PingPong: Truss na krawędzi.

To jest PingPong – blog polityczny z Wysp.

To, że Truss odejdzie jest pewne na 90%. Czy stanie się to dziś – po wczorajszej dymisji minister spraw wewnętrznych i chaosie w szeregach torysów podczas głosowania wniosku opozycji w sprawie  zakazu wydobycia gazu łupkowego – czy może dopiero po 31 października, gdy rynki i wyborcy ocenią pełny plan gospodarczy?

W skrócie: ciężko powiedzieć. Polityczne życie Liz Truss zależy teraz od kruchego balansu między frakcjami. Gdy zostawała premierem wszystkie ważne stanowiska przeszły w ręce libertarian i prawicy. Dziś po zmianie Kwartenga na Hunta i Braverman na Shapsa stery przechodzą w ręce centrum. Prawica jednak, nawet jeśli jest niezadowolona z takiego obrotu spraw, nie ma już po co głośno protestować – nie mają kandydata, który mógłby być bliżej ich wizji niż Truss. Centrum z kolei wie, ze sytuacja jest trudna i przede wszystkim chce ja ustabilizować zanim dokona ewentualnych zmian. Tu więc wydaje się, że Truss kupiła sobie nieco czasu.

Ale frakcje to nie wszystko. Liczę się jeszcze losy i zdanie poszczególnych posłów, a coraz więcej z nich jest – cytując posła Simona Hoare’a – złych i zdesperowanych: „pesymizm narasta we wszystkich frakcjach”. Chodzi o wartości, wizerunek i… zatrudnienie w przyszłości: „nikt nie jest bardziej ex- niż ex-poseł” – mówił Hoare w BBC. Jak na razie 11 posłów Partii Konserwatywnej publicznie wezwało Truss do odejścia. Wielu innych robi to wciąż w anonimowych rozmowach z dziennikarzami.

Truss popełnia gafę za gafą i błąd za błędem, nie tylko w wypowiedziach, ale przede wszystkich w sposobie zarządzania. Brakuje komunikacji z posłami i jasnego przekazu. Ilustracją jest wczorajsze głosowanie w sprawie zakazu wydobycia gazu łupkowego. W skrócie: rząd Truss cofnął moratorium na wydobycie gazu metodą szczelinowania – to był jej postulat z kampanii. Ale wielu torysów nie zgadza sie na fracking i uważa to bardzo ważna kwestię polityczną, ekologiczną i społeczną. Labour przejęło więc inicjatywę i w dniu przeznaczonym dla opozycji strzeliło gola w sam środek bramki Truss. Bramki niebronionej, bo rząd pogubił się w oświadczeniach, raz mówiąc, że to głosowanie o statusie wotum zaufania do rządu, raz nie. Posłowie Partii Konserwatywnej byli całkiem zagubieni: część chciała zamanifestować swój sprzeciw wobec frackingu, ale bała się wykluczenia z partii. Dla ścisłości Labour głosowanie przegrało, ale chaos jaki rozpętał się w lobby, podejrzenie o doprowadzenie posłów na glosowanie siłą oraz obraz premier ścigającej po korytarzu swoją główną whip, która przygnieciona odpowiedzialnością podała się do dymisji (by to potem odwołać), pchnął w czwartek rano kolejnych posłów do deklaracji wotum nieufności wobec premier.

Podsumowując, rząd Truss może upaść praktycznie każdego dnia. Może zostać zmuszony do tego przez naciski z tylnych ław, które doprowadzą do zmiany zasad i „odbezpieczą” kolejne partyjne głosowanie wotum nieufności. Frakcje mogą się dogadać, odstawić na bok osobiste ambicje w obliczu chaosu i przedstawić premier wspólnego kandydata cieszącego się większego zaufaniem niż ona. Albo też Truss potknie się po raz kolejny o własne nogi i jakimś nieprzemyślanym posunięciem, które zachwieje kruchą równowagę, spowoduje falę rezygnacji we własnym gabinecie. Ale. Bogate doświadczenie ostatnich lat pokazuje, że usunięcie lidera to proces bolesny i raczej powolny. Możemy więc równie dobrze pożegnać się z premier Truss dziś, jak i za kilka tygodni.