Wpisy

Polska jest skazana na UE, Wielka Brytania nie – Rozmowa UKpoliticsPL z Pawłem Świdlickim

Kasia Sobiepanek z „UKpolitics po polsku” rozmawia z Pawlem Swidlickim, ekspertem londyńskiego think tanku Open Europe i Brytyjczykiem polskiego pochodzenia, o nadchodzącym referendum europejskim w Wielkiej Brytanii, brytyjskich warunkach w negocjacjach z UE, brexicie, zasiłkach, imigracji i Polakach w UK oraz o relacjach polsko-brytyjskich po wyborach parlamentarnych w Polsce.

 TO EUROPA I WYDARZENIA W NIEJ WYMUSIŁY STRATEGIĘ CAMERONA

Kasia Sobiepanek, UKpolitics po polsku: Czego Cameron chce od Europy?

Paweł Swidlicki, Open Europe: Przede wszystkim chce spokojnego życia. On nie jest ideologiem, wie, że Wielka Brytania odnosi korzyści z członkostwa w Unii Europejskiej, ale akceptuje też koszty wynikające z członkostwa.

Więc skąd to całe zamieszanie z referendum w sprawie członkostwa UK w UE?

Myślę, że Unia nie byłaby dla Camerona aż tak ważna, gdyby nie wysoki stopień niezadowolenia Partii Konserwatywnej i społeczeństwa z obecnych relacji Brukseli i Londynu. Gdy w 2005r. Cameron został liderem Partii Konserwatywnej, twierdził, że zbyt dużo mówi się w UK o Europie, a za mało o rzeczach istotnych dla obywateli. Niestety, od tego czasu Europa doświadczyła m.in. zamieszania związanego z Traktatem lizbońskim, który wywołał duże zaniepokojenie w Wielkiej Brytanii. W UK Traktat lizboński został odebrany jak pogłębienie integracji, choć na to pogłębienie nie było zgody. Było obiecane referendum, ale do niego nie doszło. Ówczesny premier Gordon Brown po prostu podpisał traktat. Dlatego, gdy Cameron został premierem, musiał skoncentrować się na Europe bardziej niżby chciał. To raczej Europa i wydarzenia w niej wymusiły tę strategię.

Wiele osób chciałoby wiedzieć jak wygląda ta strategia…

Ogólnie wiemy co Cameron chce wywalczyć. Może nie w 100 proc., ale pewne rzeczy są bardziej konkretne niż się ludziom wydaje. Wiemy, że chce większych praw dla parlamentów narodowych, chce ograniczenie zasiłków dla imigrantów, chce bardziej przedsiębiorczej Europy i mniej regulacji w UE. Chce szybszego podpisywania umów handlowych z innymi częściami świata. Chce, żeby UK nie była pociągana do głębszej integracji, żeby relacje były oparte na wspólnym rynku nie na polityce. Chce, żeby państw spoza strefa euro nie były dyskryminowane, gdy strefa euro się będzie głębiej integrowane. Pytanie jak to wszystko zrealizować.

W Brukseli?

Chodzi bardziej o zebranie poparcia, woli politycznej w stolicach państw członkowskich. Jeszcze przed wyborami Cameron zaczął podróże po Europie. Chce tam zdobyć maksymalne polityczne wsparcie dla swoich pomysłów. Najpierw uzyskać zgodę na szersze cele, a potem dopiero wypełnić ten zarys szczegółami. W UE chyba podejście jest odwrotne. Brukseli brakuje szerszej politycznej perspektywy. Teraz Cameron będzie musiał sprecyzować czego chce. Dziś [rozmawiamy 15.10, gdy trwa spotkania szefów państw i rządów UE – przyp. redakcji] premier zapowiedział, że na początku listopada przedstawi bardziej szczegółowe propozycje.

Zapowiadał to także przed wyborami.

Tak, on w gruncie rzeczy uważa, że już coś przedstawił. Te cztery „buckets”, jak nazwał je minister Hammond [cztery obszary renegocjacji: konkurencyjność, suwerenność, sprawiedliwość i migracje]. Szczegóły były też w manifeście wyborczym. Reformy dostępu do zasiłków zostały tam precyzyjne określone. Argumentacja, że nikt nie wie czego Cameron chce, to raczej przejaw złośliwości, także ze strony jego przeciwników w Wielkiej Brytanii.

KONSERWATYŚCI SĄ ŚWIADOMI, ŻE EUROPA JUŻ RAZ DOPROWADZIŁA ICH DO KLĘSKI

Jak silne są w tej chwili antyunijne sentymenty w Partii Konserwatywnej?

Sam przejrzałam wypowiedzi publiczne 330 konserwatystów i według tych badań większość posłów konserwatywnych jest za Brexitem. Zdecydowanie za pozostaniem opowiada się tylko 14 posłów, skłaniających się do pozostania jest 44. Z drugiej strony 22 jest zdecydowanych głosować przeciw członkostwu, a 47 raczej będzie głosować przeciw. Między nimi jest duża grupa niezdecydowanych (203 posłów). Może zrobią, co im powie Cameron, może o ich ostatecznym zdaniu zadecyduje inny czynnik.

Konserwatyści nie spodziewali się raczej, że będą rządzić samodzielnie. Pamiętają jednak – nawet ci najwięksi eurosceptycy – dlaczego ich partia rozleciała się w latach 90-tych. Są świadomi, że nie można zbyt pogłębiać podziałów wewnątrz partii. Będę się więc trzymać razem. Dlatego partia – jako organizacja – będzie przed referendum neutralna.

Cameron zapowiedział, że nie będzie się ubiegał o trzecią kadencję na Downing Street – czy Europa jest istotnym elementem wewnątrzpartyjnej rozgrywki o przyszłe przywództwo?

Tak, Boris [Johnson] jest jeszcze niezdecydowany, czy będzie za wyjściem, czy za pozostaniem. Puszcza oko w obie strony. Theresa May przyjęła twarde stanowisko wobec imigracji. George Osborne oczywiście będzie odgrywał kluczową rolę w procesie renegocjacji, więc on jest przywiązany do tego projektu. May jest także częściowo zaangażowana w renegocjacje, choć jest bardziej eurosceptyczna. Boris natomiast ma większą swobodę, bo jest poza radą ministrów.

Czy Boris Johnson jest poważnym kandydatem do szefowania partii?

To jest dobre pytanie. Często mu się je zadaje. A niektórzy kiedyś pytali, jak w ogóle może zostać burmistrzem Londynu [śmiech]. Na pewno będzie kandydatem. Jeśli efekty negocjacji nie będą wystarczające dla eurosceptyków, to może stać się figurehead – czołową postacią – reprezentującą eurosceptyków. Większość z nich nie jest zbyt przekonująca dla opinii publicznej, a Boris ma taki mainstream appeal. Gdyby poparł brexit, to byłby istotny głos.

Jakie stanowisko przyjmie Cameron przed referendum?

Renegocjacja musiałaby skończyć się kompletną katastrofą, żeby Cameron opowiedział się za wyjściem z UE. Teoretycznie to możliwie, ale myślę, że coś dostanie od Europy i zarekomenduje pozostanie w Unii. To będzie bardzo ważne. Ludzie go nie kochają, ale ma pewien poziom zaufania. Wierzą, że jest stabilny i kompetentny, wiec jego wiarygodność może „zrobić różnicę” w referendum.

POLSKA JEST SKAZANA NA UNIĘ, WIELKA BRYTANIA NIE

Jak wyglądają obecnie stosunki polsko-brytyjskie?

Są na pewno bardzo skomplikowane. Jako Brytyjczyk pochodzenia polskiego uważam, że oba kraje wiele łączy, na przykład z perspektywy historycznej. Jesteśmy proatlantyccy, mamy podobne obawy wobec Rosji. Z perspektyw polityki zagranicznej jest wiele wspólnych elementów.

Jeśli chodzi o stosunek do Unii Europejskiej, polskie społeczeństwo jest eurosceptyczne, ale zdaje sobie też sprawę, że Polska jest skazana na Unię Europejską. Nie wiem co Unia musiałby zrobić, żeby Polacy chcieli z niej wyjść. A Wielka Brytania na Europę nie jest skazana. Myślę, że ewentualne wyjście z UE byłoby bolesne i ponieślibyśmy krótkoterminowe straty,ale tonie byłoby apokaliptyczne wydarzenie. Jakoś byśmy sobie dali radę.

Jest jeszcze kwestia Polaków na Wyspach.

Cala debata imigracyjna, stanowisko wobec przepływu osób w UE, to nas bardzo różni. Ironią jest jednak to, że jeśli patrzymy na imigrację abstrakcyjnie, to stosunek do niej jest chyba gorszy w Polsce. Pokazała to na przykład debata na temat uchodźców. A co gdyby do Polski płynął choćby ułamek ludności rokrocznie nadciągającej do UK?

Na Wyspach słowo „imigracja” często stosuje się wymiennie ze słowem „Polacy”.

Tak, Polacy są największą grupą, więc, gdy mówi się o imigrantach, to od razu myśli się o Polakach. Bardzo źle się stało, że Polacy w Wielkiej Brytanii stali się takim skrótem myślowym. To bardzo niefortunne, bo daje Polakom poczucie, że ta debata dotyczy bezpośrednio ich, a nie zjawiska imigracji. Jednak, choć wiem, że niektórzy mieli z powodu swojej narodowości problemy na przykład na ulicy, to ogólnie Polakom żyje się w Wielkiej Brytanii raczej dobrze i cieszą się szacunkiem.

BEZ REFORMY SWOBODNEGO PRZEPŁYWU OSÓB W UE WZRASTA RYZYKO BREXITU

Wśród spraw, które UK chce renegocjować z Europą, Polaków na Wyspach najbardziej emocjonuje kwestia zasiłków, nawet jeśli to nie jest tak istotna kwestia jak nam się wydaje…

Zasiłki to bardzo ważna, wręcz kluczowa, kwestia dla strony brytyjskiej. Obietnica zmian była zapisana m.in. w manifeście wyborczym Partii Konserwatywnej. Ze strony Unii Europejskiej często pada błędny argument, że nie można nic w tej sprawie zrobić, bo to wbrew europejskiemu prawu. My to wiemy, dlatego Cameron chce zmienić unijne prawo. Rozumiem, czemu propozycja zmian może się nie podobać, ale ona się broni merytorycznie. Choć być może tu jestem trochę stronniczy, bo Open Europe pomógł tę propozycję wypracować.

Jean-Claude Piris, były dyrektor służby prawnej przy Radzie Unii Europejskiej i bardzo wpływowa postać w Brukseli, mówi, że brytyjska propozycja oznacza dyskryminację obywateli innych państw UE.

Według Wielkiej Brytanii ograniczenie dostępu do pomocy społecznej dla nowych imigrantów z UE nie jest ograniczaniem przepływu osób we wspólnocie. To ta sama zasada, którą stosujemy teraz np. w przypadku osób bezrobotnych. Już teraz jadąc do innego kraju, automatycznie nie kwalifikujesz się do pobierania zasiłku dla bezrobotnych. Musisz najpierw być pracownikiem. Tę zasadę musimy trochę rozszerzyć. Prawo do przemieszczania i szukania pracy w innych krajach UE pozostanie jednak bez zmian.

Więc nie będzie dyskryminacji?

Musimy podkreślić, że Wielkiej Brytanii nie chodzi o dyskryminację. W ogóle nie lubię tego słowa w tym kontekście, wolę raczej mówić o „differential treatement” [zróżnicowane traktowanie]. Jak już jednak powiedziałem: rozumiem argumenty przeciwne. Jeśli jednak Cameron się uprze, to być może uda mu się przeforsować zmiany. Jak nie, to wtedy powstanie duży problem, bo bez zmiany zasad swobodnego przepływu osób, będzie bardzo trudno Wielkiej Brytanii zostać w UE. Nie przesadzam. Bez tego ryzyko Brexitu naprawdę wzrasta. W sondażach odsetek ludzi za wyjściem i za pozostaniem jest w równowadze. Ale jeśli pyta się o ich stosunek do UE, jeśli w obecnych zasadach swobodnego przepływu osób nic się nie zmieni, to wielu respondentów opowiada się za Brexitem.

Czyli z jednej strony Wielka Brytania nie chce ograniczyć swobodnego przepływu osób, a z drugiej… musi to być tak nazwane, bo inaczej Brytyjczycy zagłosują za Brexitem?

Jeśli Cameronowi uda się coś wynegocjować, to na pewno będzie to inaczej „sprzedane” w Wielkiej Brytanii, a inaczej wytłumaczone w Europie. Rozmawiając z przywódcami w Europie, Cameron powinien podkreślać, że to nie jest ograniczanie. Wielkiej Brytanii chodzi przede wszystkim o to, żeby przepływ osób był sprawiedliwy. Natomiast na pewno będzie pokusa, żeby krajowym mediom „sprzedać” wynegocjowane zmiany pod szyldem ograniczenia imigracji. Najpierw trzeba jednak cos wynegocjować, a potem dopiero to nazywać.

POLACY NA WYSPACH NIE SĄ AKTYWNI POLITYCZNIE

Na Wyspach mieszka kilkaset tysięcy Polaków, czy interesują się tym jak zmieni się ich status po referendum?

Niedawno odbyła się tu taka akcja oddawania krwi. To była reakcja na negatywną atmosferę w debacie imigracyjnej. Ale z drugiej strony myślę, że większość Polaków nie jest zaangażowana politycznie. Są świadomi debaty, ale ma ona teraz mały wpływ na ich życie. Może to się zmieni jak referendum będzie bliżej. Wiem, że więcej Polaków stara się teraz o obywatelstwo brytyjskie, ale to jednak względnie nadal mała grupa w porównaniu do innych nacji. W tej chwili obywatelstwo europejskie daje praktycznie równe uprawnienia co obywatelstwo brytyjskie. Oczywiście poza prawem głosu.

A co się stanie z Polakami, jeśli Wielka Brytania wyjdzie z Unii?

Ludzie, którzy są tu leganie, zostaną. Nie wyobrażam sobie czegoś w rodzaju wysiedlenia. Na 90 proc nie zostaną też wprowadzone wizy, więc rodziny będę mogły przyjechać bez problemu. Ale podjęcie pracy będzie już wymagało zdobycia zezwolenia na pracę w Wielkiej Brytanii. Otwartym pytaniem pozostaje na przykład, co się stanie z ludźmi, którzy mieszkają teraz w UK, ale wyjadą na kilka lat i potem będą chcieli wrócić.

Ta grupa Polaków starających się o obywatelstwo to przyszli wyborcy. Czy brytyjskie partie wychodzą do nich z jakimiś propozycjami?

Nie na szczeblu partyjnym, raczej poszczególni posłowie. Nadal istnieją grupy „przyjaciół Polski” w poszczególnych partiach, ale może teraz posłowie maja mniej czasu, żeby aktywnie się w nie angażować. Może kiedyś bardziej wyjdą do Polonii. Póki co debata jest bardziej skierowana do brytyjskich wyborców. Nie zapominajmy też, że w referendum będą mogli głosować także obywatele Wspólnoty Brytyjskiej i oczywiście Irlandczycy, Cypryjczycy i Maltańczycy, a to jest w sumie parę milionów ludzi. To może być bardzo istotna grupa wyborców. Uwaga jest teraz jednak skoncentrowana na pytaniu czy 16- i 17-latkowe powinni mieć prawo głosu.

POLSKI RZĄD POWINIEN ROZWAŻYĆ KOMPROMIS, JEŚI ZALEŻY MU NA UTRZYMANIU WIELKIEJ BRYTANII W UNII

Jak ułożą się stosunki Londynu z nowym rządem w Warszawie?

Na pewno w pewnych kwestiach rządowi PiS-u bliżej do polityki europejskiej Camerona niż byłemu rządowi PO-PSL. Na przykład w sprawie stosunku do przyjęcia euro, dalszej integracji politycznej, czy stosunku do Rosji, choć w tym ostatnim pewnie niewiele się zmieni.

Polityka klimatyczna na pewno widziana jest inaczej przez konserwatystów i inaczej przez PiS. Konserwatyści są w tej kwestii podzieleni, ale nie są tak sceptyczni jak PiS. Ciekawe jest natomiast to, że te partie mają zupełnie różne poglądy ekonomiczne. Konserwatyści chcą liberalizować gospodarkę, nie wiem jak to się będzie podobało PiS-owi. Choć forum europejskie może nie będzie tu polem do scysji, bo plany PiS-u chyba nie wychodzą poza Polskę.

Między PiS-em i konserwatystami widać też duże różnice ideologiczne. Na przykład Cameron podkreślał, że brytyjska demokracja łączy ludzi różnych kultur religii i ras. Tymczasem PiS bardzo ostro wypowiadał się o imigrantach-muzułmanach. Na marginesie przecież szefem ich frakcji w europarlamencie jest muzułmanin. Poza tym konserwatyści poparli i wprowadzili w Wielkiej Brytanii ustawę o małżeństwach homoseksualnych. W polityce europejskiej te różne wizje nie będą się zderzały, ale to jednak nie powinien być duży problem. Cameron nie powie przecież, że powinna powstać europejska dyrektywa o małżeństwach homoseksualnych, bo to sprawa krajowa.

A kwestia imigrantów?

Chyba nie będzie dużej różnicy w porównaniu do rządu PO. PiS bardzo krytycznie odniósł się do pierwszych propozycji Camerona i ich nastawienie pewnie się nie zmieniło. Jeśli jednak zależy im na utrzymaniu Wielkiej Brytanii w Unii, to powinni rozważyć jakiś kompromis. Skoro sami grają mocno kartą imigracyjną, to powinni zrozumieć skąd wypływa polityka Camerona.

Budżet 2013 w Wielkiej Brytanii

Gospodarka brytyjska odbudowuje się po największym kryzysie finansowym. Cięcia wydatków rekompensuje wsparcie dla biznesu, w tym dla sektora wydobycia gazu łupkowego.

Jak co roku w środę 20 marca, kanclerz George Osborne, przedstawił założenia polityki budżetowej Wielkiej Brytanii. Jednocześnie z jego przemówieniem swoje prognozy gospodarcze na kolejne lata opublikowało niezależne od rządu Biuro Odpowiedzialności Budżetowej (ang. Office for Budget Responsibility – OBR).

Po dekadzie, gdy wzrost gospodarczy budowany był kosztem zwiększania długu, brytyjska gospodarka wychodzi z recesji. Według słów kanclerza nowy budżet jest kontynuacją priorytetów zarysowanych w 2010 r., a celem rządu jest takie zarządzanie krajem, aby Wielka Brytania odniosła sukces w globalnym wyścigu, zbudowała silniejszą gospodarkę i sprawiedliwsze społeczeństwo oraz wspierała dążenia obywateli. Budget 2013 wesprze tych, którzy gotowi są ciężko pracować, rozwijać się, dbać o swoje rodziny, kupić dom, założyć lub rozwijać firmę i oszczędzać na emeryturę.

Prognozy OBR przewidują wzrost PKB na poziomie 0,6 proc. w 2013 i 1,8 w 2014, choć poprzednio zakładały wzrost o odpowiednio 1,2 i 2 proc. Bezrobocie będzie rosło i w 2017 r. liczba bezrobotnych w UK osiągnie 30,5 mln. Z powodu zwiększenia cen ropy i cen importowych cel inflacyjny (2 proc.) nie zostanie na razie osiągnięty (obecnie inflacja wynosi 2,8 proc). Prognozy zakładają też zmniejszenie zadłużenie sektora publiczne do 5 proc. PKB w 2015-16 i 2,2 proc. PKB w 2017-18. Dług publiczny osiągnie 85,6 proc. PKB w 2016-17, rok później ma spaść do 84,8 proc. PKB. Na niskim poziomie pozostają stopy procentowe.

W odpowiedzi na prognozy OBR rząd podtrzymuje swoje cele inflacyjne oraz obietnice redukcji deficytu. Główną rolę ma w tym odegrać kontrola wydatków. Szczegółowe budżety poszczególnych resortów zostaną ogłoszone w czerwcu, kanclerz zapowiedział jednak „ochronę” wydatków na zdrowie, szkoły i oficjalną pomoc rozwojową. Rząd ogranicza też premie w sektorze publicznym oraz potwierdza założenia w kierunku przyszłej konsolidacji fiskalnej, według której wydatki publiczne (mierzone jako TME – Total Managed Expenditure) będą w kolejnych latach nadal redukowane.

Działania dla wzrostu obejmują: m.in. zmniejszenie o 1 proc. podatku dla firm (do poziomu 20 proc); dla instytucji charytatywnych prawo do dodatku na wspierania zatrudnienia w wysokości 2000 funtów rocznie na poczet ich składki na ubezpieczenie społeczne płaconej przez pracodawcę; wzrost planów nakładów inwestycyjnych o 3 miliardy funtów rocznie, finansowe z redukcji wydatków bieżących; w ramach strategii przemysłowej dofinansowanie 11 kluczowych sektorów kwotą 1,6 miliarda funtów; utworzenie lokalnych funduszy na rzecz wzrostu dla regionalnych spółek zakładanych przez przedsiębiorców; pakiet wspierający brytyjski przemysł wydobycia gazu łupkowego, w tym przedłużenie rządowego wsparcia finansowego z 6 do 10 lat. Szczegóły tej ostatniej propozycji poznamy w lipcu.

Kanclerz zapowiedział też pakiet reform wspierających osoby chcące kupić własny dom m.in. plan Help to Buy, który poszerza grono adresatów dotychczasowego programu First Buy w ramach, którego rząd udziela pożyczek do 20 proc. wartości domu, spłacane przez nabywcę po sprzedaniu nieruchomości lub po 25 latach. Rząd chce także zwiększyć dostępność kredytów hipotecznych poprzez stworzenie gwarancji pożyczkowych dla pożyczkodawców oferujących kredyty hipoteczne dla osób z wkładem od 5 do 20 proc. przy nieruchomościach wartych do 600,000 funtów. 

Rząd podtrzymuje także swojej zobowiązania zwiększenia kwoty wolnej od podatku do 10,000 funtów szybciej niż planowano, czyli w kwietniu 2014 r, rok przed zakończeniem kadencji obecnego rządu. Anulowano planowaną na wrzesień 2013 r. podwyżkę akcyzy na benzynę, a 23 marca stanieje piwo. W kolejnych latach wzrost ceny tego napoju będzie zależał od inflacji. Zgodnie z zapowiedziami system emerytalny zostanie uproszczony, w 2016-17 pojawi się jednolita emerytura państwowa, zastępująca powszechnie krytykowany system tzn. drugiej emerytury państwowej (State Second Pensions). Rząd proponuje też nowe formy wsparcia dla pracujących rodziców oraz limit wydatków socjalnych na poziomie 72,000 funtów.

Przemówienie kanclerza wywołało mieszane reakcje. Guardian nazwał je „populistycznym” i zarzucił kanclerzowi chęć przypodobania sobie wyborców w okręgach wyborczych, gdzie wyborcy nie mają jednoznacznych preferencji wyborczych. Indpendent pisze o „cięciach na ostatnią chwilę”, aby zatuszować problematyczny deficyt. Telegraph chwali za wsparcie dla osób chcących kupić własny dom.

Budżetowa środa w UK. Czego możemy się spodziewać?

Jest już gotowy. Choć opinia publiczna jeszcze go nie poznała, brytyjski budżet czeka już tylko na zatwierdzenie Office for Budget Responsibility. Jutro (w środę 21 marca) ogłosi go podczas specjalnej sesji parlamentu kanclerz George Osborne.

Budget Day to jeden z tych momentów, kiedy bezpardonowa walka polityczna ustępuje miejsca tradycji, a wszechobecny polityczny PR musi przybrać bardziej stonowaną formę. Czy PRu w ogóle nie będzie? Skąd. Jak mówi się nieoficjalnie prace nad treścią zakończono już w ubiegłym tygodniu, ale tegoroczny budżet zawiera zbyt wiele kontrowersyjnych propozycji, więc ostatnie dni poświęcono na ustalenie „how to sell it”.

Najbogatsi zapłacą mniej?

Choć Liberalni Demokraci mówią o dbaniu o osoby zarabiające najmniej, a kanclerz Osborne o pomocy dla osób z najniższymi i średnimi dochodami to wydaje się, że bezpośrednim beneficjentem największej reformy będzie ktoś inny.

Zanosi się, że najgłośniejszym punktem tegorocznego budżetu, a zarazem największym ciosem dla Liberalnych Demokratów będzie obniżenie maksymalnej stawki podatku dochodowego (tzw. 50p – 50 pensów od funta) do 45 lub nawet 40 proc. W zależności od reprezentowanej opcji politycznej można to interpretować dwojako albo jako zachęcenie najbogatszych (zarabiających powyżej 150 tyś funtów rocznie) do płacenia podatków w kraju zamiast na przykład na Kajmanach (stanowisko premiera i kanclerza) albo, opcja druga, jako wypełnienie obietnic wobec najbogatszych darczyńców Partii Konserwatywnej (stanowisko Liberalnych Demokratów). Do tego dojdzie też prawdopodobnie obniżenie podatku dla firm (coorporetion tax) z 25 do 23 proc. (także życzenie kanclerza).

Jako punkt numer dwa może pojawić się ograniczenie wysokości finansowej pomocy państwa w formie zasiłków do maksymalnie 26 tyś funtów rocznie. Benefits cap to flagowy projekt Davida Camerona, choć autorem pomysłu jest Osborne. U jego podstawy leży przekonanie, że nie można wypłacać osobom nie pracującym większych sum niż zarabiają ich pracujący sąsiedzi.

Nieco mniej nośne jest hasło zmniejszenia ulgi podatkowej z tytułu składek emerytalnych. Tym razem chodzi już o osoby z górnej, ale nie najwyższej półki, czyli objęte 40 proc. podatkiem dochodowym. Do tej pory rząd dopłacał minimum 20 proc. do wszystkich składek na prywatne fundusze emerytalne. Natomiast osoby płacące 40 proc. podatek mogły dodatkowo ubiegać się o zwiększenie dopłaty o pewien procent zależnie od dochodów oraz wielkości składki. Lib Dems postulują tu ustanowienie 20 proc. jako ulgi maksymalnej. Osborne nie powiedział nie.

Pewne wydają się też cięcia w pensjach pracowników sektora publicznego. W ostatni weekend w prasie pojawiła się informacja, że budżet wprowadzi różnicowanie płac dla pracowników sektora publicznego w zależności od regionu. Oczekuje się, że kanclerz ogłosi w środowym przemówieniu, że płace będą zależne od kosztów życia w danym regionie, co ma wyrównać szanse pracowników z sektora prywatnego i publicznego. W praktyce może to przyjąć postać nie tyle stricte obcięcia pensji, ale rozmrażania ich jedynie w niektórych regionach.

Dla kogo nowe podatki?

Jeszcze w zeszłym roku Liberalni Demokraci proponowali Tycoon Tax, na wzór amerykański oraz podatki proekologiczne. Oba upadły. Forsowany przez Clegaa Tycoon Tax, alternatywna metoda podatku minimalnego dla najbogatszych, nawet w USA nie funkcjonuje dobrze i tym samym została odrzucona na starcie. Druga propozycja natrafiła natomiast na wybitnie niesprzyjający klimat: falę odwrotu od postaw proekologicznych na tylnych ławach Conservative Party i tym samym nie została nawet sprecyzowana. LibDemsi nie poddali się jednak. Vince Cable, liberalny szef resortu Biznesu, Innowacji i Umiejętności, a nieoficjalnie znany jako koalicyjni shadow chancelor zaproponował wprowadzenie podatku od nieruchomości, w postaci Property Tax lub Mansion Tax. Według jego zamysłu ma to prowadzić w kierunku zwiększenia opodatkowania „uneraned wealth”, a więc spadków, ziemi, nieruchomości, a zmniejszenia podatku od „earned inome”, czyli dochodów (jeśli już koniecznie musimy go najbogatszym zmniejszać). Czy ma to jakieś szanse? Niewielkie. Osborne zapowiedział już, że cięcia w podatkach zostaną zrównoważone wprowadzeniem drastycznych środków walki z unikaniem płacenia podatków. To wspólny postulat obu partii.

Coś się jednak Liberalnym Demokratom należy i będzie to prawdopodobnie spełnienie postulatu zwiększenie kwoty wolnej od podatku dochodowego. Ustalenia jeszcze z maja 2010r. mówią, że do końca kadencji tego parlamentu kwota Personnal Income Allowance ma wynieść 10 tyś funtów (obecnie £7,475, w kwietniu zwiększy się do £8,105). Clegg od styczniowego przemówienia dla Resolution Foundation sygnalizuje, że satysfakcjonowałoby go przyśpieszenie tego procesu bez oglądania się na inflację. Uzyskał dla tego poparcie kilku Torysów, n. in. Zaca Goldsmitha, Gavina Barwella i Justina Tomilsona. Jest to spora szansa i warto będzie zanotować wynik i tym samym ocenić notowania LibDems w koalicji.

Jako pozytywny znak można bez wątpienia wymienić brak dyskusji na temat zmniejszenia wpłat do Unii Europejskiej. Pomijając rzeczywistą możliwość jakichkolwiek zmian można było spodziewać się, że fala eurosceptycyzmu zostawi swój ślad także na debacie budżetowej. Zapewne jest to sukces polityki wewnątrzpartyjnej Georga Osborne’a – kanclerz to postać numer dwa w parlamencie, ale niektórzy już widzą w nim następcę Camerona, ponieważ obaj są w gruncie rzeczy twórcami nowej marki Partii Konserwatywnej. Osborne ma bardzo dobre kontakty z tylnimi ławami Partii i regularnie spotyka się z backbenchersami. Według portalu ConservativeHome kanclerz ma dar słuchania i odczytywania nastrojów, stąd właśnie wewnątrz Partii Konserwatywnej poparcie dla budżetu jest niemal jednomyślne. Ale kanclerz jest też lojalny wobec Camerona i póki co wydaje się, że budowanie analogi z duetem Blair – Brown nie ma podstaw.

Tegoroczna debata skoncentrowana jest w dużo mniejszym stopniu na ograniczaniu wydatków, temat który przeważał w dwóch ubiegłych latach. Zamiast tego ciężar debaty przeniósł się na podatki. Jaki będzie efekt? W tej chwili na sto procent można powiedzieć tylko tyle, że budżet zna już Królowa, w środę rano jego szczegóły poznają członkowie rządu. Posiedzenie Izby Gmin rozpocznie się o 11:30. Po skróconych Prime Minister Questions, George Osborne wyjdzie ze swojej siedziby przy Downing Street 11 niosąc czerwoną walizkę i wygłosi przemówienie budżetowe około 13:00. I wszystko już będzie jasne. 

Podstawowe punkty budżetu 2012

Zjednoczone Królestwo „zapożyczyło się na drogę w kierunku kłopotów gospodarczych, teraz zarobi na wyjście z nich” – podsumował swoje przemówienie budżetowe kanclerz George Osborne. Oceniając ogólną sytuację ekonomiczną kanclerz powiedział, że Wielka Brytania uniknie recesji, wzrost gospodarczy będzie jednak w tym roku umiarkowany, na poziomie 0,7-0,8 proc.

Palacze jako pierwsi wejdą w nowy rok budżetowy. Już od dziś wieczór wzrosną ceny tytoniu. Nie będzie za to zmian w wysokości akcyzy na alkohol. Dla wybierających się na Olimpiadę ważna może okazać się wiadomość, że złagodzone zostaną przepisy zakazujące hipermarketom handlu w niedzielę. Tuż po igrzyskach wzrośnie za to opłata paliwowa. W centrum przemówienia kanclerza znalazły się zmiany w podatkach dochodowych, szczególnie na korzyść najlepiej zarabiających i przedsiębiorców.

Najwyższa stawka podatku dochodowego od osób fizycznych zostanie zredukowana z 50 do 45 proc. od kwietnia przyszłego roku. Uzasadniając ten krok, Osborne powiedział, że stawka 50 proc. jest najwyższą wśród państw G20 i międzynarodowe organizacje biznesowe uznają ją za „przynoszącą szkodę brytyjskiej gospodarce”. Biuro Odpowiedzialności Budżetowej (OBR – Office for Budget Responsibility), niezależna instytucja powołana przez rząd do obiektywnej oceny polityki budżetowej, uznało ten krok za „racjonalny”.

Nowe podatki nałożono na najbogatszych nałożono. Kanclerz zapowiedział wprowadzone nowej opłaty skarbowej (stamp duty) na sprzedaż nieruchomości wartych powyżej 2 mln. funtów. Zwiększy się także podatek od zysków kapitałowych. Zgodnie z zapowiedziami, system podatkowy zostanie uszczelniony, a planowane środki zapobiegające unikaniu płacenia podatków zapewnią państwu dochody w wysokości 1 mld funtów. Wprowadzone zostaną nowe przepisy dotyczące opodatkowania hazardu online, a podatek będzie ustalany na podstawie miejsca przebywania klienta, a nie firmy oferującej gry internetowe. Nie będzie za to zmiany w ulgach podatkowych z tytułu odprowadzania składek na prywatne ubezpieczenie i emerytury.

Kolejny ważny punkt to spełnienie życzenia koalicyjnej Partii Liberalnych Demokratów by zwiększyć wymiar kwoty wolnej od podatku. Podniesienie progu podatkowego do 9.205 funtów nastąpi w kwietniu przyszłego roku, dzięki czemu dwa miliony Brytyjczyków nie będzie musiało płacić podatku w ogóle. Żywność, ubrania i książki nadal będą wolne od VATu.

Mniejsze podatki zapłacą przedsiębiorcy, a kolejne obniżki planowane są na kolejne lata. W 2012r. podatek wyniesie 24 proc., a do 2015r. nastąpi redukcja o kolejne dwa procent. Kanclerz zapowiedział też, że jeśli Konserwatyści wygrają kolejne wybory redukcja będzie postępować, aż do wysokości 20 proc. Szczególnie dobre wieści miał kanclerz dla małych przedsiębiorstw. Zostaną dla nich uproszczone procedury składania deklaracji podatkowej. Potwierdzono też system gwarancji niskooprocentowanych kredytów dla małych firm (National Loan Guarantee Scheme).

Osborne zapowiedział także plan integracji podatku dochodowego i powszechnego ubezpieczenia (National Insurance) oraz przeciwdziałanie lukom w systemie opodatkowania VAT.

Jeśli chodzi o wydatki rządowe, to dotychczasowe rządowe plany zmniejszenia deficytu nie ulegną zmianie.

Wzrosną wydatki na opiekę społeczną i w sumie będą stanowić 1/3 ogółu wydatków rządowych. Nastąpi też znaczący wzrost inwestycji w sektorze medycznym i farmaceutycznym (100 mln funtów na nowe badania). Nowe środki zostaną też przekazana na ożywienie inwestycji w rejonie Morza Północnego. W związku z Olimpiadą będą dalsze inwestycje w transport w Londynie.

W dziedzinie obronności rząd przyzna dodatkowe 100 mln na polepszenie warunków mieszkaniowych żołnierzy oraz 100 proc. ulgę na council tax dla sił zbrojnych zagranicą. Przy okazji Osborne powiedział, że koszt operacji w Afganistanie wyniesie 2.4 mld funtów, czyli mniej niż planowano.

Natomiast zgodnie z zapowiedzią, płace pracowników sektora publicznego mają zostać zróżnicowane w zależności od regionu. W praktyce oznacza to ich zmniejszenie w regionach o przeciętnie niższych dochodach.

Kanclerz ogłosił także kilka nowych pomysł na odnowienie wizerunku Zjednoczonego Królestwa. Osborne chce, aby Wielka Brytania stała się europejskim “centrum cyfrowym”. Propozycje obejmują nowy fundusz wsparcia dla produkcji telewizyjnych, kinowych oraz gier video. Kanclerz chce także, aby 90 proc. Brytyjczyków miało najszybszy internet. W sferze finansowej natomiast London ma stać się offshorowym centrum handlu chińską walutą.

Nieco na dalszym planie, ale jednak wciąż ważna, jest w budżecie ekologia. Według słów kanclerza, energia odnawialna ma grać kluczową rolę w Zjednoczonym Królestwie. Powstanie także Narodowy Plan Infrastrukturalny, decydujący o przyznawaniu priorytetów konkretnym inwestycjom w sieci kolejowe, drogowe, energetyczne („czysta energia”) oraz internetowe.