy. Labour ma jeszcze jeden problem, bo Communication Workers Union zdecydowała o zawieszeniu dotacji dla labourzystów, gdyż partia „nie ma kontaktu z ludźmi pracującymi”. Według wyliczeń Telegrapha ma to kosztować partię Starmera ok. 500 tys. funtów rocznie.

Trzecia dawka czeka

I na koniec takie wieści: „Odmówisz trzeciej dawki – zostaniesz w domu albo na kwarantannie”. Według Mail on Sunday rząd chce ograniczyć możliwość podróżowania za granicę osobom, które odmawiają przyjęcia przypominającej dawki szczepionki na covid.

Wasz Głos: Partia Pracy stawia na inwestycje w ludzi – rozmowa z Chrisem Ostrowskim, kandydatem Partii Pracy w wyborach parlamentarnych

Twoje nazwisko brzmi bardzo polsko, czy mógłbyś powiedzieć naszym czytelnikom kilka słów o sobie?

Chris Ostrowski: Mieszkam w Watford i jestem członkiem Partii Pracy od około 15 lat. Kandyduję z ramienia Labour w następnych wyborach do parlamentu brytyjskiego, choć jeszcze nie wiemy, kiedy się odbędą. Bylem też już dwukrotnie kandydatem w wyborach do PE i jestem zaangażowany w działania Partii Pracy od wielu lat. Mój dziadek był Polakiem. Przyjechał do Wielkiej Brytanii w 1942 roku. Ja nie mówię niestety po polsku.

Dlaczego wstąpiłeś akurat do Partii Pracy?

Członkiem partii zostałem będąc jeszcze bardzo młody. Myślę, że kilka czynników przekonało mnie do tego, że to właśnie Partia Pracy ma największą moc sprawczą. Długo działałem w wolontariacie, pracując ze społecznością osób bezdomnych i ludźmi z problemami ze zdrowiem psychicznym, zdałem sobie sprawę, że jedynym sposobem, żeby pomóc najbardziej bezbronnym i zagrożonym, jest zapewnienie im takiej służby zdrowia i edukacji, żeby mogli dostać szanse równe tym, które mają inni ludzie. To już ze mną zostało. W UK są miejsca – w samym Watford są takie miejsca – gdzie wiele osób sądzi, że pójście na studia, czy dalsza nauka to nie dla nich, a Partia Pracy może dać im szanse wykorzystania własnego potencjału i zbudować bardziej spójne społeczeństwo.

Jakie są priorytety Partii Pracy w Watford w tych wyborach lokalnych?

Lokalnej radzie przewodniczą w tej chwili Liberalni Demokraci. Nie są znaczącą siłą na krajowym podwórku, ale w Watford wyrobili sobie dobrą markę. Partia Pracy chce zapewnić, żeby tam, gdzie rada ma władzę, w sprawach takich jak stan obiektów użyteczności publicznej, stan lokalnych dróg, transport publiczny, poczyniono odpowiednie inwestycje. To ważne, żeby szybko przywracać do dobrego stanu podupadające place zabaw dla dzieci, czy szybko przywrócić drożność zniszczonej czy zasypanej śniegiem drogi. W tych wyborach główna różnica między LibDemsami a Partią Pracy polega na tym, że my chcemy więcej zainwestować w obiekty użyteczności publicznej.

Patrząc ogólnie, co uważasz za największe osiągnięcie Partii Pracy w ostatnich latach?

Edukację, szczególnie młodszych dzieci w szkołach podstawowych. Zanim Partia Pracy doszła do władzy, dzieci w Wielkiej Brytanii nie miały tak dobrych wyników w matematyce i czytaniu, jak dzieci z innych krajów. To się bardzo poprawiło. Ogromną rolę odegrał w tym fakt, że przebudowaliśmy wiele szkół. Ważne dla Partii Pracy jest też NHS. To my go założyliśmy w 1948. Gdy byliśmy przy władzy sytuacja w NHS była rekordowo dobra. Niestety, niektóre z tych osiągnięć zostały teraz zaprzepaszczone, czego bardzo żałuję. Inwestycje w infrastrukturę powiązaną z usługami publicznymi to było wielkie osiągnięcie ostatniego rządu Partii Pracy. Podobnie zmniejszenie ubóstwa wśród dzieci. Ze wsparciem związków zawodowych Tony Blair wprowadził płacę minimalną, to doprowadziło do zmniejszenia poziomu biedy wśród osób pracujących, do tego doszły ulgi podatkowe wprowadzone przez Gordona Browna. Dzięki nim rodziny z małymi dziećmi do pewnego pułapu nie płaciły podatków w ogóle. Byłem tez dumny z polityki europejskiej Partii Pracy. Bardzo cieszyłem się z poparcia przez Labour rozszerzenia UE o Polskę i kraje Europy Wschodniej. Przewodziliśmy też wtedy działaniom przeciwko zmianom klimatu i za rozwojem pomocy rozwojowej.

Czy podczas głosowania w wyborach lokalnych lepiej skupić się na politykach, których mamy na liście, czy na liderach ogólnokrajowych?

Tego nie da się tak naprawdę rozdzielić. Popieram Jeremiego Corbyna, on też kilkakrotnie udzielił mi wsparci, gdy nad odwiedzał. W ostatnich wyborach dokonał niezwykłej rzeczy, przekonując do siebie tak dużą część elektoratu w Watford. Osobiście uważam to za znaczące osiągnięcie. Z osiągnięciami w polityce jest tak, że możemy o nich mówić tak naprawdę tylko, gdy partia jest przy władzy. Teraz w opozycji nie możemy nic zmienić, możemy tylko prowadzić i wygrać kampanie, potem utworzyć rząd czy władze dzielnicy, i dopiero zacząć zmiany. Nasi lokalni kandydaci dają z siebie wszystko, są najlepsi i ciężko na to pracują. Przez Jeremiego Corbyna przemawia ogromna siłą. Głosując, musisz patrzeć na jedno i na drugie.

Jak zachęciłbyś obywateli UE do oddania głosu w wyborach lokalnych?

To bardzo ważne, żebyście zagłosowali. W Watford mieszka wielu obywateli UE, w tym wielu Polaków. Chciałabym powiedzieć polskiej społeczności, że osobiście staram się o to, by każdy czuł się tu jak u siebie w domu, żeby czuł się mile widziany. To kto nas reprezentuje lokalnie na poziomie rady miasta ma ogromny wpływ na to jakim jesteśmy społeczeństwem. Dlatego wszyscy powinni głosować i zachęcam, żeby głosować na Partię Pracy, bo to my najwięcej inwestujemy w dobro publiczne i chcemy by te tak potrzebne fundusze, które zostały zredukowane pod rządami torysów, ponownie trafiły do ludzi.

Gdyby Polacy chcieli się zaangażować w kampanię przed wyborami, jak mogą to zrobić?

Mogą do mnie napisać na adres chris4watford@gmail.com i na pewno się odezwę choć w ostatnich dniach przed wyborami lokalnymi jesteśmy bardzo zajęci. Głosowanie już w czwartek, zaraz jak skończymy rozmowę, idę odwiedzić kolejnych wyborców. Chcę mieć pewność, że ich wysłuchamy i że mogę się im osobiście przedstawić, a także, że nasi lokalni kandydaci są świadomi co jest najważniejsze dla ludzi. Jestem pewny, że możemy przekonać do siebie wielu polskich wyborców, dlatego proszę odzywajcie się i z radością podpowiem jak włączyć się do kampanii.

Co powiedziałbyś Polakom mieszkającym poza Watford?

Chcę wyraźnie powiedzieć, że Partia Pracy stoi po stronie Polaków i obywateli UE. Bez względu na to, jak potoczą się losy brexitu, nigdy nie poprzemy innej opcji niż pełna ochrona praw obywateli UE na poziomie równym Brytyjczykom. Nikt nie będzie się czuł niemile widziany.

Przyszły premier UK będzie brexitowcem – Rozmowa UKpoliticsPL z Pawłem Świdlickim

O przyszłości premier Theresy May i umowy brexitu rozmawiamy z Pawłem Świdlickim.

Kto jest największym wrogiem Theresy May: Unia Europejska, brexitowcy, czy remainersi?

Unia nie tyle jest wrogiem, co twardym oponentem, ale nie myśli w kategoriach pokonania brytyjskiej premier. Najpoważniejszych wrogów premier May ma teraz oczywiście w opozycji, ale wewnątrz własnej partii też nie wszyscy jej sprzyjają. To głównie ludzie, którzy nie lubią jej osobiście, albo uważają, że przestała być wiarygodnym przywódcą. Na razie nie jest to nastawienie ideologiczne, wśród nadal ją popierających są zarówno osoby ze strony leave, jak i remain, i to nie jest tak, że jedna z tych frakcji chce ją wypchnąć z urzędu. Jednak, gdy May będzie zmuszona sprecyzować stanowisko w sprawie przyszłych związków UK i UE, wtedy o zachowanie poparcia obu stron będzie jej ciężko. Oczywiście wychodzimy z UE, ale o ile nie ziści się jej teoretyczny model, w którym UK ma większy dostęp do wspólnego rynku niż Kanada, a więcej kontroli niż ma Norwegia, to będzie musiała opowiedzieć się po którejś ze stron. W tym momencie ci twardzi brexitowcy, którzy do tej pory ją popierali i nawet gotowi byli pójść na kompromis, jeśli chodzi o okres przejściowy, mogą się od niej odwrócić.

A kto w tym układzie jest jej przyjacielem?

Na pewno Damian Green, który jest de facto teraz wicepremierem. Jest też Gavin Barwell, jej chief of staff, a po stronie brexitowskiej Chris Grayling. May ma też poparcie Ruth Davidson w Szkocji. Problem w tym, że May nigdy nie miała swojego obozu. May ma w tej chwili nie tyle poparcie osobiste, co konserwatyści po prostu nie widzą na jej miejsce lepszej osoby. Myślą, że gdyby się jej pozbyli, to będą kolejne wybory, który wygra Jeremy Corbyn, więc konserwatyści popierają ją ze względów strategicznych, bo nie ma lepszej opcji.

Czy UK siada do stołu negocjacyjnego z własną wizją Brexitu?

Między innymi, dlatego negocjacje są takie trudne, że nie ma wspólnej wizji. Decyzje podejmowane są pod zewnętrzną presją, a nie, dlatego, że panuje wewnętrzna zgoda.

A Patia Pracy ma spójną, wspólną wizję Brexitu?

Też nie ma, ale myślę, że w Partii Pracy problem jest innej rangi, tam jest poparcie bliższych związków z Unią Europejską. To nie może być opcja norweska, dlatego, że zbyt wiele labourzystowskich okręgów, głosowało za leave, więc trzeba z tego powodu ograniczyć swobodny przepływ osób, ale nastawienie Labour do Brexitu nie jest takie emocjonalne. Dla nich to nie jest sprawa życia i śmierci jak dla konserwatystów.

Theresa May jest tymczasowym premierem, ale co dalej?

Jej największym atutem jest to, że nie ma oczywistego następcy, który mógłby zjednoczyć partię. Przekonanie, że jej odejście oznacza wybory i zwycięstwo Corbyna trzyma ją na stanowisku. Jeśli utrzyma się przy władzy tak długo, to w maju będę wybory lokalne, szczególnie gminne w Londynie, i myślę, że Partia Konserwatywna straci wtedy wiele, wiele mandatów. To może być ten kolejny moment, gdy pojawią się pytania czy Theresa May powinna odejść, o ile oczywiście nie odejdzie wcześniej.

Czy Boris Johnson zostanie kiedyś premierem?

Obawiam się, że nie, ale po tym, co się wydarzyło w ostatnich paru latach staram się nie być zbyt kategoryczny. Myślę, że Boris Johnson ma za płytkie poparcie wśród konserwatywnych parlamentarzystów, ale to oczywiście może się zmienić. Przyszły lider Partii Konserwatywnej będzie raczej brexitowcem, ale bardziej prawdopodobne, że to będzie na przykład Dominic Raab, czy James Cleverly, ludzie, którzy już mają doświadczenie, ale są przedstawicielami innego pokolenia.

W parlamencie utknęła ustawa o wystąpieniu z Unii Europejskiej (EU Withdrawal Bill). Debatę nad nią po zgłoszeniu poprawek zawieszono na dwa tygodnie. Dlaczego?

Ta ustawa jest związana z planem przeniesienie regulacji z prawa unijnego do brytyjskiego, żeby w dniu brexitu, gdy prawo unijne przestanie obowiązywać w UK, nie powstały luki prawne i chaos. Transfer przepisów unijnych na grunt brytyjski wymaga bardzo licznych zmian w ustawach i dlatego rząd chce nadać sobie nowe uprawnienia na podstawi tzw. klauzuli Henryka VIII. Jednym z największych wynikających stąd problemem są relacje między Londynem, a władzami regionalnymi w Szkocji, Walii i Irlandii Północnej, bo Londyn chce tej władzy dla siebie. Dodatkowe utrudnienie to fakt, że Irlandia Północna nie może wyłonić od dłuższego czasu rządu i nie wiemy jak to się skończy. Jest wystarczająco dużo potencjalnych rebeliantów w Partii Konserwatywnej, którzy nie chcą dać rządowi tej dodatkowej, niekontrolowanej władzy nad zmianami w ustawach. Ci rebelianci, co ciekawe, przejęli teraz argument podnoszony przed unijnym referendum przez zwolenników brexitu, mianowicie, że wystąpienie z UE jest konieczne, żeby to brytyjscy parlamentarzyści, nie rząd, zyskali więcej uprawnień. Rząd opóźnia więc dyskusję nad ustawą i stara się szukać jakiegoś kreatywnego rozwiązania, które jednocześnie uśmierzy obawy tych parlamentarzystów i pozwoli rządowi nabyć nowe uprawnienia.

Mówiło się, że głównym organizatorem rebeliantów w Izbie Gmin był eurosceptyk Steve Baker, który podczas ostatniej rekonstrukcji trafił do rządu May i ministerstwa do spraw brexitu. Kto jest teraz takim mózgiem rebeliantów?

Teraz rebelianci są głównie po drugiej stronie. To Dominic Grieve, który zgłosił poprawki do ustawy, Anna Soubry, czy Nicky Morgan. To są rebelianci pro-remain, którzy chcą utrzymać rząd na krótkiej smyczy. Raczej nie zablokują tej ustawy, ale mogą ją opóźnić i zmienić. Już nawet samo zgłoszenie poprawek spowodowało dwutygodniowe opóźnienie.

Jak oceniasz przebieg ostatniego szczytu Rady Europejskiej dla May?

Unia Europejska rzuciła jej linę ratunkową. Brytyjska premier dobrze użyła swojej największej słabości – czyli chwiejnej pozycji w kraju – do przekonania unijnych liderów, że brak postępu w rozmowach przybliży usunięcie jej ze stanowiska i zastąpienie którymś z twardych brexitowców. To właściwie było pewne, że May nie dostanie dokładnie tego, czego chciała i że wszystko, na co mogła liczyć, to pozytywny, łagodny ton. Jednak w tej sytuacji jej dużym sukcesem było przyznanie w konkluzjach, że Unia rozpocznie wewnętrzne rozmowy na temat przyszłych relacji handlowych. To poza kwestią polityczną także bardzo dobry znak dla firm, bo sygnalizuje, że rozmowy toczą się zgodnie z zakładanym harmonogramem i jest szansa na rozpoczęcie drugiej fazy negocjacji po grudniowym szczycie Rady Europejskiej. Firmy potrzebują tej pewności i stabilności w dłuższej perspektywie czasowej – gdyby ze szczytu przypłynęły złe sygnały, firmy musiałby zacząć planować scenariusze działań na wypadek braku porozumienia i nagłego zerwania relacji brytyjsko-unijnych w dniu brexitu, czyli w marcu 2019.  Unia nie jest jednak po to, żeby utrudniać, czy ułatwiać życie brytyjskiej premier. Po stronie unijnej zasiadają profesjonalni negocjatorzy z ogromnym doświadczeniem, Oni nie chcą nikogo ukarać. Tylko chcą prowadzić negocjacje na swoich warunkach. Problem z Wielką Brytania polega na tym, że liderzy Partii Konserwatywnej od lat zbyt szybko szli na kompromisy z eurosceptykami. Teraz w pewnym momencie May będzie musiała powiedzieć im „nie”. Swoją cenę zapłaci też w Brukseli. Zgodnie z oświadczeniem jej rzecznika przemówienie we Florencji nie było jeszcze „ostatnim słowem” na temat tego ile Wielka Brytania zapłaci Unii w ramach rachunku rozwodowego, a to oznacza, że jest gotowa zapłacić więcej.

Jak rysuje się sprawa porozumienia ws praw obywateli UE w UK?

Widać kompromis. Kilka spraw pozostaje nierozwiązanych, ale myślę, że da się je wszystkie załatwić. May niedawno wystosowała list do obywateli UE – na marginesie, powinna była to zrobić rok temu – i napisała w nim, że chce, żeby ci ludzie tu zostali, zapewniła, że wnioskowanie o „settled status” będzie łatwe i tanie, że nie będzie trzeba mieć Comprehnesive Sickness Insurance, że osoby, które mają już PR będą mogły bezpośrednio ubiegać się o settled status, David Davis powiedział też w rozmowie z Jakubem Krupą z PAP, że zmiany w prawie do łączenia rodzin obywateli UE wynikają z tego, że ich przedłużenie po wyjściu z Unii Europejskiej „dałoby trzem milionom obywateli UE prawa, których nie mają nawet sami Brytyjczycy”. Jest oczywiście problem z rolą trybunału sprawiedliwości, ale brytyjski rząd też poszedł trochę na kompromis we Florencji, mówiąc, że wydając postanowienia brytyjskie sądy będą uwzględniać decyzje trybunału.

Czy jest szansa na podpisanie dokumentu gwarantującego prawa obywateli oddzielnie od tych jeszcze długich negocjacji w innych w kwestiach?

Raczej nie będzie podpisane takie osobne porozumienie. W tej chwili mówi się o podpisaniu całego porozumienia o wystąpieniu z UK z UE, ale myślę, że mogą zasygnalizować, że ten rozdział jest zamknięty. Premier May powiedziała jednak, że nawet, jeśli nie będzie ostatecznego, szerszego porozumienia UK-EU, to i tak prawa obywateli UE będą zagwarantowane.

Co będzie się działo w brytyjskiej polityce w najbliższych miesiącach?

Warto obserwować sytuację gospodarczą. Gospodarka nie jest w zbyt dobrym stanie, z jednej strony nadal rośnie, bezrobocie utrzymuje się na niskim poziomie, ale zarobki idą w dół. Trochę tak jak w Polsce, sytuacja gospodarcza niby była dobra, ale ludzie chcieli zmiany. Także tutaj nie czuje się wzrastającego poziomu dobrobytu.

A w kwestii negocjacji z UE wyjaśni się zapewne sprawa upartego trwania rządu brytyjskiego przy stwierdzeniu, że w ciągu najbliższych 17 miesięcy musi wypracować zarówno porozumienie o wyjściu, jak i nowe porozumienie handlowe.Uważam, że w najbliższych miesiącach stanie się jasne, że tego zrobić się nie da, więc albo rząd zmieni stanowisko i przyzna, że umowa handlowa nie będzie gotowa i negocjacje przesuną się na okres przejściowy albo zacznie negocjować osobne porozumienia w ważnych kwestiach, jak np. przewozy lotnicze, przepływ danych, kontrole techniczne na granicach, żeby złagodzić efekty „no deal’.

Rozmawiała w Londynie Kasia Sobiepanek

Paweł Swidlicki, ekspert ds. polityki brytyjskie obecnie pracuje jako analityk ds. Brexitu w londyńskiej firmie Edelman. Poprzednio zajmował się szeregiem kwestii związanych z członkostwem Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej i polityką europejską w think-tanku Open Europe. Paweł jest Brytyjczykiem polskiego pochodzenia.