PingPong – Backstop forever i „wszystko zależy od DUP”

„Kształt porozumienia w sprawie brexitu jest coraz lepiej widoczny”, ale jednocześnie na horyzoncie coraz wyraźniej rysuje się wątpliwość, czy Theresie May uda się zgromadzić w parlamencie wystarczające poparcie by ratyfikować deal z UE. Analityk ds. brexitu Paweł Świdlicki, powiedział w rozmowie z UKpoliticsPL, że na ostatniej prostej kluczowym elementem będzie ostateczna reakcja północirlandzkiej Demokratycznej Partii Unionistycznej na propozycję backstopu.

Unia Europejska i Zjednoczone Królestwo w ten weekend nadal po cichu będą prowadzić intensywne negocjacje umowy o wystąpieniu UK z UE i deklaracji politycznej zarysowującej kształt przyszłych relacji. Guardian dowiedział się, że na piątkowym spotkaniu ambasadorów państw członkowskich UE zespół Barniera poinformował, że UK „poczyniło dalsze ustępstwa”, osiągnięto „duże postępy”, a ich efekty mogą ujrzeć światło dzienne już w poniedziałek.

Dziennikarze gazety Daniel Boffey i Heather Stewart informują przy tym o małej sensacji: przy stole negocjacyjnym powstaje „sekretny plan” przedłużenia okresu przejściowego, tak by upewnić się, że backstop tak naprawdę nigdy nie wejdzie w życie. Doniesienia o możliwości przedłużenia okresu przejściowego o około rok potwierdzają dziennikarze Daily Telegraph, których przede wszystkim boli, że w tym czasie UK miałaby nadal płacić unijne składki, bez prawa głosu.

Theresa May chce zrobić wszystko by w UK uwierzono, że okres przejściowy nigdy nie wejdzie w życie, bo pytanie: „jak długo miałby obowiązywać backstop?” znów zmiażdżyło image jedności w jej gabinecie.

To pytania przerabiano już w czerwcu, gdy po długiej dyskusji na prośbę ówczesnego ministra brexitu Davida Davisa do propozycji kompromisu wysłanej do Brukseli UK wpisało na końcu małymi literkami, że backstop utrzymujący całe Zjednoczone Królestwo w unii celnej z UE będzie mógł trwać maksimum rok. Bruksela powiedziała wtedy nie. Po pierwsze dlatego, że backstop miał być tylko dla Irlandii Północnej. I po drugie, bo to rozwiązanie awaryjne na wypadek braku umowy o przyszłych relacjach, a jeśli jakiś narzucony sztywny termin by minął, a porozumienia o przyszłych relacjach nadal by nie było, to obie strony byłyby prawnie zobowiązane do kontroli swojej zewnętrznej granicy i chcąc nie chcąc stworzyłyby twardą granicę. No way!

Teraz z Brukseli płyną podobno sygnały, że da się coś zrobić z utrzymaniem całego Zjednoczonego królestwa w unii celnej w ramach backstopu. UK nadal jednak naciska, żeby było to rozwiązanie „tymczasowe” (Downing Street) lub wręcz, żeby trwało „krótko”, było „ograniczone czasowo” i „nie pozostawiało UK w bezterminowym stanie zawieszenia” (Dominic Raab). Według BBC czworo ministrów – Hunt, Gove i Raab właśnie – wyraziło w czwartek zaniepokojenie, że backstop mógłby na zbyt długo lub nawet na zawsze związać UK z UE. Dwie w porywach do trzech członkiń gabinetu – Mordaunt, McVey i Leadsom – zastanawia się ponoć w tym kontekście nad odejściem.

Według różnych doniesień w ten weekend negocjatorzy brexitu mają pracować nad takim sfomułowaniem „końca backstopu”, żeby i wilk był syty – pewność uniknięcia sytuacji, że brak umowy o nowych relacjach zagrozi granicy – i owca cała – wejście w życie backstopu nie utrudniłoby UK wypracowania dobrej dla siebie umowy o przyszłych relacjach z UE.

Dla przypomnienia backstop to mechanizm zapewniający, że granica między Republiką Irlandii a Irlandią Północną pozostanie otwarta – nie powstanie na niej nowa infrastruktura i nie będą odbywały się kontrole – nawet, gdy zakończy się okres przejściowy i UK będzie w 100% poza UE. Backstop musi się znaleźć w umowie o wystąpieniu Zjednoczonego Królestwa z Unii Europejskiej, ponieważ okres przejściowy ma trwać tylko do końca roku 2020, a nie wiadomo, ani kiedy, ani czy w ogóle, UK i UE podpiszą umową o nowych relacjach, która mogłaby w inny sposób zabezpieczyć „otwartość” północnoirlandzkiej granicy.

Do apeli o „czasowe ograniczenie” backstopu dołączyło też północnoirlandzkie DUP. Wiceprzewodniczący partii Nigel Dodds “To kwestia najważniejsza. Bez tego UK, a z nim Irlandia północna, pozostanie w pułapce nieakceptowalnych ustaleń.”

W ostatnich dniach DUP zagroziło, że jeśli w propozycji backstopu znajdzie się zapis de facto tworzący granicę między Irlandią Północną a Wielką Brytanią, to wycofają się ze wspierania rządu. W piątek BBC cytowało wypowiedź posłanki Emma Little-Pengelly, według której jeśli May przywiezie z Brukseli „złe porozumienie w sprawie brexitu”, to partia zagłosuje przeciwko rządowi w głosowaniu o wotum nieufności. Pierwszą demonstrację DUP przeprowadziło w środę, wstrzymując się od głosu podczas przyjmowania projektu o rolnictwie. Rzecznik partii Sammy Wilson zapowiedział, że DUP jest gotowa 29 października zagłosować też przeciwko propozycji ustawy budżetowej.

Tradycyjnie przegrana w głosowaniu nad budżetem była traktowana jak wotum nieufności wobec rządu. Obecnie obowiązuje jednak ustawa o kadencyjności parlamentu, która pozwala zwołać przyspieszone wybory tylko w wypadku przegranej w bezpośrednim głosowaniu wotum nieufności lub po poparciu wniosku o rozwiązanie Izby Gmin przez 2/3 posłów. Mimo to jednak, z politycznego punktu widzenia, ewentualna blokada ustawy budżetowej przez DUP byłaby poważnym ciosem w rząd May. A parlamentarna arytmetyka mówi, że jeśli cała opozycja – która na nic innego nie czeka – i DUP zagłosowałoby za wotum nieufności wobec rządu, to witamy się z perspektywą przyspieszonych wyborów.

Theresa May ma już oczywiście z brexitem poważny problem nie tylko w gabinecie, ale przede wszystkim w tylnych ławach własnej partii, gdzie według szacunków byłego wiceministra brexitu Steve’a Bakera przynajmniej 40 posłów gotowych jest zagłosować przeciwko planowi z Chequers, czyli propozycji przyszłych relacji UK i UE przedstawionej przez rząd w lipcu.

„To, że grupa torysów z ERG zagłosuje przeciwko dealowi, który May przywiezie z Brukseli, jest coraz bardziej prawdopodobne” – mówi Paweł Swidlicki, analityk firmy Edelman, wcześniej w think tanku Open Europe. Paweł zakłada, że kilku labourzystów wyłamie się z oficjalnej linii Partii Pracy i poprze deal. „Problem w tym, że przy sprzeciwie DUP May będzie potrzebować więcej niż kilku głosów opozycji”. Według jego kalkulacji do sprowokowania porażki w głosowaniu wystarczy bunt 15 konserwatystów i 10 posłów DUP. Ostrzega też, żeby nie lekceważyć determinacji posłów z Irlandii Północnej: „DUP powstała, bo poprzednia partia unionistyczna (Ulster Unionist Party) była postrzegana jako zbyt kompromisowa. Słowa „ustępstwo” próżno szukać w ich słowniku. Obronę unionizmu [członkostwa Irlandii Północnej w Zjednoczonym Królestwie] mają we krwi.”

Wasz Głos: Rozmowa ze Sławkiem Fejferem, kandydatem Liberalnych Demokratów w wyborach lokalnych w Shrewsbury

Cześć, nazywam się Sławomir Adam Fejfer, ale w Anglii mówią na mnie Adam, bo moje pierwsze imię jest za trudne dla Anglików. Pracuję jako technik w ambulansach przewozowych. Razem z żoną prowadzimy też polskie centrum w Shrewsbury (Shropshire, West Midlands). Mam 33 lata, mieszkam w Anglii od ponad 11 lat. Swoją żonę poznałem w Anglii. Zdecydowaliśmy się tu osiedlić, założyć rodzinę, kupić dom. Mamy dwójkę wspaniałych dzieci. Nasz syn ma 8 lat, córka – 4. Oboje chodzą do angielskiej szkoły. Od urodzenia syna trzymamy się zasady, że w domu rozmawiamy po polsku, przekazujemy język, historię i tradycje, żeby nasze dzieci nie zapomniały swoich korzeni. Jestem liberalnym demokratą i postanowiłem kandydować w lokalnych wyborach w Shrewsbury dlatego że wierzę, że możemy coś zmienić: my jako Polonia, my jako mniejszości narodowe ze wschodniej Europy, możemy zmienić Wielką Brytanię na lepsze, tak żeby stała się częścią nas, naszym domem, a my częścią Wielkiej Brytanii.

Jak ludzie reagują na wiadomość, że kandydujesz w wyborach lokalnych?

Pocztą pantoflową poszło wiele trochę zniekształconych treści, na przykład niektórzy uważają, że jestem burmistrzem, a jedna osoba zapytała kiedy jadę do Londynu skoro zostałem posłem. Ale mimo tego dla mnie najważniejsze jest teraz, że poszła wiadomość, że jest kandydatura Polaka.

Mamy w Shropshire grupę „EU in Shropshire”. Dominują w niej Brytyjczycy, ale każdy z nich ma znajomego Europejczyka, Czecha, Polaka, Rumuna, Bułgara i przez nich dociera wiadomość, że kandyduje ktoś ze wschodniej Europy. Brytyjczycy powiedzieli mi, że świetnie że startuję, że mam taki pomysł i odwagę. Wielu ludzi się cieszy, że ktoś z innego kręgu chce startować. Gdyby było więcej przedstawicieli mniejszości w moim okręgu pewnie miałbym większe szanse, bo mogliby na mnie zagłosować nawet, jeśli niekoniecznie popierają LibDems. Jeden pan z Polski powiedział mi na przykład, że niekoniecznie popiera manifest Liberalnych Demokratów, ale pójdzie na mnie zagłosować dlatego, że jestem Polakiem. To daje takiego pozytywnego kopa, żeby dalej działać.

W moim okręgu mieszkają głównie Brytyjczycy, choć są też mniejszości. Jest kilkanaście polskich rodzin, kilka litewskich, jedna rodzina czeska. Byłem już w wielu domach. Super jest to, że wielu ludzi nie zwracało uwagi, że nie mam brytyjskiego akcentu. Jeszcze nikt nie zapytał, czy jestem Brytyjczykiem. Nie spotykam się z negatywnymi reakcjami. Dlatego czasem nie potrafię zrozumieć czemu Polacy i inne mniejszości nie angażują się w życie polityczne w Wielkiej Brytanii, choć mogliby zdziałać niesamowite rzeczy.

Jestem z tego rocznika, który pamięta dosłownie końcówkę czasów komunistycznych w Polsce. To się odbiło na moich rodzicach i pewnie gdzieś też na mojej psychice i my moglibyśmy naprawdę zdziałać wiele, nawet na kanwie krajowej, bo mamy zupełnie inne pomysły na rozwiązywanie problemów niż Anglicy. Wydaje mi się, że Brytyjczycy często podkreślają, że imigracja jest zła. Ale chyba nie zauważają tego, że my dostarczamy im pomysłów na to jak ich życie może wyglądać inaczej, że przenosimy nasze zwyczaje i tradycje, które są absolutnie niesamowite.

Czy Polacy powinni głosować w lokalnych wyborach 4 maja?

Tak, oczywiście. Jest kilka ciekawych akcji, które mocno namawiają obywateli UE, żeby do 13 kwietnia poszli się zarejestrować i zagłosowali na tego kandydata, który pokaże, że ma zamiar dbać o interesy obywateli UE. Wiadomo, że podczas referendum i wyborów powszechnych nie mamy i nie będziemy mieli prawa głosu, ale w tych lokalnych chcemy być aktywni, chcemy się angażować, chcemy zostać usłyszani. Ludzie powinni się bardzo zmobilizować i pójść zagłosować, bo mogą coś zmienić. Mogą sprawić, że ludzie na Downing Street i w Westminsterze usłyszą o tym, że około 3 milionów emigrantów z Unii Europejskiej jest tutaj, ma prawo decydować i chce z tego praw skorzystać. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że nawet lokalne rady mogą wywierać znaczną presję na wyższe szczeble władzy.

Czym zajmują się radni w Wielkiej Brytanii?

Radny to przede wszystkim osoba pierwszego kontaktu, gdy pojawiają się problemy na poziomie lokalnym. Na przykład, jeśli ktoś ma problem z sąsiadem, gdzie najlepiej się zgłosić? Do radnego, który będzie starał się rozwiązać Twój problem, a jeśli nie będzie w stanie, to poradzi żeby się skontaktować z np. z housing association albo z policją, czy innymi organami. Poza tym – i to mi się bardzo podoba – radni organizują i prowadzą świetne lokalne kampanie w stylu: „posprzątaj po swoim psie”, czy „nie wyrzucaj śmieci do rzeki” albo „posprzątajmy razem lokalny plac zabaw”. Ważne jest też, że radni zgłaszają plany zwiększenia bezpieczeństwa na drogach, np. postulują instalację spowalniacza prędkości, decydują o inwestycjach w lokalną infrastrukturę typu rondo, czy łatanie dziur w jezdni. Lokalny radny jest od tego, żeby przekazywać głos lokalnej społeczności. Nie do przecenienia jest też oczywiście presja radnego na wyższe szczeble władzy.

Jak wygląda Twoja kampania w Shrewsbury?

Pukam do drzwi i mówię: cześć jestem z liberalnych demokratów, startuję na radnego, tu jest moja ulotka, tu jest nasza gazetka. Nie działam sam. Mam kilku pomocników, choć każdy ma swoją pracę, więc nie mogą się w pełni angażować i najwięcej zależy ode mnie. Na stałe pomagają mi 3 osoby plus 7-8, które jeśli je poproszę, też pomagają. Dwie z nich to Anglicy, ale oni nie angażują się w canvassing, czyli chodzenie od drzwi do drzwi i rozmawianie z mieszkańcami. Mogą roznosić ulotki, gazetki. Z kolei mój straszy brat jest chętny do pomocy, ale nie czuje się językowo na siłach, żeby agitować za moją sprawą.

Pomagają mi więc inni przyjaciele i znajomi. Podczas rozmowy z działaczami partii jesienią, gdy zostałem wybrany na kandydata, podkreślano, że partia w moim okręgu dopiero się rozwija. Na 75 miejsc w radzie regionu, LibDemsi wystawiają około 40 kandydatów i wszystkim partia nie da rady pomóc. Mój okręg nie jest partyjnym targetem.

Dlatego zawsze podkreślałem, że buduję własny zespól. Poznałem na przykład Filipińczyków, którzy zadeklarowali, że wystarczy, że dam im znać, to 15 osób w kilka dni rozniesie moje ulotki. To pokazuje, że można na kogoś liczyć. Mam też dwóch kolegów labourzystów, jeden z nich jest nawet Corbynistą, ale i tak zadeklarowali, że chętnie pomogą z ulotkami. To jest bardzo budujące.

Jak widzisz swoje szanse?

W moim okręgu jest 4 kandydatów, ja z Liberalnych Demokratów, kandydaci Partii Pracy i Partii Zielonych oraz aktualnie sprawujący mandat radnego kandydat Partii Konserwatywnej. Jego szanse na reelekcję bardzo zmalały. Niektóre decyzje, które podjął jako radny, nie spodobały się mieszkańcom. Co prawda całe Shropshire jest raczej konserwatywne, ale tak jak wszędzie, gdy dochodzi do wyborów uzupełniających, czy tak jak teraz lokalnych, konserwatyści co chwila tracą mandaty i myślę, że tak samo będzie u nas i konserwatyści bardzo mocno odczują skutki swoich lokalnych i krajowych decyzji.

Tutaj w Shrewsury ludziom bardzo nie podobają się na przykład cięcia funduszy na szkoły i to, że szkoły się łączą w akademie. Jest też problem ronda, które jest z komunikacyjnego punktu widzenia jest bardzo ważne, ale ciągle je przekopują, zmieniają. Wielu mieszkańców mówi, że to marnowanie pieniędzy. W mieście mamy też kompleks basenów, który rada chce zmniejszyć i przenieść w inne miejsce. Te decyzje były podjęte przez radnych, a nikt nie pytał mieszkańców o zdanie. Ludzie bardzo odczuli ten brak konsultacji. Dlatego moim zdaniem walka w wyborach będzie toczyć się między mną a kandydatem Partii Pracy.

Jeśli zostaniesz wybrany, kogo będziesz reprezentował? Polonię, społeczność Shrewsbury, czy Liberalnych Demokratów?

Reprezentuję oczywiście partię, więc zgadzam się z jej linią. Ale chciałabym reprezentować także Polonię, nie tylko z Shrewsbury, ale też z całego Shropshire. Żeby ludzie z innych części Shropshire wiedzieli, że mogą się do mnie zgłosić i poprosić o pomoc. Często słyszymy takie głosy, że ludzie boją się prosić o pomoc lokalnych polityków, bo uważają, że ich język nie jest na tyle dobry. A polski radny mógłby być takim punktem kontaktowym. Chcę też pokazać lokalnej społeczności, że jestem po to, żeby pomóc, żeby porozmawiać i rozwiązać problem. Także chciałabym reprezentować i Polonię, i partię, i lokalną społeczność.

Praca radnego to nie jest praca na pełny etat, więc oczywiście będę nadal pracował jako kierowca karetki przewozowej. Ale w pracy mam system zmianowy na tyle dobry, że przez 4 dni jestem w pracy, a 4 dni mam wolne. Ten czas będę mógł poświęcić na rozwiązywanie problemów społeczności i zebrania rady.

Czy masz kontakt z innymi polskimi kandydatami w wyborach lokalnych?

W West Midlands z tego co wiem nie ma innych Polaków, ani z LibDems, ani z Labour. Czy jest ktoś od Torysów nie wiem, ale o nikim takim nie słyszałem. Wiem, że w innych regionach, na przykład w Szkocji, jest kilku polskich kandydatów.

Byłoby super, gdyby kiedyś można było zorganizować spotkanie Polaków, którzy startują w wyborach. Na przykład w Shrewsbury. [śmiech] Shrewsbury ma fajne połączenia kolejowe i jest bardzo fajnym miasteczkiem, a koszty noclegu są nawet mniejsze niż w Londynie. A tak na poważnie uważam, że trochę za dużo rzeczy dzieje się w tylko Londynie. I my, ludzie spoza, czujemy się trochę zlekceważeni.

W Brimingham niedługo odbędzie się polska debata z kandydatami na burmistrza West Midlands zorganizowana przez lokalne organizacje zaangażowane w promowanie udziału w wyborach. Wciąż jednak za mało dzieje się poza Londynem, gdzie mieszka przecież ponad połowa brytyjskiej Polonii. Chcielibyśmy też w mniejszych miejscowościach mieć coś do powiedzenia.

Posłem do Westminsteru z okręgu Shropshire jest Daniel Kawczyński z Partii Konserwatywnej, Brytyjczyk polskiego pochodzenia. Jak układają się wasze relacje?

Szczerze mówiąc, prywatnie moje zdanie jest mało pozytywne, a ludzie w okręgu są bardzo zawiedzeni jego postawą, są bardzo zawiedzeni tym, co sobą reprezentuje w Westmisterze. I nie tylko nasi znajomi, czy liberalni demokracji. Myślę, że gdyby na dzień dzisiejszy startował, to by nie wygrał. Bardzo wielu ludzi podkreśla, że jest za bardzo prorosyjski. Wcześniej była także afera, że promował Arabię Saudyjską. Kiedyś w TV pytali go czemu brytyjski przemysł zbrojeniowy sprzedawał rakiety do Jemenu i te rakiety z Jemenu zostały użyte w wojnie domowej, a on unikał odpowiedzi na te pytania. Niektórzy mieszkańcy, którzy na niego głosowali, dziś mówią, że ponownie by tego nie zrobili, bo bardzo się zawiedli. Na przykład przez te cięcia w edukacji.

Poza tym poseł Kawczyński mocno propagował wyjście Wielkiej Brytanii z UE, a w Shropsihre jest wielu rolników, którzy boją się o utratę dofinansowania i już w tej chwili mają duże problemy ze znalezieniem pracowników. Farmerzy już odczuwają skutki głosowania za Brexitem, a poseł Kawczyński nie oferuje im pomocy. W niedzielę byliśmy na owczej farmie organicznej i jej właścicielka bardzo obawia się o przyszłość. Nie za bardzo podoba jej się to, że nasi posłowie i na przykład posłowie w Walii popierali Leave, a teraz zostawiają rolników na lodzie. Oni szukają pomocy i jej nie dostają. Nie wiedzą oczywiście jeszcze co się wydarzy w związku z Brexitem, ale nie patrzą optymistycznie w przyszłość. Czują się oszukani.

Brakuje pracowników na farmach, więc Polacy są nadal potrzebni w Wielkiej Brytanii?

Polacy są po pierwsze bardzo mobilni. Po drugie znajdą pracę wszędzie. Po trzecie wielu ludzi ma wyższe wykształcenie na przykład ekonomiczne, a do Anglii przyjechali z ograniczonym angielskim. Znaleźli sobie pracę w Anglii, zaczynając od zmywaka, i po kilku latach zostają menedżerami. Mój kolega jest w UK od 12 lat, na początku nie bardzo znał angielski, ale nauczył się bardzo dobrze i został managerem w Lidlu.

Nie wszyscy Polacy pracują na farmach i w fabrykach. Wielu chce pójść wyżej. Wielu uczy się języka i zdobywa dodatkowe kwalifikacje, wyksztalcenie i idzie coraz wyżej. Niektórzy Brytyjczycy pracują jako hydraulicy i zostają hydraulikami na całe życie. My gdziekolwiek pojedziemy bardzo łatwo się przystosowujemy i akceptujemy konieczność zmian.

Niektórzy Polacy myślą o tym, żeby wyjechać z UK, ale wielu z nich nie wróci do Polski. Pojadą do Niemiec, Hiszpanii, na Maltę, na Cypr i do innych państw UE. To pokazuje, że oczywiście boimy się niepewności jutra, ale potrafimy się znaleźć i przystosować do sytuacji. Popatrzmy na to ile polskich biznesów powstało w Wielkiej Brytanii, hurtownie, sklepy, budowlanka. Ilu ludzi jest samozatrudnionych jako hydraulicy, elektrycy? To jest niesamowite. Nasi hydraulicy, czy elektrycy, czy malarze są uważani za świetnych fachowców. Gdzie by się nie pytało, każdy szef i każdy menedżer powie, że Polacy to są super-fachowcy i super-pracownicy.

Polacy są bardzo potrzebni w Wielkiej Brytanii i nawet jeżeli dojdzie do twardego Brexitu, to Wielka Brytania może bardzo mocno odczuć skutki, jeżeli wyjadą szczególnie osoby ze wschodniej Europy. Nie potrafię sobie wyobrazić, że Polaków, Rumunów, Łotyszy będzie łatwo zastąpić na ich obecnych stanowiskach, gdzie pracują już kilka ładnych lat i mają doświadczenie.

Czy te sygnały przebijają się na wyższe poziomy brytyjskiego rządu?

Podejrzewam, że wiele tych rzeczy dociera na wyższy poziom, ale politycy na górze muszą też słuchać innych. Wiadomo niestety, że od lat Polacy mają złą prasę i są w niej od wielu lat postrzegani jako ci, którzy zabierają benefity i zabierają prasę. Oczywiście to nieprawda. Ton wypowiedzi minister Amber Rudd, czy ministra Davida Davisa zmienia się często z tygodnia na tydzień. Na początku mówili, że będą tworzyć listy zagranicznych pracowników i kilka dni później się z tego wycofali. David Davis mówił pól roku temu, że trzeba ograniczyć emigrację z UE, szczególnie tych niewykwalifikowanych pracowników. Dziś mówi, że okres przejściowy to będzie 10 lat zanim UK zastąpi pracowników z kontynentu. Komunikat z niższych szczebli przebija się na wyższe szczeble władzy, ale oni muszą tak to ubrać w słowa, żeby ci ludzi czytający tabloidy nie oburzyli się, żeby do nich dotarło, że Polacy byli są i będą.

Nie wiem jak to się skończy. Podejrzewam, że zostanie wprowadzony jakiś rodzaj wiz, ale bardzo wiele zależy jak będą przeprowadzane negocjacje z UE. Jeśli nie wypadną pomyślnie, UK będzie chciała wprowadzić jakiś rodzaj wiz, a jeśli skończy się lekkim Brexitem, to pozostanie tak jak jest teraz.

Lepszy dobry sąsiad niż niewygodny lokator – Rozmowa UKpoliticsPL z Danielem Kawczynskim

O referendum w sprawie dalszego członkostwa UK w UE i jego wpływie na relacje polsko-brytyjskie rozmawiamy z posłem Partii Konserwatywnej Danielem Kawczynskim

Popiera Pan Brexit, dlaczego i co się stanie, gdy Wielka Brytania zagłosuje za wyjściem z UE?

Jeśli zagłosujemy za wyjściem, uruchomiony zostanie artykuł 50 traktatu lizbońskiego i będziemy mieli dwa lata na wynegocjowanie porozumienia. Może będzie to model  kanadyjski, norweski, szwajcarski albo turecki albo nawet nowy, specjalny, brytyjski model, bo jak dotąd żaden kraj nie wyszedł jeszcze z UE.

Ktoś mi kiedyś powiedział: lepszy dobry sąsiad niż niewygodny lokator. Przez 40 lat sprawiliśmy unii więcej problemów niż jakikolwiek inny kraj, bo z wieloma sprawami się nie zgadzaliśmy. Tam w Unii są ludzie, którzy chcą jednego kraju, wspólnej waluty, polityki zagranicznej, armii, itd. I świetnie! Róbcie jak uważacie, ale my nie chcemy być tego częścią. Chcemy naszego kraju, naszej waluty, naszej suwerenności, naszych sądów i możemy to naszym obywatelom zagwarantować. Jeśli inne państwa nie wierzą, że mogą tego swoim obywatelom zapewnić, że chcą przekazać  swoją suwerenność, to ich sprawa. Szanuję to, ale nie chcę brać w tym udziału i nie chcą tego moi wyborcy. Przewiduje zresztą, że jeszcze za mojego życia pojawią się głosy za Polexitem. Gdy Warszawa zacznie  przechodzić przez te rzeczy, które my przechodziliśmy z Unią, a Polska nie jest państwem które lubi jak mu się mówi co ma robić.

Jak ewentualny Brexit może wpłynąć na relacje między Polską i Wielką Brytanią?

Relacje dwustronne, stosunki gospodarcze i kulturalne zawsze będą mocne. I w Unii, i poza nią.

Jarosław Kaczyński przyjechał do nas w 2003 roku i powiedział: musimy stworzyć w Parlamencie Europejskim  nowa grupę. Był tu w tym budynku, gdzie teraz rozmawiamy, brałem udział w tych rozmowach. Powiedział nam: chcemy, żebyście stworzyli nowy blok w PE, blok partii konserwatywnych, które nie są federalistyczne. W Parlamencie Europejskim są dwa bloki: konserwatywny i socjalistyczny, ale w tym konserwatywnym są partie, które mają poglądy federalistyczne. Chcą wspólnej waluty, chcą wspólnej polityki zagranicznej, innymi słowy chcą wszystkiego co jest podstawowym składnikiem jednego wspólnego państwa. Pis nie jest tego rodzaju partią, Partia Konserwatywna nie jest tego rodzaju partią.

Uważam, że mamy wiele wspólnego, bo wierzymy w suwerenność naszych państw. Dlatego mam nadzieję, że Polska nigdy nie przyjmie euro, to by była katastrofa. Mam nadzieję, że Warszawa utrzyma złotówkę, bo nie wierzę, że można mówić o jakiejkolwiek formie niezależności finansowej, jeśli nie kontrolujesz swojej waluty. Nie kontrolujesz waluty, nie kontrolujesz stop procentowych i nie masz możliwości kontrolowania inflacji, wszystkich tych rzeczy które są ważne dla ludzi i gospodarki.

W końcu po latach stworzyliśmy nowy blok, do którego dziś należy i PiS, i Partia Konserwatywna. Rozmawialiśmy z PiS-em i z innymi partiami, ale żadna nie chciała nas wesprzeć  w negocjacjach z UE w lutym, to dlatego premier wrócił z Brukseli z listkiem figowym. Kartką papieru, która nic nie znaczy, postanowieniami, które nie odnoszą się do obaw Brytyjczyków. A największa obawa dotyczy imigracji.

Jeśli UK wyjdzie osłabi się głos państw nienależących do strefy euro, w tym Polski.

Właśnie. Bardzo niepokoi nas ta oś francusko-niemiecka, która kontroluje UE. Jeśli wyjdziemy, to wydaje mi się ze Niemcy i Francja przyspieszą proces jednoczenia, a Warszawa utknie w tym układzie Wciąż pytam polskich polityków czy któregoś dnia porzucą złotówkę i mówią, że nie, bo choć Polska zgodziła się przyjąć euro, to na pewno nie w tej chwili i politycy starają się maksymalnie odsunąć ten moment. Ale jeśli Wielka Brytania wyjdzie z UE, Niemcy będą kontynuować swój plan integracji, to każde państwo będzie musiało dołączyć do strefy euro. A jeśli masz wspólną walutę, musisz mieć wspólny rząd.

Były minister spraw zagranicznych Malcolm Rifkind przyznał, ze strefa euro nie może dobrze funkcjonować bez stworzenia wspólnego rządu. A mi się wydaje, ze Polacy tego wspólnego rządu nie zaakceptują. A jeśli zaakceptują, to ja przez resztę życia będę płakał, bo Polska straci suwerenność, nie będzie kontrolować własnej waluty, nie będzie kontrolować polityki imigracyjnej. Przypomnijmy, że Polska została zmuszona do zamknięcia kopalń, znikły miejsca pracy, i Brukseli to nie obchodziło, bo kopalnie nie spełniały standardów ochrony środowiska. Warszawa się nie zgodzi a wspólny europejski rząd. Jestem Polakiem, wiem jacy Polacy są.

Jaki wynik referendum Pan przewiduje?

Martwi mnie, że kampania referendalna nie była prowadzona fair. David Cameron złamał daną obietnicę i wykorzystał pieniądze podatników na ulotki. Kanclerz starał się przestraszyć ludzi, mówiąc, że jeśli ośmielą się zagłosować za wystąpieniem z Unii, wartość ich domu drastycznie spadnie.  Starał się tym sposobem zastraszyć Brytyjczyków i doprowadzić do tego, żeby  zagłosowali za status quo.  Przedstawiajmy ludziom fakty, ale nie straszmy ich. Jeśli wynik będzie wyrównany, a ludzie będą mieli poczucie, że kampania nie była sprawiedliwa, że padały zbyt mocne słowa, będą chcieli kolejnego  sprawiedliwego referendum.

W Szkocji mieliśmy referendum, a mimo to teraz niektórzy Szkoci prowadzą kampanię za zorganizowaniem kolejnego. Podobnie było w Kanadzie. W Quebecu przeprowadzono cztery referenda w sprawie niepodległości, bo nikt nie chciał zaakceptować wyników. To zaowocowało trwającą wiele pokoleń niestabilnością.

Wynik naszego referendum trudno przewidzieć. Myślę, że będzie wyrównany. Mam nadzieję, że zagłosujemy za wyjściem, ale oczywiście uszanuję każdą decyzję jaka zostanie podjęta przez obywateli. W sondażach widać było ogromne wahania, a poza tym patrząc na dorobek pracowni badania opinii publicznej,  wydaje mi się, że nie zawsze sondaże było bardzo dokładne.

Czyli jeśli UK zagłosuje za pozostaniem w UE niewielką liczbą głosów, to przewiduje Pan wkrótce  kolejne referendum?

Zaczekajmy i zobaczmy jaki będzie ostateczny wynik.

Ja w swoim okręgu prowadziłem kampanie na rzecz Brexitu jak wielu moich kolegów również. Kochamy Polskę, chcemy mieć dobre relacje z Polską, ale nie chcemy, żeby Bruksela ustanawiała za nas coraz więcej naszych praw, chcemy żeby nasz parlament był suwerenny  i odpowiedzialny przed narodem. Jako polityk głęboko wierzę w demokrację i możliwość pociągania polityków, w tym mnie, do odpowiedzialności. Wierzę w możliwość odwolywania polityków, których ludzie nie chcą. A czy możemy odwołać polityków z Brukseli, czy możemy odwołać unijnych komisarzy? Nie.

Ponadto, przekazujemy Brukseli tygodniowo 350 mln funtów. O te liczby toczą się wielkie spory, niektórzy mówili 350 inni 200, ale formalnie co tydzień podpsujemy czek na 350 milionów funtów. Część odzyskujemy, ale pieniądze wracają do nas dopiero rok później w projektach wybieranych przez UE, nie przez nas.  Każdego tygodnia musze zaciekle walczyć w parlamencie o środki dla mojego okręgu. W Shropshire mamy więcej starszych osób niż przeciętnie w innych miejscach w Wielkiej Brytanii. Wiele osób decyduje się tam spędzić emeryturę. Piękne miejsce, idylliczny wiejski krajobraz. Rada lokalna ma gigantyczną dziurę budżetowa, bo musi płacić za pomoc społeczną dla tych starszych osób.  Ogromna kwota. W zeszłym tygodniu musiałem walczyć o 10 mln funtów, dostałem je, bo zagroziłem ze inaczej będę głosował przeciwko ustawie,, ale to tylko kropla w morzu naszych potrzeb.

Wiec jak mam uzasadnić moim wyborcom czemu co tydzień wysyłamy do Brukseli 200, czy 300 mln funtów z ich pieniądze w momencie, gdy w tym kraju mamy takie braki. Wciąż pożyczamy pieniądze. Jesteśmy winni 1,5 tryliona funtów międzynarodowym bankom. Na obsługę długo przeznaczmy rocznie więcej niż na naszą oświatę. Te pieniądze, które wysyłamy do Brukseli powinny być wydawane na brytyjskich obywateli.

Łeb w łeb przed unijnym referendum – rozmowa UKpoliticsPL z Pawłem Świdlickim

O unijnym referendum, przyszłości Wielkiej Brytanii i przyszłości premiera Davida Cameron rozmawiamy z Pawłem Świdlickim, ekspertem londyńskiego think tanku Open Europe i Brytyjczykiem polskiego pochodzenia.

Jaki wynik referendum typujesz?

Myślę, że szanse wygrania opcji Remain [zwolenników pozostania w Unii] nie są tak duże jak twierdzą bukmacherzy. Moim zdaniem wygrają, ale niewielką przewagą, bez fajerwerków.

Sondaże nie są tak optymistyczne dla obozu Remain. Obie opcje idą najczęściej łeb w łeb. Leave czasem wygrywa.

Ogólny trend jest taki, że sondaże telefoniczne wskazuję większe poparcie dla Remain, a badania przeprowadzane przez Internet wskazują na Leave. Sporo się jednak dyskutuje o ich adekwatności, m.in. czy sondaże telefoniczne nie samplują głównie osób z wyższym wykształceniem i dlatego pokazują większe poparcie dla pozostania w UE. Społeczeństwo staje się coraz mniej jednolite, więc ciężko przeprowadzić naprawdę reprezentatywny sondaż.

Jakie będą decydujące argumenty w kampanii?

Remain skupia się na argumentach ekonomicznych, bo te się sprawdziły w ostatnich wyborach parlamentarnych i referendum w Szkocji. Są jednak trochę przesadzone po obu stronach, jeśli rozmawiamy o tym ile miejsc pracy stracimy po Brexicie to Remain przesadza, a jeśli mówimy o tym ile tygodniowo płacimy do budżetu Unii, to Leave przesadza. Kluczowym czynnikiem będzie jednak to, kto weźmie udział w referendum. Wiemy, że ci najmocniej pragnący wyjść z UE, na pewno pójdą głosować, a ci, którzy myślą, że w Unii nie jest źle, mogą stwierdzić, że nie warto się fatygować. To jest kluczowe, czy frekwencja będzie powyżej 50 proc.

Czy Brytyjczycy ufają politykom w kwestiach związanych z UE?

Politycy w ogóle cieszą się raczej niskim zaufaniem. Pewnie słusznie, bo po obu stronach kampanii padają czasem kompletne głupoty. Na przykład minister do spraw armii mówi w telewizji, że Wielka Brytania nie ma prawa weta w sprawie przystąpienia Turcji do Unii Europejskiej, co jest absolutną nieprawdą. Dlatego zaufanie do polityków jest tak niskie.

Co ciekawe widziałem sondaż, w którym zaufanie do prezesa Banku Anglii Marka Carney’a jest dość wysokie, a Carney powiedział, że Brexit to zagrożenie dla brytyjskiej gospodarki. Takie interwencje są bardziej wiarygodne. Choć istnieje też ryzyko, że długoterminowo mogą podważyć zaufanie do instytucji, jeśli ludzie zaczną postrzegać je jako zaangażowane w politykę rozgrywkę. Póki co cieszą się jednak zaufaniem i obywatele zwracają uwagę na takie opinie.

A jak wygląda zaufanie do premiera?

Cameron jest premierem już szósty rok i następuje naturalna erozja zaufania. Ale pamiętajmy, że zaledwie rok remu został ponownie wybrany premierem. W dwutygodniowym okresie po ujawnieniu Panama Papers [dokumentów dotyczących m.in. interesów w rajach podatkowych ojca Davida Camerona] wydawało się, że mogą być dla niego szkodliwe, ale patrząc wstecz miesiąc po tym wydarzeniu, to nie miało ono raczej większego wpływu. Jednak w referendum Cameron potrzebuje wsparcia innych polityków i na przykład to, że Jeremy Corbyn niechętnie, ale jednak wspiera Remain, też Cameronowi pomaga, bo nie musi jednocześnie toczyć bitew z innymi partiami.

Mówi się czasem, że referendum to walka torysów z torysami. Jak wygląda sytuacja w Partii Konserwatywnej?

Konserwatywni aktywiści będą chcieli zmiany. Jeśli pozostaniemy w UE niewielką przewagą, to pojawi się presja żeby Cameron odszedł. Skoro jednak sam powiedział, że poda się do dymisji [przed wyborami w 2020] to większość konserwatystów zapewne powie po referendum: pozwólmy, żeby emocje opadły i dopiero potem wybierzemy nowego lidera.

Czy popierając opcję Leave, Boris Johnson chciał zwiększyć swoje szanse na przejęcie stanowiska szefa partii?

Tylko on może odpowiedzieć na to pytanie. Patrząc na to, co pisał [jako dziennikarz i felietonista] na pewno widział i zalety, i koszty członkostwa. Teraz działa już w trybie kampanijnym, wiec wszystko jest u niego czarno-białe; mówi, że wyjdziemy z unijnego więzienia i każdego dnia będzie świeciło słońce. Nie wiadomo czy naprawdę w to wierzy, czy bardziej realne są poglądy, których trzymał się wcześniej. Problem Borisa Johnsona polega na tym, że jeśli chce zostać liderem, a w partii jest już wiele „big beasts”, to musi się wyróżnić. Nawet jeśli nie wygra, to może zyskać kapitał wśród aktywistów, którzy wybierają, i wśród parlamentarzystów, którzy nominują, kandydatów. Więc z perspektywy strategicznej decyzja o poparciu Leave ma sens, ale czy przeważyły takie czynniki, czy jego osobiste przekonanie trudno powiedzieć.

Czy Partia Konserwatywna będzie w stanie się wewnętrznie pogodzić bez względu na wynik referendum?

Partia się na nowo zjednoczy, ale pewne szkody już zostały dokonane i trudno, żeby ludzie o nich zapomnieli. Padły słowa, które trudno będzie cofnąć. Po stronie Leave padły na przykład słowa podważające politykę rządu, jeśli chodzi o szkolnictwo. Niektóre osoby stwierdziły, że służba zdrowia jest zagrożona, szkolnictwo jest zagrożone. Nie zgadzają się z polityką rządu w innych kwestiach niż UE lub tam gdzie wpływ UE jest bardzo ograniczony. Jak takie osoby mogą zostać w rządzie? Trudno, żeby takie wypowiedzi pozostały bez konsekwencji. Ale Cameron będzie musiał do tego podejść ostrożnie.

Z drugiej strony po stronie Leave są na przykład takie osoby jak Michael Gove. To bardzo ciekawa postać. W wielu kwestiach zgadza się z Cameronem i Osbornem. W polityce rządu widać jego ewidentny wpływ, jeśli chodzi o szkolnictwo, sądownictwo, więzienia. Zwolennicy pozostania w UE nie mogliby się go pozbyć, bo jest kluczową postacią rządu i współautorem jego filozofii. Ale on też powiedział kilka takich rzeczy, nad którymi trudno przejść do porządku dziennego.

Zakładasz, że Remain może wygrać niewielką przewagą. Niektórzy zwolennicy Leave napomykają w takiej sytuacji o pomyśle drugiego referendum?

Może do niego dojść, ale nie bardzo szybko. Brytyjczycy nie będą chcieli kolejnego referendum i kolejnej kampanii, gdy już raz przez to przejdą. Zorganizowanie obecnego referendum było istotne, bo od 1975 roku sporo się w Europie zmieniło, a nikt Brytyjczyków o zdanie nie pytał. Jeśli będzie niewielka przewaga Remain, to dużo dalszych kroków zależy od tego co się potem stanie w Europie i jak będzie wdrażany pakiet reform z pierwszej renegocjacji z lutego.

David Cameron był w ostatnich latach troublemakerem w Unii, czy to się skończy wraz z referendum?

Wiele państw w UE sprawia problemy. W Europie Środkowej i wschodniej – kwestia uchodźców, w Grecji – kryzys gospodarczy, w Hiszpanii i Portugalii – turbulencje polityczne. Premier Włoch też staje się coraz bardziej asertywny wobec Niemiec i UE. We Francji jest Marine Le Pen. Bardzo dobrze poradziła sobie w wyborach regionalnych, najprawdopodobniej wejdzie do drugiej tury wyborów prezydenckich, trudno teraz we Francji przeprowadzać reformy gospodarcze. Wszystkie państwa mają więc jakieś problemy.

Cameron jest asertywny, domaga się reform. Ale jednocześnie przynosi do unijnego stołu największy wzrost gospodarczy wśród dużych państw. Niewiele państw wypełnia też wymóg przekazywania 2 proc. PKB na obronność. Jest niewygodny, ale w innych przypadkach jest dobrym członkiem Unii, bo ma dynamiczna gospodarkę. Dlatego gdy zasiadł do negocjacji, musieli go potraktować poważnie.

Jeśli Wielka Brytania pozostanie w UE Cameron nie będzie miał już więcej żądań?

W czasie renegocjacji pewne fundamenty Unii były nie do ruszenia i zakres renegocjacji nie był tak ambitny jak byśmy chcieli. Jednak patrząc na cztery specyficzne zakresy negocjacji [suwerenność, sprawiedliwość, konkurencyjność i swobodny przepływ osób], to wszędzie cos osiągnęliśmy i to więcej niż wiele osób się spodziewało.

Według nas jednak, to powinien być tylko początek procesu reform. Jeśli Unia zacznie rozmawiać na temat zmian w traktatach, to wtedy będzie można ruszyć z tym procesem dalej. Trudno to było zrobić w izolacji. Odkąd reformy zaczęły być dyskutowane w specyficznie brytyjskim kontekście, a nie jako reforma całej Unii, to naturalnie możliwość daleko idących zmian znacznie się ograniczyła. Ale dyskusje o następnych zmianach w traktacie będą dobrym momentem, żeby Wielka Brytania powiedziała, że chce bardziej radykalnych zmian organizacji pracy całej wspólnoty np. wyraźniejszego podkreślenia, że strefa euro i państwa spoza strefy euro to dwie różne rzeczy.

A jeśli Wielka Brytania zagłosuje za wyjściem z UE?

Według mnie Cameron będzie musiał odejść, bo rozpoczną się kolejne negocjacje, ale tym razem na temat wyjścia i nowego kształtu relacji UE i UK. Myślę, że ktoś po stronie Leave będzie musiał je prowadzić. Ktoś, kto wierzy w ten proces. Ktoś z tych obiecujących teraz niebo i ziemię po wyjściu z UE. Bedą wtedy mogli się zmierzyć z rzeczywistością i zobaczyć ile obietnic uda im się spełnić.

Czy obóz Leave ma wspólną wizję tego co stanie się po wyjściu z Unii?

Niekoniecznie. Zwolennicy opcji Leave naprawdę się kłócą. Choć trzeba rozróżnić między kłótniami o strategie i osobowości, bo tak jest zawsze w polityce, szczególnie wśród ludzi z natury bardzo intensywnych i podchodzących ideologicznie. Ale są też duże sprzeczności dotyczące programu. Są tacy, którzy chcą, żeby po wyjściu z Unii Wielka Brytania była bardziej otwarta na świat, globalna. Oni wierzą, że członkostwo w UE ogranicza UK, uniemożliwia podpisanie umów handlowych z rozwijającymi się globalnymi gospodarki. A są i tacy, którzy chcą, żeby UK się zamknęła i skupiła na wewnętrznych problemach. To było bardzo widoczne w czasie kryzysu stalowego: jedni mówili, że bez UE moglibyśmy nałożyć cła, a inni, że byłaby umowa bez ceł z Chinami. Dwie zupełnie sprzeczne wizje. Po ewentualnym wyjściu niektórzy z obozu Leave będą zawiedzeni, bo nie da się ich obu zrealizować

Obozowi Leave najbliższa jest chyba tematyka kontroli imigracji?

Imigracja też jest kluczowa. To najsilniejsza karta Leave. Niektórzy twierdzą, że po wyjściu z UE ograniczymy imigrację, a inni, że niekoniecznie ograniczymy, tylko, że system będzie bardziej sprawiedliwy i że dostęp do rynku pracy dla wszystkich niezależnie od narodowości będzie zależał od tych samych kryteriów. Trudno, żeby tak się stało i żeby potem obniżyć liczbę ludzi przyjeżdżających do UK.

Czego mogą po ewentualnym Brexicie oczekiwać Polacy w UK?

Trzeba rozróżnić między ludźmi, którzy już mieszkają i pracują w Wielkiej Brytanii, a tymi którzy ewentualnie chcieliby tu przyjechać. Ci pierwsi zapewne zostaną. Nie wyobrażam sobie, żeby musieli wrócić do kraju pochodzenia. Mają nabyte prawo. Tak samo jak 1,5-2 mln Brytyjczyków, którzy mieszkają w państwach UE.

Poza tym, żeby Wielka Brytania utrzymała dostęp do wspólnego rynku, musi zaakceptować swobodny przepływ pracowników. Zapewne dlatego kampania Leave powiedziała, że chce po ewentualnym Brexicie opuścić wspólny rynek. Jednocześnie jednak twierdzi, że wychodząc z UE, nie tracimy do niego dostępu. I to jest bez wątpienia prawda. To czego nie mówią, to jaki poziom dostępu Wielka Brytania zachowa. Teraz właściwie nie mamy dostępu do wspólnego rynku, po prostu jesteśmy jego częścią.

Rozmawiała Kasia Sobiepanek

Budżet 2015 – podstawowe informacje

Brytyjska gospodarka jest w dużo lepszym stanie niż pięć lat temu. Jednak rząd konsekwentnie dąży do zlikwidowania deficytu, więc pierwszy od 20 lat budżet przygotowany wyłącznie przez Partię Konserwatywną to kontynuacja zdecydowanych środków oszczędnościowych.

Płaca minimalna i płaca „gwarantująca godne życie” (Living Wage)

Najbardziej nośna medialnie propozycja kanclerza – National Living Wage, czyli płaca gwarantująca godne życie – jest modyfikacją istniejącej płacy minimalnej. Mają ją otrzymywać obowiązkowo wszystkie osoby pracujące w wieku minimum 25 lat.

Living wage zacznie obowiązywać w kwietniu przyszłego roku i wyniesie 7,20 funta na godzinę. Docelowo, do roku 2020, ma wzrosnąć do 9 funtów.

Podatki dochodowe

Do 11 tys. funtów rocznie wzrośnie w przyszłym roku kwota wolna od podatku. Potem ma nadal wzrastać na równi ze wzrostem płacy minimalnej. Od przyszłego roku do 43 tys. funtów zwiększy się też próg dochodów po przekroczeniu, których płaci się 40 proc. stawkę podatku.

Zgodnie z przedwyborczą obietnicą w najbliższych tygodniach do Izby Gmin ma trafić projekt ustawy, która uniemożliwi podnoszenie podatków dochodowych, VAT-u  i składki na obowiązkowe ubezpieczanie.

Zasiłki

Największe zmiany dotyczą zasiłków. Rząd szuka tam oszczędności na poziomie 12 mld funtów.

Working age benefits, w tym tax credits i local housing allowance, zostaną zamrożone na cztery lata. Nie będzie to dotyczyło świadczeń ustawowych, takich jak zasiłek w okresie urlopu macierzyńskiego, czy zasiłki dla osób niepełnosprawnych.

Od przyszłego roku z 6420 do 3850 funtów zmniejszy się też próg zarobków, do którego gospodarstwa domowe będą mogły ubiegać się o tax credits. O universal credits natomiast nie będę mogły się już ubiegać osoby bezdzietne, w wyjątkiem osób niepełnosprawnych.

Ponadto od kwietnia 2017r tax credits i universal credits będę wypłacane tylko na dwoje dzieci. Podobnie housing benefit. Rodzice trzylatków, w tym samotni rodzice, którzy będą chcieli ubiegać się o universal credit, będą musieli aktywnie szukać pracy. Nie będzie za to zmian w child benefit.

Z innych zmian. Czynsze w mieszkaniach socjalnych będą zmniejszone o 1 proc. rocznie przez kolejne cztery lata, a dopłaty do kredytów mieszkaniowych zmienią formę z zasiłków na pożyczki.

Sprawdziły się także przewidywania, że osoby o wysokich zarobkach mieszkające w mieszkaniach socjalnych będę musiały płacić normalny czynsz.

Poziom Employment and Support Allowance zostanie zrównany z Job Seekers Allowance.

Osoby w wieku 18-21, które będą chciały otrzymywać wsparcie od państwa, będą musiały pracować lub rozpocząć naukę. Nie będę też już automatycznie otrzymywać prawa do housing benefit.

Maksymalny poziom zasiłków dla gospodarstw domowych w Londynie wyniesie 23 tys. funtów, dla gospodarstw domowych spoza Londyny – 20 tysięcy funtów.

Ubezpieczenia

Do 9,5 proc. zwiększy się podatek od składek ubezpieczeniowych (Insurance Premium Tax – IPT).

NHS

Rząd w pełni sfinansuje plany NHS-u na najbliższe lata (tzw. Plan Stevensa), w tym roku na NHS zostanie łącznie przekazane ok. 10 mld. funtów.

Transport

W 2017r. pojawi się zreformowana Vehicle Excise Duty. Dla większości właścicieli samochodów zakupionych w styczniu 2017 i później opłata będzie wynosić 140 funtów.  Zebrane w ten sposób środki będą przekazywane na fundusz na inwestycje drogowe.

Akcyza na paliwo pozostaje bez zmian.

Edukacja i młodzież

Kanclerz chce stworzyć 3 miliony dodatkowych staży. Będę one częściowo finansowane z nowego „podatku stażowego” (apprenticeship levy), które będą płacić duże firmy.

Od roku akademickiego 2016-2017 granty na pokrycie kosztów utrzymania podczas studiów zostaną zastąpione przez pożyczki (do 8200 funtów). Absolwenci będą je spłacać, gdy ich roczne zarobki osiągną 21 tysięcy funtów.

Northern Powerhouse

Manchester ma otrzymać kolejne uprawnienia, burmistrz będzie odpowiedzialny za straż pożarną, zarządzanie gruntami, częściowo za programy zatrudnienia i opieki nad dziećmi.

Obronność i pomoc międzynarodowa

Kanclerz zagwarantował coroczny wzrost realnych wydatków na obronność, a także utworzenie funduszu na wydatki związane z bezpieczeństwem z rocznym budżetem 1,5 mld funtów. Środki mają zostać rozdysponowane po przeprowadzeniu Strategic Defence and Security Review. Zobowiązał się utrzymać poziom wydatków na obronność na poziomie 2 proc. PKB, zgodnie z wytycznymi NATO.

Kanclerz potwierdził także, że nie zmniejszy budżetu na międzynarodową pomoc.

Rząd sfinansuje także budowę pomnika upamiętniającego ofiary zamachów terrorystycznych w Tunezji.

Sikorski vs Cameron

Największe dzienniki brytyjskie na pierwszych stronach piszą dziś o fragmentach ujawnionej przez tygodnik Wprost rozmowy ministrów Radosława Sikorskiego i Jacka Rostowskiego na temat stosunku brytyjskiego premiera do Unii Europejskiej. Sprawa trafiła także do najpopularniejszego wieczornego magazynu politycznego Newsnight na BBC2. Choć wypowiedzi podobno pochodzą sprzed wielu miesięcy to media brytyjskie traktują je dziś głownie jako żywą ilustrację stosunku Europy do Wielkiej Brytanii.

Budżet 2013 w Wielkiej Brytanii

Gospodarka brytyjska odbudowuje się po największym kryzysie finansowym. Cięcia wydatków rekompensuje wsparcie dla biznesu, w tym dla sektora wydobycia gazu łupkowego.

Jak co roku w środę 20 marca, kanclerz George Osborne, przedstawił założenia polityki budżetowej Wielkiej Brytanii. Jednocześnie z jego przemówieniem swoje prognozy gospodarcze na kolejne lata opublikowało niezależne od rządu Biuro Odpowiedzialności Budżetowej (ang. Office for Budget Responsibility – OBR).

Po dekadzie, gdy wzrost gospodarczy budowany był kosztem zwiększania długu, brytyjska gospodarka wychodzi z recesji. Według słów kanclerza nowy budżet jest kontynuacją priorytetów zarysowanych w 2010 r., a celem rządu jest takie zarządzanie krajem, aby Wielka Brytania odniosła sukces w globalnym wyścigu, zbudowała silniejszą gospodarkę i sprawiedliwsze społeczeństwo oraz wspierała dążenia obywateli. Budget 2013 wesprze tych, którzy gotowi są ciężko pracować, rozwijać się, dbać o swoje rodziny, kupić dom, założyć lub rozwijać firmę i oszczędzać na emeryturę.

Prognozy OBR przewidują wzrost PKB na poziomie 0,6 proc. w 2013 i 1,8 w 2014, choć poprzednio zakładały wzrost o odpowiednio 1,2 i 2 proc. Bezrobocie będzie rosło i w 2017 r. liczba bezrobotnych w UK osiągnie 30,5 mln. Z powodu zwiększenia cen ropy i cen importowych cel inflacyjny (2 proc.) nie zostanie na razie osiągnięty (obecnie inflacja wynosi 2,8 proc). Prognozy zakładają też zmniejszenie zadłużenie sektora publiczne do 5 proc. PKB w 2015-16 i 2,2 proc. PKB w 2017-18. Dług publiczny osiągnie 85,6 proc. PKB w 2016-17, rok później ma spaść do 84,8 proc. PKB. Na niskim poziomie pozostają stopy procentowe.

W odpowiedzi na prognozy OBR rząd podtrzymuje swoje cele inflacyjne oraz obietnice redukcji deficytu. Główną rolę ma w tym odegrać kontrola wydatków. Szczegółowe budżety poszczególnych resortów zostaną ogłoszone w czerwcu, kanclerz zapowiedział jednak „ochronę” wydatków na zdrowie, szkoły i oficjalną pomoc rozwojową. Rząd ogranicza też premie w sektorze publicznym oraz potwierdza założenia w kierunku przyszłej konsolidacji fiskalnej, według której wydatki publiczne (mierzone jako TME – Total Managed Expenditure) będą w kolejnych latach nadal redukowane.

Działania dla wzrostu obejmują: m.in. zmniejszenie o 1 proc. podatku dla firm (do poziomu 20 proc); dla instytucji charytatywnych prawo do dodatku na wspierania zatrudnienia w wysokości 2000 funtów rocznie na poczet ich składki na ubezpieczenie społeczne płaconej przez pracodawcę; wzrost planów nakładów inwestycyjnych o 3 miliardy funtów rocznie, finansowe z redukcji wydatków bieżących; w ramach strategii przemysłowej dofinansowanie 11 kluczowych sektorów kwotą 1,6 miliarda funtów; utworzenie lokalnych funduszy na rzecz wzrostu dla regionalnych spółek zakładanych przez przedsiębiorców; pakiet wspierający brytyjski przemysł wydobycia gazu łupkowego, w tym przedłużenie rządowego wsparcia finansowego z 6 do 10 lat. Szczegóły tej ostatniej propozycji poznamy w lipcu.

Kanclerz zapowiedział też pakiet reform wspierających osoby chcące kupić własny dom m.in. plan Help to Buy, który poszerza grono adresatów dotychczasowego programu First Buy w ramach, którego rząd udziela pożyczek do 20 proc. wartości domu, spłacane przez nabywcę po sprzedaniu nieruchomości lub po 25 latach. Rząd chce także zwiększyć dostępność kredytów hipotecznych poprzez stworzenie gwarancji pożyczkowych dla pożyczkodawców oferujących kredyty hipoteczne dla osób z wkładem od 5 do 20 proc. przy nieruchomościach wartych do 600,000 funtów. 

Rząd podtrzymuje także swojej zobowiązania zwiększenia kwoty wolnej od podatku do 10,000 funtów szybciej niż planowano, czyli w kwietniu 2014 r, rok przed zakończeniem kadencji obecnego rządu. Anulowano planowaną na wrzesień 2013 r. podwyżkę akcyzy na benzynę, a 23 marca stanieje piwo. W kolejnych latach wzrost ceny tego napoju będzie zależał od inflacji. Zgodnie z zapowiedziami system emerytalny zostanie uproszczony, w 2016-17 pojawi się jednolita emerytura państwowa, zastępująca powszechnie krytykowany system tzn. drugiej emerytury państwowej (State Second Pensions). Rząd proponuje też nowe formy wsparcia dla pracujących rodziców oraz limit wydatków socjalnych na poziomie 72,000 funtów.

Przemówienie kanclerza wywołało mieszane reakcje. Guardian nazwał je „populistycznym” i zarzucił kanclerzowi chęć przypodobania sobie wyborców w okręgach wyborczych, gdzie wyborcy nie mają jednoznacznych preferencji wyborczych. Indpendent pisze o „cięciach na ostatnią chwilę”, aby zatuszować problematyczny deficyt. Telegraph chwali za wsparcie dla osób chcących kupić własny dom.

Budżetowa środa w UK. Czego możemy się spodziewać?

Jest już gotowy. Choć opinia publiczna jeszcze go nie poznała, brytyjski budżet czeka już tylko na zatwierdzenie Office for Budget Responsibility. Jutro (w środę 21 marca) ogłosi go podczas specjalnej sesji parlamentu kanclerz George Osborne.

Budget Day to jeden z tych momentów, kiedy bezpardonowa walka polityczna ustępuje miejsca tradycji, a wszechobecny polityczny PR musi przybrać bardziej stonowaną formę. Czy PRu w ogóle nie będzie? Skąd. Jak mówi się nieoficjalnie prace nad treścią zakończono już w ubiegłym tygodniu, ale tegoroczny budżet zawiera zbyt wiele kontrowersyjnych propozycji, więc ostatnie dni poświęcono na ustalenie „how to sell it”.

Najbogatsi zapłacą mniej?

Choć Liberalni Demokraci mówią o dbaniu o osoby zarabiające najmniej, a kanclerz Osborne o pomocy dla osób z najniższymi i średnimi dochodami to wydaje się, że bezpośrednim beneficjentem największej reformy będzie ktoś inny.

Zanosi się, że najgłośniejszym punktem tegorocznego budżetu, a zarazem największym ciosem dla Liberalnych Demokratów będzie obniżenie maksymalnej stawki podatku dochodowego (tzw. 50p – 50 pensów od funta) do 45 lub nawet 40 proc. W zależności od reprezentowanej opcji politycznej można to interpretować dwojako albo jako zachęcenie najbogatszych (zarabiających powyżej 150 tyś funtów rocznie) do płacenia podatków w kraju zamiast na przykład na Kajmanach (stanowisko premiera i kanclerza) albo, opcja druga, jako wypełnienie obietnic wobec najbogatszych darczyńców Partii Konserwatywnej (stanowisko Liberalnych Demokratów). Do tego dojdzie też prawdopodobnie obniżenie podatku dla firm (coorporetion tax) z 25 do 23 proc. (także życzenie kanclerza).

Jako punkt numer dwa może pojawić się ograniczenie wysokości finansowej pomocy państwa w formie zasiłków do maksymalnie 26 tyś funtów rocznie. Benefits cap to flagowy projekt Davida Camerona, choć autorem pomysłu jest Osborne. U jego podstawy leży przekonanie, że nie można wypłacać osobom nie pracującym większych sum niż zarabiają ich pracujący sąsiedzi.

Nieco mniej nośne jest hasło zmniejszenia ulgi podatkowej z tytułu składek emerytalnych. Tym razem chodzi już o osoby z górnej, ale nie najwyższej półki, czyli objęte 40 proc. podatkiem dochodowym. Do tej pory rząd dopłacał minimum 20 proc. do wszystkich składek na prywatne fundusze emerytalne. Natomiast osoby płacące 40 proc. podatek mogły dodatkowo ubiegać się o zwiększenie dopłaty o pewien procent zależnie od dochodów oraz wielkości składki. Lib Dems postulują tu ustanowienie 20 proc. jako ulgi maksymalnej. Osborne nie powiedział nie.

Pewne wydają się też cięcia w pensjach pracowników sektora publicznego. W ostatni weekend w prasie pojawiła się informacja, że budżet wprowadzi różnicowanie płac dla pracowników sektora publicznego w zależności od regionu. Oczekuje się, że kanclerz ogłosi w środowym przemówieniu, że płace będą zależne od kosztów życia w danym regionie, co ma wyrównać szanse pracowników z sektora prywatnego i publicznego. W praktyce może to przyjąć postać nie tyle stricte obcięcia pensji, ale rozmrażania ich jedynie w niektórych regionach.

Dla kogo nowe podatki?

Jeszcze w zeszłym roku Liberalni Demokraci proponowali Tycoon Tax, na wzór amerykański oraz podatki proekologiczne. Oba upadły. Forsowany przez Clegaa Tycoon Tax, alternatywna metoda podatku minimalnego dla najbogatszych, nawet w USA nie funkcjonuje dobrze i tym samym została odrzucona na starcie. Druga propozycja natrafiła natomiast na wybitnie niesprzyjający klimat: falę odwrotu od postaw proekologicznych na tylnych ławach Conservative Party i tym samym nie została nawet sprecyzowana. LibDemsi nie poddali się jednak. Vince Cable, liberalny szef resortu Biznesu, Innowacji i Umiejętności, a nieoficjalnie znany jako koalicyjni shadow chancelor zaproponował wprowadzenie podatku od nieruchomości, w postaci Property Tax lub Mansion Tax. Według jego zamysłu ma to prowadzić w kierunku zwiększenia opodatkowania „uneraned wealth”, a więc spadków, ziemi, nieruchomości, a zmniejszenia podatku od „earned inome”, czyli dochodów (jeśli już koniecznie musimy go najbogatszym zmniejszać). Czy ma to jakieś szanse? Niewielkie. Osborne zapowiedział już, że cięcia w podatkach zostaną zrównoważone wprowadzeniem drastycznych środków walki z unikaniem płacenia podatków. To wspólny postulat obu partii.

Coś się jednak Liberalnym Demokratom należy i będzie to prawdopodobnie spełnienie postulatu zwiększenie kwoty wolnej od podatku dochodowego. Ustalenia jeszcze z maja 2010r. mówią, że do końca kadencji tego parlamentu kwota Personnal Income Allowance ma wynieść 10 tyś funtów (obecnie £7,475, w kwietniu zwiększy się do £8,105). Clegg od styczniowego przemówienia dla Resolution Foundation sygnalizuje, że satysfakcjonowałoby go przyśpieszenie tego procesu bez oglądania się na inflację. Uzyskał dla tego poparcie kilku Torysów, n. in. Zaca Goldsmitha, Gavina Barwella i Justina Tomilsona. Jest to spora szansa i warto będzie zanotować wynik i tym samym ocenić notowania LibDems w koalicji.

Jako pozytywny znak można bez wątpienia wymienić brak dyskusji na temat zmniejszenia wpłat do Unii Europejskiej. Pomijając rzeczywistą możliwość jakichkolwiek zmian można było spodziewać się, że fala eurosceptycyzmu zostawi swój ślad także na debacie budżetowej. Zapewne jest to sukces polityki wewnątrzpartyjnej Georga Osborne’a – kanclerz to postać numer dwa w parlamencie, ale niektórzy już widzą w nim następcę Camerona, ponieważ obaj są w gruncie rzeczy twórcami nowej marki Partii Konserwatywnej. Osborne ma bardzo dobre kontakty z tylnimi ławami Partii i regularnie spotyka się z backbenchersami. Według portalu ConservativeHome kanclerz ma dar słuchania i odczytywania nastrojów, stąd właśnie wewnątrz Partii Konserwatywnej poparcie dla budżetu jest niemal jednomyślne. Ale kanclerz jest też lojalny wobec Camerona i póki co wydaje się, że budowanie analogi z duetem Blair – Brown nie ma podstaw.

Tegoroczna debata skoncentrowana jest w dużo mniejszym stopniu na ograniczaniu wydatków, temat który przeważał w dwóch ubiegłych latach. Zamiast tego ciężar debaty przeniósł się na podatki. Jaki będzie efekt? W tej chwili na sto procent można powiedzieć tylko tyle, że budżet zna już Królowa, w środę rano jego szczegóły poznają członkowie rządu. Posiedzenie Izby Gmin rozpocznie się o 11:30. Po skróconych Prime Minister Questions, George Osborne wyjdzie ze swojej siedziby przy Downing Street 11 niosąc czerwoną walizkę i wygłosi przemówienie budżetowe około 13:00. I wszystko już będzie jasne. 

Podstawowe punkty budżetu 2012

Zjednoczone Królestwo „zapożyczyło się na drogę w kierunku kłopotów gospodarczych, teraz zarobi na wyjście z nich” – podsumował swoje przemówienie budżetowe kanclerz George Osborne. Oceniając ogólną sytuację ekonomiczną kanclerz powiedział, że Wielka Brytania uniknie recesji, wzrost gospodarczy będzie jednak w tym roku umiarkowany, na poziomie 0,7-0,8 proc.

Palacze jako pierwsi wejdą w nowy rok budżetowy. Już od dziś wieczór wzrosną ceny tytoniu. Nie będzie za to zmian w wysokości akcyzy na alkohol. Dla wybierających się na Olimpiadę ważna może okazać się wiadomość, że złagodzone zostaną przepisy zakazujące hipermarketom handlu w niedzielę. Tuż po igrzyskach wzrośnie za to opłata paliwowa. W centrum przemówienia kanclerza znalazły się zmiany w podatkach dochodowych, szczególnie na korzyść najlepiej zarabiających i przedsiębiorców.

Najwyższa stawka podatku dochodowego od osób fizycznych zostanie zredukowana z 50 do 45 proc. od kwietnia przyszłego roku. Uzasadniając ten krok, Osborne powiedział, że stawka 50 proc. jest najwyższą wśród państw G20 i międzynarodowe organizacje biznesowe uznają ją za „przynoszącą szkodę brytyjskiej gospodarce”. Biuro Odpowiedzialności Budżetowej (OBR – Office for Budget Responsibility), niezależna instytucja powołana przez rząd do obiektywnej oceny polityki budżetowej, uznało ten krok za „racjonalny”.

Nowe podatki nałożono na najbogatszych nałożono. Kanclerz zapowiedział wprowadzone nowej opłaty skarbowej (stamp duty) na sprzedaż nieruchomości wartych powyżej 2 mln. funtów. Zwiększy się także podatek od zysków kapitałowych. Zgodnie z zapowiedziami, system podatkowy zostanie uszczelniony, a planowane środki zapobiegające unikaniu płacenia podatków zapewnią państwu dochody w wysokości 1 mld funtów. Wprowadzone zostaną nowe przepisy dotyczące opodatkowania hazardu online, a podatek będzie ustalany na podstawie miejsca przebywania klienta, a nie firmy oferującej gry internetowe. Nie będzie za to zmiany w ulgach podatkowych z tytułu odprowadzania składek na prywatne ubezpieczenie i emerytury.

Kolejny ważny punkt to spełnienie życzenia koalicyjnej Partii Liberalnych Demokratów by zwiększyć wymiar kwoty wolnej od podatku. Podniesienie progu podatkowego do 9.205 funtów nastąpi w kwietniu przyszłego roku, dzięki czemu dwa miliony Brytyjczyków nie będzie musiało płacić podatku w ogóle. Żywność, ubrania i książki nadal będą wolne od VATu.

Mniejsze podatki zapłacą przedsiębiorcy, a kolejne obniżki planowane są na kolejne lata. W 2012r. podatek wyniesie 24 proc., a do 2015r. nastąpi redukcja o kolejne dwa procent. Kanclerz zapowiedział też, że jeśli Konserwatyści wygrają kolejne wybory redukcja będzie postępować, aż do wysokości 20 proc. Szczególnie dobre wieści miał kanclerz dla małych przedsiębiorstw. Zostaną dla nich uproszczone procedury składania deklaracji podatkowej. Potwierdzono też system gwarancji niskooprocentowanych kredytów dla małych firm (National Loan Guarantee Scheme).

Osborne zapowiedział także plan integracji podatku dochodowego i powszechnego ubezpieczenia (National Insurance) oraz przeciwdziałanie lukom w systemie opodatkowania VAT.

Jeśli chodzi o wydatki rządowe, to dotychczasowe rządowe plany zmniejszenia deficytu nie ulegną zmianie.

Wzrosną wydatki na opiekę społeczną i w sumie będą stanowić 1/3 ogółu wydatków rządowych. Nastąpi też znaczący wzrost inwestycji w sektorze medycznym i farmaceutycznym (100 mln funtów na nowe badania). Nowe środki zostaną też przekazana na ożywienie inwestycji w rejonie Morza Północnego. W związku z Olimpiadą będą dalsze inwestycje w transport w Londynie.

W dziedzinie obronności rząd przyzna dodatkowe 100 mln na polepszenie warunków mieszkaniowych żołnierzy oraz 100 proc. ulgę na council tax dla sił zbrojnych zagranicą. Przy okazji Osborne powiedział, że koszt operacji w Afganistanie wyniesie 2.4 mld funtów, czyli mniej niż planowano.

Natomiast zgodnie z zapowiedzią, płace pracowników sektora publicznego mają zostać zróżnicowane w zależności od regionu. W praktyce oznacza to ich zmniejszenie w regionach o przeciętnie niższych dochodach.

Kanclerz ogłosił także kilka nowych pomysł na odnowienie wizerunku Zjednoczonego Królestwa. Osborne chce, aby Wielka Brytania stała się europejskim “centrum cyfrowym”. Propozycje obejmują nowy fundusz wsparcia dla produkcji telewizyjnych, kinowych oraz gier video. Kanclerz chce także, aby 90 proc. Brytyjczyków miało najszybszy internet. W sferze finansowej natomiast London ma stać się offshorowym centrum handlu chińską walutą.

Nieco na dalszym planie, ale jednak wciąż ważna, jest w budżecie ekologia. Według słów kanclerza, energia odnawialna ma grać kluczową rolę w Zjednoczonym Królestwie. Powstanie także Narodowy Plan Infrastrukturalny, decydujący o przyznawaniu priorytetów konkretnym inwestycjom w sieci kolejowe, drogowe, energetyczne („czysta energia”) oraz internetowe.