Wpisy

PingPong: Dzień Penny Mordaunt

To jest PingPong – blog polityczny z UK. Odcinek drugi o pierwszej rundzie wyborów lidera Partii Konserwatywnej.

UKpoliticsPL jest projektem pasjonatki polityki brytyjskiej. Możesz mnie wspomóc na Zrzutce.

Znana melodia

Pierwsza runda wyborów lidera Partii Konserwatywnej nie przyniosła wielkich niespodzianek. Prowadzenie Rishiego Sunaka wydaje się niezagrożone. Penny Mordaunt jako czarny koń tych wyścigów wyszła na drugą pozycję, a Liz Truss, Kemi Badenoch i Suella Braverman podzieliły się głosami prawicy. Można założyć, że jeśli się nie porozumieją żadna z nich nie wejdzie do finałowej dwójki, ustępując miejsca Mordaunt. Prawdopodobnie jednak do ewentualnych układów nie dojdzie jeszcze przed drugą rundą, choć według Christophera Chope’a z Daily Telegraph „jest nacisk na próbę znalezienia porozumienia”.

Z nich trzech największe wydają się szanse Liz Truss, która przygotowywała kampanię od miesięcy i ma największe doświadczenie w rządzie oraz dużą rozpoznawalność nazwiska. Truss ma jeszcze jeden atut – wydaje się faworytką obecnego głównego lokatora na No 10. Jej propozycje polityczne pokrywają się w zasadzie z obecną linią rządu Johnsona, w przeciwieństwie do swoich kontrkandydatek jest m. in. za utrzymaniem celu osiągnięcia gospodarki zeroemisyjnej do 2050 roku.

Nieco rozczarowujący wynik zaliczył Tom Tugendhat, który zapewniał już, że widzi się w finałowej dwójce. Tugendhat będzie teraz walczył o pozostanie w wyścigu przynajmniej do trzeciej runy i do serii weekendowych debat telewizyjnych. Obok niego kandydatką do odpadnięcia w drugiej rundzie jest Suella Braverman, której ledwie udało się przekroczyć wymagany próg.

Jeremy Hunt z kolei dostał nawet mnie głosów niż nominacji i żegna się z wyborami. W środę wieczorem Hunt poparł już jak się wyraził „jednego z najbardziej przyzwoitych, bezpośrednich ludzi w polityce brytyjskiej”, czyli Rishiego Sunaka. Progu trzydziestu głosów nie przekroczył też Nadhim Zahawi, który na razie nie wskazał swojego faworyta i skoncentruje się teraz na dwóch miesiącach jakie pozostały mu na stanowisku kanclerza.

Na tę samą nutę

Szóstka pozostałych kandydatów zmierzy się w czwartek. Wyniki poznamy o godzinie 15:00. W tej rundzie odpadnie osoba z najmniejszą liczbą głosów. O ile nikt inny nie wycofa się sam, najpewniej w weekendowych debatach telewizyjnych weźmie udział 5 kandydatów. Te same osoby następnie zmierzą się w trzeciej rundzie wyborów w poniedziałek. Kolejne rundy planowane są na wtorek i ostatnia na środę. Potem finałowa dwójka będzie mieć półtora miesiąca, aby przekonać do siebie lokalnych działaczy.

Faworytami do przejścia do drugiego etapu są Sunak, Mordaunt i Truss. W finale zaś według sondażu Conservative Home zdecydowaną faworytką będzie Penny Mordaunt. To może się jednak jeszcze zmienić, gdy podczas spotkań wyborczych i debat dojdzie do bezpośrednich starć kandydatów. Do tej pory można powiedzieć, że jeśli chodzi o deklarowane wartości i założenia polityczne różnią ich detale i akcenty. Duże znaczenie będzie więc mieć to jak się zaprezentują. Z drugiej strony kluczowe mogą być także dyskusje w kuluarach o potencjalnych stanowiskach i alokacji funduszy. Operacją mobilizacji posłów po stronie Sunaka kieruje Gavin Williamson, którego obozy rywali oskarżają o „niecne sztuczki” i koordynację taktycznego głosowania, by w finałowej dwójce znalazła się osoba, z która Sunakowi będzie łatwiej wygrać.

Ostatnie akordy Johnsona

Tymczasem Boris Johnson nadal pełni funkcję premiera i w środę odpowiadał na pytania posłów w parlamencie. Premier wydawał się mieć bardzo dobry nastrój i zapewnił wszystkich, że „niedługo odejście z podniesioną głową”. Prawdopodobnie Johnsona czeka jeszcze jedna seria PMQs w przyszłym tygodniu. Wcześniej jednak – najpewniej w poniedziałek – parlament będzie głosować nad… wotum zaufania do rządu. W pierwotnej wersji to opozycja zgłosiła wniosek o głosowanie wotum nieufności. Rząd nie znalazł jednak dla niego czasu w napiętym parlamentarnym grafiku. Ostatecznie jednak z poniedziałkowego porządku obrad znikły koleje etapy prac nad kontrowersyjnym projektem ustawy o bezpieczeństwie online i zamiast tego pojawiło się głosowania rządowego wniosku o wotum zaufania. Czemu? Być może chodzi o wizerunek, żeby pokazać, że Johnson jednak cieszy się zaufaniem swoich posłów. Może też chodzić o przekaz do społeczeństwa, że Partia Konserwatywna nadal ma mandat do rządzenia i załatwia swoje brudne sprawy sama bez pomocy opozycji. A może też ma to związek z samymi wyborami lidera i próbą delikatnego wymuszenia na posłach Partii Konserwatywnej wsparcia aktualnych ministrów-kandydatów, jak Liz Truss. Nawet bowiem Rishi Sunak będzie zapewne czuł się zobowiązany do zagłosowania za obecnym, tymczasowym rządem Johnsona.

Podobał Ci się ten tekst. Pomóż mi pisać więcej. Wesprzyj UKpoliticsPL na Zrzutce.

Liberalni Demokraci odbierają Torysom North Shropshire

„Koniec imprezy” – powiedział kandydatka Liberalnych Demokratów Helen Morgan po wygraniu wyborów uzupełniających w North Shropshire. Morgan zyskała poparcie 17 957 wyborców, potrajając liczbę głosów LibDems w tym okręgu z grudnia 2019. Dopiero drugie miejsce zajął kandydat Partii Konserwatywnej Neil Shastri-Hurst, otrzymując 12 032 głosów. Dla porównania w grudniu 2019 torysi zdobyli tu 35 444 głosy.

To jeden z największych swingów w historii wyborów uzupełniających w UK i niekwestionowany sukces partii, która oparła swoją kampanię na wyliczaniu skandali wokół Downing Street i Borisa Johnsona. „Mieszkańcy North Shropshire powiedzieli: dość tego” – podsumowała Morgan.

Wakat w North Shropshire powstał na skutek złożenia mandatu przez Owena Patersona, reprezentującego ten okręg od 1997 roku. Paterson został oskarżony przez parlamentarna komisarz ds etyki poselskiej o złamanie zasad płatnego lobbingu. Miał otrzymać karę zawieszenia w prawach posła na 30 dni, jednak nieudana próba wybronienia go przed zawieszeniem przez premiera Borisa Johnsona zakończyła się rezygnacją byłego ministra ds Irlandii Północnej. Afera wokół Patersona stała się iskrą zapalną konfliktu Borisa Johnsona z posłami i wyznacza początek znacznego spadku popularności premiera w sondażach.

Porażka w North Shropshire wzmacnia zadawane od kilku tygodni pytanie o siłę przywództwa Johnsona w Partii Konserwatywnej po drugiej największej rebelii posłów tej partii w izbie Gmin.

W wywiadzie dla SkyNews poseł okręgu South Thanet Roger Gale powiedział: „To nie było zwycięstwo Liberalnych Demokratów, to było referendum w sprawie działań premiera”. Komentując ostatnie wydarzenia i skandale wokół No 10, Gale mówił dalej: „Były dwa uderzenia: zachowanie Partii Konserwatywnej w Izbie Gmin w tym tygodniu i teraz porażka w North Shropshire. Jeszcze jedno i to będzie koniec premiera Johnsona”. Gale dodał: „Jeśli premier celowo wprowadził parlament w błąd (w sprawie organizacji imprez świątecznych w lockdownie w grudniu 2020) moim zdaniem powinien zrezygnować”. Zdaniem Gale’a Johnson ma trzy tygodnie przerwy świątecznej na „przeorganizowanie”. Nie odbiera mu szans na utrzymanie przywództwa, ale żeby to zrobić Johnson „musi zacząć odnosić duże sukcesy”.

Przewodnik UKpoliticsPL: Jak Partia Konserwatywna odwołuje/wybiera lidera?

Kiedy może dojść do głosowania wotum nieufności wobec Borisa Johnsona jako lidera Partii Konserwatywnej?

O głosowanie wotum nieufności wobec lidera Partii Konserwatywnej muszą poprosić posłowie Partii Konserwatywnej w indywidualnych pismach do szefa Komitetu 1922. Reguły torysów mówią, że procedurę wotum nieufności uruchamia się, jeśli minimum 15% parlamentarzystów Partii Konserwatywnej wyrazi brak zaufania do lidera. Torysi mają obecnie 360 posłów*, co oznacza, że do uruchomienia procedury potrzeba minimum 54 indywidualnych próśb. Przewodniczący Komitetu 1922 sir Graham Brady nie informuje ile pism już otrzymał.

Jak torysi odwołują lidera partii?

Lider partii może sam odejść ze stanowiska lub zostać usunięty przez parlamentarzystów w głosowaniu wotum nieufności.

Głosowanie wotum nieufności odbywa się tradycyjnie poprzez skreślenie odpowiedzi TAK lub NIE na kartce z pytaniem „Czy ma Pan/Pani zaufanie do obecnego lidera Partii Konserwatywnej?”. Gdy dojdzie do głosowania, do faktycznego wyrażenia wotum nieufności przez partię potrzeba 50% głosów wszystkich parlamentarzystów Partii Konserwatywnej. Torysi mają 360 posłów, więc w obecnym układzie 180 posłów musiałby zakreślić odpowiedź NIE. W razie wygranej w głosowaniu lider pozostaje na stanowisku i przez rok jest bezpieczny, tj. partia nie może zorganizować przeciwko niemu kolejnego głosowania wotum nieufności. W razie porażki dotychczasowy lider jest zobowiązany odejść i nie może startować w wyborach nowego.

Gdy urzędujący lider partii sam zrezygnuje ze stanowiska, może ubiegać się o ponowny wybór w kolejnych wyborach lidera.

Jak torysi wybierają lidera partii?

Po decyzji o rezygnacji lub decyzji o usunięciu dotychczasowego lidera Komitet 1922 ustala harmonogram wyborów nowego szefa partii.

W wyborach 2022 startować może każdy parlamentarzysta, który zdobędzie zaufanie minimum 20 posłów lub posłanek torysów. Przed 2019 do startu wystarczyło poparcie dwóch posłów, ale reguły zmieniono, żeby ograniczyć liczbę kandydatów z małymi szansami i przyspieszyć wybory.

Po zamknięciu listy pierwszy etap głosowania odbywa się na poziomie parlamentarzystów. Posłowie głosują na jednego kandydata w rundach. Po każdej rundzie odpada kandydat z najmniejszą liczbą głosów. Odpadają także kandydaci, którzy nie przekroczyli progu minimalnej liczby głosów. W wyborach 2022 do przejścia do drugiej rundy wymagane jest sięgnięcie progu 30 głosów.

Po każdej rundzie ustalany jest termin następnej. Często zdarza się, że kandydaci z minimalną liczbą głosów wycofują się sami.

Gdy na polu walki zostaną tylko dwie osoby, decyzja o tym, która z nich ostatecznie otrzyma stanowisko lidera partii przekazywana jest na szczebel wszystkich członków partii. To oni w głosowaniu dokonują ostatecznego wyboru. W sytuacji, gdy jeden z dwóch kandydatów po ostatniej rundzie głosowania parlamentarzystów wycofa się ze startu, nie organizuje się głosowania na poziomie wszystkich członków partii.

Harmonogram głosowań w wyborach lidera Partii Konserwatywnej 2022:

– Pierwsza runda głosowania w tę środę, 13 lipca

.- Druga najpewniej w czwartek, 14 lipca.

– Kolejne rundy na etapie parlamentarnym najpewniej od poniedziałku.Nazwisko nowego lidera poznamy: 5 września.

UKpoliticsPL jest projektem pasjonatki polityki brytyjskiej. Możesz mnie wspomóc na Zrzutce.

Brytyjskie Śniadanie z 22 listopada 2021

Brytyjskie Śniadanie, czyli autorski przegląd prasy brytyjskiej z 22 listopada 2021.

Migranci z Kanału La Manche zatopią torysów?

Torysi z północy, grupa one nation i nabór z 2019 są niezadowoleni z propozycji „technicznej” reformy opłat za opiekę nad osobami starszymi, bo w praktyce oznacza ona zwiększenie kosztów dla najbiedniejszych emerytów. „Relacje między No 10 a tylnymi ławami Izby Gmin przypominają obecnie podział „my vs oni” – tak próbę „cichego” wprowadzenia zmian komentuje w Timesie jeden z posłów Partii Konserwatywnej. Głosowanie ma odbyć się w poniedziałek lub wtorek. Rozmiary rebelii są trudne do określenia. Zbuntuje się na pewno były minister sprawiedliwości Robert Buckland, waha się szef parlamentarnej komisji zdrowia Jeremy Hunt. Więcej posłów nadal najbardziej martwi się jednak „tymi małymi łodziami z migrantami na Kanale Angielskim”.

Z tego też powodu rośnie napięcie w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych między Priti Patel a jej urzędnikami. Według Mail on Sunday minister jest rozczarowana postawą swojego ministerstwa, które nie jest w stanie zatrzymać łodzi z migrantami przypływającymi z Europy. Z kolei urzędnicy mieli określić swoją minister mianem „idiotki”. W tej samej sprawie Telegraph cytuje złowieszczy dla torysów sondaż, w którym 77% wyborców określa podejście Partii Konserwatywnej do kryzysu migracyjnego jako „zbyt miękkie”. Anonimowy sponsor torysów ostrzega zaś w gazecie, że rząd „zboczył zbyt mocno do centrum, pozostawiając na prawej flance lukę bez której nie da się wygrać wyborów”.

Czy torysi zatopią się sami?

Rozpoczynająca się w tym tygodniu przed High Court sprawa sponsora Partii Konserwatywnej Mohameda Amersiego przeciwko byłej posłance Charlotte Leslie może „odsłonić ogromny konflikt w sercu Partii Konserwatywnej”. Sprawa nie dotyczy bezpośrednio sposobu zdobywania sponsorów i ich wpływu na politykę rządu, ale to będzie jej drugie dno – podaje Telegraph. Amersi równie hojnie co pieniędzmi z torysami, dzielił się też z prasą informacjami o tym jak przewodniczący partii Ben Elliot zdobywał środki dla partii i co można było za nie dostać, jak na przykład rozmowę z ministrem o ważnych dla siebie sprawach, prestiżowe spotkanie z księciem Karolem, czy miejsce w Izbie Lordów.

Torysi nie mają problemów finansowych, ale źródła ich finansowania już mogą okazać się dla nich problematyczne. Po niesmaku wywołanym uzmysłowieniem opinii publicznej ile poseł może dorobić obok swojej normalnej pensji Times pisze dziś, że przynajmniej 10 posłów przyjmowało wynagrodzenie jako płatni doradcy na swoje firmy. Unikali tym samym płacenia wyższych podatków dochodowych na rzecz 19% podatku dla firm i zmniejszali swoje składki ubezpieczeniowe. 9 na 10 z nich to torysi, w tym minister edukacji Nadhim Zahawi  „To legalne, ale  budzi obawy czy osoby zatrudniane na publicznych stanowiskach opłacanych przez podatników powinny w ten sposób załatwiać swoje sprawy finansowe” – podsumowuje Times.

Wojny z UE nie będzie. Na razie.

Koniec listopada miał być kulminacją sporu UK i UE o Protokół Północnoirlandzki. Nic z tego.  Źródła PoliticsHome w Londynie przyznają, że UK „uelastyczniło” swój ostateczny termin zakończenia rozmów. Teraz mówi się, że przeciągną się do nowego roku, ale to nie znaczy, że wojny handlowej nie będzie. „Jeśli dojdziemy do punktu, w którym uruchomimy artykuł 16, chcemy, żeby było jasne czemu to robimy” – tłumaczy się anonimowy rozmówca portalu, przyznając, że w tej chwili chaos uruchomiony przez nieudaną próbę obrony Owena Patersona i konflikty wewnętrzne pochłaniają całą uwagę No 10.

„Nie ma mowy o uruchomieniu artykułu 16 przed świętami”, choć postępy w rozmowach są „powolne i bolesne” – potwierdza w rozmowie z Telegraphem minister handlu międzynarodowego. Anne-Marie Trevelyan. Dodaje też optymistycznie, że „negocjacje akcesji UK do handlowego bloku transpacyficznego idą dobrze”. Na początku 2022 mają się zacząć rozmowy o bilateralnej umowie handlowej z Indiami, a do czerwca także z Kanadą i Meksykiem. Czy tak będzie? Czy pani minister po prostu bardzo stara się zarazić tak lubianym przez Borisa Johnsona optymizmem?

Naczelna rządowa optymistka minister spraw zagranicznych Liz Truss zaprosiła przedstawicieli krajów południowo-wschodniej Azji na grudniowe spotkanie ministrów spraw zagranicznych G7 w Liverpoolu. „Chiny odbiorą to jako próbę uzyskania wsparcia regionu dla sojuszu Aukus” – martwi się jednak Guardian.

Marr odchodzi z BBC

W niedzielnym wywiadzie u Andrew Marra minister Sajid Javid wykluczył możliwość wprowadzenia w UK obowiązku szczepień przeciwko covid. „W praktyce przyjęcie szczepionki powinno następować w drodze wyboru . Jeśli ktoś się waha powinniśmy z taką osoba pracować i zachęcać” – mówił minister zdrowia. Średnia z ostatnich 7 dni w UK to ponad 41 tysięcy zakażeń dziennie. Jeśli chcecie POD TYM LINKIEM można zapisać się na dodatkową dawkę szczepienia w ramach NHS.

Na marginesie, to już ostatnie odcinki istniejącego od 16 lat programu, bo Andrew Marr ogłosił przejście z BBC od nowego roku do LBC, żeby „odzyskać swój głos”.

Miłego tygodnia!

Brytyjskie Śniadanie – autorski przegląd prasy brytyjskiej z 18 października 2021

Koniec anonimowości w sieci?

Prawo do anonimowości w internecie powinno zostać ograniczone – postuluje minister spraw wewnętrznych po zamachu na posła Partii Konserwatywnej Davida Amessa. Times przypomina, że procedowany w tej chwili w parlamencie projekt ustawy o bezpieczeństwie w sieci zakłada  m. in. nałożenie na platformy internetowe obowiązku rozprawiania się ze szkodliwymi treściami, ale Priti Patel zasugerowała, że chciałby pójść krok dalej. „i” przypomina jednak szereg powodów, dla których wymuszenie korzystania z internetu tylko pod własnym nazwiskiem jest niemożliwe, a w niektórych krajach byłoby niebezpieczne. W smutnym rysunkowym komentarzu do zgłaszanych przez posłów coraz liczniejszych gróźb, pogróżek i ataków słownych w sieci Times przypomina, że XVIII-wieczne ideały gotowości do poświęcenia życia dla obrony swobody wypowiedzi dziś karykaturalnie wykorzystywane są przez internetowe trolle do grożenia śmiercią tym, którzy nie chcą uznać ich wyimaginowanych racji.

Czemu zginął David Amess?

Policja zakłada, że za piątkowym zamachem na posła Partii Konserwatywnej Davida Amessa potencjalnie stał motyw islamistyczny. Sąd przedłużył areszt dla domniemanego sprawcy do 22 października na mocy ustawy o terroryzmie. Times zakłada, że ataku dopuścił się „samotny wilk zradykalizowanie w czasie lockdownu”. Telegraph dowiedział się, że zamachowiec korzystał po ataku z telefonu komórkowego, być może kontaktując się z kimś, być może nagrywając deklarację ideologiczną. Według PA przebywający w areszcie w Londynie 25-letni Brytyjczyk somalijskiego pochodzenia miał być jeszcze w czasach szkolnych zgłoszony do programu pomocy osobom zagrożonym radykalizacją. Do reformy tego prowadzonego przez ministerstwo spraw wewnętrznych programu Prevent wzywa przy tej okazji po raz kolejny  były minister sprawiedliwości Robert Buckland, o czym więcej w BBC.

Badający rodzinne koligacje domniemanego sprawcy Times pisze, że ojciec był doradcą medialnym byłego premiera Somalii, a w najbliżej rodzinie znajdują się m. in obecni somalijscy dyplomaci i profesorowie. Wśród rozważanych motywów są podobno także dobre relacje zamordowanego posła z władzami Kataru, który z kolei łączą dobre stosunki z obecnymi władzami Somalii.

Najprawdopodobniej jednak według Telegrapha ofiarą tego ataku mógł paść każdy inny poseł. Gazeta dowiedziała się, że sprawca najprawdopodobniej chciał po prostu zabić jakiekolwiek polityka, a wybrał właśnie Davida Amessa, bo po prostu udało mu się umówić na spotkanie akurat z nim.

No 1 vs No 11

Rishi Sunak obawia się, że zielony to drogi kolor. Dwa tygodnie przed szczytem COP26 Observer ujawnia dokument Ministerstwa Skarbu ostrzegający przed szkodami gospodarczymi i koniecznością podwyżki podatków, jeśli UK niewłaściwie lub zbyt dużo wyda na gospodarkę zeroemisyjną. Gazeta informuje, że Rishi Sunak ma tym samym próbować pozycjonować się wśród partyjnych działaczy na „klimatycznego sceptyka”, tak aby to Boris Johnson poniósł cały polityczny ciężar transferu do gospodarki zeroemisyjnej. Ale rozbieżności między politycznym numerem 1 w UK a Downing Street nr 11 jest więcej. Ledwo Financial Times napisał, że Treasury ma jakoby rozważać obniżenie 5% VAT na energię elektrycznej, by Boris Johnson mógł ogłosić obniżkę rachunków z tego tytułu „brexitową dywidendą”, a już źródła poniedziałkowego Timesa zdecydowanie taki ruch wykluczyły. O różnicach zdań między Borisem Johnsonem a kanclerzem Sunakiem rozpisywał się Sunday Times  Ten pierwszy chce wydawać pieniądze, ten drugi oszczędzać. Ten pierwszy chce huraoptymizmu, ten drugi twardo stąpa po fiskalnej ziemi. I co najważniejsze zdaniem tego drugiego, ten pierwszy nie rozumie ryzyka wynikającego z rosnącej inflacji. Gazeta konkluduje jednak, że Sunak wie, że jest „rycerzem BoJo”, rozumie, że jest przedstawicielem młodszego pokolenia i że jego czas jeszcze nadejdzie.

Rosyjska energia

Telegraph zastanawia się, którzy światowi liderzy zlekceważą zaproszenie na kluczowe dla Johnsona wydarzenie w Glasgow, spekulując że następca tronu Arabii Saudyjskiej Mohammed bin Salman może dołączyć do prezydenta Rosji Władimira Putina  i prezydenta Chin Xi Jinping.  Co ciekawe ambasador Rosji w UK gościł w niedzielę w programie Andrew Marra. Andrei  Kelin – bez niespodzianek – odrzucił oskarżenia o wstrzymywanie dostaw gazu do UK, by napędzić energetyczny kryzys. W nagraniu, które może zobaczyć na kanale Youtube rosyjskiej ambasady, ambasador tłumaczył, ze „Rosją zwiększyła o 10% dostawy gazu rurociągiem przez Ukrainę” i  „nie da rady tym kanałem transportować więcej”, dlatego właśnie – niespodzianka – potrzebny jest NordStream2.

A jeśli już o rosyjskiej energii mowa. Guardian pisze, że francuskie władze – zresztą ręka w rękę z lokalnymi posłami obu głównych partii UK – protestują przeciwko budowie interkonektora  między Francją a UK przez firmę Aquind, za którą stoi rosyjski kapitał. Zielone światło dla tej inwestycji ma w tym tygodniu dać minister Kwasi Kwarteng. Właściciele Aquindu w ostatnich latach łącznie przekazali Partii Konserwatywnej dotacje w wysokości ok 1,4 mln funtów. 

Globalne napuszenie

Wśród zwolenników hurraoptymizmu w brytyjskim rządzie plasuje Financial Times także nową minister handlu międzynarodowego. Gazeta rozmawiała z Anne-Marie Trevelyan przy okazji „globalnego szczytu inwestycyjnego”, na którym minister powiedziała m. in, że z zadowoleniem przyjmie chińskie inwestycje w sektorach niestrategicznych i poparła saudyjskie inwestycje w Newscastle United.

Z kolei „Komisję ds. Global Britain” zainicjował były minister handlu Liam Fox – informuje Times. Tłumaczy ją tak: ” Mam wrażenie, że biznes nie uważa, że Globalna Brytania koncentruje się wystarczająco mocno na handlu i inwestycjach”. Celem ma być zebranie opinii biznesmenów i ekspertów w dziedzinie handlu międzynarodowego, by ustalić eksport jakich produktów i usługi zmaksymalizuje przychody UK oraz gdzie znajdują się przyszłe rynki zbytu brytyjskich towarów. Gazeta zauważa przy tym, że mimo sloganu Global Britain fakty są takie, że poziom brytyjskiego eksportu w PKB zmniejszył się z 31,7% w roku 2019 do 27,4% w 2020.

Europejskie wyciszenie

Sunday Express zwrócił uwagę, że skłócony z Francją Boris Johnson będzie szukał sojuszników m. in. w Polsce i planuje „szczyt” UK z państwami wyszehradzkiej czwórki w listopadzie. Ktoś na downing Street miał zażartować, że UK powinno stworzyć „departament doradzający jak wyjść z UE”. Zabawne? „W relacjach UK z Europą brakuje zaufania” – mówił niedawno naszemu portalowi były wicepremier Wielkiej Brytanii David Lidington i ostrzegał. – „ I to szybko nie zostanie odbudowane, dlatego należy zakładać, że w najbliższym czasie UK będzie przede wszystkim szukać relacji bilateralnych z poszczególnymi państwami i blokami w UE”. Tzn. – to już nasz wniosek – że UK może grać relacjami dwustronnymi na osłabienie UE. Na konwencji Partii Konserwatywnej wśród państw, z którymi UK chce się szczególnie szybko porozumieć Liz Truss wymieniała państwa bałtyckie i właśnie V4. Ze swoimi odpowiednikami z Litwy, Łotwy i Estonii Truss spotkała się w zeszłym tygodniu w Chequers.

Wobec tragicznych wydarzeń w Leigh-on-Sea bez większego echa przeszło piątkowe spotkanie Davida Frosta z Marošem Sefčovičiem. W skrócie: UK nie spełniło groźby zawieszenia części umowy z UE, mimo że nadal według UK pozostają „duże” różnice w sprawie Protokołu Północnoirlandzkiego. Politico komentuje, że znaczne ustępstwa Unii Europejskiej zaskoczyły UK i wymuszają decyzję, czy Boris Johnson chce rozejmu, czy dalszego konfliktu w sprawie pobrexitowych zasad handlu między Wielką Brytanią a Irlandią Północną.

Korona wciąż na głowie

Od tego tygodnia będzie można zapisać dzieci poniżej 16 r. ż. na szczepienia na covid poza szkołami – informuje Times. Chodzi o to żeby zwiększyć odsetek zaszczepionych w Anglii. Z kolei w rozmowie z Telgraphem prezes Royal College of Paediatrics and Child Health dr Camilla Kingdon  przekonuje że nie ma podstaw do masowego testowania dzieci, a przymus wykonywania dwóch testów tygodniowo przyczynia się do chaosu i powoduje niepotrzebną absencję uczniów. Tak, czy siak choć temat koronawirusa przycichł wiele osób zastanawia się, czemu liczba zachorowań w UK znacznie przewyższa liczbę przypadków w innych krajach Europy Zachodniej. John Burn-Murdoch podejmuje się próby wyjaśnienia w wątku na TT.

W natłoku informacji w ten weekend bez większego echa przeszła rewelacja Sunday Mirror, według którego rodzina Johnsonów złamała covidowe obostrzenia, goszcząc u siebie na święta Bożego Narodzenia doradczynię Home Office ds. przemocy wobec kobiet i dziewcząt, a zarazem „najlepsza kumpelę” Carrie Johnson i matkę chrzestną ich pierwszego syna. Za niesubordynację wobec covidowych obostrzeń nadal płaci jednak Marr Hancock. „Technicznym” nieporozumieniem tłumaczył były minister zdrowia wycofanie się przez ONZ z mianowania go doradca ds. walki z covid w Afryce. Hancock twierdził, że nie mógłby zachować stanowiska posła, gdyby przyjął ogłoszoną już w mediach propozycję. PA zwraca jednak uwagę, że sprawowanie funkcji posła nie przeszkodziło w pracy dla ONZ np. Gordonowi Brownowi…

Brytyjskie Śniadanie – autorski przegląd prasy brytyjskiej z 16 sierpnia 2021

Raport Covidowy

Od dziś, tj. od poniedziałku 16 sierpnia, w Anglii osoby w pełni zaszczepione i niepełnoletnie nie muszą się już izolować, jeśli apka NHS pokaże im, że miały kontakt z osobą chorą na Covid. Mogą, ale nie muszą, wykonać test PCR. W Irlandii Północnej od dziś nie muszą się izolować osoby po kontakcie, ale bez symptomów, w pełni zaszczepione i z negatywnym wynikiem testu. Podobny przepis obowiązuje już w Walii i Szkocji – podaje PA. Agencja informuje  także, że w pełni zaszczepieni na Wyspach mogą liczyć na szereg zniżek i gratisów w wielu firmach i punktach usługowych.

#SzczepimySie i świat

Minister zdrowia Sajid Javid informuje, że wszyscy 16- i 17-latkowe będą mieli możliwość przyjęcia pierwszej dawki szczepionki na Covid do 23 sierpnia, tak by do szkoły poszli już z minimalną odpornością – o tym m. in. Reuters.  Były premier Gordon Brown apeluje zaś do rządów UK, USA i Włoch, które przewodniczą teraz G20, aby państwa rozwinięte wspólnie ustaliły wysłanie kolejnych dawek szczepionek do Afryki: „Największym zagrożeniem ze strony koronawirusa obecnie jest rozprzestrzenienie się i nieograniczona mutacja w biednych, niewyszczepionych krajach” – cytuje Browna Reuters.

Jak zarobić miliony i stracić milion? 

Tymczasem Guardian pisze o związkach z torysami firm, które nie wywiązują się z dostarczania testów i wyników testów PCR dla podróżnych, choć te kosztują „dwa razy więcej niż w UE”. Jedna z nich to 1Rapid Clinics, założona w grudniu 2020 przez sponsora torysów doktora Ashrafa Chohana, który chwalił się m. in. swoimi wpływami w rządzie na politykę na Bliskim Wschodzie. Od kwietnia jego syn Jamal Chohan też prowadzi firmę dostarczająca testy. Quick Clinics wcześniej nazywała się Quick Translate i oferowała… tłumaczenia. Także w Guardianie przeczytacie o zagrożeniu dla blisko miliona etatów związanych z planowanym na jesień zakończeniem programu furlough.

Powrót Talibanu

Covid schodzi dziś jednak na dalszy plan wobec obrazków z Afganistanu, który – po wycofaniu się zachodnich żołnierzy – szturmem przejmują Talibowie. Na lotnisku w Kabulu – jedynym miejscu, którego Talibowie podobno jeszcze nie przejęli – brytyjski ambasador Laurie Bristow podobno od wielu godzin stempluje wizy dla Afgańczyków. Boris Johnson mówił w niedzielę m. in. PA, że priorytetem jest pomoc w ewakuacji obywateli UK i Afgańczyków, którzy pomogli Brytyjczykom i trzeba zrobić wszystko, aby Afganistan nie stał się ponownie „wylęgarnią terroryzmu”. Reuters pisze o apelu premiera do pozostałych krajów Rady Bezpieczeństwa ONZ o kolektywną odpowiedź. Sytuacja stała się z dnia na dzień dramatyczna, więc w weekend spotkał się sztab bezpieczeństwa UK. Zapadła też decyzja o zwołaniu nadzwyczajnego posiedzenia parlamentu.

(Nie)bezpieczeństwo

Wszystko to jednak za późno – zgadzają się komentatorzy. Lider opozycji Keir Starmer domagał się od rządu UK planu zapobiegnięcia upadkowi afgańskiego rządu i przekształcenia się sytuacji w kryzys humanitarny, ale być może nie ma już czego ratować. Od tygodni ostrzegali przed tym byli wojskowi w szeregach Partii Konserwatywnej. „To największa porażka polityki zagranicznej od Suezu” – grzmi dziś w Timesie były żołnierz i szef parlamentarnej komisji spraw zagranicznych Tom Tugendhat. Wtóruje mu inny były żołnierz szef parlamentarnej komisji bezpieczeństwa Tobias Ellwood, mówiąc o “kompletnym upokorzeniu zachodu”. Ellwood jeszcze w kwietniu ostrzegał, że decyzja o wycofaniu wojsk naraża Afganistan na utratę pokoju, a na początku sierpnia w PoliticsHome pisał, że zachód czekają przez to kolejne ataki terrorystyczne.

Rzeczywistością już dziś – na szczęście rzadką – są w UK masowe strzelaniny. Doszło do niej niedawno w Plymouth, gdzie zginęło 5 osób. Według PA w związku z tym, że tragedii można by uniknąć, gdyby lepiej przyjrzano się sprawcy, rząd zapowiedział, że przed wydaniem pozwoleń na broń krótką będą sprawdzane profile społecznościowe aplikantów.

Szkocja blisko Cam(p)romisu

Na północy kraju spokojniej. Lider szkockich Zielonych Patrick Harvie mówi, że umowa o współpracy z SNP już blisko. Jak może wyglądać to porozumienie w temacie m. in. zmian klimatycznych, gospodarki i niepodległości analizowało jakiś czas temu BBC. Ostatnim punktem spornym wydaje się eksploatacja pola naftowego Cambo na zachód od Szetlandów. Zieloni są zdecydowanie przeciw, SNP protestuje mniej energicznie, choć – jak podaje BBC – Nicola Sturgeon wzywa Borisa Johnsona do ponownej oceny wydania licencji. Rząd w Londynie ma według Timesa rozmawiać z inwestorem z Siccar Point Energy.

Święci ojcowie

Szkocję czeka być może w listopadzie wielkie wydarzenie, bo papież Franciszek, biorąc udział w szczycie klimatycznym COP26 w Glasgow, chciałby odprawić otwartą mszę dla wiernych. Times donosi, że byłaby to pierwsza taka msza papieska w Szkocji od 2010 roku, gdy dziesiątki tysięcy wiernych przybyło do Bellahouston Park na mszę celebrowaną przez papieża Benedykta.

Wreszcie Times pisz też, że Boris Johnson zdecydował, że nie będzie pił alkoholu przynajmniej do Świąt Bożego Narodzenia w geście solidarności ze spodziewającą się drugiego dziecka żoną Carrie – pisze Times.

Trudno wszystkich zadowolić – Rozmowa UKpoliticsPL z Agatą Gostyńską-Jakubowską

O tym dokąd zmierzają negocjacje UK i UE rozmawiamy z Agatą-Gostyńską Jakubowską

Agata Gostyńska-Jakubowska – polska ekspertka w dziedzinie integracji europejskiej, specjalizuje się w analizie procesu podejmowania decyzji w UE oraz zróżnicowanych formach integracji europejskiej, obecnie research fellow w londyńskim think-tanku Centre For European Reform (CER), wcześniej analityk w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych.

Jaki kierunek negocjacji z Wielką Brytanią przyjęła Unia Europejska?

Od decyzji Brytyjczyków o wystąpieniu z UE Unia ma w miarę spójne oczekiwania co do rozwodu. Wbrew temu, co często słyszymy w Londynie, Unia nie chce ukarać Wielkiej Brytanii za demokratyczną przecież decyzję jej obywateli. Wyjście Wielkiej Brytanii z Unii ma jednak potencjalnie fundamentalne konsekwencje dla obywateli UE mieszkających na Wyspach oraz dla procesu pokojowego w Irlandii Północnej. Decyzja o wyjściu z Unii wymaga również rozstrzygnięcia kwestii zobowiązań finansowych, które Londyn zaciągnął jako członek Unii. Nic więc dziwnego, że Bruksela chce uporać się z tymi kwestiami zanim przystąpi do rozmów o przyszłych relacjach z Wielką Brytanią.

Unia oczywiście chciałaby mieć jak najbliższe stosunki z Wielką Brytanią, ale wypracowanie modelu, który by wszystkich satysfakcjonował będzie trudne. Zespół negocjatorów Unii Europejskiej postawi najprawdopodobniej Wielką Brytanię przed wyborem: albo członkostwo w Europejskim Obszarze Gospodarczym, które brytyjskiemu rządowi będzie bardzo trudno wyjaśnić w kraju, albo ambitna umowa o wolnym handlu, uzupełniona o komponent polityczny i bezpieczeństwa. Bez większych koncesji – chociażby w kwestii swobody przepływu pracowników – Brytyjczykom trudno będzie wynegocjować porozumienie, które uwzględniałoby też handel usługami.

Czy jest szansa, że Wielka Brytania zechce pozostać w rynku wewnętrznym po wyjściu z Unii?

Wielka Brytania zostanie najprawdopodobniej w okresie przejściowym, tj. pomiędzy datą wyjścia tego kraju z Unii a zawarciem umowy o przyszłych relacjach w rynku wewnętrznym i w unii celnej.

Przez pewien czas sądziłam, że Partia Pracy mogłaby wywrzeć nacisk na Partię Konserwatywną, aby Wielka Brytania pozostała członkiem rynku wewnętrznego również po upływie okresu przejściowego. Rząd Theresy May jest rządem mniejszościowym. Wystarczyłoby, aby kilku proeuropejskich torysów poparło stanowisko laburzystów w tej kwestii.

Problem polega jednak na tym, że laburzyści nie mają klarownego stanowiska jak powinny wyglądać relacje Wielkiej Brytanii z Unią po wyjściu ich kraju z Unii i zakończeniu okresu przejściowego. Pamiętajmy, że wielu wyborców Partii Pracy zagłosowało za wyjściem z Unii. Posłowie nie będą się chcieli narażać swoim wyborcom promowaniem modelu, w którym Wielka Brytania w dużej mierze musiałaby dalej akceptować regulacje unijne, swobodę przepływu osób, jurysdykcję Trybunału (nawet jeśli miałby to być trybunał EFTA) oraz wpłacać do budżetu UE. W przeciwieństwie jednak do okresu członkostwa Wielka Brytania nie miałaby jednak wpływu na proces decyzyjny UE.

Dlatego trudno mi sobie wyobrazić na dzień dzisiejszy taki scenariusz.

Czy za pewnik trzeba uznać wprowadzenie przez Brytyjczyków systemu rejestracji obywateli UE?

Kwestia rejestracji obywateli UE po wyjściu Wielkiej Brytanii z UE zawsze wzbudzała pewien niepokój w Brukseli. Unia obawiała się, że system rejestracji będzie skomplikowany i będzie dawał możliwość większej kontroli tego, kto powinien zostać na Wyspach a kto powinien je opuścić. Unia stoi na stanowisku, że obywatele Unii, którzy przyjechali na Wyspy przed wyjściem tego kraju z Unii powinni w miarę możliwości korzystać z pełni dotychczasowych praw. Sama zaś procedura rejestracji obywateli, którzy przyjechali 5 lat przed wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii powinna być – zdaniem Unii Europejskiej – w miarę możliwości automatyczna. Wielka Brytania obiecuje uproszczony system rejestracji, ale doniesienia medialne, że ministerstwo spraw wewnętrznych (Home Office) wysyłało „przez pomyłkę” niektórym obywatelom UE – przebywających w Wielkiej Brytanii legalnie –pisma informujące, że powinni opuścić kraj, budzi niepokój Unii. Wydaje się, że negocjatorzy wciąż nie osiągnęli porozumienia chociażby w kwestii sprawdzania czy obywatel Unii był karany. Wielka Brytania chce bowiem mieć możliwość weryfikacji obywateli Unii przed przyznaniem im tzw. settled status.

Czyli dopóki nic nie jest podpisane, to nie można przyjmować brytyjskich planów i deklaracji za pewnik?

Osoba przezorna odpowie, że musimy poczekać na oficjalny tekst umowy o wyjściu z UE, żeby mieć 100 proc. pewność jak te kwestie zostały rozstrzygnięte. Natomiast ufam w tej kwestii zespołowi unijnych negocjatorów pod przywództwem Michela Barniera, i mam nadzieję, że to, z czym Wielka Brytania przychodzi do stołu negocjacyjnego jest już pewnym zobowiązaniem. Dziś jeszcze tylko politycznym, bo nie jest potwierdzone w umowie ratyfikowanej przez strony, ale trudno mi sobie wyobrazić, żeby Brytyjczycy wycofali się z tego zobowiązania politycznego.

Jakie są szanse na postęp negocjacji zgodnie z zaproponowanym przez UE harmonogramem, według którego do października 2018 strony powinny wypracować treść umowy o wyjściu, żeby można je było następnie ratyfikować przed planowaną na marzec 2019 datą Brexitu?

Pamiętajmy, że jeśli wszystkie państwa członkowskie (w tym Wielka Brytania) nie wyrażą zgody na przedłużenie okresu negocjacji to Wielka Brytania przestaje być członkiem UE z ostatnim dniem marca 2019, niezależnie od tego, czy stronom uda się zawrzeć porozumienie, czy nie. Póki co żadna ze stron nie sygnalizuje, że byłaby otwarta na przedłużenie negocjacji.

Jeśli Wielka Brytania i Unia chcą pokojowego rozwodu to niezbędne jest wypracowanie porozumienia w sprawie wyjścia najpóźniej do października lub listopada 2018. Trzeba bowiem założyć, że Parlament Europejski będzie potrzebował trochę czasu na ratyfikację finalnego tekstu umowy. I to nie chodzi nawet o to, że Parlament Europejski będzie chciał głęboko analizować tekst porozumienia – Michel Barnier jest bowiem w stałym kontakcie z przedstawicielami Parlamentu Europejskiego – ale Unia będzie potrzebowała kilku tygodni na przetłumaczenie tego tekstu na języki oficjalne Unii.

Strony muszą też jak najszybciej osiągnąć tzw. „znaczący postęp” w rozmowach rozwodowych, aby rozpocząć dyskusje na temat przyszłych relacji i okresu przejściowego. Wydaje mi się, że wciąż jest szansa na ogłoszenie znaczącego postępu w grudniu. Wymagać to będzie jednak po stronie Wielkiej Brytanii pewnych koncesji przede wszystkim w kwestiach finansowych.

Unia Europejska ma procedurę bliskich konsultacji między Parlamentem Europejskim a zespołem negocjacyjnym Komisji Europejskiej. A jak się układa współpraca między rządem a parlamentem krajowym w Wielkiej Brytanii?

W pewnym momencie parlament brytyjski uświadomił sobie, że Parlament Europejski ma większe kompetencje i prawo kontroli politycznej nad procesem Brexitu niż Westminster. I wtedy zaczął wywierać na rząd presję organizowania regularnych konsultacji. Do tej pory rząd był niechętny do angażowania parlamentu ponad niezbędne minimum, w tym ujawniania informacji parlamentarzystom nawet na zasadzie poufności. Rząd usprawiedliwiał się, że mogłoby to zaszkodzić negocjacjom. Ostatnio opozycja skorzystała z bardzo starej praktyki parlamentarnej i wymusiła na rządzie przekazanie parlamentowi wewnętrznych analiz skutków wyjścia Wielkiej Brytanii z UE na poszczególne sektory gospodarki brytyjskiej. Rząd zastanawia się obecnie w jakiej formie przekazać komisjom parlamentarnym tę informację.

To jest moim zdaniem bardzo ważny moment w relacjach pomiędzy parlamentem a rządem: parlament w końcu zaczyna korzystać ze swoich prerogatyw. Parlament brytyjski będzie, moim zdaniem, musiał zatwierdzić finalny tekst umowy czy to się podoba rządowi brytyjskiemu, czy nie. To daje mu więc prawo do wywierania pewnego nacisku na gabinet w kwestii kierunku jaki powinny przyjąć te negocjacje.

Czy jest szansa na zatrzymanie Brexitu?

Na zmianę stanowiska czy to Partii Konserwatywnej, czy Partii Pracy w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii mogłaby wpłynąć wyłącznie wyraźna zmiana nastrojów społecznych. Na dzień dzisiejszy jednak – choć gospodarka brytyjska zwolniła – obywatele Wielkiej Brytanii nadal są podzieleni w kwestii wyjścia ich kraju z Unii. Wielu z nich zagłosowałoby dokładnie w ten sam sposób, gdyby referendum odbyło się dzisiaj. Według badania przeprowadzonego przez telewizję Sky News w październiku ponad 70 procent respondentów uważa, że wyjście z Unii bez porozumienia jest lepsze dla Wielkiej Brytanii niż złe porozumienie z Unią. Dopóki nastroje społeczne nie ulegną zmianie to nie powinniśmy liczyć, że Laburzyści oraz Torysi zaczną mówić chociażby o możliwości przeprowadzenia drugiego referendum.

Przyszły premier UK będzie brexitowcem – Rozmowa UKpoliticsPL z Pawłem Świdlickim

O przyszłości premier Theresy May i umowy brexitu rozmawiamy z Pawłem Świdlickim.

Kto jest największym wrogiem Theresy May: Unia Europejska, brexitowcy, czy remainersi?

Unia nie tyle jest wrogiem, co twardym oponentem, ale nie myśli w kategoriach pokonania brytyjskiej premier. Najpoważniejszych wrogów premier May ma teraz oczywiście w opozycji, ale wewnątrz własnej partii też nie wszyscy jej sprzyjają. To głównie ludzie, którzy nie lubią jej osobiście, albo uważają, że przestała być wiarygodnym przywódcą. Na razie nie jest to nastawienie ideologiczne, wśród nadal ją popierających są zarówno osoby ze strony leave, jak i remain, i to nie jest tak, że jedna z tych frakcji chce ją wypchnąć z urzędu. Jednak, gdy May będzie zmuszona sprecyzować stanowisko w sprawie przyszłych związków UK i UE, wtedy o zachowanie poparcia obu stron będzie jej ciężko. Oczywiście wychodzimy z UE, ale o ile nie ziści się jej teoretyczny model, w którym UK ma większy dostęp do wspólnego rynku niż Kanada, a więcej kontroli niż ma Norwegia, to będzie musiała opowiedzieć się po którejś ze stron. W tym momencie ci twardzi brexitowcy, którzy do tej pory ją popierali i nawet gotowi byli pójść na kompromis, jeśli chodzi o okres przejściowy, mogą się od niej odwrócić.

A kto w tym układzie jest jej przyjacielem?

Na pewno Damian Green, który jest de facto teraz wicepremierem. Jest też Gavin Barwell, jej chief of staff, a po stronie brexitowskiej Chris Grayling. May ma też poparcie Ruth Davidson w Szkocji. Problem w tym, że May nigdy nie miała swojego obozu. May ma w tej chwili nie tyle poparcie osobiste, co konserwatyści po prostu nie widzą na jej miejsce lepszej osoby. Myślą, że gdyby się jej pozbyli, to będą kolejne wybory, który wygra Jeremy Corbyn, więc konserwatyści popierają ją ze względów strategicznych, bo nie ma lepszej opcji.

Czy UK siada do stołu negocjacyjnego z własną wizją Brexitu?

Między innymi, dlatego negocjacje są takie trudne, że nie ma wspólnej wizji. Decyzje podejmowane są pod zewnętrzną presją, a nie, dlatego, że panuje wewnętrzna zgoda.

A Patia Pracy ma spójną, wspólną wizję Brexitu?

Też nie ma, ale myślę, że w Partii Pracy problem jest innej rangi, tam jest poparcie bliższych związków z Unią Europejską. To nie może być opcja norweska, dlatego, że zbyt wiele labourzystowskich okręgów, głosowało za leave, więc trzeba z tego powodu ograniczyć swobodny przepływ osób, ale nastawienie Labour do Brexitu nie jest takie emocjonalne. Dla nich to nie jest sprawa życia i śmierci jak dla konserwatystów.

Theresa May jest tymczasowym premierem, ale co dalej?

Jej największym atutem jest to, że nie ma oczywistego następcy, który mógłby zjednoczyć partię. Przekonanie, że jej odejście oznacza wybory i zwycięstwo Corbyna trzyma ją na stanowisku. Jeśli utrzyma się przy władzy tak długo, to w maju będę wybory lokalne, szczególnie gminne w Londynie, i myślę, że Partia Konserwatywna straci wtedy wiele, wiele mandatów. To może być ten kolejny moment, gdy pojawią się pytania czy Theresa May powinna odejść, o ile oczywiście nie odejdzie wcześniej.

Czy Boris Johnson zostanie kiedyś premierem?

Obawiam się, że nie, ale po tym, co się wydarzyło w ostatnich paru latach staram się nie być zbyt kategoryczny. Myślę, że Boris Johnson ma za płytkie poparcie wśród konserwatywnych parlamentarzystów, ale to oczywiście może się zmienić. Przyszły lider Partii Konserwatywnej będzie raczej brexitowcem, ale bardziej prawdopodobne, że to będzie na przykład Dominic Raab, czy James Cleverly, ludzie, którzy już mają doświadczenie, ale są przedstawicielami innego pokolenia.

W parlamencie utknęła ustawa o wystąpieniu z Unii Europejskiej (EU Withdrawal Bill). Debatę nad nią po zgłoszeniu poprawek zawieszono na dwa tygodnie. Dlaczego?

Ta ustawa jest związana z planem przeniesienie regulacji z prawa unijnego do brytyjskiego, żeby w dniu brexitu, gdy prawo unijne przestanie obowiązywać w UK, nie powstały luki prawne i chaos. Transfer przepisów unijnych na grunt brytyjski wymaga bardzo licznych zmian w ustawach i dlatego rząd chce nadać sobie nowe uprawnienia na podstawi tzw. klauzuli Henryka VIII. Jednym z największych wynikających stąd problemem są relacje między Londynem, a władzami regionalnymi w Szkocji, Walii i Irlandii Północnej, bo Londyn chce tej władzy dla siebie. Dodatkowe utrudnienie to fakt, że Irlandia Północna nie może wyłonić od dłuższego czasu rządu i nie wiemy jak to się skończy. Jest wystarczająco dużo potencjalnych rebeliantów w Partii Konserwatywnej, którzy nie chcą dać rządowi tej dodatkowej, niekontrolowanej władzy nad zmianami w ustawach. Ci rebelianci, co ciekawe, przejęli teraz argument podnoszony przed unijnym referendum przez zwolenników brexitu, mianowicie, że wystąpienie z UE jest konieczne, żeby to brytyjscy parlamentarzyści, nie rząd, zyskali więcej uprawnień. Rząd opóźnia więc dyskusję nad ustawą i stara się szukać jakiegoś kreatywnego rozwiązania, które jednocześnie uśmierzy obawy tych parlamentarzystów i pozwoli rządowi nabyć nowe uprawnienia.

Mówiło się, że głównym organizatorem rebeliantów w Izbie Gmin był eurosceptyk Steve Baker, który podczas ostatniej rekonstrukcji trafił do rządu May i ministerstwa do spraw brexitu. Kto jest teraz takim mózgiem rebeliantów?

Teraz rebelianci są głównie po drugiej stronie. To Dominic Grieve, który zgłosił poprawki do ustawy, Anna Soubry, czy Nicky Morgan. To są rebelianci pro-remain, którzy chcą utrzymać rząd na krótkiej smyczy. Raczej nie zablokują tej ustawy, ale mogą ją opóźnić i zmienić. Już nawet samo zgłoszenie poprawek spowodowało dwutygodniowe opóźnienie.

Jak oceniasz przebieg ostatniego szczytu Rady Europejskiej dla May?

Unia Europejska rzuciła jej linę ratunkową. Brytyjska premier dobrze użyła swojej największej słabości – czyli chwiejnej pozycji w kraju – do przekonania unijnych liderów, że brak postępu w rozmowach przybliży usunięcie jej ze stanowiska i zastąpienie którymś z twardych brexitowców. To właściwie było pewne, że May nie dostanie dokładnie tego, czego chciała i że wszystko, na co mogła liczyć, to pozytywny, łagodny ton. Jednak w tej sytuacji jej dużym sukcesem było przyznanie w konkluzjach, że Unia rozpocznie wewnętrzne rozmowy na temat przyszłych relacji handlowych. To poza kwestią polityczną także bardzo dobry znak dla firm, bo sygnalizuje, że rozmowy toczą się zgodnie z zakładanym harmonogramem i jest szansa na rozpoczęcie drugiej fazy negocjacji po grudniowym szczycie Rady Europejskiej. Firmy potrzebują tej pewności i stabilności w dłuższej perspektywie czasowej – gdyby ze szczytu przypłynęły złe sygnały, firmy musiałby zacząć planować scenariusze działań na wypadek braku porozumienia i nagłego zerwania relacji brytyjsko-unijnych w dniu brexitu, czyli w marcu 2019.  Unia nie jest jednak po to, żeby utrudniać, czy ułatwiać życie brytyjskiej premier. Po stronie unijnej zasiadają profesjonalni negocjatorzy z ogromnym doświadczeniem, Oni nie chcą nikogo ukarać. Tylko chcą prowadzić negocjacje na swoich warunkach. Problem z Wielką Brytania polega na tym, że liderzy Partii Konserwatywnej od lat zbyt szybko szli na kompromisy z eurosceptykami. Teraz w pewnym momencie May będzie musiała powiedzieć im „nie”. Swoją cenę zapłaci też w Brukseli. Zgodnie z oświadczeniem jej rzecznika przemówienie we Florencji nie było jeszcze „ostatnim słowem” na temat tego ile Wielka Brytania zapłaci Unii w ramach rachunku rozwodowego, a to oznacza, że jest gotowa zapłacić więcej.

Jak rysuje się sprawa porozumienia ws praw obywateli UE w UK?

Widać kompromis. Kilka spraw pozostaje nierozwiązanych, ale myślę, że da się je wszystkie załatwić. May niedawno wystosowała list do obywateli UE – na marginesie, powinna była to zrobić rok temu – i napisała w nim, że chce, żeby ci ludzie tu zostali, zapewniła, że wnioskowanie o „settled status” będzie łatwe i tanie, że nie będzie trzeba mieć Comprehnesive Sickness Insurance, że osoby, które mają już PR będą mogły bezpośrednio ubiegać się o settled status, David Davis powiedział też w rozmowie z Jakubem Krupą z PAP, że zmiany w prawie do łączenia rodzin obywateli UE wynikają z tego, że ich przedłużenie po wyjściu z Unii Europejskiej „dałoby trzem milionom obywateli UE prawa, których nie mają nawet sami Brytyjczycy”. Jest oczywiście problem z rolą trybunału sprawiedliwości, ale brytyjski rząd też poszedł trochę na kompromis we Florencji, mówiąc, że wydając postanowienia brytyjskie sądy będą uwzględniać decyzje trybunału.

Czy jest szansa na podpisanie dokumentu gwarantującego prawa obywateli oddzielnie od tych jeszcze długich negocjacji w innych w kwestiach?

Raczej nie będzie podpisane takie osobne porozumienie. W tej chwili mówi się o podpisaniu całego porozumienia o wystąpieniu z UK z UE, ale myślę, że mogą zasygnalizować, że ten rozdział jest zamknięty. Premier May powiedziała jednak, że nawet, jeśli nie będzie ostatecznego, szerszego porozumienia UK-EU, to i tak prawa obywateli UE będą zagwarantowane.

Co będzie się działo w brytyjskiej polityce w najbliższych miesiącach?

Warto obserwować sytuację gospodarczą. Gospodarka nie jest w zbyt dobrym stanie, z jednej strony nadal rośnie, bezrobocie utrzymuje się na niskim poziomie, ale zarobki idą w dół. Trochę tak jak w Polsce, sytuacja gospodarcza niby była dobra, ale ludzie chcieli zmiany. Także tutaj nie czuje się wzrastającego poziomu dobrobytu.

A w kwestii negocjacji z UE wyjaśni się zapewne sprawa upartego trwania rządu brytyjskiego przy stwierdzeniu, że w ciągu najbliższych 17 miesięcy musi wypracować zarówno porozumienie o wyjściu, jak i nowe porozumienie handlowe.Uważam, że w najbliższych miesiącach stanie się jasne, że tego zrobić się nie da, więc albo rząd zmieni stanowisko i przyzna, że umowa handlowa nie będzie gotowa i negocjacje przesuną się na okres przejściowy albo zacznie negocjować osobne porozumienia w ważnych kwestiach, jak np. przewozy lotnicze, przepływ danych, kontrole techniczne na granicach, żeby złagodzić efekty „no deal’.

Rozmawiała w Londynie Kasia Sobiepanek

Paweł Swidlicki, ekspert ds. polityki brytyjskie obecnie pracuje jako analityk ds. Brexitu w londyńskiej firmie Edelman. Poprzednio zajmował się szeregiem kwestii związanych z członkostwem Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej i polityką europejską w think-tanku Open Europe. Paweł jest Brytyjczykiem polskiego pochodzenia.

Polska jest skazana na UE, Wielka Brytania nie – Rozmowa UKpoliticsPL z Pawłem Świdlickim

Kasia Sobiepanek z „UKpolitics po polsku” rozmawia z Pawlem Swidlickim, ekspertem londyńskiego think tanku Open Europe i Brytyjczykiem polskiego pochodzenia, o nadchodzącym referendum europejskim w Wielkiej Brytanii, brytyjskich warunkach w negocjacjach z UE, brexicie, zasiłkach, imigracji i Polakach w UK oraz o relacjach polsko-brytyjskich po wyborach parlamentarnych w Polsce.

 TO EUROPA I WYDARZENIA W NIEJ WYMUSIŁY STRATEGIĘ CAMERONA

Kasia Sobiepanek, UKpolitics po polsku: Czego Cameron chce od Europy?

Paweł Swidlicki, Open Europe: Przede wszystkim chce spokojnego życia. On nie jest ideologiem, wie, że Wielka Brytania odnosi korzyści z członkostwa w Unii Europejskiej, ale akceptuje też koszty wynikające z członkostwa.

Więc skąd to całe zamieszanie z referendum w sprawie członkostwa UK w UE?

Myślę, że Unia nie byłaby dla Camerona aż tak ważna, gdyby nie wysoki stopień niezadowolenia Partii Konserwatywnej i społeczeństwa z obecnych relacji Brukseli i Londynu. Gdy w 2005r. Cameron został liderem Partii Konserwatywnej, twierdził, że zbyt dużo mówi się w UK o Europie, a za mało o rzeczach istotnych dla obywateli. Niestety, od tego czasu Europa doświadczyła m.in. zamieszania związanego z Traktatem lizbońskim, który wywołał duże zaniepokojenie w Wielkiej Brytanii. W UK Traktat lizboński został odebrany jak pogłębienie integracji, choć na to pogłębienie nie było zgody. Było obiecane referendum, ale do niego nie doszło. Ówczesny premier Gordon Brown po prostu podpisał traktat. Dlatego, gdy Cameron został premierem, musiał skoncentrować się na Europe bardziej niżby chciał. To raczej Europa i wydarzenia w niej wymusiły tę strategię.

Wiele osób chciałoby wiedzieć jak wygląda ta strategia…

Ogólnie wiemy co Cameron chce wywalczyć. Może nie w 100 proc., ale pewne rzeczy są bardziej konkretne niż się ludziom wydaje. Wiemy, że chce większych praw dla parlamentów narodowych, chce ograniczenie zasiłków dla imigrantów, chce bardziej przedsiębiorczej Europy i mniej regulacji w UE. Chce szybszego podpisywania umów handlowych z innymi częściami świata. Chce, żeby UK nie była pociągana do głębszej integracji, żeby relacje były oparte na wspólnym rynku nie na polityce. Chce, żeby państw spoza strefa euro nie były dyskryminowane, gdy strefa euro się będzie głębiej integrowane. Pytanie jak to wszystko zrealizować.

W Brukseli?

Chodzi bardziej o zebranie poparcia, woli politycznej w stolicach państw członkowskich. Jeszcze przed wyborami Cameron zaczął podróże po Europie. Chce tam zdobyć maksymalne polityczne wsparcie dla swoich pomysłów. Najpierw uzyskać zgodę na szersze cele, a potem dopiero wypełnić ten zarys szczegółami. W UE chyba podejście jest odwrotne. Brukseli brakuje szerszej politycznej perspektywy. Teraz Cameron będzie musiał sprecyzować czego chce. Dziś [rozmawiamy 15.10, gdy trwa spotkania szefów państw i rządów UE – przyp. redakcji] premier zapowiedział, że na początku listopada przedstawi bardziej szczegółowe propozycje.

Zapowiadał to także przed wyborami.

Tak, on w gruncie rzeczy uważa, że już coś przedstawił. Te cztery „buckets”, jak nazwał je minister Hammond [cztery obszary renegocjacji: konkurencyjność, suwerenność, sprawiedliwość i migracje]. Szczegóły były też w manifeście wyborczym. Reformy dostępu do zasiłków zostały tam precyzyjne określone. Argumentacja, że nikt nie wie czego Cameron chce, to raczej przejaw złośliwości, także ze strony jego przeciwników w Wielkiej Brytanii.

KONSERWATYŚCI SĄ ŚWIADOMI, ŻE EUROPA JUŻ RAZ DOPROWADZIŁA ICH DO KLĘSKI

Jak silne są w tej chwili antyunijne sentymenty w Partii Konserwatywnej?

Sam przejrzałam wypowiedzi publiczne 330 konserwatystów i według tych badań większość posłów konserwatywnych jest za Brexitem. Zdecydowanie za pozostaniem opowiada się tylko 14 posłów, skłaniających się do pozostania jest 44. Z drugiej strony 22 jest zdecydowanych głosować przeciw członkostwu, a 47 raczej będzie głosować przeciw. Między nimi jest duża grupa niezdecydowanych (203 posłów). Może zrobią, co im powie Cameron, może o ich ostatecznym zdaniu zadecyduje inny czynnik.

Konserwatyści nie spodziewali się raczej, że będą rządzić samodzielnie. Pamiętają jednak – nawet ci najwięksi eurosceptycy – dlaczego ich partia rozleciała się w latach 90-tych. Są świadomi, że nie można zbyt pogłębiać podziałów wewnątrz partii. Będę się więc trzymać razem. Dlatego partia – jako organizacja – będzie przed referendum neutralna.

Cameron zapowiedział, że nie będzie się ubiegał o trzecią kadencję na Downing Street – czy Europa jest istotnym elementem wewnątrzpartyjnej rozgrywki o przyszłe przywództwo?

Tak, Boris [Johnson] jest jeszcze niezdecydowany, czy będzie za wyjściem, czy za pozostaniem. Puszcza oko w obie strony. Theresa May przyjęła twarde stanowisko wobec imigracji. George Osborne oczywiście będzie odgrywał kluczową rolę w procesie renegocjacji, więc on jest przywiązany do tego projektu. May jest także częściowo zaangażowana w renegocjacje, choć jest bardziej eurosceptyczna. Boris natomiast ma większą swobodę, bo jest poza radą ministrów.

Czy Boris Johnson jest poważnym kandydatem do szefowania partii?

To jest dobre pytanie. Często mu się je zadaje. A niektórzy kiedyś pytali, jak w ogóle może zostać burmistrzem Londynu [śmiech]. Na pewno będzie kandydatem. Jeśli efekty negocjacji nie będą wystarczające dla eurosceptyków, to może stać się figurehead – czołową postacią – reprezentującą eurosceptyków. Większość z nich nie jest zbyt przekonująca dla opinii publicznej, a Boris ma taki mainstream appeal. Gdyby poparł brexit, to byłby istotny głos.

Jakie stanowisko przyjmie Cameron przed referendum?

Renegocjacja musiałaby skończyć się kompletną katastrofą, żeby Cameron opowiedział się za wyjściem z UE. Teoretycznie to możliwie, ale myślę, że coś dostanie od Europy i zarekomenduje pozostanie w Unii. To będzie bardzo ważne. Ludzie go nie kochają, ale ma pewien poziom zaufania. Wierzą, że jest stabilny i kompetentny, wiec jego wiarygodność może „zrobić różnicę” w referendum.

POLSKA JEST SKAZANA NA UNIĘ, WIELKA BRYTANIA NIE

Jak wyglądają obecnie stosunki polsko-brytyjskie?

Są na pewno bardzo skomplikowane. Jako Brytyjczyk pochodzenia polskiego uważam, że oba kraje wiele łączy, na przykład z perspektywy historycznej. Jesteśmy proatlantyccy, mamy podobne obawy wobec Rosji. Z perspektyw polityki zagranicznej jest wiele wspólnych elementów.

Jeśli chodzi o stosunek do Unii Europejskiej, polskie społeczeństwo jest eurosceptyczne, ale zdaje sobie też sprawę, że Polska jest skazana na Unię Europejską. Nie wiem co Unia musiałby zrobić, żeby Polacy chcieli z niej wyjść. A Wielka Brytania na Europę nie jest skazana. Myślę, że ewentualne wyjście z UE byłoby bolesne i ponieślibyśmy krótkoterminowe straty,ale tonie byłoby apokaliptyczne wydarzenie. Jakoś byśmy sobie dali radę.

Jest jeszcze kwestia Polaków na Wyspach.

Cala debata imigracyjna, stanowisko wobec przepływu osób w UE, to nas bardzo różni. Ironią jest jednak to, że jeśli patrzymy na imigrację abstrakcyjnie, to stosunek do niej jest chyba gorszy w Polsce. Pokazała to na przykład debata na temat uchodźców. A co gdyby do Polski płynął choćby ułamek ludności rokrocznie nadciągającej do UK?

Na Wyspach słowo „imigracja” często stosuje się wymiennie ze słowem „Polacy”.

Tak, Polacy są największą grupą, więc, gdy mówi się o imigrantach, to od razu myśli się o Polakach. Bardzo źle się stało, że Polacy w Wielkiej Brytanii stali się takim skrótem myślowym. To bardzo niefortunne, bo daje Polakom poczucie, że ta debata dotyczy bezpośrednio ich, a nie zjawiska imigracji. Jednak, choć wiem, że niektórzy mieli z powodu swojej narodowości problemy na przykład na ulicy, to ogólnie Polakom żyje się w Wielkiej Brytanii raczej dobrze i cieszą się szacunkiem.

BEZ REFORMY SWOBODNEGO PRZEPŁYWU OSÓB W UE WZRASTA RYZYKO BREXITU

Wśród spraw, które UK chce renegocjować z Europą, Polaków na Wyspach najbardziej emocjonuje kwestia zasiłków, nawet jeśli to nie jest tak istotna kwestia jak nam się wydaje…

Zasiłki to bardzo ważna, wręcz kluczowa, kwestia dla strony brytyjskiej. Obietnica zmian była zapisana m.in. w manifeście wyborczym Partii Konserwatywnej. Ze strony Unii Europejskiej często pada błędny argument, że nie można nic w tej sprawie zrobić, bo to wbrew europejskiemu prawu. My to wiemy, dlatego Cameron chce zmienić unijne prawo. Rozumiem, czemu propozycja zmian może się nie podobać, ale ona się broni merytorycznie. Choć być może tu jestem trochę stronniczy, bo Open Europe pomógł tę propozycję wypracować.

Jean-Claude Piris, były dyrektor służby prawnej przy Radzie Unii Europejskiej i bardzo wpływowa postać w Brukseli, mówi, że brytyjska propozycja oznacza dyskryminację obywateli innych państw UE.

Według Wielkiej Brytanii ograniczenie dostępu do pomocy społecznej dla nowych imigrantów z UE nie jest ograniczaniem przepływu osób we wspólnocie. To ta sama zasada, którą stosujemy teraz np. w przypadku osób bezrobotnych. Już teraz jadąc do innego kraju, automatycznie nie kwalifikujesz się do pobierania zasiłku dla bezrobotnych. Musisz najpierw być pracownikiem. Tę zasadę musimy trochę rozszerzyć. Prawo do przemieszczania i szukania pracy w innych krajach UE pozostanie jednak bez zmian.

Więc nie będzie dyskryminacji?

Musimy podkreślić, że Wielkiej Brytanii nie chodzi o dyskryminację. W ogóle nie lubię tego słowa w tym kontekście, wolę raczej mówić o „differential treatement” [zróżnicowane traktowanie]. Jak już jednak powiedziałem: rozumiem argumenty przeciwne. Jeśli jednak Cameron się uprze, to być może uda mu się przeforsować zmiany. Jak nie, to wtedy powstanie duży problem, bo bez zmiany zasad swobodnego przepływu osób, będzie bardzo trudno Wielkiej Brytanii zostać w UE. Nie przesadzam. Bez tego ryzyko Brexitu naprawdę wzrasta. W sondażach odsetek ludzi za wyjściem i za pozostaniem jest w równowadze. Ale jeśli pyta się o ich stosunek do UE, jeśli w obecnych zasadach swobodnego przepływu osób nic się nie zmieni, to wielu respondentów opowiada się za Brexitem.

Czyli z jednej strony Wielka Brytania nie chce ograniczyć swobodnego przepływu osób, a z drugiej… musi to być tak nazwane, bo inaczej Brytyjczycy zagłosują za Brexitem?

Jeśli Cameronowi uda się coś wynegocjować, to na pewno będzie to inaczej „sprzedane” w Wielkiej Brytanii, a inaczej wytłumaczone w Europie. Rozmawiając z przywódcami w Europie, Cameron powinien podkreślać, że to nie jest ograniczanie. Wielkiej Brytanii chodzi przede wszystkim o to, żeby przepływ osób był sprawiedliwy. Natomiast na pewno będzie pokusa, żeby krajowym mediom „sprzedać” wynegocjowane zmiany pod szyldem ograniczenia imigracji. Najpierw trzeba jednak cos wynegocjować, a potem dopiero to nazywać.

POLACY NA WYSPACH NIE SĄ AKTYWNI POLITYCZNIE

Na Wyspach mieszka kilkaset tysięcy Polaków, czy interesują się tym jak zmieni się ich status po referendum?

Niedawno odbyła się tu taka akcja oddawania krwi. To była reakcja na negatywną atmosferę w debacie imigracyjnej. Ale z drugiej strony myślę, że większość Polaków nie jest zaangażowana politycznie. Są świadomi debaty, ale ma ona teraz mały wpływ na ich życie. Może to się zmieni jak referendum będzie bliżej. Wiem, że więcej Polaków stara się teraz o obywatelstwo brytyjskie, ale to jednak względnie nadal mała grupa w porównaniu do innych nacji. W tej chwili obywatelstwo europejskie daje praktycznie równe uprawnienia co obywatelstwo brytyjskie. Oczywiście poza prawem głosu.

A co się stanie z Polakami, jeśli Wielka Brytania wyjdzie z Unii?

Ludzie, którzy są tu leganie, zostaną. Nie wyobrażam sobie czegoś w rodzaju wysiedlenia. Na 90 proc nie zostaną też wprowadzone wizy, więc rodziny będę mogły przyjechać bez problemu. Ale podjęcie pracy będzie już wymagało zdobycia zezwolenia na pracę w Wielkiej Brytanii. Otwartym pytaniem pozostaje na przykład, co się stanie z ludźmi, którzy mieszkają teraz w UK, ale wyjadą na kilka lat i potem będą chcieli wrócić.

Ta grupa Polaków starających się o obywatelstwo to przyszli wyborcy. Czy brytyjskie partie wychodzą do nich z jakimiś propozycjami?

Nie na szczeblu partyjnym, raczej poszczególni posłowie. Nadal istnieją grupy „przyjaciół Polski” w poszczególnych partiach, ale może teraz posłowie maja mniej czasu, żeby aktywnie się w nie angażować. Może kiedyś bardziej wyjdą do Polonii. Póki co debata jest bardziej skierowana do brytyjskich wyborców. Nie zapominajmy też, że w referendum będą mogli głosować także obywatele Wspólnoty Brytyjskiej i oczywiście Irlandczycy, Cypryjczycy i Maltańczycy, a to jest w sumie parę milionów ludzi. To może być bardzo istotna grupa wyborców. Uwaga jest teraz jednak skoncentrowana na pytaniu czy 16- i 17-latkowe powinni mieć prawo głosu.

POLSKI RZĄD POWINIEN ROZWAŻYĆ KOMPROMIS, JEŚI ZALEŻY MU NA UTRZYMANIU WIELKIEJ BRYTANII W UNII

Jak ułożą się stosunki Londynu z nowym rządem w Warszawie?

Na pewno w pewnych kwestiach rządowi PiS-u bliżej do polityki europejskiej Camerona niż byłemu rządowi PO-PSL. Na przykład w sprawie stosunku do przyjęcia euro, dalszej integracji politycznej, czy stosunku do Rosji, choć w tym ostatnim pewnie niewiele się zmieni.

Polityka klimatyczna na pewno widziana jest inaczej przez konserwatystów i inaczej przez PiS. Konserwatyści są w tej kwestii podzieleni, ale nie są tak sceptyczni jak PiS. Ciekawe jest natomiast to, że te partie mają zupełnie różne poglądy ekonomiczne. Konserwatyści chcą liberalizować gospodarkę, nie wiem jak to się będzie podobało PiS-owi. Choć forum europejskie może nie będzie tu polem do scysji, bo plany PiS-u chyba nie wychodzą poza Polskę.

Między PiS-em i konserwatystami widać też duże różnice ideologiczne. Na przykład Cameron podkreślał, że brytyjska demokracja łączy ludzi różnych kultur religii i ras. Tymczasem PiS bardzo ostro wypowiadał się o imigrantach-muzułmanach. Na marginesie przecież szefem ich frakcji w europarlamencie jest muzułmanin. Poza tym konserwatyści poparli i wprowadzili w Wielkiej Brytanii ustawę o małżeństwach homoseksualnych. W polityce europejskiej te różne wizje nie będą się zderzały, ale to jednak nie powinien być duży problem. Cameron nie powie przecież, że powinna powstać europejska dyrektywa o małżeństwach homoseksualnych, bo to sprawa krajowa.

A kwestia imigrantów?

Chyba nie będzie dużej różnicy w porównaniu do rządu PO. PiS bardzo krytycznie odniósł się do pierwszych propozycji Camerona i ich nastawienie pewnie się nie zmieniło. Jeśli jednak zależy im na utrzymaniu Wielkiej Brytanii w Unii, to powinni rozważyć jakiś kompromis. Skoro sami grają mocno kartą imigracyjną, to powinni zrozumieć skąd wypływa polityka Camerona.