Wpisy

PingPong: Wyzwania nowego rządu. Cz. 1 Unia Europejska

UKpolitcsPL to portal pasjonatów brytyjskiej polityki. Możesz nas wspomóc na Patronite.

4 lipca Partia Pracy wygrała wybory w Wielkiej Brytanii. Jakie wyzwania czekają na nowy rząd?

Wyzwanie: 14 lat rządów Partii Konserwatywnej doprowadziło do nadszarpnięcia, a często zerwania, współpracy między UK a państwami Unii Europejskiej w wielu obszarach, poza współpracą w zakresie obronności wynikającą z relacji dwustronnych i członkostwa w NATO. Po latach przymusowego skupienia na przeciągających się negocjacjach brexitu wiele europejskich stolic straciło też zaufanie i cierpliwość wobec niepewnych i zmieniających się brytyjskich postulatów.

Partia Pracy: W kampanii wyborczej obiecała przywrócenie współpracy strukturalnej między UK a UE, „pogłębienie” współpracy z zakresie relacji handlowych, bezpieczeństwa, obronności i edukacji”. Jednocześnie zastrzegła, że nie zrobi kolejnego referendum w sprawie członkostwa w UE (choć Starmer obiecywał do 2020), nie „cofnie” brexitu, ani nie wróci do unii celnej, czy  wspólnego rynku, w tym do swobodnego przepływu osób. Te zastrzeżenia podyktowany były także obawą o możliwość ponownego otwarcia konfliktu o UE wewnątrz Wielkiej Brytanii.

Sytuacja na dziś: Od pierwszego dnia rządów Keir Starmer i David Lammy zapowiedzieli „reset relacji z Unią Europejską”. David Lammy w niedzielę odwiedził 3 kraje, z którymi UK chce szczególnie blisko współpracować: Polskę, Niemcy i Szwecją. Powiedział, że ma poczucie, że ich władze „z radością witają nowy rząd UK”. Z kolei minister Nick Thomas-Symonds z kancelarii premiera odwiedził Brukselę. To on jest formalnie odpowiedzialny za proces zbliżenia z UE.

Plan Labour wydaje się obejmować dwa etapy. Po pierwsze, jak najszybciej chcieliby podpisać zapowiadany w kampanii „pakt bezpieczeństwa”. Rząd UK chciałby, żeby była nieformalna, niewiążąca prawnie deklaracja kierunków współpracy. Potencjalnie mogłaby dotyczyć bezpieczeństwa, energetyki, polityki klimatycznej, edukacji, walki z nielegalną migracją, łańcuchów dostaw minerałów krytycznych do produkcji nowych technologii. Labour liczy na stworzenie ram do dialogu w postaci dorocznego szczytu UK-UE i podkomisji pracujących nad różnymi obszarami współpracy. Druga płaszczyzna to formalna renegocjacja umowy o współpracy handlowej, która nie rozpocznie się od razu. Te rozmowy będą mogły zacząć się dopiero po ukonstytuowaniu się nowych władz UE i potrwają zapewne wiele miesięcy. Mogą dotyczyć tematu kontroli weterynaryjnych/fitosanitarnych (ułatwienie przepływu żywności), kwot połowowych czy kwestii przepływu pracowników i wzajemnego uznania kwalifikacji. UE z kolei sugerowała, że chciałby włączyć do umowy program mobilności młodych ludzi i ponowne obniżenie opłat za studia w UK dla obywateli UE.

Szanse powodzenia: Mieszane. Wiele państw UE za kłopoty z brexitem wydaje się winić nie tyle Wielką Brytanię, co brytyjską Partię Konserwatywną i w Labour widzi dobrego partnera. David Lammy dostał i przyjął zaproszenie na październikowe spotkanie ministrów spraw zagranicznych UE. Dobrą strategią wydaje się postawienie najpierw na ogólną umowę o charakterze politycznym, która leży w interesie wszystkich i która wyznaczy kierunki i obszary współpracy. Ale już formalna renegocjacja umowy handlowej i potencjalnie dodatków do niej zajmie najpewniej lata i znów otworzy pytanie o rodzaj relacji UK i UE. Władzie Unii Europejskiej mogą znów stanąć na pozycji, że brytyjski rząd nie może wybierać sobie „wisienek z tortu” wspólnego rynku i w zamian za ułatwienia musi zaakcentować także obowiązki. Potencjalnie może to też ponownie spolaryzować brytyjskie społeczeństwo.

Tekst jest przydatny? Czemu nie zostać Patronem UKpoliticsPL? LINK

PingPong: Kim jest Keir Starmer?

UKpolitcsPL to portal pasjonatów brytyjskiej polityki. Możesz nas wspomóc na Patronite.

Gdy spotkałam go pierwszy raz na konferencji Fabian Society w 2017 uznałam, że to człowiek kompromisu. Inteligentny, cierpliwy, potrafiący słuchać, chcący pomagać. I wtedy też założyłam, że z takimi cechami w wielkiej polityce nie zajdzie daleko. Widać było jednak, że choć nie ma charyzmy, to jest w nim coś przyciągającego: dobrze się go słuchało i miało się wrażenie, że wierzy w to co mówi. Był już wtedy rzecznikiem Partii Pracy ds. brexitu i gorącym orędownikiem drugiego referendum w sprawie członkostwa w Unii Europejskiej, ale posłem był od zaledwie dwóch lat i przyznawał, że „jeszcze wiele musi się nauczyć”.

Gdy w kwietniu 2020 został liderem Partii Pracy wielu mówiło, że to tylko na chwilę. Żeby uspokoić sytuację, posprzątać bałagan po zbyt ostrym skręcie Partii Pracy w lewo. Miał przygotować grunt pod nowego lidera o cechach pozwalających mu lub jej zmierzyć się z charyzmatycznym Borisem Johnsonem, który właśnie zdobył w wyborach „ogromną” przewagą 80 mandatów. Dziś po wyborach 2024 Labour ma przewagę 180 mandatów, a jej liderem jest nadal Keir Starmer. Kim jest nowy premier Wielkiej Brytanii?

W czasie kampanii Keir Starmer do znudzenia powtarzał, że jego „ojciec był ślusarzem”. Robił to, bo sondaże wskazywały, że wielu ludzi sądziło, że pochodzi z klasy wyższej. Prawda była zupełnie inna. Ojciec – właściciel niewielkiej firmy, matka – pielęgniarka. Starmerów nie było stać na wakacje zagraniczne, a ponadto choroba Stilla, na którą od dzieciństwa cierpiała matka Starmera, poważnie utrudniała jej poruszanie się i oznaczała częste wizyty na szpitalnych oddziałach ratunkowych. Za to raz w roku w roku pakowali cały dobytek do auta – 3 dzieci i 4 psy – i ruszali do Lake District. To tam Keir Starmer nagrał z Garym Nevillem jeden z najlepszych materiałów w tej kampanii, w którym tłumaczył m. in. jak ważny jest dla niego szacunek dla ciężko pracujących ludzi. Starmer różni się od Blaira tym, że nie chce z wszystkich za wszelką cenę zrobić „klasy średniej”, nie patrzy z góry na osoby z mniej zasobnym portfelem i niższym stanowiskiem. Chce szanować każdego obywatela takim jakim jest.

Imię rodzice nadali mu po założycielu Partii Pracy Keirze Harderiem, co sporo mówi o tym jak istotna była lewicowa polityka w rodzinie Starmerów. Keir wstąpił do młodzieżówki Partii Pracy w wieku 16 lat. Chciał studiować tradycyjną trójkę: politykę, filozofię i ekonomię (PPE), ale rodzice przekonali go, żeby wybrał bardziej pragmatyczny zawód. Na studia poszedł jako pierwszy w swojej rodzinie, mówi  że zaczynając je nie znał ani jednego prawnika. Po zdobyciu kwalifikacji prawniczych w 1987r. dołączył do socjalistycznego towarzystwa prawników, bo choć politycznie było mu bliżej do centrolewicy, to tam… prościej było się przebić. Widać tu pewien wzór, który powtórzy się za kilka lat, gdy Starmer dołączy do gabinetu cieni Jermiego Corbyna.

Kolejny ważny okres w jego życiu to praca prawnika i społecznika. Specjalizował się w ochronie praw człowieka: jak sam twierdzi pośrednio przyczynił się do zniesienia kary śmierci na Karaibach, bronił pracowników McDonalda, ale i terrorystów z IRA. Napisał książkę o wdrożeniu Europejskiej Konwencji Praw Człowieka w UK, jego sugestie uwzględniono przy tworzeniu ustawy o prawach człowieka. Pracował też nad koniecznymi w procesie pokojowym zmianami w północnoirlandzkiej policji. W 2003 został prawnikiem roku wg Liberty. Co z tego zostało dziś? Pewne jest, że wraz z objęciem przez Starmera stanowiska premiera, UK skończy z dywagacjami na temat wystąpienia z Europejskiej Konwencji Praw Człowieka i odetnie się od populistycznych ataków na „zagraniczne sądy”. Dla Starmera przestrzegania prawa krajowego i prawa międzynarodowego jest fundamentem funkcjonowania państwa.

Talent, praca, szacunek współpracowników, ale i dobrze zaplanowany rozwój kariery doprowadziły go z czasem na szczyt prawniczych możliwości. Dyrektorem prokuratury został w 2008, jeszcze za rządów New Labour, ale większość czasu na tym stanowisku współpracował z rządem Partii Konserwatywnej Davida Camerona. Współpracowało im się bardzo dobrze. W programie Channel 4 o tym okresie mówił „przeszedłem z pozycji osoby pukającej do drzwi różnych instytucji do faktycznego wdrożenia wielu zmian”. I były to zmiany daleko idące i dokonane twardą rękę. Zgodnie z poleceniem rządu zrealizował wtedy cięcia budżetowe wynikające z ogólnokrajowego planu austerity George’a Osborne’a. Wielu uczestników protestów w 2011 dostało wtedy także od prokuratury Starmera maksymalne zarzuty, nawet jeśli nie miało kryminalnej przeszłości. W 2013 spektakularnie zakończył polityczną karierę Chrisa Hunha, któremu postawił zarzuty utrudniania pracy wymiaru sprawiedliwości w związku z mataczeniem przy sprawie przekroczenia prędkości. Starmer mówi o tych wydarzeniach dziś: „Nie będę przepraszał za zdecydowaną postawę wobec przestępców”. Tak wyłonił się Starmer – walczący z przestępcami państwowiec, mocno wierzący w instytucje, nie w rewolucje.

Z prokuratury odchodzi na własne życzenie chwilę później z zamiarem wejścia do polityki. Startując w wyborach w 2015 liczył, że w rządzie Ed Milibanda będzie miał szansę na stanowisko prokuratora generalnego. Ale Labour przegrała te wybory, tak jak i kolejne w 2017. W ostatniej kampanii Starmer dużo mówił o frustracji związanej z bezsilnością wynikającą z bycia w opozycji: po raz pierwszy trafił w miejsce, gdzie nie miał na nic wpływu. Znów mógł pukać do wielu drzwi, ale niewiele mógł zmienić. Przełomowy okazał się rok 2019 i porażka Partii Pracy Jermiego Corbyna.

W ostatniej kampanii wyborczej Starmer wielokrotnie musiał się z tłumaczyć z poparcia programu wyborczego z tamtych czasów oraz z tego, że kampanię w wyborach lidera partii prowadził prawie pod identycznymi hasłami jak Jeremy Corbyn. Znów jak tuż po studiach wielu ludzi mogłoby uznać,  że jest zadeklarowanym socjalistą, ale po wyborze na lidera porzucił większość swoich pierwotnych obietnic i stopniowo odsuwał corbynistów z gabinetu cieni, pozbawiał wpływów ruch Momentum, a ostatecznie i samego Corbyna. Znów jak w prokuraturze zaczął radzić twardą ręką – był, jeśli trzeba bezlitosny – i znów miał kilkuetapowy plan: ogarnąć partię, przygotować ją do wyborów, wygrać je i zrealizować swój program.

I tu pojawia się znak zapytania. Mając przewagę 20 punktów procentowych w sondażach, Keir Starmer starał się powiedzieć w tej kampanii jak najmniej rzeczy kontrowersyjnych. Mówił o konieczności podjęcia trudnych decyzji i o odbudowie zaufania do polityki. „Ludzie potrzebują nadziei, ale to musi być nadzieja realistyczna” – tłumaczył. Obiecując przywrócenie polityki do służby obywatelom, obiecał także traktować z szacunkiem każdego obywatela. Jego pięć misji to pobudzenie wzrostu gospodarczego, uczynienie z UK supermocarstwa czystej energii, przywrócenie porządku na ulicach, zniesienie barier edukacyjnych ograniczających możliwości młodych ludzi i podniesienie z kolan NHS. Zniknie plan odsyłania nielegalnych imigrantów do Rwandy, zamiast niego Starmer-premier obiecuje rozprawienie się z gangami przemytników jak niegdyś Starmer-prokurator rozprawiał się z terrorystami. Z miejsca ma zacząć się reforma więziennictwa, rozmowy ze strajkującymi lekarzami i szukanie możliwości zwiększenia liczby terminów wizyt dla czekających w kolejkach pacjentów. W polityce zagranicznej ma nastąpić reset z Unią Europejską, być może pogłębiony jeszcze przez fakt, że w Izbie Gmin zasiada teraz blisko 500 na 650 polityków z zasady przeciwnych brexitowi. Ale ma być i pragmatyczna współpraca z Donaldem Trumpem, jeśli ten wygra wybory.

Na pierwszej konferencji prasowej Starmer zaprezentował się bardziej jak nieugięty prokurator niż lewicujący obrońca praw człowieka. Zapowiada jednak, że jedno nie wyklucza drugiego.

Tekst jest przydatny? Czemu nie zostać Patronem UKpoliticsPL? LINK

Pierwsze kroki rządu Starmera

Zmianę nastawienia rządu od pierwszego dnia urzędowania obiecał Keir Starmer podczas swojej pierwszej konferencji prasowej.

Plan nowego brytyjskiego premiera na najbliższe godziny to dokończenie nominacji dla ministrów niższych szczebli. Do tej pory nominacje otrzymali ministrowie z gabinetu. Niespodzianek nie było, na stanowisko z gabinetu cieni do rządu przeszli m. in:

Racheel Reeves – kanclerz skarbu, pierwsza kobieta na tym stanowisku Angela Rayner – wicepremier i minister ds wyrównywania szans Yvette Cooper – minister spraw wewnętrznych David Lammy – minister spraw zagranicznych John Healey – minister obrony Wes Sterling – minister zdrowia Shabana Mahmood – minister sprawiedliwości Bridget Phillipson – minister edukacji Ed Miliband – minister ds bezpieczeństwa energetycznego i zeroemisyjności.

Starmer zrelacjonował, że na pierwszym posiedzeniu gabinetu przypomniał ministrom, że to ma być rząd który ma służyć, przestrzegać etyki i standardów. „Po pierwsze państwo, partia na drugim miejscu”. Starmer potwierdził plan stworzenia komórek w gabinecie premiera zarządzających realizacją 5 misji, które sobie wyznaczył:

  1. Pobudzić wzrost gospodarczy
  2. Uczynić z UK supermocarstwa czystej energii (niższe rachunki, miejsca pracy, większe bezpieczeństwo energetyczne + tańsza, bezemisyjna energia do 2030)
  3. Przywrócić porządek na ulicach, zmniejszenie o połowę przestępczości i podniesienie zaufania do policji i systemu sprawiedliwości
  4. Znieść bariery ograniczające możliwości po przez reformę systemu opieki nad dziećmi i systemu edukacji i zniesienie klasowego „szklanego sufitu” dla życiowych szans młodych ludzi
  5. Przebudować NHS by mógł mierzyć się z wyzwaniami przyszłości

Kolejny krok to objazd po 4 regionach UK i spotkania z pierwszymi ministrami Szkocji, Irlandii Płn. i Walii w celu „wypracowania dróg współpracy”, a następnie spotkanie z burmistrzami regionów. We wtorek Starmer jedzie na szczyt NATO, wobec czego przypomniał, że „bezpieczeństwo i obronność są pierwszymi priorytetami, powtórzył „nierozerwalne zobowiązania wobec NATO i wsparcie dla Ukrainy”.

Zmiany jakie zapowiedział od pierwszego dnia to m. in. rozmowy z młodymi lekarzami w celu racjonalnych podwyżek płac oraz wysłanie administratorów szpitali, które już wprowadziły weekendowe i wieczorne wizyty dla pacjentów, by promować ten program. W kampanii wyborczej Starmer zapowiedział organizacje 40 tys. dodatkowych terminów wizyt dla pacjentów tygodniowo.

Poza tym mówił także o uwolnieniu środków na planowanie przebudowy więzień, podtrzymał obietnice rezygnacji z planów deportacji do Rwandy, a wkrótce też strategiczny przegląd polityki obronnej, z celem zwiększenia wydatków na obronność do 2,5% PKB „w ramach zasad fiskalnych”.

Nowy premier zapowiedział utrzymanie decyzji poprzedniego rządu ws. wypłaty odszkodowań dla ofiar skandalu z podaniem pacjentom krwi skażonej wirusem HIV.

Jeśli chodzi o zmiany w retoryce to obok powtarzanej frazy o konieczności „podejmowania trudnych decyzji”, pojawiła się obietnica „ruszenia z kopyta”, choć „zmiany nie nadejdą z dnia na dzień”. Pojawiła się też „szorstka szczerość” w odniesieniu do koniecznych poświęceń i odłożenia ważnych spraw, jak np. umożliwienia pobierania świadczeń i ulg na więcej niż dwoje dzieci.

Nowy parlament rozpocznie obrady we wtorek. Wtedy też odbędą się wybory nowego spikera, a premier wygłosi zapewne krótką przemowę. na dobre parlament powróci po mowie tronowej 17 lipca. Pierwsze PMQs odbędzie się zapewne 24 lipca.

Keir Starmer po raz pierwszy przemawiał sprzed Downing Street w piatek. W pierwszych słowach podziękował swojemu poprzednikowi, szczególnie za „dodatkowy wysiłek jaki wymagało sprawowanie tego urzędu jako pierwszy premier pochodzenia azjatyckiego”.

Starmer ponownie obiecał obywatelom służbę w interesie ludzi pracujących. „Czyny, nie słowa. Najważniejszy jest kraj, partia jest na drugim miejscu”. Mówił, że służba publiczna to „przywilej i absolutnie każdego powinniśmy traktować z szacunkiem”. Stwierdził: „potrzebujemy wielkiego resetu, odkrycia na nowo kim jesteśmy”. Jego zdaniem narodową cechę Brytyjczyków jest umiejętność „przepłynięcia z powrotem na spokojne wody”, więc dodał, że: „zbyt długo pozwalaliśmy, aby ciężko pracujący ludzie popadali w nędzę”. Obiecuje im lepsza przyszłość: „Rozumem, że zbyt wielu odpowiedziałoby 'nie’, gdybym zapytał, czy sądzicie, że Wielka Brytania będzie lepszym miejscem do życia dla waszych dzieci niż jest dla was dziś. Mój rząd będzie walczył, byście znów uwierzyli”.

Starmer obiecał też, że odbuduje Wielką Brytanię, jej majątek, NHS, czystą energię, infrastrukturę szans (edukację), mieszkania na każda kieszeń dla ludzi pracujących, poczucie bezpieczeństwa dla rodzin jak jego.

Na koniec zapowiedział, że rząd „nieobciążony ideologią” zakończy epokę głośnych spektakli politycznych na rzecz służby. „Cierpliwość i spokój w odbudowie kraju”. Zaprasza każdego do przyłączenia się do ludzi, którzy będą „pełnić służbę w celu odbudowy kraju”.Keir Starmer został dziś 58 premierem Wielkiej Brytanii po zdobyciu 412 z 650 miejsc w Izbie Gmin.

PingPong: Labour idzie po zwycięstwo?

To jest PingPong = polityczny blog z UK

Za trzy tygodnie Wielka Brytania będzie – najprawdopodobniej – mieć nowy rząd. Sondaże wskazują, że wybory zdecydowanie wygra Partia Pracy, Partia Konserwatywna w zasadzie ogłosiła już porażkę, ale nie wszystko jest w tym wyścigu rozstrzygnięte.

Kto był gotowy na kampanię?

Utrzymująca się nieprzerwanie od dwóch lat przewaga w sondażach, sięgająca od lata ubiegłego roku 20 punktów procentowych, powinna dać labourzystom względny spokój. Nic podobnego. Partia Pracy przystąpiła do tej kampanii pełna obaw. Apatia wyborców spowodowana rozczarowaniem polityką, niewielka popularność i charyzma lidera Keira Starmera, niepewność centrowego elektoratu co do intencji partii jeszcze 4 lata temu prowadzonej przez skrajnie lewicowego Jeremiego Corbyna, czy z kolei odwrót części bardziej lewicowego elektoratu zaniepokojonego możliwością powrotu „blairyzmu” lub niezadowolonego z postawy labourzystów wobec Gazy – to tylko niektóre z zagrożeń wymienianych przez członków partii. „Przyzwyczajeni do porażek od 14 lat, labourzyści zawsze będą widzieć wszystko w czarnych barwach” – tłumaczy mi jeden z aktywistów poznanych podczas konferencji Fabian Society.

Labour energicznie wystartowała więc ze skrupulatnie przygotowaną listą działań już od 22 maja, gdy Rishi Sunak zapowiedział rozwiązanie parlamentu. Jeszcze zanim zaczęły obowiązywać formalne zasady prowadzenia kampanii i finansowe restrykcje, regularnie zamieszczała reklamy w mediach społecznościowych, wysyłała dziesiątki maili do swoich sympatyków z prośbami o udział w kampanii i wpłaty do partyjnej kasy, dzień po dniu ogłaszała kolejne obietnice, budując na wcześniej publikowanych „misjach” Keira Starmera: wzrost gospodarczy, czysta energia, bezpieczniejsze ulice, wyrównanie szans i służba zdrowia.

Hasłem przewodnim Labour jest „zmiana”, co ma nawiązywać zarówno do zmęczenia 14 latami rządów torysów, jak i odcięcia się labourzystów od poprzedniego lidera Jeremiego Corbyna. Można już za to mówić: „Tony Blair” – lider New Labour pojawił się w panteonie labourzystowskich przywódców w jednym ze spotów reklamowych, jego współpracownicy współtworzą sztab Starmera, ale jak deklaruje sam Starmer: „nie ma powrotu do snobistycznego patrzenia na klasę pracującą” z początku XXI wieku.

Zazwyczaj zrównoważony Keir Starmer kipi energię do tego stopnia, że podczas jednego z pierwszych wieców w zakładach Airbusa prawie nie dał dojść do głosu pytającym i asystującej mu Rachel Reeves, typowanej na przyszłą minister finansów. Dwa tygodnie po rozpoczęciu oficjalnej kampanii średnia sondażowa przewaga Partii Pracy nad torysami nie maleje, ale czy labourzyści zaczynają wierzyć, że ich plan zadziała?

A kto nie był gotowy?

U torysów wszystko wyszło dokładnie na odwrót. Choć to Sunak wybrał datę wyborów i dzień ich ogłoszenia, konserwatyści wydali się tym faktem zaskoczeni dużo bardziej niż konkurencja. Lokalne struktury partyjne nie nadążały z wyborem kandydatów. W mediach społecznościowych torysi wydali pięciokrotnie mniej niż Labour, a po tygodniu musieli zawiesić część reklam, bo – według Timesa – zabrakło im pieniędzy. PR-owcy Sunaka zafundowali mu serię kompromitacji, od wystawienia przed Downing Street w deszczu bez parasola, przez pozowanie na tle stoczni, która wybudowała Titanica i napisu „exit” w samolocie, aż po powrót do kraju w połowie uroczystości upamiętniających lądowanie aliantów w Normandii.

Mimo niskich notowań – saldo popularności Rishiego Sunaka w sondażu YouGov wynosi -51, w porównaniu do -12 Keira Starmera – Partia Konserwatywna prowadziła działania w stylu prezydenckim. Torysi najwyraźniej chcieli uformować kampanię pod starcie Sunak – Starmer, zmobilizować swój twardy elektorat pomysłami obowiązkowej służby narodowej młodych ludzi i gwarancjami niższych podatków dla emerytów, dodając do tego ataki na lidera Labour w mediach społecznościowych (75% reklam torysów celuje w Starmera, straszy pomysłami obalenia monarchii i wysokich podatków). Pozostałych torysi chcieli przekonać sloganem: „Sunak ma plan, a Starmer go nie ma”. I to mogłoby pomóc ograniczyć starty w tych wyborach, gdyby nie…

Odwieczny czarny koń

O tym, że Reform UK, najnowsza inkarnacja ambicji politycznych Nigela Farage’a, może podebrać elektorat Partii Konserwatywnej było wiadomo co najmniej od jesieni 2023. Po pierwotnym szoku – wszyscy czekaliśmy, że wybory odbędą się jesienią – i deklaracji, że „sześć tygodni to za mało, żeby znaleźć dla siebie okręg”, Farage podjął tragiczną w skutkach dla torysów decyzję: będzie startować.

Sondażowe poparcia dla Reform ruszyło w górę, a potem przyszedł D-Day. Podczas gdy Labour wykorzystała swoje kontakty we Francji, żeby wprosić Starmera na międzynarodową część obchodów rocznicy lądowania aliantów w Normandii i sfotografować go z Władimirem Zełeńskim, Nigel Farage przewodził atakom na przyspieszony „niepatriotyczny” wyjazd Sunaka. I jemu się udało: 65% respondentów YouGov uznało postawę Sunaka za „nieakceptowalną”, a premier kajał się w wywiadzie dla SkyNews i spędził kolejne dni, unikając mediów lub przepraszając za „oczywisty błąd”.

W środku drugiego tygodnia kampanii torysi w zasadzie przyznali się do porażki w starciu z Labour i przeszli do walki o drugą lokatę. Nie wiadomo, czy taki był plan od początku, czy rzeczywiście doszło do zmiany taktyki, ale głównym hasłem konserwatystów stało się straszenie, że głos na Reform to już nie pomoc w zdobyciu władzy Labour, ale wręcz gwarancja ‘super większości’ dla Keira Starmera. Zabrzmiało to defetystycznie. I nie pomogło. Nie pomógł także program wyborczy torysów, obiecujący liczne obniżki podatków, z którego znikły wszystkie zdjęcia lidera partii. W ostatni piątek Reform symbolicznie przeskoczyła torysów o jedno oczko w jednym – na razie – sondażu YouGov, co wzmocniło narrację Farage’a, który ogłosił się „prawdziwym konserwatystą”, „liderem opozycji” i zaczął domagać debaty telewizyjnej jeden na jeden z liderem Partii Pracy.

Czy po siedmiu nieudanych stratach w wyborach parlamentarnych Farage ma wreszcie szansę spełnić swoje marzenia? Prawdopodobnie tak, jeden sondaż przedwyborczy dawał mu w Clacton przewagę 10 punktów procentowych. Jednocześnie jednak Reform to nie partia starająca się na poważnie zaistnieć na brytyjskiej scenie politycznej jako całość. Choć notuje poparcie rzędu 15-19%, to w brytyjskim systemie wyborczym nawet kilka milionów głosów może nie przełożyć się na solidną liczbę mandatów. 650 okręgów to tak naprawdę 650 osobnych pól bitew. Niedysponująca wieloma znanymi nazwiskami, armią wolontariuszy ani dobrym rozpoznaniem terenu Reform walczy w tych wyborach najwyżej o kilka mandatów: Farage w Clacton, Richard Tice w Bostonie, Ben Habib w Weelingborough i uciekinier z Partii Konserwatywnej Lee Anderson o obronę mandatu w Ashfield.

Reform wydaje się raczej machiną mająca na celu obniżenie szans torysów w pojedynku z Labour poprzez odebranie im części elektoratu, wprowadzenie do parlamentu samego Farage’a (właściciela 53% udziałów w Reform Ltd) i zwiększenia jego wpływu na Partię Konserwatywną, gdy Sunak po wyborach zostanie zmuszony do odejścia i odbędą się wybory nowego lidera w Partii Konserwatywnej. Wielu posłów PK przywitałoby Farage’a z otwartymi ramionami, mimo jego poglądów (islamofobia, rasizm, sympatie wobec skuteczności Putina). Sam Farage mówi, że buduje projekt na pięć lat i jego celem jest zwycięstwo w wyborach w 2029r.

LibDems na fali

O stanowisko lidera opozycji wydają się dziś realnie walczyć dwie opcje: torysi i liberalni demokraci. Analogicznie do tego, że rozmiar wygranej Labour zależy częściowo od sukcesu Farage’a w podgryzaniu elektoratu torysów, także LibDems mogą ugrać więcej, jeśli Reform odbierze torysom głosy w Blue Wall, tradycyjnych „bezpiecznych” okręgach Partii Konserwatywnej.

Ed Davey, lider LibDems, prowadzi bardzo kolorową i wyrazistą kampanię z dynamicznym akcentami humorystycznymi z jednej i poruszająca historią opieki nad niepełnosprawnym synem z drugiej strony. „Musisz zostać zauważony, zrobić wrażenie w mediach społecznościowych. To potem przekłada się na uwagę mediów. Rosnąca popularność wygłupów Eda wiąże się z większym zainteresowaniem naszym programem i partią” – mówił o swojej nietypowej strategii członek LibDems w rozmowie z ipaper.

Rzeczywiście od początku kampanii popularność LibDems wzrosła w sondażach o kilka punktów procentowych. Do tego stopnia, że profesor Curtice ostrzegał w BBC: „Koncentrując ataki na sobie nawzajem, i torysi i labourzyści za mało uwagi zwracają na potencjalne wyzwanie ze strony mniejszych partii, zarówno Reform, jak i LibDems zaliczyły w pierwszych dwóch tygodniach wzrosty, podczas, gdy i labourzyści i torysi minimalnie stracili w porównaniu do pierwszego dnia kampanii”. Do tego, według badania Ipsos, 43% z zdeklarowanych dziś wyborców Labour nadal może zmienić zdanie: 45% z nich mogłoby przejść do obozu LibDems i Zielonych, a 12% zagłosować na torysów lub Reform.

Keir Starmer wydaje się jednak nie przejmować konkurencją z tej strony sceny politycznej. Ed Davey tłumaczy to tak: „nie walczymy ze sobą nawzajem, walczymy przeciwko torysom”. Na mapie ten niepisany sojusz widać jeszcze wyraźniej, bo jedyny okręg gdzie LibDems i labourzyści będą otwarcie walczyć między sobą o zwycięstwo to Sheffield Hallam. Labour od początku kampanii odpuściło elektorat wielkomiejski, koncentrując się na Red Wall i „klasie pracującej”. Wydaje się, że Starmer ciągnie w prawo, żeby maksymalnie zmniejszyć liczbę mandatów, która przypadnie prawicy. Po lewej zaś zostawia przestrzeń. Warto przy tym dodać, że choć lider Labour wykluczył koalicję z SNP, nigdy publicznie nie zaprzeczył, że mógłby stworzyć pakt z LibDemsami.

Programy LibDems i Labour w głównych aspektach nie przeczą sobie: oba akcentują konieczność stabilizacji gospodarki, reformy służby zdrowia i opieki społecznej. Właściwie tylko jako ciekawostkę można dodać, że obie partie różni jednak podejście do Unii Europejskiej, tematu tabu w tej kampanii. Labourzyści chcą bliskich relacji, ale wykluczają próbę dołączenia do wspólnego rynku i unii celnej, podczas gdy LibDems naszkicowali pięć kroków stopniowego, ponownego dołączenia do wspólnoty.

Podsumowanie 

Pierwszy wniosek na trzy tygodnie przed wyborami jest taki, że mamy ucieczkę Partii Pracy, prowadzącej w sondażach wzdłuż i wszerz, niezależnie od tematów sondażowych pytań i badanych grup wiekowych. Za nią będziemy obserwować finisz peletonu, który najpewniej wygra ktoś z dwójki: Partia Konserwatywna lub Partia Liberalnych Demokratów, zdobywając tym samym fotel lidera opozycji, nieco większe środki z parlamentarnego budżetu i prawo częstszego zabierania głosu na forum Izby Gmin. Na razie trzeba zakładać, że to miejsce przypadnie jednak torysom. Gdzieś za tymi dwoma partiami powinna uplasować się SNP, która mimo kryzysu przywództwa idzie w Szkocji łeb w łeb z labourzystami. Plaid Cymru, Reform i Partia Zielonych mogą na ten moment zdobyć po od 1 do 4 mandatów. Do obserwacji przez kolejne tygodnie kampanii będzie przede wszystkim czy utrzymuje się trend strat dwóch głównych partii na rzecz mniejszych rywali.

Drugi wniosek: choć Labour zaczyna wierzyć w zwycięstwo, ma program i plan wprowadzenia go w życie, głosy na nią to jednak w dużej mierze głosy protestu przeciw torysom. Możliwe, że Labour zdobędzie większość w parlamencie nawet ponad wyniki z 1997 roku, ale w partii nadal niewielu w to tak naprawdę wierzy, a w kraju zdecydowanie nie ma labourmanii.

I trzeci wniosek: 165 to magiczna liczba dla torysów – tyle mandatów zdobyli w 1997r. i wydaje się to mentalną granicą poniżej której Partii grozi załamanie psychiczne. Dzięki startowi Reform i dobrym wynikom LibDems bardzo prawdopodobne, że do tego załamania dojdzie. Tuż po wyborach skupimy się zapewne na rządzie Partii Pracy, ale w tle będą wybory nowego lidera Partii Konserwatywnej, a więc bitwa o jej ideologiczny kierunek w następnych pięciu latach.

Zostań patronem UKpoliticsPL -> https://patronite.pl/UKpoliticsPL Każde Twoje wsparcie będzie dla mnie bardzo pomocne.

PingPong: Jaka będzie polityka zagraniczna rządu Partii Pracy?

To jest PingPong – blog polityczny z Wysp Brytyjskich

Jeśli Labour dojdzie do władzy, jak będzie wyglądała polityka zagraniczna (i trochę obronna)? Kto zostanie ministrem spraw zagranicznych, jakie doświadczenia ma w tym teamcie sam Keir Starmer, co labourzyści mówią o priorytetach polityki zagranicznej, o relacjach z UE, USA, Ukrainą, Bliskim Wschodem i jak odnoszą się do torysowskiego hasła Global Britain? Miłej lektury.

Ministrem spraw zagranicznych zostanie najprawdopodobniej obecny rzecznik Labour ds. polityki zagranicznej David Lammy. Poseł z Tottenhamu od 2000, za politykę zagraniczną Labour w gabinecie cieni odpowiada od 2,5 roku. Co ciekawe jego rodzice pochodzili z Gujany Brytyjskiej, a on sam chętnie mówi, że „ma w żyłach krew niewolników”. Z wykształcenia jest prawnikiem, choć całą ścieżkę edukacji zawdzięcza stypendiom. Dzięki pomocy studiował na Harwardzie, gdzie zaprzyjaźnił się z Barackiem Obamą. Od początku ma dobre kontakty z amerykańskimi Demokratami, których nazywa „naturalnymi sojusznikami Labour”. O Trumpie mówił kiedyś „socjopata sympatyzujący z nazistami”. Lecz teraz pochodzi zupełnie inaczej: spotyka się z doradcami Trumpa, byłby gotowy spotkać się i z samym Trumpem, tłumaczy jego komentarze o NATO, uważa, że pragmatyzm zwycięży, i – jeśli Trump wygra – będą współpracować.

Keir Starmer także jest prawnikiem i znają się z Lammym z czasów pracy w jednej kancelarii. Później Starmer jako specjalista ds. praw człowieka i potem dyrektor brytyjskiej prokuratury także współpracował z Demokratami i różnymi instytucjami w Europie. Był przeciwny interwencji w Iraku, głosował za Remain, w 2019r. poparł umowę brexitu wynegocjowaną przez Johnsona, głównie dlatego, że nie widział innego wyjścia.

Priorytetem polityki zagranicznej Labour ma być bezpieczeństwo w Europie, a jego fundamentem jest ich zdaniem NATO, odstraszanie nuklearne i w przyszłości pakt bezpieczeństwa i obrony z UE. UWAGA: Labour Starmera zdecydowanie odcina się od wątpliwości Corbyna ws. NATO i broni nuklearnej, zamiast tego mówi o „niezachwianym zaangażowani w NATO i obronę nuklearną”, chce przeprowadzić „rewizję zagrożeń czyhających na UK” w pierwszych 100 dniach rządu oraz nowy strategiczny przegląd bezpieczeństwa i obronności w pierwszym roku rządów. W kwietniu Starmer zapowiedział, że Partia Pracy zwiększy wydatki na obronność do 2,5% PKB (o ile zmieści się to w jej celach budżetowych.

W kwestii Ukrainy najważniejsze jest to, że Labour i Partia Konserwatywna mówią jedynym głosem. Gdy Starmer odwiedził Kijów w lutym 2023, obiecał Zełeńskiemu, że „jeśli Partia Pracy wygra wybory, stanowisko wielkiej Brytanii wobec Ukrainy pozostanie bez zmian”, Starmer był też wtedy w Irpieniu i Buczy i – także jako były prawnik ds. praw człowieka i prokurator – zapewnił o konieczności zbadania zbrodni wojennych i oskarżenia sprawców. Poparł pomysł użycia zamrożonego rosyjskiego majątku w UK do odbudowy Ukrainy.

W maju tego roku powtórzyli to i uzupełnili przebywający z kolejna wizytą w Kijowie David Lammy i John Healey (rzecznik ds. obrony): „wsparcie wojskowe, dyplomatyczne, finansowe i polityczne dla Ukrainy się nie zmieni”. Dodali, że: „Będziemy stać razem z Ukrainą aż do jej zwycięstwa”, deklarując, że „rząd Labour pomoże wypracować drogę Ukrainy do członkostwa w NATO”. W pięciopunktowym planie Partii Pracy dla Ukrainy znajdują się m. in. szybka ścieżka pomocy wojskowej, pogłębianie działań dyplomatycznych oraz wsparcie odbudowy kraju.

Jeśli chodzi o Unię Europejską, Labour podkreśla, że nie będzie „odwrócenia brexitu”, ani kolejnego referendum (choć akurat to Starmer obiecywał w 2020r), z tego wynika, że nie będzie powrotu do unii celnej, ani wspólnego rynku, a więc też do żadnej z jego swobód. ALE – i to także jest bardzo ważne – Labour chce „pogłębić” współpracę z „partnerami” z UE, mieć „bliższe relacje handlowe, bezpieczeństwa, obronności i edukacji”, bo zdaniem Lammy’ego ” źle, że UK nie ma strukturalnej współpracy z UE”.

Jak już pisałam, Labour chce podpisać umowę o współpracy w zakresie bezpieczeństwa, która może się rozwinąć w znacznie szerszy pakt lub do której mogą zostać dołożone inne porozumienia. Szczególnie chodzi o ułatwienie przepływu pracowników, umowę o kontrolach weterynaryjnych i fitosanitarnych ułatwiającą przepływ żywności, w tym tej na sprzedaż; wzajemne uznanie kwalifikacji zawodowych, ale też prawo brytyjskich artystów do organizowania tournée do Europie.

Co z tego wyjdzie zależy w dużej mierze od postawy UE i tego czy zaufa Starmerowi i jego ekipie. On na pewno będzie szukał nowego modelu współpracy z Europą.

Bliski Wschód to gorący temat zarówno w polityce zagranicznej, jak i wewnętrznej. To dobre miejsce, żeby podkreślić, że Starmer w powszechnej opinii „rozprawił się z problemem antysemityzmu” w Partii Pracy z czasów Corbyna, ale być może też przez to jego wstępne poparcie dla Izraela poszło zdaniem niektórych w jego partii za daleko. Starmer bezwarunkowo poparł Izrael po ataku Hamasu 7 października 2023, potem popierając też prawo Izraela do obrony także metodami odcięcia dostaw prądu i żywności do Gazy. To, że Partia Pracy cieszyła się dotąd większym poparciem wśród brytyjskich Muzułmanów oraz to, że jej lewe skrzydło zawsze popierało Palestynę powoduje pewne kłopoty wewnętrzne. Problem nasilił się z rozwojem konfliktu i dał o sobie znać przy okazji wyborów lokalnych. Ogólnie jednak Starmer zawsze podążał w tym temacie w ślady USA i poniekąd Partii Konserwatywnej. Labour nie proponowała nic, czego nie zaproponowali dotąd ważniejsi gracze.

Na dziś: Labour od miesięcy było przeciwne i „potępia szokujące uderzenie w bezpieczną strefę w Raffah” – mówił Lammy. Labour wzywa do natychmiastowego zawieszenia broni, uwolnienia zakładników, dostarczenia pomocy humanitarnej i stworzenia przestrzeni do politycznego procesu, który „jest jedyną drogą do rozwiązania” w postaci dwóch państw – uznania Palestyny i „bezpiecznego Izraela”. Starmer powiedział też w tym tygodniu, że rząd Labour uzna za „swój obowiązek”, żeby włączyć się w ten proces. Być może Starmer będzie chciał wykorzystać doświadczenie jakie w przeszłości zdobył jako konsultant przy tworzeniu nowych, ponad podziałami religijnymi i narodowymi, służb policyjnych w Irlandii Północnej w ramach procesu pokojowego.

I na koniec: Globalna Brytania. Biorąc pod uwagę, że Labour skupi się raczej na Europie, można skreślić ze słownika torysowskie hasło Global Britain. Lammy jednak bardzo intensywnie buduje relacje ze swoimi przyszłymi odpowiednikami na całym świecie. Odbył już 44 podróże zagraniczne, wśród nich: Korea Południowa, ZEA, Arabia Saudyjska i Indie, które z którymi Labour będzie chciała „nawiązać szczególnie przyjazne stosunki”. Nie jest jeszcze do końca jasne jak będzie wyglądał stosunek nowego rządu do Chin, raczej będzie to kontynuacja. Współpraca z Saudami, gotowość do „rozmów z każdym” to wyraz doktryny „progresywnego realizmu”, którą ma przyjąć nowy rząd. Według niej „świat jest zły i wymusza trudne decyzje”.

Wybory parlamentarne w UK odbędą się 4 lipca 2024

Premier Rishi Sunak ogłosił 4 lipca 2024 terminem wyborów parlamentarnych. Większość komentatorów spodziewała się wyborów jesienią.

W oświadczeniu przed siedzibą premiera na Downing Street premier powiedział, że król Karol zgodził się na rozwiązanie parlamentu, które nastąpi w piątek 30 maja, przez wyborami parlamentarnymi w czwartek 4 lipca.

Sunak zapowiedział, że przedmiotem tych wyborów jest decyzja kto – rządząca Partia Konserwatywna, czy opozycyjna Partia Pracy – pozwoli Brytyjczykom „budować na solidnych fundamentach stabilizacji gospodarczej”, którą zdaniem Sunaka zapewnili UK torysi. Sunak powołał się na swoje osiągnięcia ekonomiczne, najpierw na stanowisku kanclerza, potem premiera w przywróceniu inflacji do zwykłego poziomu i wyjściu z recesji. W kampanii chce także stawiać na „bezpieczeństwo” w kontekście „największych niepewności targających dziś światem”.

Lider opozycji Keir Starmer z zadowoleniem przyjął decyzje o rozpisaniu wyborów, przypominając, że Partia Pracy domagała się tego od miesięcy. Pierwszym hasłem Labour w kampanii będzie: „Czas na zmianę”. „Zmieniliśmy Partię Pracy, by znów służyła ludziom pracującym. Prosimy teraz o głos, by Wielka Brytania także zaczęła znów służyć ludziom pracy” – powiedział Starmer w popołudniowym oświadczeniu. Przypominając porażki rządów Partii Konserwatywnej, Starmer dodał: „Głos na Labour to głos na polityczną i gospodarczą stabilizację. Chcemy przywrócić znaczenie słowu 'służba’. Najpierw państwo. Potem partia”.

Z zadowoleniem decyzję o wyborach przyjął także lider Liberalnych Demokratów: „W tych wyborach każdy głos na Liberalnych Demokratów, to głos na lokalnego czempiona waszych praw, praw waszych społeczności i sprawiedliwości, na którą zasługujecie” – powiedział Ed Davey, także podkreślając, że Brytyjczycy „domagają się zmian”.

Wybory parlamentarne odbędą się w czwartek 4 lipca.

Premier Rishi Sunak niespodziewanie usta termin wyborów parlamentarnych

Starmer przedstawił w Dover plan walki z nielegalną imigracją

Rząd Partii Konserwatywnej zajmuje się „polityką pustych gestów”, a plan odsyłania do Rwandy to „chwyt” – powiedział w piątek w Dover lider opozycji. Zapowiadając likwidację planu Rwanda, Keir Starmer ogłosił plan stworzenia jednostki do zwalczania gangów przemytników, traktowanie przemytników ludzi „jak terrorystów”, naprawę systemu azylowego UK i współpracę z UE.

Po pierwsze, całościowy nadzór nad problemem nielegalnej imigracji ma otrzymać Border Security Command – „elitarna” jednostka z nowymi uprawnieniami, która ma przyjąć schematy walki z gangami przemytników wypracowane wcześniej do walki z międzynarodowym terroryzmem. Dotychczasowe siły mają się zintegrować, a dodatkowo  jednostka ma zatrudnić „setki wyspecjalizowanych śledczych z Narodowej Agencji Walki z Przestępczością (NCA), służb imigracyjnych, prokuratury (CPS), służby bezpieczeństwa (MI5), i straż graniczną (Border Force)”.

Służby mają otrzymać nowe uprawnienia, pozwalające jeszcze przed postawieniem zarzutów na takie działania jak odcinanie internetu, zamykanie kont bankowych, śledzenie i monitorowanie miejsc przebywania, zatrzymywanie i przeszukiwanie na granicach, organizacje nalotów na siedziby, przejmowanie mienia. Wszystko to by „pokazać przemytnikom, że UK to dla nich wrogie terytorium”.

Starmer twierdzi, że to nie Europejska Konwencja Praw Człowieka jest winna brytyjskim problemem z nielegalną imigracją, ale szwankujący brytyjski system azylowy, którego obecny rząd nie chce naprawiać. Starmer obiecuje: nadrobienie zaległości poprzez zatrudnienie więcej pracowników do procesowania wniosków azylowych i usprawnienie procedur,  działanie zgodnie z międzynarodowym prawem, w tym EKPCz i wreszcie odsyłanie osób, których wnioski odrzucono, do kraju ich pochodzenia. Starmer przyznał, na konferencji prasowej, że będzie to możliwe wyłącznie w przypadku państw „bezpiecznych”, jak Bangladesz, czy Indie. Ale już nie w przypadku np. Afganistanu.

Ostatni filar planowanej labourzystowskiej polityki azylowej to nowy pakt bezpieczeństwa z Unią Europejską, który miałby uwzględnić ma m. in. współpracę przy przechwytywaniu łodzi i zasobów przemytników, wspólne śledztwa i wymianę informacji. Starmer podkreślił, że nie oznacza to wspólnego programu azylowego z UE, ani dołączenia do unijnego programu relokacji migrantów.

Pytany przez dziennikarzy o miarę sukcesu proponowanej polityki, Starmer nie podał, ani dat, ani liczb, które miały by być wskaźnikami efektywności jego planu. Powiedział jednak, że „nikt nie powinien podejmować tej niebezpiecznej przeprawy” i trzeba „drastycznie zmniejszyć liczbę” łodzi i nielegalnych migrantów.

Starmer podkreślił na koniec, że plan teb opiera na swoich dotychczasowych doświadczeniach, mówiąc, że jako dyrektor prokuratury [w latach 2008-2013] „rozbił gangi terrorystów i przemytników narkotyków”, a jako lider Partii Pracy „odciągnął swoją partię od polityki pustych gestów”. Proponujemy „prozaiczną politykę praktycznych rozwiązań” – zakończył lider Partii Pracy.

Konferencję w Dover zorganizowano dwa dni po tym jak Natalie Elphicke, posłanka z tego okręgu należąca od lat do Partii Konserwatywnej, w środę przeszła do Partii Pracy.

Posłanka Natalie Elphicke przeszła do Partii Pracy

Przed sesją pytań do premiera PMQs w środę 8 maja posłanka Partii Konserwatywnej Natalie Elphicke zamiast w ławach torysów usiadła po przeciwnej stronie Izby Gmin razem z Partią Pracy, co w brytyjskiej praktyce równa się zmianie przynależności partyjnej.

W oświadczeniu wyjaśniała swoją decyzję rozczarowaniem „złamanymi obietnicami i chaotycznym rządem” Rishiego Sunaka, którego oskarżyła o odsunięcie się od politycznego „centrum”. Elphicke należała dotąd do zdecydowanie prawicowej części Partii Konserwatywnej, była członkinią European Research Group, New Conservatives i Common Sense Group. W przeszłości oskarżała Labour m. in. o złą politykę imigracyjną, która miałaby prowadzić do „otwartych granic” i często atakowała „lewicowe” poglądy m. in. piłkarza Marcusa Rashforda, który prowadził kampanię na rzecz darmowych posiłków dla uczniów w szkołach.

Z Labour Party, która według niej stała się dzięki Keirowi Starmerowi na powrót „partią centrową” z „odpowiedzialną polityką gospodarczą i obronną”, ma ją łączyć przede wszystkim wizja polityki mieszkaniowej. Elphicke nie komentuje w swoim oświadczeniu planu Labour w sprawie powstrzymania łodzi przemytników ludzi, który poprzednio krytykowała.

Elphicke nie wystartuje w następnych wyborach parlamentarnych. Na jej miejsce w Dover Labour ma już innego kandydata. Partia Pracy zaprzeczyła, że zaofiarowała Elphicke w przyszłości miejsce w Izbie Lordów.

Elphicke jest drugą posłanką Partii Konserwatywnej, która przeszła do Labour w ostatnich tygodniach. Wcześniej zrobił to Dan Poulter, który swoją decyzję uzasadnił z kolei fatalną polityką zdrowotną Partii Konserwatywnej. Poulter także odejdzie z polityki przed wyborami. Według Huffington Post Labour prowadzi rozmowy z kolejnymi posłami i posłankami Partii Konserwatywnej w sprawie możliwości zmiany barw partyjnych przed wyborami.

PingPong: Plan Sunaka a plan Starmera

To jest PingPong – polityczny blog z UK

Kłopoty torysów

„Najgorszy wynik torysów od 40 lat” i „najczarniejszy z rysowanych wcześniej czarnych scenariuszy”. W czwartkowych wyborach do rad samorządowych rządząca Partia Konserwatywna straciła 474 z posiadanych wcześniej 989 mandatów, przestała kontrolować 10 z 16 rad, w których poprzednio miała absolutną większość, obroniła tylko jedno stanowisko burmistrza regionu, podczas gdy Partia Pracy zdobyła lub obroniła 10 pozostałych. Torysi stracili także na rzecz Labour 10 stanowisk komisarza ds. policji.

Opozycyjna Partia Pracy zdobyła łącznie 1158 mandatów, polepszając swój wynik z 2021r. o 186. Będzie też sprawować kontrolę nad 51 radami, o 8 więcej niż poprzednio. Labourzyści utrzymali 6 stanowisk burmistrzów, dokładając do tego 3 nowo powstałe i 1 odebrane torysom.

Wyjątkowy wynik uzyskali Liberalni Demokraci, zdobywając łącznie 522 mandaty radnych, czyli więcej niż Partia Konserwatywna. O prawie połowę zwiększyła liczbę radnych Partia Zielonych, uzyskując łącznie 181 mandatów. Kolejne 228 miejsc w radach trafiło w ręce kandydatów niezależnych, o 93 więcej niż w 2021r. Tyle jeśli chodzi o liczby.

Kłopoty Labour?

Niespodzianki nie było. Na takie wyniki wskazywało przedwyborcze sondaże w poszczególnych regionach. Bez wątpienia sukcesem wizerunkowym dla Labour jest zdobycie fotela burmistrza West Midlands. Wyścig był jednak na tyle wyrównany, że konieczne było ponowne przeliczenie głosów i ostatecznie okazało się, że Richard Parker wygrał z Andy Streetem różnicą zaledwie półtora tysiąca głosów. Jednak zwycięstwo Labour w odbywających się jednocześnie wyborach uzupełniających do parlamentu w Blackpool South – także spodziewane – liczbowo było już imponujące, wskazując na 26% swing (przepływ wyborców).

Klęska torysów jest niekwestionowana, jeśli nie nazywa się tego tak na pierwszych stronach gazet, to głównie dlatego, że wszyscy się tego spodziewali. Być może dlatego to wynik Labour, który nie zbliżył się ani procentowo ani liczbowo do sukcesu z 1996r. przyciąga więcej uwagi. Można z niego wnioskować, że rozczarowanie rządami Partii Konserwatywnej jest większe niż entuzjazm wobec zastąpienia ich Partią Pracy. Wyborcy częściej głosują na centrum i lewicę, mają tam jednak do dyspozycji kilka opcji, co potencjalnie może stanowić problem dla Partii Pracy w kolejnych wyborach.

NEC i teoria Thrashera

Takie jest też podłoże popularności, szczególnie w mediach skłaniających się ku prawicy, teorii profesora Michaela Thrashera. Thrasher użył projekcji procentowego podziału głosów w wyborów lokalnych (NEC) do stworzenia modelu wyników wyborów parlamentarnych. Wywnioskował, że mimo 20-punktowej przewagi w sondażach ogólnokrajowych Partia Pracy może nie uzyskać większości w wyborach do Izby Gmin.

Z tą teorią polemizują inni psefolodzy. Profesor Will Jennings z Uniwersytetu w Southampton przypomina, że w poprzednich latach torysi uzyskiwali podobne wyniki NEC i w sondażach ogólnokrajowych, ale już NEC Labour był średnio o 5,8 punktów procentowych niższy niż ich popularność w sondażach. Jennings mówi wprost: w wyborach lokalnych procent głosów na torysów jest wyższy niż wskazywałyby na to sondaże ogólnokrajowe, natomiast Labour wypada w nich procentowo znacznie gorzej.

Chris Curtice z Opinium (a jednocześnie kandydat Labour) pisał na X, że przekładanie NEC na wynik wyborów parlamentarnych nie ma sensu. Po pierwsze, wyborcy zachowują się inaczej w wyborach lokalnych, chętniej wybierają mniejsze partie, mające rozpoznawalnych lokalnie kandydatów. Po drugie – pamiętając o antytorysowskich nastrojach – są duże szanse, że w wyborach parlamentarnych Brytyjczycy zagłosują taktycznie na Labour jako główną siłę mogącą powstrzymać Partię Konserwatywną. Poza tym NEC nie uwzględnia, ani tego, że w wyborach parlamentarnych Reform ma wystawić kandydatów w znacznie większej liczbie okręgów, podbierając tym samym głosy torysom (podczas gdy Zieloni i kandydaci niezależni maksimum swoich sił alokują w wyborach lokalnych), ani sytuacji w Szkocji, czy w Walii, gdzie Labour zawsze wiedzie się lepiej.

Do tego trzeba dodać, że Partia Pracy tłumaczy się taktyką „produktywności” swoich głosów, tzn. przejmowania mandatów, mimo osiągnięcia najlegalniejszego wyniku procentowego. Labourzyści wolą inwestować środki i czas aktywistów w mniejszych miejscowościach, gdzie mają szansę przejąć mandaty od Partii Konserwatywnej, niż w dużych miastach, gdzie lewica i tak ma duże szanse na wygraną. Czas pokaże, czy to dobry wybór.

Faktem jest, że Zieloni wraz z wykluczonymi przez Starmera siłami corbynowskiej skrajnej lewicy oraz niezależnymi kandydatami, którzy opuścili Labour niezadowoleni z jej stanowiska ws. konfliktu na Bliskim Wschodzie, wspomagani przez prorosyjskiego George’a Galloway’a, mogą wspólnymi siłami stać się dla Labour tym, czym kiedyś UKIP, a dziś Reform, jest dla torysów. Przed tym ostrzega Thrasher, nawet jeśli media widzą w jego teorii głównie sensację o parlamencie bez większości.

Sunak między prawicą a centrum

Wybory lokalne przeorientowały nieco narracje polityczne. Torysi będą wykorzystywać teorie Thrashera na użytek wewnętrzny, by przekonywać polityków i aktywistów, że nadal jest o co walczyć i trzeba prowadzić intensywną kampanię. To ważne, bo nastroje są… mówiąc wprost: beznadziejne. Choć być może to w pewnym sensie ratuje Sunaka przed zapowiadaną od tygodni próbą obalenia go. Po wyborach wezwało do tego kilku prominentnych aktywistów (Tim Montgomerie i David Campbell Bannerman z Conservative Democratic Organisation), ale na razie nikt kto realnie miałby szanse objąć po nim stanowisko. Suella Braverman przyznała w BBC, że żałuje, że poparła Sunaka, ale artykuł w Telegraphie zaczęła od stwierdzenia, ze zmiana lidera nic nie pomoże. Zaznaczę jednak, że prawa strona Partii Konserwatywnej miewa pomysły w stylu kamikadze. Dlatego choć racjonalna analiza wyklucza bunt wobec Sunaka, nie da się stwierdzić ze stuprocentową pewnością, że komuś nie poszczą nerwy, a ostatnie lata uczą, że gdy już do próby puczu dojdzie, sytuacja może eskalować dość szybko.

W tej chwili wydaje się jednak, że szykuje się raczej dalsza walka na idee z myślą o objęciu stanowiska Sunaka po wyborach. Dwie przeciwstawne frakcje mają na to dokładnie odwrotny pomysł. Artykułując wizję prawicy, Andreya Jenkins mówiła o „prawdziwym konserwatyzmie”, przesunięciu na prawo, walce z imigracją i wystąpieniu z Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Prawica chce bowiem odzyskać wyborców, którzy odeszli do Reform. Andy Street, wyglądający coraz bardziej jak kandydat skrzydła One Nation na przyszłego lidera, mówił za to: „umiarkowany, otwarty, inkluzywny, tolerancyjny konserwatyzm był tylko o krok od pokonania Labour w West Midlands. Wygrywa się z pozycji centrowych, nie skrajnych. Nie powinniśmy iść w kierunku wytycznym przez Reform”. Frakcja umiarkowanych patrzy raczej w stronę tradycyjnych wyborców Blue Wall, którzy w wyborach lokalnych wybrali tym razem Liberalnych Demokratów.

Pomysł organizacji wyborów latem jest nieaktualny. Telegraph pisał, o czym raczej wszyscy i tak wiedzieli, że Number 10 planuje wybory jesienią. Ma się wtedy polepszyć sytuacja gospodarcza, być może zmniejszy się inflacja, a za nią stopy procentowe. Number 10 planuje też intensywnie informować jak walczy z nielegalnymi przeprawami migrantów przez kanał La Manche. Jeśli do jesieni, sondaże się nie poprawią, zawsze pozostaje jeszcze opcja wyczekiwania do ostatniej chwili i organizacja wyborów w styczniu 2025r.

Teoria Thashera ma też być wykorzystana przez torysów na użytek zewnętrzny, by przekonać wyborców, że Partia Pracy nie da rady rządzić samodzielnie, bez Zielonych i LibDems. Torysi wracają więc do metafory „koalicja chaosu”, która pomogła im wygrać wybory w 2015r. Z drugiej strony intensywnie będzie też promowane hasło: „głos na Reform, to głos na Labour”. Reform w wyborach lokalnych zdobyło tylko symboliczne dwa mandaty radnych i jedno miejsce w londyńskim Zgromadzeniu, ale już w wyborach uzupełniających w Blackpoool South uzyskało wynik niemal równy torysom. Do tego w wielu radach skutecznie odebrało Partii Konserwatywnej kilka ważnych punktów procentowych, a tego torysi boją się najbardziej. Reform, tak jak wcześniej UKIP, działa jednoznacznie na niekorzyść torysów, a w planach ma wielki powrót Nigela Farage’a (który jest de facto właścicielem firmy Reform Ltd). Niewykluczone, że obok prawicowych mediów – GB News, Telegrapha, być może Guido Fawkesa – kampanię Farage będą tez wspierać niektórzy torysi, np. Liz Truss, którą często widać w towarzystwie dyrektora Reform i która choć sama twierdzi, że nie ma apetytu na powrót do roli szefowej torysów widzi się jako 'kingmakerka’. Z drugiej strony o rozmowach Farage z … Borisem Johnsonem informował Times i tutaj więc może zawiązać się jakaś kolaicja. Farage ma na pewno w rękawie wiele niespodzianek.

Ostatnia faza planu Starmera

Widmo parlamentu bez większości paradoksalnie może być jednak pomocne dla Labour, która chce zmobilizować wyborców nie tylko do wyrażania antytorysowskich sentymentów, ale i faktycznego pójścia do urn, żeby doszło do „zmiany” – słowo-klucz przyszłej kampanii. W wyborach lokalnych wielu wyborców pozostało bowiem w domu. To swoją drogą także podważa nieco teorię Thrashera, nie wiadomo bowiem do końca jaki był powód niskiej frekwencji.

Labour przyznała także, że ma do rozwiązania problem z komunikacją stanowiska w sprawie konfliktu w Gazie, przez które – zdaniem władz partii straciło mandaty w Rochdale i nie przejęło władzy w Oldham. Wielu labourzystowskich komentatorów twierdzi jednak, że w wyborach parlamentarnych kwestia pro-palestyńska nie będzie tak istotna jak gospodarka. Tutaj kompetencje Labour oceniane są w sondażach wyżej niż działania torysów.

Po wyborach lokalnych Labour przejdzie do kolejnej fazy kampanii, dokładnie zaplanowanej przez Starmera i jego sztab. Na starmeoromanię w stylu corbynomanii, czy blairomanii nie ma szans, ale nikt w teamie Starmera na to nie liczył. Mając już pewność co do antytorysowskich nastrojów wyborców, Labour spróbuje teraz przedstawić bardziej szczegółową wizję poszczególnych polityk, przekazać ją wyborcom i przekonać do niej, licząc, że to przekona do wyboru Labour, nie mniejszych partii w centrum i lewicy.

Ping Pong – Kiedy odbędą się wybory parlamentarne w Wielkiej Brytanii?

Maj czy październik? Po spektakularnych porażkach z Partią Pracy w wyborach uzupełniających w Mid Bedfordshire i Tamworth, premier Rishi Sunak będzie miał duży problem z wyborem daty wyborów. Musi je jednak zorganizować do stycznia 2025.

Ustawa o rozwiązaniu parlamentu przyjęta w 2022 ponownie oddaje brytyjskiemu premierowi prawo do decydowania o tym kiedy zorganizuje wybory. Formalnie o rozwiązanie parlamentu musi poprosić króla, w praktyce jednak w wyborze daty ogranicza go jedynie ostateczny termin upływu pięcioletniej kadencji parlamentu (grudzień 2024). Drugi ogranicznik to myśl, że powinien wybrać moment najbardziej dla siebie sprzyjający, a czasu zostało niewiele.

Opozycyjna Partia Pracy prowadzi w sondażach od końca 2021 roku, czyli niespodziewanie przegranych przez torysów wyborów uzupełniających w North Shropshire i wybuchu afery PartyGate, będącej początkiem końca Borisa Johnsona. Z kolei rok później sondażowa przewaga Labour poszybowała tymczasowo do ponad 30 punktów procentowych, gdy nowa premier Liz Truss próbowała zrewolucjonizować plany budżetowe. Od czasu przejęcia fotela premiera przez Rishiego Sunaka miesiąc później Labour utrzymuje przewagę w granicach 15-20 punktów procentowych, co w zależności od szacunków daje im od 200 do nawet 400 mandatów więcej niż torysom.

Wydają się to potwierdzać dokładniejsze, ale niedostępne publicznie, sondaże przeprowadzone przez same partie. W czerwcu doradca ds. sondaży Frank Luntz miał powiedzieć posłom Partii Konserwatywnej, że każdy kogo przewaga jest mniejsza niż 15000 głosów, prawdopodobnie pożegna się z mandatem. Dotyczy to 180 z 354 torysów zasiadających obecnie w parlamencie.

Jeszcze drastyczniejszy dla torysów obraz wyłania się z wyników wyborów uzupełniających. Nie licząc wyborów w Uxbridge, których wyniki torysi wyolbrzymili jako odwrót opinii publicznej od poparcia polityki proklimatycznej, oraz wyborów uzupełniających po śmierci posłów Davida Amessa i Jamesa Brokenshire, ostatni raz Partia Konserwatywna wygrała wybory uzupełniające w maju 2021. Po drodze zaliczyła 4 starty mandatów na rzecz LibDems i 4 na rzecz Partii Pracy i porażki w dwóch wyborach samorządowych.

Dwie ostatnie porażki, w wyborach uzupełaniających w Mid Bedfordshire i Tamworth 19 października, były szczególnie spektakularne. Psefolog John Curtice określił je w SkyNews „jednymi z najgorszych jakich kiedykolwiek doświadczył urzędujący brytyjski rząd”. W Mid Bedfordshire, które nie miało labourzystowskiego posła od 105 lat, Alistair Strathern wygrał mimo, że jego konserwatywna poprzedniczka uzyskała w wyborach w 2019 roku przewagę 24664 głosów. To historyczny rekord, a zarazem kolejny powód, żeby poważnie brać pod uwagę, że w wyborach 2024 Labour odniesie większe zwycięstwo niż New Labour odniosła nad torysami w maju 1997 roku.

Wbrew planom Downing Street sezon partyjnych konwencji nie odmienił obrazu sondaży. Ogłaszane od początku września inicjatywy polityczne, związane z polityka migracyjną, stopniowym wprowadzaniem zakazu sprzedaży papierosów, czy obietnica rezygnacji z odcinka HS2 na rzecz przekazania 38 mld na lokalną infrastrukturę, nie znalazły sympatii u wyborców. Spotkanie Partii Konserwatywnej w Manchesterze upłynęło w nerwowej atmosferze z wyraźnym podziałem na obóz premiera i obóz byłych premierów Borisa Johnsona i Liz Truss. Ci drudzy nie przejmują się zbytnio datą wyborów, a na konwencji słychać było wręcz głosy, że chętnie do zwiększenia rozmiarów tej porażki się przyczynią, by mieć potem lepszą pozycję startową do odzyskania władzy w partii. Słuchając wypowiedzi Liz Truss można było odnieść wrażenie, że już prowadzi kampanię, a kryzys rządowy w następstwie mini-budżetu jej kanclerza rok temu w ogóle nie miał miejsca.

Z kolei na konwencji Labour w zwycięstwo wierzył praktycznie każdy. W przeciwieństwie do Sunaka Keir Starmer rozprawił się z radykalnymi poprzednikami, choć sympatycy Jermiego Corbyna są jednak nadal pod wzmożoną kontrolą partyjnej centrali. Prawdopodobnie ktoś od nich próbował zaatakować Starmera przed konwencją deepfejkowym montażem jego rzekomej wypowiedzi, ale oszustwo zostało wykryte i nie zdążyło się rozprzestrzenić. Sam były lider, usunięty z Partii Pracy przez Starmera, w ogóle nie dotarł na konwencję, gdyż „zapomniał złożyć wniosek o przepustkę”.

Bez wątpienia testem dla Starmera był wybuch wojny w Gazie w dzień rozpoczęcia konwencji Labour. Konflikt bliskowschodni jest potencjalnie wizerunkowo groźny ze względu na problemy z antysemityzmem za poprzedniego przywództwa i skrajnie propalestynskie postawy najbardziej na lewo wysuniętych grup labourzystów. Deklarując pełne poparcie Izraela w jego prawie do obrony, Starmer z góry odciął się jednak od postaw skrajnej lewicy i z powodzeniem po raz kolejny zastosował taktykę, którą the Statesman określił: „gdy torysi próbują rozpalić ogień polaryzacji, Starmer przynosi gaśnicę”. W praktyce m. in. w kwestiach obronności i bezpieczeństwa, lider Labour stawia na bipartisanship, nie dając torysowskim mediom amunicji do ataku na siebie.

Czy Labour jest gotowa na wybory? Moi rozmówcy odpowiadali, często wręcz z entuzjazmem, że tak. Podczas, gdy w Partii Konserwatywnej pytaniom o wybory towarzyszy wzruszenie ramion, smutek lub irytacja, labourzyści witają je z uśmiechem. Starmer publicznie zadeklarował gotowość na maj 2024, datę którą uznaje się za pierwszy realny termin wyborów, choć jak sugerują eksperci wybory w maju wymagałyby rozwiązania parlamentu już w marcu (około 25 dni roboczych przed wyborami), a to bardzo mało czasu. Zdając sobie sprawę, że skład parlamentarnej Partii Pracy się zmieni i rozszerzy, labourzystowska centrala robi szczegółowy przegląd ideowej i aktywistycznej przeszłości swoich kandydatów na kandydata. Antycypując przejście do opozycji, torysi nie są tak skrupulatni, szukając – tam gdzie się da – raczej kandydatów lojalnych wobec obecnego lidera.

Pytani o termin wyborów niektórzy w Partii Konserwatywnej mówią wręcz z irytacją – im szybciej, tym lepiej, póki jeszcze jest czego bronić. Z drugiej strony twarda logika nakazuje, że gdy sytuacja rządu jest niesprzyjająca czeka się do ostatniego momentu, licząc na coś w rodzaju cudu, choć przyznają niektórzy, niestety w praktyce musiałoby to oznaczać wydarzenie pokroju pandemii lub wojny. Z tego powodu wielu komentatorów uznaje, że wybory w UK mogą odbyć się nawet dopiero w grudniu 2024.

Sytuacje komplikuje fakt, że jesienią przyszłego roku do urn idą wyborcy w Stanach Zjednoczonych. Według Timesa służby miały ostrzegać ministrów, że destabilizacja i niepewność jakie siłą rzeczy wiążą się w wyborem nowych władz w dwóch ważnych państwach zachodnich jednocześnie są ryzykowne dla bezpieczeństwa państwa i sytuacji na rynkach.

Ci którzy w Partii Konserwatywnej jeszcze wierzą w zwycięstwo – a przynajmniej deklaratywnie, są i tacy – mówią przeważnie, że trzeba dać sobie czas i odbić na prawo, zmobilizować twardy elektorat obietnicami obniżenia podatków, zaostrzenia polityki migracyjnej, wystąpienia z Europejskiej Konwencji Praw Człowieka i uruchomienia planu odsyłania nielegalnych imigrantów do ośrodków tymczasowego pobytu w Rwandzie. Tu problemem dla torysów jest jednak to, że taki sam plan ma już była Brexit Party, związana z Faragem Reform UK, która zapowiedziała, że tym razem nie wejdzie w sojusz z torysami i wystawi swoich kandydatów, odbierając im tym samym kilka tysięcy wyborców.

Centroprawica w Partii Konserwatywnej podchodzi do sytuacji pragmatycznie – dla większości z nich nie da się już nic zrobić i te wybory są przegrane. Financial Times donosi, że Sajid Javid będzie po wyborach pracować dla firmy Centricuss, George Eustice założył własną firmę, a agencja Kea szuka pracy dla Dominica Raaba. Jak dotąd 47 posłów Partii Konserwatywnej ogłosiło, że nie wystartuje w kolejnych wyborach. Po wynikach w Mid Bedfordshire Observer napisał, że dołączy do nich także obecny kanclerz Jeremy Hunt, który boi się porażki w stylu Michaela Portillo w 1997. Rzecznik kanclerza zdementował jednak te doniesienia. Co ciekawe jeszcze kilka tygodni temu Jeremy Hunt zasugerował, że wybory mogłyby się odbyć jesienią 2024, gdy inflacja spadnie do trzech procent i opinia publiczna zacznie odczuwać poprawę sytuacji gospodarczej. Moi rozmówcy tłumaczą jednak, że nawet w gronie własnych działaczy, chodzi już tylko o zachowanie pozorów. Inflacja spada znacznie wolniej niż zakładały rządowe plany, a Jeremy Hunt, który 22 listopada wygłosi oświadczenie budżetowe, nie ma praktycznie pola do manewru.

Co więc zrobi premier? Być może zaskoczy nas wszystkich. Cathrine Haddon z Institute of Government sugeruje, żeby uważnie słuchać co rząd zaproponuje w King’s Speech 7 listopada, bo jeśli będzie to pełna agenda, to najprawdopodobniej na wybory poczekamy przynajmniej do jesieni 2024, jeśli zaś planów będzie niewiele można zakładać, że wybory będą już wkrótce.