Wpisy

Brytyjskie Śniadanie – autorski przegląd prasy brytyjskiej z 18 października 2021

Koniec anonimowości w sieci?

Prawo do anonimowości w internecie powinno zostać ograniczone – postuluje minister spraw wewnętrznych po zamachu na posła Partii Konserwatywnej Davida Amessa. Times przypomina, że procedowany w tej chwili w parlamencie projekt ustawy o bezpieczeństwie w sieci zakłada  m. in. nałożenie na platformy internetowe obowiązku rozprawiania się ze szkodliwymi treściami, ale Priti Patel zasugerowała, że chciałby pójść krok dalej. „i” przypomina jednak szereg powodów, dla których wymuszenie korzystania z internetu tylko pod własnym nazwiskiem jest niemożliwe, a w niektórych krajach byłoby niebezpieczne. W smutnym rysunkowym komentarzu do zgłaszanych przez posłów coraz liczniejszych gróźb, pogróżek i ataków słownych w sieci Times przypomina, że XVIII-wieczne ideały gotowości do poświęcenia życia dla obrony swobody wypowiedzi dziś karykaturalnie wykorzystywane są przez internetowe trolle do grożenia śmiercią tym, którzy nie chcą uznać ich wyimaginowanych racji.

Czemu zginął David Amess?

Policja zakłada, że za piątkowym zamachem na posła Partii Konserwatywnej Davida Amessa potencjalnie stał motyw islamistyczny. Sąd przedłużył areszt dla domniemanego sprawcy do 22 października na mocy ustawy o terroryzmie. Times zakłada, że ataku dopuścił się „samotny wilk zradykalizowanie w czasie lockdownu”. Telegraph dowiedział się, że zamachowiec korzystał po ataku z telefonu komórkowego, być może kontaktując się z kimś, być może nagrywając deklarację ideologiczną. Według PA przebywający w areszcie w Londynie 25-letni Brytyjczyk somalijskiego pochodzenia miał być jeszcze w czasach szkolnych zgłoszony do programu pomocy osobom zagrożonym radykalizacją. Do reformy tego prowadzonego przez ministerstwo spraw wewnętrznych programu Prevent wzywa przy tej okazji po raz kolejny  były minister sprawiedliwości Robert Buckland, o czym więcej w BBC.

Badający rodzinne koligacje domniemanego sprawcy Times pisze, że ojciec był doradcą medialnym byłego premiera Somalii, a w najbliżej rodzinie znajdują się m. in obecni somalijscy dyplomaci i profesorowie. Wśród rozważanych motywów są podobno także dobre relacje zamordowanego posła z władzami Kataru, który z kolei łączą dobre stosunki z obecnymi władzami Somalii.

Najprawdopodobniej jednak według Telegrapha ofiarą tego ataku mógł paść każdy inny poseł. Gazeta dowiedziała się, że sprawca najprawdopodobniej chciał po prostu zabić jakiekolwiek polityka, a wybrał właśnie Davida Amessa, bo po prostu udało mu się umówić na spotkanie akurat z nim.

No 1 vs No 11

Rishi Sunak obawia się, że zielony to drogi kolor. Dwa tygodnie przed szczytem COP26 Observer ujawnia dokument Ministerstwa Skarbu ostrzegający przed szkodami gospodarczymi i koniecznością podwyżki podatków, jeśli UK niewłaściwie lub zbyt dużo wyda na gospodarkę zeroemisyjną. Gazeta informuje, że Rishi Sunak ma tym samym próbować pozycjonować się wśród partyjnych działaczy na „klimatycznego sceptyka”, tak aby to Boris Johnson poniósł cały polityczny ciężar transferu do gospodarki zeroemisyjnej. Ale rozbieżności między politycznym numerem 1 w UK a Downing Street nr 11 jest więcej. Ledwo Financial Times napisał, że Treasury ma jakoby rozważać obniżenie 5% VAT na energię elektrycznej, by Boris Johnson mógł ogłosić obniżkę rachunków z tego tytułu „brexitową dywidendą”, a już źródła poniedziałkowego Timesa zdecydowanie taki ruch wykluczyły. O różnicach zdań między Borisem Johnsonem a kanclerzem Sunakiem rozpisywał się Sunday Times  Ten pierwszy chce wydawać pieniądze, ten drugi oszczędzać. Ten pierwszy chce huraoptymizmu, ten drugi twardo stąpa po fiskalnej ziemi. I co najważniejsze zdaniem tego drugiego, ten pierwszy nie rozumie ryzyka wynikającego z rosnącej inflacji. Gazeta konkluduje jednak, że Sunak wie, że jest „rycerzem BoJo”, rozumie, że jest przedstawicielem młodszego pokolenia i że jego czas jeszcze nadejdzie.

Rosyjska energia

Telegraph zastanawia się, którzy światowi liderzy zlekceważą zaproszenie na kluczowe dla Johnsona wydarzenie w Glasgow, spekulując że następca tronu Arabii Saudyjskiej Mohammed bin Salman może dołączyć do prezydenta Rosji Władimira Putina  i prezydenta Chin Xi Jinping.  Co ciekawe ambasador Rosji w UK gościł w niedzielę w programie Andrew Marra. Andrei  Kelin – bez niespodzianek – odrzucił oskarżenia o wstrzymywanie dostaw gazu do UK, by napędzić energetyczny kryzys. W nagraniu, które może zobaczyć na kanale Youtube rosyjskiej ambasady, ambasador tłumaczył, ze „Rosją zwiększyła o 10% dostawy gazu rurociągiem przez Ukrainę” i  „nie da rady tym kanałem transportować więcej”, dlatego właśnie – niespodzianka – potrzebny jest NordStream2.

A jeśli już o rosyjskiej energii mowa. Guardian pisze, że francuskie władze – zresztą ręka w rękę z lokalnymi posłami obu głównych partii UK – protestują przeciwko budowie interkonektora  między Francją a UK przez firmę Aquind, za którą stoi rosyjski kapitał. Zielone światło dla tej inwestycji ma w tym tygodniu dać minister Kwasi Kwarteng. Właściciele Aquindu w ostatnich latach łącznie przekazali Partii Konserwatywnej dotacje w wysokości ok 1,4 mln funtów. 

Globalne napuszenie

Wśród zwolenników hurraoptymizmu w brytyjskim rządzie plasuje Financial Times także nową minister handlu międzynarodowego. Gazeta rozmawiała z Anne-Marie Trevelyan przy okazji „globalnego szczytu inwestycyjnego”, na którym minister powiedziała m. in, że z zadowoleniem przyjmie chińskie inwestycje w sektorach niestrategicznych i poparła saudyjskie inwestycje w Newscastle United.

Z kolei „Komisję ds. Global Britain” zainicjował były minister handlu Liam Fox – informuje Times. Tłumaczy ją tak: ” Mam wrażenie, że biznes nie uważa, że Globalna Brytania koncentruje się wystarczająco mocno na handlu i inwestycjach”. Celem ma być zebranie opinii biznesmenów i ekspertów w dziedzinie handlu międzynarodowego, by ustalić eksport jakich produktów i usługi zmaksymalizuje przychody UK oraz gdzie znajdują się przyszłe rynki zbytu brytyjskich towarów. Gazeta zauważa przy tym, że mimo sloganu Global Britain fakty są takie, że poziom brytyjskiego eksportu w PKB zmniejszył się z 31,7% w roku 2019 do 27,4% w 2020.

Europejskie wyciszenie

Sunday Express zwrócił uwagę, że skłócony z Francją Boris Johnson będzie szukał sojuszników m. in. w Polsce i planuje „szczyt” UK z państwami wyszehradzkiej czwórki w listopadzie. Ktoś na downing Street miał zażartować, że UK powinno stworzyć „departament doradzający jak wyjść z UE”. Zabawne? „W relacjach UK z Europą brakuje zaufania” – mówił niedawno naszemu portalowi były wicepremier Wielkiej Brytanii David Lidington i ostrzegał. – „ I to szybko nie zostanie odbudowane, dlatego należy zakładać, że w najbliższym czasie UK będzie przede wszystkim szukać relacji bilateralnych z poszczególnymi państwami i blokami w UE”. Tzn. – to już nasz wniosek – że UK może grać relacjami dwustronnymi na osłabienie UE. Na konwencji Partii Konserwatywnej wśród państw, z którymi UK chce się szczególnie szybko porozumieć Liz Truss wymieniała państwa bałtyckie i właśnie V4. Ze swoimi odpowiednikami z Litwy, Łotwy i Estonii Truss spotkała się w zeszłym tygodniu w Chequers.

Wobec tragicznych wydarzeń w Leigh-on-Sea bez większego echa przeszło piątkowe spotkanie Davida Frosta z Marošem Sefčovičiem. W skrócie: UK nie spełniło groźby zawieszenia części umowy z UE, mimo że nadal według UK pozostają „duże” różnice w sprawie Protokołu Północnoirlandzkiego. Politico komentuje, że znaczne ustępstwa Unii Europejskiej zaskoczyły UK i wymuszają decyzję, czy Boris Johnson chce rozejmu, czy dalszego konfliktu w sprawie pobrexitowych zasad handlu między Wielką Brytanią a Irlandią Północną.

Korona wciąż na głowie

Od tego tygodnia będzie można zapisać dzieci poniżej 16 r. ż. na szczepienia na covid poza szkołami – informuje Times. Chodzi o to żeby zwiększyć odsetek zaszczepionych w Anglii. Z kolei w rozmowie z Telgraphem prezes Royal College of Paediatrics and Child Health dr Camilla Kingdon  przekonuje że nie ma podstaw do masowego testowania dzieci, a przymus wykonywania dwóch testów tygodniowo przyczynia się do chaosu i powoduje niepotrzebną absencję uczniów. Tak, czy siak choć temat koronawirusa przycichł wiele osób zastanawia się, czemu liczba zachorowań w UK znacznie przewyższa liczbę przypadków w innych krajach Europy Zachodniej. John Burn-Murdoch podejmuje się próby wyjaśnienia w wątku na TT.

W natłoku informacji w ten weekend bez większego echa przeszła rewelacja Sunday Mirror, według którego rodzina Johnsonów złamała covidowe obostrzenia, goszcząc u siebie na święta Bożego Narodzenia doradczynię Home Office ds. przemocy wobec kobiet i dziewcząt, a zarazem „najlepsza kumpelę” Carrie Johnson i matkę chrzestną ich pierwszego syna. Za niesubordynację wobec covidowych obostrzeń nadal płaci jednak Marr Hancock. „Technicznym” nieporozumieniem tłumaczył były minister zdrowia wycofanie się przez ONZ z mianowania go doradca ds. walki z covid w Afryce. Hancock twierdził, że nie mógłby zachować stanowiska posła, gdyby przyjął ogłoszoną już w mediach propozycję. PA zwraca jednak uwagę, że sprawowanie funkcji posła nie przeszkodziło w pracy dla ONZ np. Gordonowi Brownowi…

U-turn: Przyspieszone wybory parlamentarne w Wielkiej Brytanii

U-turn: mini-analiza możliwości zorganizowania w Wielkiej Brytanii przyspieszonych wyborów parlamentarnych.

Po przeprowadzeniu przez Borisa Johnsona rekonstrukcji rządu we wrześniu 2021 Telegraph ujawnił, że nowy przewodniczący Partii Konserwatywnej Oliver Dowden powiedział pracownikom CCHQ, żeby szykowali się do wyborów za 20 miesięcy.

Ostatnie wybory parlamentarne odbyły się rok i 10 miesięcy wcześniej. Przyniosły nowemu liderowi Partii Konserwatywnej Borisowi Johnsonowi 80-mandatową przewagę. Kolejne wybory planowane są na maj 2024 roku, czyli za 2 lata i 7 miesięcy. Czemu miałby odbyć się wcześniej?

Najważniejszy argument przeciw przyspieszonym wyborom w przyszłym roku to spodziewany spadek poparcia torysów, który czasem przebija się w sondażach. „Spodziewany”, bo media piszą już o „Winter of Discontent„, którą sygnalizują: problemy z produkcją/przechowywaniem/dostawami żywności, brak rąk do pracy w wielu sektorach, panika na stacjach benzynowych, rosnące ceny energii, rosnąc podatki, cięcia dopłat do świadczeń Universal Credit, zimowy kryzys w NHS itd.

Spadek poparcia wywołany informacją o planowanej podwyżce składki na ubezpieczenie.

Poza oceną ad hoc, wybory oznaczałyby też rozliczenie dotychczasowych rządów Johnsona. Choć pandemia podzieliła się z brexitem odpowiedzialnością za negatywne skutki wystąpienia z UE, to jednocześnie przyćmiła efekt hasła: „Get Brexit done”. Otwarte pozostaje pytanie jak opinia publiczna oceniłaby teraz zasadność decyzji rządu z początków pandemii.

Ponadto przyspieszone wybory trzeba uzasadnić, szczególnie jeśli ma się w Izbie Gmin bezprecedensową większość 80 mandatów. Wyborcy nie lubią przyspieszania wyborów, mówi się o „zmęczeniu polityką” po brexicie. Tak jak w 2017 mogłoby się okazać, że wybory „ukarzą” przy urnach, tych którzy ich tam zbyt szybko wysłali.

To powiedziawszy, kryzysy mijają, nastroje społeczne się zmieniają, sondażowe wyniki torysów, jak na środek kadencji, są niezłe, manipulacje polityczne i socjotechniczne zaś bywają skuteczne.

(PA Graphics)
Źródło: PA/ https://www.wimbledonguardian.co.uk/news/national/19606841.labour-sets-plans-support-high-street-firms-taxing-online-giants/

Jedyny twardy dowód przeciw teorii o przyspieszonych wyborach to jak się wydaje brak przygotowań w Partii Konserwatywnej: Oliver Dowden mówił o 20 miesiącach, a spodziewana nie prędzej niż pod koniec 2023r. reforma okręgów wyborczych ma sprzyjać torysom i Sebastian Payne z FT pisze, że kandydaci przygotowywani są pod nowe okręgi.

Śladów przygotowań do wyborów próżno było szukać na konwencji torysów 2021 w Manchestrze. Nie było temu poświęcone ani jedno wydarzenie. W otoczeniu graficznym z poprzedniej kampanii odnosiło się raczej wrażenie, że torysi dopiero świętują sukces grudnia 2019. Po konwencji Mirror sugerował, że wybory mogą odbyć się w 2023. Była doradczyni Johnsona, Nikki da Costa w Telegraphie zaś pisała, że roztropnie byłoby być gotowym do jesieni 2023.

O tym, że wyborów się na razie nie spodziewa mówił nam także David Lidington. To że wyborów na razie nie będzie to dość powszechna opinia wśród torysów: „Pandemia opóźniła wszystkie krajowe programy i pogmatwała plany budżetowe. Nawet w przypadku wyborów w 2024 Boris Johnson ma mało czasu, żeby pokazać wyborcom Red Wall rezultaty levelling-up, a nie nowe obietnice…  No 10 wie, że to są głosy wypożyczone od Labour. Niczego nie można wykluczyć, ale byłbym bardzo zaskoczony, gdyby wybory odbyły się wcześniej niż wiosną 2024, może jesienią 2023”.

Niemniej zawsze, gdy na Downing Street pojawia się wyborczy guru torysów Lynton Crosby powinna się zapalić czerwona lampka. Ostatnio widziano go tam w lipcu.  

Partia Konserwatywna rządzi od 2010 roku, samodzielnie od 2015. W książce Sebastiana Payne’a Boris Johnson mówi o ambicji pobicia rekordu Margaret Thatcher, która sprawowała władzę przez 11 lat. Ale żeby do tego doszło, wybory muszą przede wszystkim przedłużyć rządy torysów w jak najbezpieczniejszy sposób, a więc we „wrogie” partie polityczne trzeba uderzyć, gdy są najsłabsze.

Ważne jest także to, że mówimy tu o zabezpieczeniu kolejnych lat rządów, nie o spektakularnym zwycięstwie. Sukces 80-mandatowej będzie bardzo trudno powtórzyć.

I tu pojawiają się dwa poważne argumenty za możliwością organizacji przyspieszonych wyborów. Torysi mają pieniądze na kampanię, Labour – nie. Partyjna kasa napełnia się miedzy innymi dzięki skutecznym wysiłkom wiceprzewodniczącego Bena Elliota, który przez swoją firmę Quintessentially wskazywał bogatym darczyńcom drogę do spełnienia politycznych lub społecznych ambicji przy pomocy partii rządzącej. Otrzymał za to upomnienie od Komisji standardów, by nie mieszał polityki z biznesem. 

Labour zaś wypłaciła odszkodowania za konflikty z czasów Corbyna, straciła składki członkowskie odchodzących sympatyków poprzedniego lidera i grozi jej wycofanie/zmniejszenie funduszy od związków zawodowych. Problem pustej kasy partyjnej pokazuje spór o cięcie etatów w partyjnej centrali.

Drugi argument za wyborami to polityczne przywództwo. Rekonstrukcja rządu pokazała, że mimo licznych konfliktów wewnętrznych Johnson nadal cieszy się autorytetem we własnej partii. Jednym ruchem usunął z rządu Gavina Williamsona – jedynego polityka, którego nikt już nie chciał bronić. Drugim przesunął Dominica Raaba, który wciąż ma silną pozycję, ale przeciwko któremu burzyło się jego własne ministerstwo. Raab trafił na niższe stanowisko, ale dodając mu tytuł wicepremiera, Johnson uchronił go przed wizerunkową porażką. Premier zapewnił też awans wschodzącej gwieździe Liz Truss, usunął bladą i politycznie nieciekawą Amandę Milling. Jeśli nie liczyć pretensji niewiele teraz znaczącej dawnej frakcji One Nation po usunięciu Roberta Bucklanda, to wszyscy wydają się zadowoleni.  

Starmer natomiast nadal buduje przywództwo i mozolnie jednoczy partię, odcinając wpływy skrajniejszych ugrupowań. Po sukcesie reformy zasad wybierania lidera na jesiennej konwencji partyjnej wydaje się, że jego pozycja będzie się umacniać. W sondażach osobistej popularności już radzi sobie lepiej.

Ciekawa jest także kwestia dziedzictwa politycznego Johnsona. Jak wspomniany David Lidington wszyscy zakładają, że Johnson ma mało czasu, żeby pokazać opinii efekty swoich wielkich planów, ale zakładają, że z tego powodu będzie zwlekał z wyborami jak najdłużej się da. Może jednak będzie zupełnie odwrotnie?

Po pierwsze levelling-up. Sam Johnson mówi, że „to trochę zajmie” i „na efekty tego wielkiego, wielkiego projektu poczekamy z 10 lat”. Institute of Government także zwraca uwagę, że program nie pasuje do typowego cyklu wyborczego. IfG po zbadaniu sposobu przyznawania środków z Towns Fund stwierdza też, że ministrowie mogę bez kontroli kierować je do okręgów, w których rządzi Partia Konserwatywna lub do okręgów, o które torysi będą walczyć z Labour. To pozwala punktowo i relatywnie szybko dać wyborcom namacalny dowód starań partii rządzącej. Rekonstrukcję rządu także odebrano jako przygotowanie do wyborów poprzez przekazanie opieki nad całościowym projektem levelling-up Michaelowi Gove i Neilowi O’Brienowi. I tu jeszcze jedna czerwona lampka: Czemu Andy Haldane został szefem zespołu zadaniowego ds. levelling-up tylko na 6 miesięcy skoro to taki długoterminowy projekt?

Druga część planowanego dziedzictwa Borisa Johnsona to net zero. Choć złośliwi powiedzą, że to nie dziedzictwo Borisa, tylko Carrie Johnson. Tu znów występuje ten sam problem, bo projekt zmaterializuje się nawet nie za 10, ale bardziej za 20 lat. Jednak do światowych liderów przed COP26 Johnson mówił: „Przyszłe pokolenia ocenią nas po tym co osiągniemy w najbliższych miesiącach”.

Co więcej w przeciwieństwie do levelling-up – w sprawie net zero nie ma konsensusu wśród posłów Partii Konserwatywnej. Szczególnie skrzydła, które łączą powiązania finansowe z branżą energetyczną. Ale są i tacy, którzy sprzeciwiają się temu ideowo, uważając, że priorytetowo powinno się traktować wyborców Red Wall. Czy radykalniejsze posunięcia w kwestii obrony klimatu nie będą wymagały zmian pokoleniowych w szeregach partii, tak jak w 2019 Johnson pozbył się niepasujących do wizji brexitu?

Podsumowując, w kolejnych wyborach torysi będą raczej sprzedawać wizję, nie jej efekty, niezależnie od tego czy będzie to rok 2022, 2023, czy 2024. Boris Johnson zarówno w kampanii Vote Leave jak i w końcówce przepchania dealu brexitu przez Izbę Gmin i w wyborach 2019 pokazał, że nie zawsze liczą się czyny, czasem starczą upór, charyzma, slogany i dobra kampania.

Dlatego uważam, że Johnson szykuje się do zorganizowania wyborów. Nie sądzę, żeby znał już datę. Kiedy będą zależy m. in. od ocen chwilowych i trwalszych trendów zaufania do rządu, których opinia publiczna raczej nie pozna, szybkości umacniania się pozycji Starmera w Labour, prognoz gospodarczych. Może lepiej będzie zrobić je wcześniej, gdy negatywne efekty brexitu mieszają się nadal z efektami pandemii.

Na pewno warto obserwować kiedy rząd zabierze się za ustawę o kadencyjności parlamentu (FTPA). Według obecnie obowiązującego prawa wybory zaplanowane są na maj 2024 roku i powinny odbyć się nie później niż plus minus styczeń 2025. W programie wyborczym Partia Konserwatywna zapisała jednak obietnicę powrotu do stanu prawnego sprzed 2010 roku i odebrania parlamentowi prawda współdecydowania o przedterminowych wyborach. W tej chwili potrzeba na to zgody 2/3 parlamentu (434 posłów). I to da się zrobić. Ale skuteczne partie opozycyjne byłyby w stanie stworzyć odpowiednią oprawę polityczną do takiego głosowania, podsycając u wyborców wątpliwości, czy aby na pewno przyspieszone wybory są konieczne. Zniesienie FTPA oddaje decyzję całkowicie w ręce premiera i pozwala ograniczyć polityczny teatr do minimum. Jednocześnie pozwala mu na taki wybór daty, który wspierany wewnętrznymi badaniami sondażowymi da rządowi najlepsze szanse na wygraną.

„Sadzę, że Oliver Dowden powiedział, że musimy być gotowi na wybory bez względu na to kiedy miałaby się odbyć” – powiedział po rekonstrukcji rządu minister środowiska George Eustice. Dowden potwierdził to w podcaście Chopper’s Politics podczas jesiennej konwencji Partii Konserwatywnej. Często okazywało się, że decyzja zapadała na No 10 w momencie zaskakującym dla szeregowych posłów partii rządzącej.

Brytyjskie Śniadanie – autorski przegląd prasy brytyjskiej z 23 sierpnia 2021

Ratując resztki wizerunku

Brytyjskie media, w tym BBC rozpoczęły nowy tydzień nagłówkami: „Johnson poprosi Bidena o przedłużenie ewakuacji z Afganistanu”.  Boris Johnson bez wątpienia stara się pokazać w jak najlepszym świetle, jako broker międzynarodowego pokoju, który od początku apelował o wspólną reakcję sił międzynarodowych na sytuację w Afganistanie. No 10 przez weekend donosiła o konsultacjach premiera m. in. z Turcją i Katarem. Jeszcze w piątek krytykowany za spóźniony powrót z wakacji minister spraw zagranicznych Dominic Raab sugerował w Daily Telegraph zwrócenie się, mimo napięć w relacjach dwustronnych, do Rosji i Chin o „wywarcie wpływu” na Talibów. Frustracja sytuacją w Kabulu wśród brytyjskich polityków jest ogromna, różnica jest tylko taka, że część zrzuca winę na nieudolność Johnsona i Raaba, część na Amerykanów. Ci drudzy opierają się m. in o raport Bloomberga który pisze, że Amerykanie faktycznie zmylili sojuszników obiecując, że pozostawią w Afganistanie siły pozwalające utrzymać Talibów na dystans i ignorowali ostrzeżenia brytyjskich służb. Kto tu naprawdę zawinił dyplomatycznie i wojskowo pewnie prędko się nie dowiemy.

Praktycznie niemożliwe

Cały czas otwarte wydaje się pytanie, czy USA przedłużą planowany na ostatni dzień sierpnia ostateczny termin wycofania swojego ostatniego żołnierza w Afganistanu. Prezydent  Joe Biden wydawał się w niedzielę sugerować, że przedłuży obecność wojsk amerykańskich, o co mieli prosić bezpośrednio i Dominic Raab i minister obrony Ben Wallace. W międzyczasie jednak w poniedziałek Talibowie ogłosili, że się na to nie zgadzają. W odpowiedzi minister Wallace powiedział w SkyNews: że na „ewakuację zostały godziny, a nie tygodnie”. Times pisze, że na liście do ewakuacji jest już ponad 12 tysięcy osób, a do soboty Brytyjczykom udało się wywieźć z Afganistanu tylko 5725. Gazeta donosi też, że Brytyjczycy przedłużą ewakuację cywilów do piątku/soboty, choć pierwotnie miała się zakończyć we wtorek. To co wydarzy się w najbliższych dniach wydaje się dyplomatycznie zależeć od woli Talibów i ich – podobno nieznanych brytyjskich partnerom – warunków przedstawionych Amerykanom. Nieco dziwne w tej sytuacji wydaje się, że minister spraw wewnętrznych UK Priti Patel miała według Mail on Sunday postulować wpisanie Talibów na listę zakazanych organizacji terrorystycznych. W zależności od rozwoju sytuacji na wtorkowym wirtualnym szczycie G7 Johnson miałby też ewentualnie zaproponować sankcje na Talibów. W Times Radio odpowiedział na to były wicepremier David Lidington: „nie powinniśmy się z tym [karaniem Talibów] spieszyć, bo życie naszych obywateli i sojuszników ciągle leży w ich rękach”.

Test testów

W cieniu wydarzeń w Afganistanie Telegraph pisze, że w kraju nadal nie ma oficjalnej decyzji czy pod koniec września do obiegu wejdą tzw. paszporty covidowe, pozwalające na wstęp na liczniejsze wydarzenia i np. do klubów nocnych tylko osobom w pełni zaszczepionym. Jednocześnie rząd próbuje zrobić porządek z firmami oferującymi testy dla podróżnych. Ponad 50 z nich zostanie według SkyNews usuniętych z listy zaaprobowanych dostawców. 82 firmy otrzymały ostrzeżenia, bo zawyżały ceny lub nie wywiązywały się ze swoich zobowiązań. Rewizja listy akredytowanych firm ma się teraz odbywać częściej. Agencje piszą też, że od dziś osoby z pozytywnym wynikiem testu PCR mogą zostać poproszone o udział w pilotażowym programie badania przeciwciał u ozdrowieńców. Osiem tysięcy chorych na covid otrzyma do domu 2 testy na przeciwciała – jeden do wykonania natychmiast, drugi po 28 dniach.

Szkocki pakt

Choć do pełnego wejścia w życie paktu SNP i Zielonych potrzeba jeszcze zgody szeregowych członków Partii Zielonych, to niemal pewne jest, że przed 28 sierpnia poznamy skład nowego szkockiego rządu, w którym obok szkockich narodowców znajdzie się dwóch przedstawicieli Partii Zielonych. Jej wiceprzewodniczący mówił Channel 4, że jest szczęśliwy, że SNP przyjęło „zieloną” politykę przejścia na czystszą energię, a liderka SNP przyznała, że trzeba „przemyśleć” decyzję w sprawie kolejnych pól naftowych w Szkocji. Patrick Harvie wydawał się jednak uznać, że w Szkocji rządzonej przez duet SNP-Zieloni nie będzie tak gwałtownej rewolucji w polityce energetycznej jak zamykanie kopalni przez torysów w latach 80tych. Jeszcze bardziej ostrożne podszedł do tematu niepodległości, nie chcąc zdradzić co zrobi nieformalna kolacji Zielonych i SNP, jeśli rząd w Londynie zignoruje ich ustawę referendalną, której projekt ma wkrótce trafić pod obrady Holyrood.  

Nie pojedziesz

Krany w szkockich pubach są podobno o włos od wyschnięcia, bo brakuje kierowców ciężarówek dowożących piwo. I nie tylko. Dostawcy ostrzegają handlarzy przed brakiem niemal wszystkich towarów przed świętami, podnoszą też ceny. Powód: covid i brexit. Według grup reprezentujących handlowców i sektor transportowy, cytowanych przez BBC, w UK brakuje już 90 tysięcy kierowców ciężarówek, m. in. dlatego, że w ostatnich latach z UK wyjechało 25 tysięcy kierowców z unijnym obywatelstwem. Apelują – po raz kolejny – o tymczasowe wizy dla kierowców z UE, więcej testów pozwalających na pracę tym już zatrudnionym, a nawet o przedłużenie godzin pracy. O innym powiązanym drogowym problemie pisze Times, według którego w urzędach zalega ponad 200 tysięcy wniosków o odnowienie prawa jazdy, a opóźnienia dochodzą do 5 miesięcy.

Brytyjskie Śniadanie – autorski przegląd prasy brytyjskiej z 2 sierpnia 2021

Big news

Od dziś, o ile jesteśmy w pełni zaszczepieni. wjedziemy do UK (Anglii, Szkocji i Walii) z UE lub USA bez obowiązku kwarantanny. Wciąż trzeba wykonać test przed przyjazdem oraz test PCR w drugim dniu pobytu. Przepis dotyczy wszystkich państw z listy bursztynowej z wyjątkiem Francji (z której przyjazdy wciąż wymuszają kwarantannę domową) i obowiązuje bezterminowo. Najnowsze wytyczne znajdziecie TU. Według mediów kanclerz Rishi Sunak chciałaby szybkiego rozluźnienia kolejnych obostrzeń w podróżowaniu, szczególnie, że Francja – jak donosi Bloomberg – bardzo protestuje. Jak informuje PA Boris Johnson nie zgadza się z Sunakiem, bo boi się jednak importu kolejnych wariantów koronawirusa do UK.

Przy okazji: gratulujemy premierowi oczekiwanego drugiego potomka ze świeżo upieczoną małżonką Carrie Symonds. To będzie oficjalne dziecko Borisa Johnsona numer 7.

Spory i targi

Kolejny koronawirusowy update od rządu w czwartek. Kanclerz Sunak zdążył już jednak zapewnić na Linkedinie o czym pisze the Sun, że furlough zakończy się jesienią. Tymczasem lider opozycji Keir Starmer apeluje w BBC, żeby już 7 sierpnia, a nie jak chce rząd 16, znieść kwarantannę domową dla osób w pełni zaszczepionych, które miały kontakt z osobą zakażoną. Labour nadal jest przeciwna tzw. paszportom covidowym. Nie słabnie też opór torysów wobec pomysłu wprowadzenia wstępu na masowe wydarzenia, m. in. do nocnych klubów, tylko dla osób w pełni zaszczepionych. Posłów przeciwnych jest już ponad 40. Grupa ta znalazła według PA niecodziennego sojusznika w osobie Davida Lidingtona, byłego wicepremiera w rządzie Theresy May, obecnie lidera Conservative European Forum, reprezentującego liberalne skrzydło PK.

Klub 250

Jest jednak taki klub, do którego testów na pewno nie będzie trzeba. Wystarczy, że regularnie wpłacisz 250 tys. funtów na konto Partii Konserwatywnej. O „grupie doradczej” sponsorów PK, która regularnie spotyka się z premierem, pisze weekendowy Financial Times.

Według gazety zaradny współprzewodniczący Partii Ben Elliot dokonał rewolucji w systemie sponsoringu i zdobywa dla torysów coraz większe fundusze: np. 37,4 mln funtów w roku ostatnich wyborów. W zamian oferuje biznesowi dostęp do czołowych polityków, jednemu zaproponował też obiad z następcą tronu księciem Karolem, co zapewne ułatwił fakt, że Elliot jest bratankiem księżnej Kornwalii Kamili, a jednocześnie prowadzi firmę usługowa obsługującą najbogatszych ludzi na świecie. To lordowi Bamfordowi, Peterowi Cruddasowi , Władimirowi Czernukinowi i około 9 innym sponsorom Johnson miał, według źródeł FT. obiecać „Freedom Day”. Gazeta zwraca też uwagę, że choć PK opływa w pieniądze, sam Johnson zmaga się z finansowymi trudnościami.

Nic złego w takim sposobie pozyskiwania funduszy nie widzi konserwatywny portal Guido Fawkes, przypominając, że Partia Pracy także ma „Kółko przyjaciół”, w którym za 5 tys. funtów można dostać się na event z Keirem Starmerem i zjeść lunch w towarzystwie ministrów.

Różnica – o której Guido nie wspomina – polega nie tylko na kwocie, ale też na tym, że fundraising Labour jest jawny, a o klubie 250 nie wiedzą nawet niektórzy torysi. Szokujące przy tym są zestawienia liczb – partyjna kasa Labour świeci bowiem pustkami – efekt odejścia kilkudziesięciu tysięcy członków i wypłaty wysokich odszkodowań – a jesienną konwencje partyjną prawdopodobnie przyćmią masowe zwalniania pracowników. O problemach Labour więcej w PoliticsHome. W tym kontekście do rozwalenia dla Was zostawimy wiadomość PoliticalPics, według którego na Downing  Street miał się pojawić wyborczy guru torysów Lynton Crosby,

Podróże w przyszłość

Co dalej? Boris Johnson jedzie w tym tygodniu do Szkocji. „Różnimy się politycznie, ale tam gdzie się da, musimy współpracować” – napisała na Twitterze Nicola Sturgeon, zapraszając Johnsona na pierwsze od wielu miesięcy spotkanie twarzą w twarz do Bute House. Michael Gove nie omieszkał przy tym wspomnieć agencjom, że jeśli Szkoci naprawdę chcą, to dostaną w przyszłości od Londynu drugie referendum indyref2. Problem w tym, że nie potrafił określić jak ta szkocka wola referendalna miałaby się objawić… A jeśli już o przyszłości mowa: Gove stwierdził też, że nie będzie więcej ubiegał się o stanowisko lidera torysów. Według ConHome, jeśli kogoś Boris Johnson miałaby się w tym kontekście obawiać, to Rishiego Sunaka oraz Liz Truss. Ta druga minister handlu międzynarodowego, nawrócona brexiterka, w rankingu zaufania czytelników popularnego konserwatywnego portalu zanotowała 88 punktów procentowych na plusie.

Udanego dnia!