PingPong: Dzień Penny Mordaunt

To jest PingPong – blog polityczny z UK. Odcinek drugi o pierwszej rundzie wyborów lidera Partii Konserwatywnej.

UKpoliticsPL jest projektem pasjonatki polityki brytyjskiej. Możesz mnie wspomóc na Zrzutce.

Znana melodia

Pierwsza runda wyborów lidera Partii Konserwatywnej nie przyniosła wielkich niespodzianek. Prowadzenie Rishiego Sunaka wydaje się niezagrożone. Penny Mordaunt jako czarny koń tych wyścigów wyszła na drugą pozycję, a Liz Truss, Kemi Badenoch i Suella Braverman podzieliły się głosami prawicy. Można założyć, że jeśli się nie porozumieją żadna z nich nie wejdzie do finałowej dwójki, ustępując miejsca Mordaunt. Prawdopodobnie jednak do ewentualnych układów nie dojdzie jeszcze przed drugą rundą, choć według Christophera Chope’a z Daily Telegraph „jest nacisk na próbę znalezienia porozumienia”.

Z nich trzech największe wydają się szanse Liz Truss, która przygotowywała kampanię od miesięcy i ma największe doświadczenie w rządzie oraz dużą rozpoznawalność nazwiska. Truss ma jeszcze jeden atut – wydaje się faworytką obecnego głównego lokatora na No 10. Jej propozycje polityczne pokrywają się w zasadzie z obecną linią rządu Johnsona, w przeciwieństwie do swoich kontrkandydatek jest m. in. za utrzymaniem celu osiągnięcia gospodarki zeroemisyjnej do 2050 roku.

Nieco rozczarowujący wynik zaliczył Tom Tugendhat, który zapewniał już, że widzi się w finałowej dwójce. Tugendhat będzie teraz walczył o pozostanie w wyścigu przynajmniej do trzeciej runy i do serii weekendowych debat telewizyjnych. Obok niego kandydatką do odpadnięcia w drugiej rundzie jest Suella Braverman, której ledwie udało się przekroczyć wymagany próg.

Jeremy Hunt z kolei dostał nawet mnie głosów niż nominacji i żegna się z wyborami. W środę wieczorem Hunt poparł już jak się wyraził „jednego z najbardziej przyzwoitych, bezpośrednich ludzi w polityce brytyjskiej”, czyli Rishiego Sunaka. Progu trzydziestu głosów nie przekroczył też Nadhim Zahawi, który na razie nie wskazał swojego faworyta i skoncentruje się teraz na dwóch miesiącach jakie pozostały mu na stanowisku kanclerza.

Na tę samą nutę

Szóstka pozostałych kandydatów zmierzy się w czwartek. Wyniki poznamy o godzinie 15:00. W tej rundzie odpadnie osoba z najmniejszą liczbą głosów. O ile nikt inny nie wycofa się sam, najpewniej w weekendowych debatach telewizyjnych weźmie udział 5 kandydatów. Te same osoby następnie zmierzą się w trzeciej rundzie wyborów w poniedziałek. Kolejne rundy planowane są na wtorek i ostatnia na środę. Potem finałowa dwójka będzie mieć półtora miesiąca, aby przekonać do siebie lokalnych działaczy.

Faworytami do przejścia do drugiego etapu są Sunak, Mordaunt i Truss. W finale zaś według sondażu Conservative Home zdecydowaną faworytką będzie Penny Mordaunt. To może się jednak jeszcze zmienić, gdy podczas spotkań wyborczych i debat dojdzie do bezpośrednich starć kandydatów. Do tej pory można powiedzieć, że jeśli chodzi o deklarowane wartości i założenia polityczne różnią ich detale i akcenty. Duże znaczenie będzie więc mieć to jak się zaprezentują. Z drugiej strony kluczowe mogą być także dyskusje w kuluarach o potencjalnych stanowiskach i alokacji funduszy. Operacją mobilizacji posłów po stronie Sunaka kieruje Gavin Williamson, którego obozy rywali oskarżają o „niecne sztuczki” i koordynację taktycznego głosowania, by w finałowej dwójce znalazła się osoba, z która Sunakowi będzie łatwiej wygrać.

Ostatnie akordy Johnsona

Tymczasem Boris Johnson nadal pełni funkcję premiera i w środę odpowiadał na pytania posłów w parlamencie. Premier wydawał się mieć bardzo dobry nastrój i zapewnił wszystkich, że „niedługo odejście z podniesioną głową”. Prawdopodobnie Johnsona czeka jeszcze jedna seria PMQs w przyszłym tygodniu. Wcześniej jednak – najpewniej w poniedziałek – parlament będzie głosować nad… wotum zaufania do rządu. W pierwotnej wersji to opozycja zgłosiła wniosek o głosowanie wotum nieufności. Rząd nie znalazł jednak dla niego czasu w napiętym parlamentarnym grafiku. Ostatecznie jednak z poniedziałkowego porządku obrad znikły koleje etapy prac nad kontrowersyjnym projektem ustawy o bezpieczeństwie online i zamiast tego pojawiło się głosowania rządowego wniosku o wotum zaufania. Czemu? Być może chodzi o wizerunek, żeby pokazać, że Johnson jednak cieszy się zaufaniem swoich posłów. Może też chodzić o przekaz do społeczeństwa, że Partia Konserwatywna nadal ma mandat do rządzenia i załatwia swoje brudne sprawy sama bez pomocy opozycji. A może też ma to związek z samymi wyborami lidera i próbą delikatnego wymuszenia na posłach Partii Konserwatywnej wsparcia aktualnych ministrów-kandydatów, jak Liz Truss. Nawet bowiem Rishi Sunak będzie zapewne czuł się zobowiązany do zagłosowania za obecnym, tymczasowym rządem Johnsona.

Podobał Ci się ten tekst. Pomóż mi pisać więcej. Wesprzyj UKpoliticsPL na Zrzutce.

PingPong: Czemu Johnson odszedł teraz i kto jest faworytem by go zastąpić

To jest PingPong – blog polityczny z UK. Odcinek pierwszy o początku wyborów nowego lidera.

UKpoliticsPL jest projektem pasjonatki polityki brytyjskiej. Możesz mnie wspomóc na Zrzutce.

Krótkie okno transferowe dla torysów

Johnson został zmuszony do odejścia właśnie teraz, bo to był ostatni dobry moment na jego usunięcie. Niezadowolenie rosło od jesieni 2021 i afery Owena Pattersona poprzez wszystkie odcinki Partygate. Pierwszy raz o możliwości podania się do dymisji Rishiego Sunaka UKpoliticsPL usłyszało w styczniu. Wiosną premiera „uratowała” jednak wojna w Ukrainie. W maju torysi ponieśli spodziewane straty w wyborach lokalnych i do coraz większej grupy posłów zaczynało docierać, że Johnson traci swój największy – według niektórych jedyny – atut: popularność wśród wyborców.

Pierwsze partyjne głosowanie wotum nieufności (148 do 211) w czerwcu pokazało, że poparcie Johnsona jest na krawędzi porażki, a krąg wierzących w niego maleje. Dwie porażki w wyborach uzupełniających w Wakefield i Tiverton and Honiton byłby być może nadal do obrony jako wkalkulowane w serię strat na tym etapie, ale afera Chirsa Pinchera już nie. Pokazała dobitnie, tym którzy jeszcze w to wątpili, że Johnson się nie zmieni – będzie stosował podwójne standardy, tolerował zachowanie wątpliwe moralnie (płatny lobbing, nadmierne spożywanie alkoholu, molestowanie seksualne) i kłamał w swojej obronie, poświęcając przy tym swoich współpracowników. Rosnąca grupa niezadowolonych z rządu Johnsona stanęła więc przed wyborem: albo zostanie usunięty teraz albo za chwilę sytuacja międzynarodowa (kolejne rosyjskie ofensywy przed zimą) lub krajowa (możliwy powrót pandemii jesienią, kryzys energetyczny) znów zamknie jego rywalom usta. Tym razem ostatecznie do następnych wyborów. Coraz więcej torysów rozumiało, że jeśli nie zareaguję, ich szanse na wygrana w kolejnych wyborach będą nikłe.

Decyzja o zmianie lidera teraz daje partii relatywnie spokojne dwa miesiące na wybór kolejnego przywódcy. Relatywnie, bo wszystkim zależy na czasie i stąd najpewniej Komitet 1922 będzie chciał zakończyć parlamentarny etap  głosowania do 21 lipca, a następnie zarząd partii da działaczom czas tylko do końca sierpnia na wybór lidera spośród finałowej dwójki. Kampania będzie krótsza i aktywniejsza niż w 2019 i 2005 roku, ale też partia jest już do podejmowania decyzji pod presją czasu i wydarzeń przyzwyczajona, choćby po wyborach w 2016 roku.

Nadpływają grube ryby

Na starcie za tym, że będzie to wyścig tych wielkich przemawiają dwa argumenty. Po pierwsze o zbijającym się starciu Liz Truss i Rishiego Sunaka mówi się od ponad pół roku. Po drugie to raczej nie jest dobry czas na eksperymenty, zarówno ze względu na powagę sytuacji w Ukrainie,  jak i inflację i kryzys kosztów życia w kraju. Pewną role gra też fakt, ze jesteśmy już na pewno bliżej niż dalej kolejnych wyborów parlamentarnych i nowy lider potrzebuje przed nimi stabilnego rozbiegu: partia potrzebuje nowego startu, ale wyborcy niekoniecznie.

Z wyżej wymielonych powodów decyzje członków Partii Konserwatywnej co do tego kto będzie ich najlepszym liderem mogą być bardziej… konserwantowe. Zmniejsza to szanse osób, które dopiero teraz zgłosiły swoje przywódcze ambicje (jak Badenoch, Braverman, czy Shapps), a zwiększa szanse kandydatów znanych od zawsze (Truss, Sunak, Mordaunt, Hunt, Tugendhat).

Z drugiej strony działacze na pewno wezmą też pod uwagę wcześniejsze doświadczenia kandydatów na stanowiskach rządowych. Tak jak w 2016 i 2019, a w przeciwieństwie do 2005 roku, nowy lider nie dostanie szansy na staż na miejscu lidera opozycji, tylko z miejsca będzie musiał podejmować najważniejsze w kraju decyzje. To najbardziej uderza w szanse Toma Tugendhata, który nigdy nie pełnił żadnych ministerialnych funkcji. Niewiadomą pozostaje jak działacze podejdą do decyzji Nadhima Zahawiego, żeby przyjąć stanowisko kanclerza, a następie z tej wysokości zaapelować do Borisa Johnsona o odejście.

Stosunek do Johnsona poszczególnych kandydatów może mieć duży wpływ na decyzje działaczy. Minister spraw zagranicznych Liz Truss pozostała wierna Johnsonowi do ostatniej chwili. O schedę po nim ubiega się pod hasłem kontynuacji jego wyborczych zwycięstw. Truss ma pewną słabość do naśladownictwa. Zanim została „Borysem w spódnicy” często podbijała Instagram zdjęciami w ubraniach i okolicznościach typowych niegdyś dla Margaret Thatcher, do tego doszedł też wyćwiczony ton głosu. Rishi Sunak zaś podał się do dymisji tuż po Javidzie, czym rozpoczął lawinę rezygnacji. Jest ewidentnie znienawidzony przez obóz BoJo. Do tego stopnia, że Jacob Rees-Mogg nazwał go w wywiadzie dla Channel 4 „socjalistycznym kanclerzem”. Dla tych w partii jedank, którzy Johnsona mieli zdecydowanie dość Sunak może zapunktować tym, że wziął na siebie ryzyko próby obalenia premiera, która przecież nie musiał się powieść.

Ewentualne dojście Sunaka i Truss do finałowej dwójki zależy od tego jak rozłożą się transfery poparcia odpadających kandydatów. Najbardziej prawdopodobny scenariusz zakłada, że poparcie będzie się przesuwać po linii pro- i anty- Johnson (czy też, prawa strona partii kontra centrum) z Braverman, Zahawim, Badenoch, Shappsem i ewentualnie Patel popierającym Truss oraz Tugendhatem, Huntem, Javidem i być może Mordaunt popierającym Sunaka. Jednak indywidualni posłowie mogą kierować się zupełnie inną motywacją, jak konkretne założenia polityczne, sympatie osobiste, czy ambicja zawodowe, więc nie ma tu nic pewnego.

Jedną z takich kwestii jest stosunek do przyszłych podatków: Sunak jest jak na razie jedynym aktywnym głosem popierającym dotychczasowe podwyżki składek i niechętnym cięciom podatków do czasu ustabilizowania sytuacji gospodarczej po pandemii. Pozostali kandydaci centrum chcą mniej (Tugendhat) bądź bardziej (Hunt, Javid) radykalnych cięć podatków dla firm. Kwestie gospodarcze zdecydowanie mają potencjał do zmniejszenia sympatii do Sunaka, który startuje pod hasłem „koniec bajek dla wyborców”.

Inne potencjalnie ciekawe tematy do stosunek do flagowych polityk Borisa Johnsona: net zero i levelling-up. Przeciwko zielonej polityce może wystąpić najbardziej skrajne skrzydło partii reprezentowane przez Suellę Braverman popieraną przez zwolennika referendum w sprawie polityki zeroemisyjnej Steve’a Bakera. Levelling-up z kolei nikt raczej nie będzie chciał wykreślić, ale zapowiadane np. prze Granta Shappsa radykalne cięcia wydatków publicznych mogłyby ten pomysł de facto pogrzebać.

Choć wszyscy kandydaci jak do tej pory zapowiedzieli potrzymanie projektu ustawy wypisującej Wielką Brytanię z porozumienia z UE ws Protokołu Północnoirlandzkiego, to znów to czy wygra kandydat bardziej z prawa, czy z centrum może zadecydować o tonie rozmów z UE w najbliższej przyszłości. Gdyby na przykład wygrała Braverman – mało prawdopodobne – ale nie wykluczone Partia Konserwatywna na pewno zaostrzyłaby konflikt z UE, a nawet z innymi europejskimi instytucjami jak Trybunał Praw Człowieka. Co powie w tej sprawie Truss jeszcze nie wiadomo. Akcenty mogą być też różne w kwestii wojny w Ukaranie, jednak wszyscy kandydaci podkreślają, że wsparcie dla Kijowa nie zmaleje.

Duża niewiadoma na starcie jest Penny Mordaunt. Momentami faworytka bukmacherów oceniana jako osoba mogąca zjednoczyć różne frakcje. Start kampanii Mordaunt nie obfitował w szczegóły dotyczące jej planów, zamiast tego poprosiła potencjalnych wyborców, by zaufali jej motywacjom i mniej koncentrowali się na osobie lidera, a więcej na państwie. Mordaunt ma największy potencjał do wytrącenia Sunaka lub Truss z finałowej dwójki. Jeśli tak się nie stanie, jej głos wciąż jednak będzie ważny. Podobnie jak to kogo poprze faworyt, który zdecydował się nie startować – minister obrony Ben Wallace, czy lider wpływowej Northern Research Group Jake Berry.

Mówi się, że to najbardziej pozbawione faworyta wybory lidera Partii Konserwatywnej od lat. Na ten moment zakładam jednak, że mamy dwóch faworytów: Sunaka i Truss.

Podobał Ci się ten tekst. Pomóż mi pisać więcej. Wesprzyj UKpoliticsPL na Zrzutce.

PingPong: Kiedy odejdzie Johnson?

To jest PingPong – blog polityczny z UK

W piątek Boris Johnson udał się na nieobowiązkową kwarantannę po pozytywnym wyniku testu „członka rodziny”. Być może uniknie w ten sposób kontaktu z opinią publiczną aż do spodziewanych pod koniec przyszłego tygodnia wyników śledztwa Sue Gray w sprawie imprez urządzanych w czasie lockdownu na Downing Street i w innych ministerstwach. Jeśli wierzyć mediom, Gray nie przekaże śledztwa policji, bo nie znalazła dowodów na łamanie prawa. A przynajmniej nie znalazła ich do czwartku, przyglądając się m. in. sprawie imprezy na Downing Street 20 maja 2020, do krótkiego uczestnictwa, w której przyznał się we wtorek Johnson, zapewniając jednocześnie, że był przekonany, że jest na spotkaniu związanym z pracą.

Wiadomo już jednak, że Sue Gray zajmie się też ujawnionymi dopiero w piątkowym wydaniu Daily Telegraph dwoma imprezami urządzonymi w siedzibie brytyjskiego premiera w kwietniowy wieczór 2020 roku, czyli dzień przed pogrzebem księcia Filipa, w którym Królowa Elżbieta uczestniczyła samotnie, przestrzegając tym samym wymyślonych na No 10 zasad. Tymczasem w siedzibie premiera w poprzedni wieczór odbyło się według świadków pożegnanie dwóch pracowników, w tym obecnego zastępcy redaktora naczelnego the Sun Jamesa Slacka.  Było dużo alkoholu, ktoś biegł z walizką do sklepu Co-op na Strandzie po nowe zapasy. Była głośna muzyka i didżejowanie w wykonaniu jednej z doradczyń. Wreszcie jakiś mocno już rozweselony pracownik miał zepsuć stojącą w ogrodzie huśtawkę Wilfreda, rocznego syna Borisa Johnsona. Premier był tamtego dnia podobno z rodziną w Chequers. Slack przeprosił w piątek, potwierdzając tym samym, że impreza naprawdę miała miejsce. Rzecznik premiera zadeklarował też wysłanie przeprosin do Pałacu Buckingham, nie był jednak skłonny powiedzieć za co dokładnie przeproszono. Ledwie przetrawiliśmy informacje o tej imprezie, a Telegraph już opublikował artykuł o kolejnej, tym razem z udziałem byłej szefowej rządowego zespołu ds. restrykcji…

Ale do rzeczy. Pytanie o najbliższą przyszłość premiera – po pokrętnej deklaracji o 25-minutowej obecności na imprezie 20 maja 2020 w przekonaniu, że było to „spotkanie związane z wykonywaniem obowiązków” – jest jak najbardziej aktualne.

Boris Johnson cieszy się nadal deklaratywnym zaufaniem swojego gabinetu. Minister spraw zagranicznych, minister równości i negocjatorka z UE w jednej osobie Liz Truss powiedziała w piątek BBC, że jest „w 100% za tym, żeby Boris Johnsona kontynuował swoja pracę”. Inni członkowie gabinetu mniej – Rishi Sunak – lub bardziej – Nadine Dorries – entuzjastycznie wyrazili poparcie dla premiera. Na tyłach trwa jednak podobno kampania wyborcza i sondowanie kto kogo gotów byłyby poprzeć po ewentualnym odejściu Johnsona. Także postawy przyjęte przez głównych kandydatów – lojalną Liz Truss i zdystansowanego Rishiego Sunaka – są obserwowane. Sami posłowie jednak przyjęli postawę wyczekującą: oficjalnie czekają na raport Gray, w praktyce zaś bardziej na wyniki sondaży i reakcje wyborców w swoich okręgach. Przed wydaniem wyroku wobec Johnsona powstrzymuje ich też nieprzygotowanie partii na nowego lidera. Ani Truss, ani Sunak nie mają zasadniczo odmiennej od Johnsona wizji, nie mają lepszych więzi z elektoratem, ani wyraźnego potencjału do zjednania sobie skrajnych frakcji torysów. Gospodarz podcastu Telegrapha „Planet Normal” powiedziała: „A co jeśli następny lider będzie jeszcze słabszy? Możemy nie akceptować zachowania Johnsona, ale przecież nie chcemy rządów Partii Pracy!”. Minęły zaledwie nieco ponad dwa lata od wyborów, które przyniosły torysom historyczną większość i żaden z nich nie spodziewał się, że będzie w tym momencie szukać nowego lidera.

Niepokojące dla Johnsona powinno być jednak to, że choć Jacob Rees-Mogg nadal próbuje twierdzić, że przecieki do prasy to spisek remainersów, a odejście Johnsona zaprzepaści brexit, to każdy kto choć trochę interesował się brytyjską polityką wie, że i William Wragg, i Andrew Bridgen należą do brexitowych spartan, a niezadowolenie wobec Borisa Johnsona nie przebiega po linii Leave-Remain. Kolejny powód do obaw dla premiera to zdecydowane wezwanie Johnsona do dymisji przez szkockich torysów, uważających obecnego lidera za obciążenie w walce o utrzymanie unii Zjednoczonego Królestwa. Psefolog prof. John Curtice mówi, że teraz już ciężko będzie przekonać wyborców w Szkocji przed majowymi wyborami lokalnymi, że szkocka i angielska Partia Konserwatywna to dwa oddzielne byty. Ale odcięcie się od Johnsona teraz może sugerować, że szkockie skrzyło partii uznało, że reputacja premiera będzie już tylko słabnąć.

W całej UK na razie pięcioro posłów publicznie przyznało się do wystosowania pisma z prośbą o głosowanie wotum nieufności wobec Johnsona. Telegraph pisze jednak, że przewodniczący Graham Brady otrzymał ich już blisko 30, choć zgodnie z procedurą nie ujawni ich liczby dopóki nie osiągnie wymaganego progu.

Do rozpoczęcia procedury wotum nieufności potrzeba przy obecnej liczebności torysowskich posłów przynajmniej 54 takich pism. Do przegłosowania wotum natomiast już 180 głosów. Czy ta liczba jest w zasięgu? Opnie są podzielone. James Forsyth pisze w Timesie, że sytuacja jest tak napięta, że jeśli do głosowania jednak dojdzie, jego wynik – odwołanie Johnsona – jest pewny. Jednak bardziej ostrożni posłowie Partii Konserwatywnej zwracają uwagę, że nie ma na ten moment współpracujących ze sobą grup ani bloków, więc zbyt wczesne uruchomienie procedury grozi zaprzepaszczeniem okazji. Sojusze się jednak prawdopodobne budują. Jeszcze przed publikacją przez ITV w poniedziałek maila-zaproszenia na imprezę 20 maja Daily Mirror pisał o próbach zawarcia sojuszu przez zwolenników Rishiego Sunaka i Jeremiego Hunta. UKpoliticsPL słyszało też o innych ruchach kandydatów i potencjalnych kandydatów. Z kolei redaktor ConservativeHome mówił w podcaście Politico, że te głosowania mają już taką naturę, że nawet jeśli lider się wybroni i formalnie pozostaje bezpieczny przez kolejny rok, to i tak wiadomo, że jego dni są policzone. Tak było z Theresą May. Podobnie było wcześniej także z Margaret Thatcher. Paul Goodman wskazał jednak na szereg pytań organizacyjnych, na które torysi musieliby szybko odpowiedzieć, gdyby chcieli zmienić lidera: „Czy szybko wybrać jednego kandydata? Czy szukać premiera tymczasowego na zastępstwo?”.

Doprowadzić do wotum nieufności mogliby także lokalne związki działaczy Partii Konserwatywnej. Jeśli 65 z nich wyrazi chęć, odbędzie się narodowa konwencja i sami zagłosują nad przyszłością lidera partii. Głosowanie byłoby niewiążące, jednak w sensie politycznym jednoznaczne. Na razie wiadomo o jednym związku, Sutton Coldfield Conservative Association, który przeprowadził wewnętrzne głosowanie i poparł w nim odsunięcie Johnsona od władzy. Wielu innych lokalnych działaczy z różnych regionów Anglii, o Szkocji nie wspominając, jednak także publicznie namawiało Johnsona do odejścia. Dla nich majowe wybory to być albo nie być. Oni też są najbliżej wyborców i najlepiej będą w stanie ocenić ich nastrój, szczególnie gdy za kilka tygodni ruszy formalna kampania i zacznie się pukanie do drzwi. Co ciekawe, liderzy lokalnych związków spotkają się na krajowym zjeździe na początku kwietnia.

Na razie w sondażach Partia Pracy notuje największą od lat przewagę, głównie jednak dlatego, że to torysi tracą. Największy spadek zanotowali na początku tygodniu w sondażu YouGov (-5pp) do poziomu ok. 30%, który potwierdził także kolejny sondaż tej pracowni, już po przeprosinach Johnsona wygłoszonych w środę w Izbie Gmin. Także osobista popularność premiera spadła według YouGov do najniższego poziomu od 2019 roku, notując wynik -52%. Ben Walker z Britain Elects ostrzega, że sytuacja torysów jest gorsza niż wydają się sugerować sondaże. W kluczowych okręgach marginalnych, które Labour straciła w 2019 roku, teraz jej poparcie jest wyższe niż to ogólnokrajowe. Z kolei popularność samego Johnsona w okręgach, gdzie torysi uzyskali niewielką i łatwą do utraty przewagę, jest mniejsza niż w skali krajowej. Wyborcy Partii Konserwatywnej niekoniecznie odchodzą do Labour, ale gdyby wybory odbyły się teraz, wielu z nich zostałoby w domu.

Oczekiwanie na wynik śledztwa Gray wydaje się więc wymówką do obserwacji sytuacji. Ogromną niewiadomą pozostaje co jeszcze przyniesie prasa w najbliższych dniach, a może i godzinach. Każdy kolejny przeciek rezonuje mocniej, a potem pojawiały się nowe, jeszcze bardziej poruszające opinię publiczną. Czy nastąpi zmęczenie tematem i Johnson uzyska milczące wybaczenie, czy emocje będą eskalować? Na ten moment wydaje się, że drugi scenariusz jest bardziej prawdopodobny. Jeśli jednak Johnson przetrwa, to i tak czekają go kolejne trudności i niezadowolenie z rosnących kosztów życia, rachunków za energię i żywności. Od kwietnia zaś Brytyjczyków czeka podwyżka podatków. Torysi mają więc przed sobą bardzo trudny okres i wiele wątpliwości. Z Johnsonem. Lub bez.

PingPong: Ktoś celuje w achillesową pietę Johnsona.

Guardian ujawnia kolejne zdjęcia mające świadczyć o tym, że na Downing Street łamano zasady lockdownu. Widać na nim premiera z żoną i 17 osobami, pijącymi wino w ogrodzie Downing Street , gdy spotkania towarzyskie były ograniczone do maksimum 2 osób przebywających w odległości 2 metrów. W jednej chwili premier i ministrowie stali przed kamerą, nakazując mieszkańcom Anglii niespotykanie się i trzymanie dystansu z powodu szalejącej pandemii, chwilę późnej w ministerstwach odbywały się imprezy świąteczne i towarzyskie.

Akcja publikacji materiałów dowodowych w mediach trwa od początku grudnia i trudno nie domyślić się, że to akcja skoordynowana, Być może obliczona na to, że premier Johnson będzie raz zarazem powtarzać fatalny w skutkach schemat reakcji. Torysi dotąd kryli negatywne cechy premiera. Zamykali innym usta hasłem „get Brexit done”, sobie samym mówili: to on zdobył dla nas 80-mandatową przewagę w Izbie Gmin.

Od mniej więcej roku coś się jednak psuje. Odszedł Cummings i zaczął mówić głośno, że król jest nagi. Dla umiarkowanego skrzydła PK wady Johnsona były widoczne od dawna, nie mówiąc o urazach osobistych jakie mają do niego członkowie rządu May, ale prawe skrzydło zaczęło coraz mocniej dostrzegać, że Johnson stoi od nich sporo na lewo – prze do gospodarki zeroemisyjnej, podnosi podatki, wprowadza restrykcje covidowe, nie chce iść na pełną rozbieżność regulacyjną z UE. Do tego od kilku miesięcy nie działa współpraca na linii No 10 – tyle ławy. Whipowie wmanewrowali torysów w głosowanie za pozbywaniem się ścieków w wodach publicznych i obronę posła łamiącego zasady lobbingu. Próba obrony Patersona unaoczniła opinii publicznej jak wiele zarabiają, głównie torysi, na dodatkowych pracach podejmowanych w czasie pełnienia służby poselskiej. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że przez aferę Patersona wielu wyborców na co dzień zajętych własnym życiem zadało sobie po raz pierwszy na poważnie pytanie na czym właściwie polega praca posła. Chwilę potem mogli zobaczyć premiera szarpiącego się z kartkami przemówienia w CBI i bełkoczącego o Peppie Pig. Rok temu, by mu wybaczyli. Dziś niekoniecznie.

A w końcu powoli spadające słupki poparcia, i Johnsona i torysów, zawaliły się w North Shropshire, gdzie torysi oddali brexitowy region prounijnym LibDems. Jeśli można znienacka stracić 23 tysięczną przewagę, to pomyślcie jak poczuli się ci torysi, których przewaga wynosi kilkaset głosów? Dwa lata przed wyborami, jeśli nie będzie przyspieszonych… Co dziś oferuje im Johnson?

Każdy ma jakąś słabość. Kluczem do zwycięstwa jest w nią trafić. W przypadku premiera Johnsona jest to, powiedzmy, dość nieformalny stosunek do prawdy i faktów. Wszyscy wiedzą o tym nie od dziś. Ale Johnson był dotąd bardzo użyteczny dla Partii Konserwatywnej – był rozpoznawalny, przez wielu wyborców lubiany, uważany za naturalnego. I w tej naturalności wielu dopatrywało się szczerości i dobrych intencji: nawet jeśli fakty się nie zgadzały to stała za tym jakaś dobra wymówka. Jednak jeśli dzień w dzień okazuje się, że – pożyczając tu frazę opozycji – inne zasady stosował dla siebie, inne nakazywał pozostałym. Jeśli dzień w dzień powtarza się schemat okłamywania i posłów i opinii publicznej: do niczego nie doszło; no dobrze, może doszło, ale nie złamano zasad; no dobrze, może złamano zasady, ale ja o tym nie wiedziałem; no dobrze, może wiedziałam, ale mówiono mi, że tak można…

Dziś No 10 upiera się, że spotkanie w ogrodzie w maju 2020 miało charakter roboczy, a nie towarzyski. Nie wiem, czy pamiętacie, ale kilka lat temu w Polsce pewnego absolwenta Oxfordu i klubu Bullingdona zatopiły ośmiorniczki. zobaczymy, czy jego dobrego kolegę pociągnie na dno deska serów i wino.

Liz Truss zastępuje Davida Frosta


Minister spraw zagranicznych i jedna z faworytek do przejęcia stanowiska lidera Partii Konserwatywnej Liz Truss przejmie obowiązki Davida Frosta – poinformowało w niedzielę Downing Street. David Frost niespodziewanie podał się do dymisji dzień wcześniej.

Truss jest posłanką od 2010 roku. Od wielu lat jest jedną z najpopularniejszych członkiń gabinetu wśród działaczy PK. Ministrem spraw zagranicznych została we wrześniu, wcześniej w gabinecie Johnsona pełniła funkcję minister ds handlu międzynarodowego. Za czasów Camerona była ministerstwem ds środowiska, żywności i wsi. W 2016 roku głosowała za pozostaniem w Unii Europejskiej. W rządzie Theresy May sprawowała funkcję lorda kanclerza i ministra sprawiedliwości, a następnie trafiła do ministerstwa skarbu. Popierała umowę May z UE. Im bardziej jednak słabła pozycja premier, tym poglądy Truss na UE stawały się coraz mniej wyraziste. Boris Johnson powierzył jej najpierw stanowisku ministra handlu międzynarodowego, czynią odpowiedzialną za zawieranie nowych umów handlowych przez „Globalną Brytanię”. Od momentu przejęcia teki ministra spraw zagranicznych Truss konsekwentnie nie zabierała głosu na temat UE, choć zajmowała się relacjami bilateralnymi z poszczególnymi państwami Unii Europejskiej.

Truss jest obok Rishiego Sunaka typowana na następczynię Johnsona. Ostatnio mówiło się, że jej pozycja wzmocniła sie na tyle, że to ona dyktowała premierowi decyzje w polityce zagranicznej. Przejęcia obowiązków Frosta pogratulował jej m. in. lider prawicowej opozycji wobec Johnsona w Partii Konserwatywnej Steve Baker.

W sobotę wieczorem Mail on Sunday podał na Twitterze, że kierujący negocjacjami UK i UE lord David Frost podał się do dymisji „z powodu kierunku, jaki przyjął rząd” Borisa Johnsona. Wręczenie rezygnacji miało odbyć się według gazety tydzień wcześniej, ale No 10 miało przekonać Frosta, żeby został na stanowisku do stycznia.


Rezygnacja Frosta najpewniej dotyczy bezpośrednio ustępstw UK wobec UE w sprawie Protokołu Północnoirlandzkiego. UK wycofała się w ostatnich tygodniach z groźby uruchomienia artykułu 16. Zgodziła się porzucić linię „obrony suwerenności”, czyli domagania się usunięcia nadzoru Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej nad warunkami Protokołu. UK przyjęła też sugerowane przez Brukselę od dawna „bardziej pragmatyczne” podejście i zamiast domagać się rozwiązania wszystkich kwestii spornych jednocześnie, zgodziła się na podejście krok po kroku.


Jednak niezadowolenia Frosta może mieć znacznie szersze podłoże i być powiązane z narastającym niezadowoleniem posłów Partii Konserwatywnej ze sposobu sprawowania władzy na No 10. W przemówieniu dla Centre for Policy Studies pod koniec listopada Frost wezwał do „swobodnej debaty w rządzie”, „nieimportowania europejskiego modelu socjalnego”, deregulacji i obniżenia podatków. „Inaczej brexit się nie powiedzie” – ostrzegał Frost. Wcześniej we wstępie do raportu Policy Exchange Frost tłumaczył, że to poprzedni rząd Theresy May postawił jego rząd w trudnej sytuacji, akceptując założenia backstopu.

Po przegranej w North Shropshire oraz drugim największym w historii buncie posłów Partii Konserwatywnej wobec własnego rządu wielu posłów ostrzegała, że Johnson musi się liczyć z próbą przegłosowania partyjnego wotum nieufności.

Według nieoficjalnych doniesień Frost jak główne przyczyny rezygnacji miał pierwotnie podawać podnoszenie podatków i sposób przechodzenia na gospodarkę zeroemisyjną.

Portal Conservative Home pisze jednak w niedzielę rano, że „ataku Frosta na Johnsona z tak pełnym przekrojem zarzutów nie da się interpretować inaczej jak elementu współpracy zmierzającej do obalenia lidera”. Dziennikarz Sky News Sam Coates opublikował zrzut ekranu z whatsappowych grup torysów „Clean Global Brexit”, której administratorem jest Steve Baker, były szef brexitowej ERG, a obecnie przewodniczący nieformalnej grupy przeciwników lockodwnu COVID Recovery Group. Według screena Baker usunął z grupy minister kultury Nadine Dorris wzywającą do lojalności wobec premiera, który „zdobył dla nas 83 mandatową przewagę”. Inne nazwiska które widać na screenach to prominentni hardbrexitowcy jak Marcus Fysh, Andrew Bridgen.

Te same screeny sugerują, że obrony Johnsona z podobnymi argumentami jak Dorris ruszył także Conor Burns. Steve Baker odpisał mu jednak, że wygrana w wyborach miała wiele przyczyn, w tym „odrzucenie umowy May za która głosował Johnson” i przekonania Farage – „przez kogoś (ekhm) ale nie przez Johnsona” do wycofania się ze startu w najważniejszych dla torysów okręgach.

Owen Paterson rezygnuje z funkcji posła

W okręgu North Shropshire odbędą się wybory uzupełniające do Izby Gmin po nagłej rezygnacji posła Partii Konserwatywnej Owena Patersona. Paterson został oskarżony o złamanie zasad etyki poselskiej i płatny lobbing w czasie sprawowania urzędu.

W środę Izba Gmin miała zdecydować, czy Owen Paterson zostanie zawieszony na 30 dni. Równałoby się to rozpoczęciu procedury petycji dającej mieszkańcom okręgu prawo odwołania go ze stanowiska. Karę zaproponowały niezależna komisarz ds. parlamentarnych standardów Kathryn Stone i parlamentarna komisja standardów, która po dwóch latach śledztwa ustaliła, że Paterson zarabiał ok. 100 tys funtów rocznie – 3 razy więcej niż jego poselska pensja – lobbując u ministrów na rzecz dwóch firm. Oskarżony odrzucał zarzuty, twierdząc na łamach m. in. Daily Telegraph, że dochodzenie było niesprawiedliwie i przyczyniło się do samobójczej śmierci jego żony.

Wieloletniego posła Partii Konserwatywnej popierało wielu parlamentarnych przyjaciół ze starej gwardii, którzy przygotowali dwie poprawki zmniejszające wymiar kary. Ostatecznie – dzięki poprawce do wniosku zgłoszonej przez Andreę Leadsom, a przygotowanej przez partyjnych whipów po interwencji No 10 – karę w ogóle zawieszono. Do sprawy Patersona, jak i innych podobnych w przyszłości, tą samą poprawką powołano nową komisją etyki złożoną z parlamentarzystów. Komisji miał przewodzić poseł Partii Konserwatywnej John Whittingdale.

Wynik głosowania – 250 do 232 – oznaczał jednak, że kilkudziesięciu posłów Partii Konserwatywnej złamało dyscyplinę partyjną i zagłosowało przeciw rządowej poprawce lub wstrzymało się od głosu. Poseł Partii Konserwatywnej Bob Seely tłumaczył potem na Twiterze: „Nie poparłem rządu, wstrzymałem się od głosu. Początkowo chciałem zagłosować za, ale zmieniłem zdanie wysłuchawszy Petera Bottomley’a – najstarszego stażem posła Izby Gmin – i Chrisa Bryanta, przewodniczącego parlamentarnej komisji standardów. Musimy uszanować obecnie funkcjonujące zasady, zanim zdecydujemy się wprowadzić nowe”.

Natychmiast po głosowaniu opozycja ogłosiła bojkot nowej komisji. Z ław zajmowanych przez Partię Pracy, Liberalnych Demokratów i SNP słychać było okrzyki „wstyd”. Media – także te sprzyjające Partii Konserwatywnej – również niemal jednomyślnie skrytykowały próbę ratowania Patersona przez rząd. Portal sympatyków torysów ConservativeHome stwierdził, że próba ratowania Patersona w taki sposób zwróci się przeciwko niemu. „Paterson stanie się kozłem ofiarnym. Zbojkotowana przez opozycję komisja grozi jedynie przedłużenie afery. Jej wszystkie propozycje są z góry skazane na porażkę, a Labour wykorzysta każdą parlamentarną procedurę, by sprawę dalej nagłaśniać.” – pisał Paul Goodman. Sam Paterson zaś w wywiadzie dla SkyNews powiedział, że niczego nie żałuje i postąpiłby raz jeszcze dokładnie w ten sam sposób. Głos zabrał także przewodniczący komisji standardów w życiu publicznym lord Evans. Doradca premiera uznał, że wielka Brytania weszła na drogę do stania się „skorumpowanym krajem”.

W czwartek lider Izby Gmin Jacob Rees-Mogg ogłosił, że rząd popełnił błąd próbując wiązać sprawę Patersona ze zmianami systemu oceny zachowań lobbingowych posłów i wycofuje się z pomysłu. Nowa komisja miała w ogóle nie powstać, a głosowanie w sprawie Patersona miało zostać powtórzone do połowy listopada. Według BBC sam zainteresowany poseł nie został uprzedzony o u-turn (wycofaniu się) rządu i dowiedział się, że nadal grozi mu kara zawieszenia, będąc na zakupach w supermarkecie. Kilka godzin później ogłosił rezygnację.

Data wyborów uzupełniających w North Shropshire nie została jeszcze ogłoszona. Podobnie jak daty wyborów w Old Bexley and Sidcup (po śmierci posła Partii Konserwatywnej Jamesa Brokenshire 7 października) i w Southend West (po zabójstwie posła Partii Konserwatywnej Davida Amessa 15 października).

PingPong: Przetasowania w rządzie Johnsona

Boris Johnson zmienił ważnych ministrów

Liz Truss została nową minister spraw zagranicznych Zjednoczonego Królestwa. Popularna wśród działaczy Partii Konserwatywnej – druga pod względem popularności po Rishim Sunaku według sondażu portalu ConHome – przejęła stanowisko Dominica Raaba. Truss była dotąd ministrem handlu międzynarodowego i negocjowała nowe umowy handlowe pobrexitowej Brytanii. Choć niegdyś poparła Remain, jest w tej chwili jedną z czołowych championek Global Britain. Raab zaś w ruchu pozorowanym na awans został z tytułem wicepremiera i ministra sprawiedliwości. To ostatnie stanowisko stracił szanowany za swoją pracę Robert Buckland.

Poza Raabaem najpewniejszym kandydatem do utraty pracy był Gavin Williamson, który nie otrzymał innego rządowego stanowiska i przenosi się na tyle ławy Izby Gmin. Zastąpi go zawsze lojalny wobec Borisa Johnsona dotychczasowy minister ds. szczepień Nadhim Zahawi.

Znacząco wzmocniła się pozycja Michaela Gove’a , który będzie od dziś odpowiedziany za całą gamę zagadnień: mieszkalnictwo, społeczności, rząd lokalny, flagowy program wyrównywania szans regionów (levelling-up), unię Zjednoczonego Królestwa oraz wybory. Najpewniej mniej będzie miał więc do powiedzenia w kwestii brexitu, a więcej swobody dostanie David Frost. Stanowisko ministra mieszkalnictwa i planowania stracił zamieszany w kilka kontrowersji Robert Jenrick. Z innych ciekawszych ruchów: znana dotąd głównie z wojen kulturowych Nadine Dorries została nowym ministrem kultury. Poprzedni minister kultury Oliver Dowden zastąpi Amandę Milling u sterów Partii Konserwatywnej, wspólnie z Benem Elliotem.

Nowym ministrem handlu międzynarodowego będzie Anne-Marie Trevelyan.

Na stanowisku pozostają minister spraw wewnętrznych Prit Patel, minister obrony Ben Wallace i kanclerz skarbu Rishi Sunak oraz minister zdrowia Sajid Javid.

PingPong – Backstop forever i „wszystko zależy od DUP”

„Kształt porozumienia w sprawie brexitu jest coraz lepiej widoczny”, ale jednocześnie na horyzoncie coraz wyraźniej rysuje się wątpliwość, czy Theresie May uda się zgromadzić w parlamencie wystarczające poparcie by ratyfikować deal z UE. Analityk ds. brexitu Paweł Świdlicki, powiedział w rozmowie z UKpoliticsPL, że na ostatniej prostej kluczowym elementem będzie ostateczna reakcja północirlandzkiej Demokratycznej Partii Unionistycznej na propozycję backstopu.

Unia Europejska i Zjednoczone Królestwo w ten weekend nadal po cichu będą prowadzić intensywne negocjacje umowy o wystąpieniu UK z UE i deklaracji politycznej zarysowującej kształt przyszłych relacji. Guardian dowiedział się, że na piątkowym spotkaniu ambasadorów państw członkowskich UE zespół Barniera poinformował, że UK „poczyniło dalsze ustępstwa”, osiągnięto „duże postępy”, a ich efekty mogą ujrzeć światło dzienne już w poniedziałek.

Dziennikarze gazety Daniel Boffey i Heather Stewart informują przy tym o małej sensacji: przy stole negocjacyjnym powstaje „sekretny plan” przedłużenia okresu przejściowego, tak by upewnić się, że backstop tak naprawdę nigdy nie wejdzie w życie. Doniesienia o możliwości przedłużenia okresu przejściowego o około rok potwierdzają dziennikarze Daily Telegraph, których przede wszystkim boli, że w tym czasie UK miałaby nadal płacić unijne składki, bez prawa głosu.

Theresa May chce zrobić wszystko by w UK uwierzono, że okres przejściowy nigdy nie wejdzie w życie, bo pytanie: „jak długo miałby obowiązywać backstop?” znów zmiażdżyło image jedności w jej gabinecie.

To pytania przerabiano już w czerwcu, gdy po długiej dyskusji na prośbę ówczesnego ministra brexitu Davida Davisa do propozycji kompromisu wysłanej do Brukseli UK wpisało na końcu małymi literkami, że backstop utrzymujący całe Zjednoczone Królestwo w unii celnej z UE będzie mógł trwać maksimum rok. Bruksela powiedziała wtedy nie. Po pierwsze dlatego, że backstop miał być tylko dla Irlandii Północnej. I po drugie, bo to rozwiązanie awaryjne na wypadek braku umowy o przyszłych relacjach, a jeśli jakiś narzucony sztywny termin by minął, a porozumienia o przyszłych relacjach nadal by nie było, to obie strony byłyby prawnie zobowiązane do kontroli swojej zewnętrznej granicy i chcąc nie chcąc stworzyłyby twardą granicę. No way!

Teraz z Brukseli płyną podobno sygnały, że da się coś zrobić z utrzymaniem całego Zjednoczonego królestwa w unii celnej w ramach backstopu. UK nadal jednak naciska, żeby było to rozwiązanie „tymczasowe” (Downing Street) lub wręcz, żeby trwało „krótko”, było „ograniczone czasowo” i „nie pozostawiało UK w bezterminowym stanie zawieszenia” (Dominic Raab). Według BBC czworo ministrów – Hunt, Gove i Raab właśnie – wyraziło w czwartek zaniepokojenie, że backstop mógłby na zbyt długo lub nawet na zawsze związać UK z UE. Dwie w porywach do trzech członkiń gabinetu – Mordaunt, McVey i Leadsom – zastanawia się ponoć w tym kontekście nad odejściem.

Według różnych doniesień w ten weekend negocjatorzy brexitu mają pracować nad takim sfomułowaniem „końca backstopu”, żeby i wilk był syty – pewność uniknięcia sytuacji, że brak umowy o nowych relacjach zagrozi granicy – i owca cała – wejście w życie backstopu nie utrudniłoby UK wypracowania dobrej dla siebie umowy o przyszłych relacjach z UE.

Dla przypomnienia backstop to mechanizm zapewniający, że granica między Republiką Irlandii a Irlandią Północną pozostanie otwarta – nie powstanie na niej nowa infrastruktura i nie będą odbywały się kontrole – nawet, gdy zakończy się okres przejściowy i UK będzie w 100% poza UE. Backstop musi się znaleźć w umowie o wystąpieniu Zjednoczonego Królestwa z Unii Europejskiej, ponieważ okres przejściowy ma trwać tylko do końca roku 2020, a nie wiadomo, ani kiedy, ani czy w ogóle, UK i UE podpiszą umową o nowych relacjach, która mogłaby w inny sposób zabezpieczyć „otwartość” północnoirlandzkiej granicy.

Do apeli o „czasowe ograniczenie” backstopu dołączyło też północnoirlandzkie DUP. Wiceprzewodniczący partii Nigel Dodds “To kwestia najważniejsza. Bez tego UK, a z nim Irlandia północna, pozostanie w pułapce nieakceptowalnych ustaleń.”

W ostatnich dniach DUP zagroziło, że jeśli w propozycji backstopu znajdzie się zapis de facto tworzący granicę między Irlandią Północną a Wielką Brytanią, to wycofają się ze wspierania rządu. W piątek BBC cytowało wypowiedź posłanki Emma Little-Pengelly, według której jeśli May przywiezie z Brukseli „złe porozumienie w sprawie brexitu”, to partia zagłosuje przeciwko rządowi w głosowaniu o wotum nieufności. Pierwszą demonstrację DUP przeprowadziło w środę, wstrzymując się od głosu podczas przyjmowania projektu o rolnictwie. Rzecznik partii Sammy Wilson zapowiedział, że DUP jest gotowa 29 października zagłosować też przeciwko propozycji ustawy budżetowej.

Tradycyjnie przegrana w głosowaniu nad budżetem była traktowana jak wotum nieufności wobec rządu. Obecnie obowiązuje jednak ustawa o kadencyjności parlamentu, która pozwala zwołać przyspieszone wybory tylko w wypadku przegranej w bezpośrednim głosowaniu wotum nieufności lub po poparciu wniosku o rozwiązanie Izby Gmin przez 2/3 posłów. Mimo to jednak, z politycznego punktu widzenia, ewentualna blokada ustawy budżetowej przez DUP byłaby poważnym ciosem w rząd May. A parlamentarna arytmetyka mówi, że jeśli cała opozycja – która na nic innego nie czeka – i DUP zagłosowałoby za wotum nieufności wobec rządu, to witamy się z perspektywą przyspieszonych wyborów.

Theresa May ma już oczywiście z brexitem poważny problem nie tylko w gabinecie, ale przede wszystkim w tylnych ławach własnej partii, gdzie według szacunków byłego wiceministra brexitu Steve’a Bakera przynajmniej 40 posłów gotowych jest zagłosować przeciwko planowi z Chequers, czyli propozycji przyszłych relacji UK i UE przedstawionej przez rząd w lipcu.

„To, że grupa torysów z ERG zagłosuje przeciwko dealowi, który May przywiezie z Brukseli, jest coraz bardziej prawdopodobne” – mówi Paweł Swidlicki, analityk firmy Edelman, wcześniej w think tanku Open Europe. Paweł zakłada, że kilku labourzystów wyłamie się z oficjalnej linii Partii Pracy i poprze deal. „Problem w tym, że przy sprzeciwie DUP May będzie potrzebować więcej niż kilku głosów opozycji”. Według jego kalkulacji do sprowokowania porażki w głosowaniu wystarczy bunt 15 konserwatystów i 10 posłów DUP. Ostrzega też, żeby nie lekceważyć determinacji posłów z Irlandii Północnej: „DUP powstała, bo poprzednia partia unionistyczna (Ulster Unionist Party) była postrzegana jako zbyt kompromisowa. Słowa „ustępstwo” próżno szukać w ich słowniku. Obronę unionizmu [członkostwa Irlandii Północnej w Zjednoczonym Królestwie] mają we krwi.”

Budżet 2014 w drodze do wyborów 2015 

Najważniejsze wiadomości od kanclerza skarbu Jej Królewskiej Mości to zwiększenie kwoty wolnej od podatku, oddanie do pełnej dyspozycji obywateli środków zbieranych na emeryturę, zwiększenie rządowych subsydiów na opiekę nad dziećmi i zamrożenie akcyzy na paliwo.

Stany ogólny dobry

Budżet 2014 to zapowiedź ciekawych manewrów przed wyborami parlamentarnymi w 2015r., manewrów między dobrymi prognozami krótkoterminowymi, koniecznością dalszych cięć a sympatiami wyborców. To budżet przyjazny dla oszczędzających i planujących emeryturę. Budżet ostrożny, bo nadal nie ma z czego rozdawać, ale wychodzący naprzeciw ciężko pracującym, zarabiającym przeciętnie lub poniżej przeciętnej. Budżet dobry dla producentów, eksporterów, inwestorów biznesowych, pracujących rodziców, osób pragnących samodzielnie decydować o sposobie wykorzystania środków gromadzonych latami na emeryturę. To ostatni budżet, który realnie wpłynie na sytuację gospodarczą przed wyborami parlamentarnymi w maju 2015r. Nic więc dziwnego, że trochę kojarzy się ze wstępem do manifestu wyborczego.   

Oddając rządowi należne mu zasługi: prognozy gospodarcze dla Wielkiej Brytanii są dobre. Office for Budget Responsibilty (OBR), który odpowiada za oficjalną ocenę rządowej polityki budżetowej, zwiększył prognozy wzrostu gospodarczego: w 2014 ma on wynieść 2,7 proc.; w 2015 – 2,3 proc., 2016 – 2,6 proc.; 2017 – 2,6 proc. i 2018 – 2,3 proc. Przewiduje ponadto spadek bezrobocia do 5 proc., a także wzrost zarobków w stosunku do cen.

To prawda, że gospodarka brytyjska rośnie najszybciej ze wszystkich głównych rozwiniętych gospodarek na świecie. Jednak eksperci podkreślają, że choć perspektywy krótkoterminowe są dobre to brytyjskie finanse publiczne jeszcze długo nie staną na nogi. Zadłużenie będzie się zmniejszać wolniej niż zakładano rok temu: w latach 2013-14 ma wynieść 108 mld funtów; a potem odpowiednio 95 mld, 75 mld, 44 mld, 17 mld. Aby w latach 2017-18 deficyt mógł przekształć się w nadwyżkę, konieczne są nadal silne ograniczenia wydatków. Zgodnie z zeszłoroczną obietnicą kanclerz ogłosił, że w tym roku wydatki na cele socjalne nie przekroczą 119 mld funtów. Pytanie, których obszarów dotknął kolejne cięcia, jest otwarte i będzie zapewne stanowić przedmiot niejednej gorącej debaty.

Coś dla obywatela, czyli coś dla wyborcy

Największą niespodzianką dla głównych adresatów tegorocznego budżetu (zwykłych obywateli) jest zapowiedz reformy, dzięki której gromadzone na emeryturę środki będzie można wypłacić i wydać na dowolny cel. To efekt konserwatywnego założenia, że każdy najlepiej wie, w jaki sposób zarządzać własnymi funduszami. Cieszą się inwestorzy, martwią ubezpieczyciele: notowania największych firm ubezpieczeniowych (Aviva, Legal & General, Standard Life, Prudential, <która, nota bene wchodzi właśnie na polski rynek> zdecydowanie spadły. Niektórzy komentatorzy, przejawiający wątpliwości co do racjonalności indywidualnych decyzji, obawiają się co prawda masowego wykupu wycieczek dookoła świata, a następnie powrotu armii emerytów, zgłaszających się po rządowe zasiłki, ale większość ekspertów reformę bardzo chwali.

Drugi ciekawy projekt to zwiększenie dozwolonego limitu oszczędności na indywidualnych kontach oszczędnościowych (ISD), z 11 tyś. do 15 tyś., oraz możliwość korzystania ze zgromadzonych na nich środków do udzielania pożyczek społecznościowych. To kolejne zwiększenie swobody działania i zarabiania przez zwykłych ludzi. Wraz z upraszczaniem mechanizmów funkcjonowania pożyczek społecznościowych tego rodzaju inwestycje stają się na Wyspach coraz popularniejsze.

Bez wątpienia najbardziej bezpośrednie korzyści płyną dla obywateli z podniesienia kwoty wolnej od podatku, z 10 tyś. funtów na 10,5 tyś. funtów. Tutaj podziękowania należą się przede wszystkim Liberalnym Demokratom. Zwiększy się także próg, od którego Brytyjczycy zapłacą 40 proc. podatek dochodowy (do 41,865 funtów, od kwietnia). Z dobrych wiadomości należy jeszcze wspomnieć o wsparciu pracujących rodziców. Ogłoszony już wcześniej program subsydiów na opiekę nad dziećmi do 12 roku życia zakłada powstanie specjalnych kont, na które rodzice będą wpłacać pieniądze za opiekę nad potomstwem. Do każdych 80 wpłaconych centów rząd dorzuci swoje 20. Na uwagę zasługuje poza tym przedłużenie do 2020r. planu Help To Buy. Ten rządowy program zakłada dotacje na zakup nieruchomości wartych więcej niż 600 tyś funtów. Przyszli właściciele wpłacają 5 proc. wartości, dostają kredyt hipoteczny na pozostałe 95 proc., z czego 15 proc. jest gwarantowanych przez rząd.

Biznes z kolei może być zadowolony z przedłużenie i podwojenia ulg inwestycyjnych, 7 miliardów na redukcję kosztów energii oraz wsparcia dla eksportu w postaci pożyczek. Dobrą wiadomością dla wszystkich jest zamrożenie akcyzy na paliwo.

Bingo, czyli PR-owy rykoszet

Chyba tylko z pobudek czysto populistycznych obecny rząd upatrzył sobie zmienianie co roku wysokości akcyzy: tym razem jest to zmniejszenie akcyzy na piwo i zamrożenie akcyzy na cydry, whisky i inne spirytualia. Zwiększy się natomiast, o 2 proc. ponad inflację, akcyza na wyroby tytoniowe. Największą uwagę przykuła jednak informacja o zmniejszeniu o połowę podatku od gry w Bingo. PR-owo byłby to naprawdę dobry manewr, gdyby Grant Shaps, przewodniczący Partii Konserwatywnej, nie zaczął promować na Twitterze pewnego obrazka, z którego można wywnioskować, że przeciętny Brytyjczyk całe ciężko zarobione pieniądze przeznacza na hazard i zakup piwa. Być może nie mija się to aż tak bardzo z prawdą, ale już kontekst w którym profity z takiej niefrasobliwej aktywności ciągnie rząd nie wygląda dobrze w oczach owych ciężko pracujących wyborców.

Przy okazji tego rodzaju wystąpień w specyficzne Bingo grają dziennikarze. Zabawa polega na wychwytywaniu z przemówienia premiera, czy ministra kluczowych słów. Gdy dane słowo-klucz pojawi się po raz trzeci, mamy Bingo. Ostatnio bohaterami parlamentarnych przemówień po stronie rządowej są „hard-working people” i „long-term plan”, w środę doszło nowe słówko: „resilent”. Kanclerz mówił m.in. o „resilient economy” i „resilient coin”. O ile zabezpieczona przed fałszowaniem moneta jednofuntowa to ciekawy pomysł to niestety „resilient economy” pojawiło się w kontekście, w którym ktoś z Europy Środkowo-Wschodniej oczekiwalibyśmy czegoś innego.

Przed ogłoszeniem budżetu zastanawiałam się, czy sytuacja na Ukrainie może zmienić nastawienie UK do wydatków na armię. Odpowiedź? Brytyjczycy mają dla Ukrainy dużo ciepłych słów, ale interes to interes. Kryzys na Ukrainie w obecnej sytuacji nie zagraża brytyjskiej gospodarce – powiedział kanclerz – ale eskalacja może mieć negatywny wpływ m.in. na ceny nieruchomości, więc… musimy budować „resilient economy”. O zwiększeniu wydatków na armię nie ma mowy. Budżet MOD zgodnie z planem będzie w najbliższych latach redukowany.

Sikorski vs Cameron

Największe dzienniki brytyjskie na pierwszych stronach piszą dziś o fragmentach ujawnionej przez tygodnik Wprost rozmowy ministrów Radosława Sikorskiego i Jacka Rostowskiego na temat stosunku brytyjskiego premiera do Unii Europejskiej. Sprawa trafiła także do najpopularniejszego wieczornego magazynu politycznego Newsnight na BBC2. Choć wypowiedzi podobno pochodzą sprzed wielu miesięcy to media brytyjskie traktują je dziś głownie jako żywą ilustrację stosunku Europy do Wielkiej Brytanii.