PingPong: Czemu Johnson odszedł teraz i kto jest faworytem by go zastąpić
To jest PingPong – blog polityczny z UK. Odcinek pierwszy o początku wyborów nowego lidera.
UKpoliticsPL jest projektem pasjonatki polityki brytyjskiej. Możesz mnie wspomóc na Zrzutce.
Krótkie okno transferowe dla torysów
Johnson został zmuszony do odejścia właśnie teraz, bo to był ostatni dobry moment na jego usunięcie. Niezadowolenie rosło od jesieni 2021 i afery Owena Pattersona poprzez wszystkie odcinki Partygate. Pierwszy raz o możliwości podania się do dymisji Rishiego Sunaka UKpoliticsPL usłyszało w styczniu. Wiosną premiera „uratowała” jednak wojna w Ukrainie. W maju torysi ponieśli spodziewane straty w wyborach lokalnych i do coraz większej grupy posłów zaczynało docierać, że Johnson traci swój największy – według niektórych jedyny – atut: popularność wśród wyborców.
Pierwsze partyjne głosowanie wotum nieufności (148 do 211) w czerwcu pokazało, że poparcie Johnsona jest na krawędzi porażki, a krąg wierzących w niego maleje. Dwie porażki w wyborach uzupełniających w Wakefield i Tiverton and Honiton byłby być może nadal do obrony jako wkalkulowane w serię strat na tym etapie, ale afera Chirsa Pinchera już nie. Pokazała dobitnie, tym którzy jeszcze w to wątpili, że Johnson się nie zmieni – będzie stosował podwójne standardy, tolerował zachowanie wątpliwe moralnie (płatny lobbing, nadmierne spożywanie alkoholu, molestowanie seksualne) i kłamał w swojej obronie, poświęcając przy tym swoich współpracowników. Rosnąca grupa niezadowolonych z rządu Johnsona stanęła więc przed wyborem: albo zostanie usunięty teraz albo za chwilę sytuacja międzynarodowa (kolejne rosyjskie ofensywy przed zimą) lub krajowa (możliwy powrót pandemii jesienią, kryzys energetyczny) znów zamknie jego rywalom usta. Tym razem ostatecznie do następnych wyborów. Coraz więcej torysów rozumiało, że jeśli nie zareaguję, ich szanse na wygrana w kolejnych wyborach będą nikłe.
Decyzja o zmianie lidera teraz daje partii relatywnie spokojne dwa miesiące na wybór kolejnego przywódcy. Relatywnie, bo wszystkim zależy na czasie i stąd najpewniej Komitet 1922 będzie chciał zakończyć parlamentarny etap głosowania do 21 lipca, a następnie zarząd partii da działaczom czas tylko do końca sierpnia na wybór lidera spośród finałowej dwójki. Kampania będzie krótsza i aktywniejsza niż w 2019 i 2005 roku, ale też partia jest już do podejmowania decyzji pod presją czasu i wydarzeń przyzwyczajona, choćby po wyborach w 2016 roku.
Nadpływają grube ryby
Na starcie za tym, że będzie to wyścig tych wielkich przemawiają dwa argumenty. Po pierwsze o zbijającym się starciu Liz Truss i Rishiego Sunaka mówi się od ponad pół roku. Po drugie to raczej nie jest dobry czas na eksperymenty, zarówno ze względu na powagę sytuacji w Ukrainie, jak i inflację i kryzys kosztów życia w kraju. Pewną role gra też fakt, ze jesteśmy już na pewno bliżej niż dalej kolejnych wyborów parlamentarnych i nowy lider potrzebuje przed nimi stabilnego rozbiegu: partia potrzebuje nowego startu, ale wyborcy niekoniecznie.
Z wyżej wymielonych powodów decyzje członków Partii Konserwatywnej co do tego kto będzie ich najlepszym liderem mogą być bardziej… konserwantowe. Zmniejsza to szanse osób, które dopiero teraz zgłosiły swoje przywódcze ambicje (jak Badenoch, Braverman, czy Shapps), a zwiększa szanse kandydatów znanych od zawsze (Truss, Sunak, Mordaunt, Hunt, Tugendhat).
Z drugiej strony działacze na pewno wezmą też pod uwagę wcześniejsze doświadczenia kandydatów na stanowiskach rządowych. Tak jak w 2016 i 2019, a w przeciwieństwie do 2005 roku, nowy lider nie dostanie szansy na staż na miejscu lidera opozycji, tylko z miejsca będzie musiał podejmować najważniejsze w kraju decyzje. To najbardziej uderza w szanse Toma Tugendhata, który nigdy nie pełnił żadnych ministerialnych funkcji. Niewiadomą pozostaje jak działacze podejdą do decyzji Nadhima Zahawiego, żeby przyjąć stanowisko kanclerza, a następie z tej wysokości zaapelować do Borisa Johnsona o odejście.
Stosunek do Johnsona poszczególnych kandydatów może mieć duży wpływ na decyzje działaczy. Minister spraw zagranicznych Liz Truss pozostała wierna Johnsonowi do ostatniej chwili. O schedę po nim ubiega się pod hasłem kontynuacji jego wyborczych zwycięstw. Truss ma pewną słabość do naśladownictwa. Zanim została „Borysem w spódnicy” często podbijała Instagram zdjęciami w ubraniach i okolicznościach typowych niegdyś dla Margaret Thatcher, do tego doszedł też wyćwiczony ton głosu. Rishi Sunak zaś podał się do dymisji tuż po Javidzie, czym rozpoczął lawinę rezygnacji. Jest ewidentnie znienawidzony przez obóz BoJo. Do tego stopnia, że Jacob Rees-Mogg nazwał go w wywiadzie dla Channel 4 „socjalistycznym kanclerzem”. Dla tych w partii jedank, którzy Johnsona mieli zdecydowanie dość Sunak może zapunktować tym, że wziął na siebie ryzyko próby obalenia premiera, która przecież nie musiał się powieść.
Ewentualne dojście Sunaka i Truss do finałowej dwójki zależy od tego jak rozłożą się transfery poparcia odpadających kandydatów. Najbardziej prawdopodobny scenariusz zakłada, że poparcie będzie się przesuwać po linii pro- i anty- Johnson (czy też, prawa strona partii kontra centrum) z Braverman, Zahawim, Badenoch, Shappsem i ewentualnie Patel popierającym Truss oraz Tugendhatem, Huntem, Javidem i być może Mordaunt popierającym Sunaka. Jednak indywidualni posłowie mogą kierować się zupełnie inną motywacją, jak konkretne założenia polityczne, sympatie osobiste, czy ambicja zawodowe, więc nie ma tu nic pewnego.
Jedną z takich kwestii jest stosunek do przyszłych podatków: Sunak jest jak na razie jedynym aktywnym głosem popierającym dotychczasowe podwyżki składek i niechętnym cięciom podatków do czasu ustabilizowania sytuacji gospodarczej po pandemii. Pozostali kandydaci centrum chcą mniej (Tugendhat) bądź bardziej (Hunt, Javid) radykalnych cięć podatków dla firm. Kwestie gospodarcze zdecydowanie mają potencjał do zmniejszenia sympatii do Sunaka, który startuje pod hasłem „koniec bajek dla wyborców”.
Inne potencjalnie ciekawe tematy do stosunek do flagowych polityk Borisa Johnsona: net zero i levelling-up. Przeciwko zielonej polityce może wystąpić najbardziej skrajne skrzydło partii reprezentowane przez Suellę Braverman popieraną przez zwolennika referendum w sprawie polityki zeroemisyjnej Steve’a Bakera. Levelling-up z kolei nikt raczej nie będzie chciał wykreślić, ale zapowiadane np. prze Granta Shappsa radykalne cięcia wydatków publicznych mogłyby ten pomysł de facto pogrzebać.
Choć wszyscy kandydaci jak do tej pory zapowiedzieli potrzymanie projektu ustawy wypisującej Wielką Brytanię z porozumienia z UE ws Protokołu Północnoirlandzkiego, to znów to czy wygra kandydat bardziej z prawa, czy z centrum może zadecydować o tonie rozmów z UE w najbliższej przyszłości. Gdyby na przykład wygrała Braverman – mało prawdopodobne – ale nie wykluczone Partia Konserwatywna na pewno zaostrzyłaby konflikt z UE, a nawet z innymi europejskimi instytucjami jak Trybunał Praw Człowieka. Co powie w tej sprawie Truss jeszcze nie wiadomo. Akcenty mogą być też różne w kwestii wojny w Ukaranie, jednak wszyscy kandydaci podkreślają, że wsparcie dla Kijowa nie zmaleje.
Duża niewiadoma na starcie jest Penny Mordaunt. Momentami faworytka bukmacherów oceniana jako osoba mogąca zjednoczyć różne frakcje. Start kampanii Mordaunt nie obfitował w szczegóły dotyczące jej planów, zamiast tego poprosiła potencjalnych wyborców, by zaufali jej motywacjom i mniej koncentrowali się na osobie lidera, a więcej na państwie. Mordaunt ma największy potencjał do wytrącenia Sunaka lub Truss z finałowej dwójki. Jeśli tak się nie stanie, jej głos wciąż jednak będzie ważny. Podobnie jak to kogo poprze faworyt, który zdecydował się nie startować – minister obrony Ben Wallace, czy lider wpływowej Northern Research Group Jake Berry.
Mówi się, że to najbardziej pozbawione faworyta wybory lidera Partii Konserwatywnej od lat. Na ten moment zakładam jednak, że mamy dwóch faworytów: Sunaka i Truss.
Podobał Ci się ten tekst. Pomóż mi pisać więcej. Wesprzyj UKpoliticsPL na Zrzutce.