PingPong: Ktoś celuje w achillesową pietę Johnsona.

Guardian ujawnia kolejne zdjęcia mające świadczyć o tym, że na Downing Street łamano zasady lockdownu. Widać na nim premiera z żoną i 17 osobami, pijącymi wino w ogrodzie Downing Street , gdy spotkania towarzyskie były ograniczone do maksimum 2 osób przebywających w odległości 2 metrów. W jednej chwili premier i ministrowie stali przed kamerą, nakazując mieszkańcom Anglii niespotykanie się i trzymanie dystansu z powodu szalejącej pandemii, chwilę późnej w ministerstwach odbywały się imprezy świąteczne i towarzyskie.

Akcja publikacji materiałów dowodowych w mediach trwa od początku grudnia i trudno nie domyślić się, że to akcja skoordynowana, Być może obliczona na to, że premier Johnson będzie raz zarazem powtarzać fatalny w skutkach schemat reakcji. Torysi dotąd kryli negatywne cechy premiera. Zamykali innym usta hasłem „get Brexit done”, sobie samym mówili: to on zdobył dla nas 80-mandatową przewagę w Izbie Gmin.

Od mniej więcej roku coś się jednak psuje. Odszedł Cummings i zaczął mówić głośno, że król jest nagi. Dla umiarkowanego skrzydła PK wady Johnsona były widoczne od dawna, nie mówiąc o urazach osobistych jakie mają do niego członkowie rządu May, ale prawe skrzydło zaczęło coraz mocniej dostrzegać, że Johnson stoi od nich sporo na lewo – prze do gospodarki zeroemisyjnej, podnosi podatki, wprowadza restrykcje covidowe, nie chce iść na pełną rozbieżność regulacyjną z UE. Do tego od kilku miesięcy nie działa współpraca na linii No 10 – tyle ławy. Whipowie wmanewrowali torysów w głosowanie za pozbywaniem się ścieków w wodach publicznych i obronę posła łamiącego zasady lobbingu. Próba obrony Patersona unaoczniła opinii publicznej jak wiele zarabiają, głównie torysi, na dodatkowych pracach podejmowanych w czasie pełnienia służby poselskiej. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że przez aferę Patersona wielu wyborców na co dzień zajętych własnym życiem zadało sobie po raz pierwszy na poważnie pytanie na czym właściwie polega praca posła. Chwilę potem mogli zobaczyć premiera szarpiącego się z kartkami przemówienia w CBI i bełkoczącego o Peppie Pig. Rok temu, by mu wybaczyli. Dziś niekoniecznie.

A w końcu powoli spadające słupki poparcia, i Johnsona i torysów, zawaliły się w North Shropshire, gdzie torysi oddali brexitowy region prounijnym LibDems. Jeśli można znienacka stracić 23 tysięczną przewagę, to pomyślcie jak poczuli się ci torysi, których przewaga wynosi kilkaset głosów? Dwa lata przed wyborami, jeśli nie będzie przyspieszonych… Co dziś oferuje im Johnson?

Każdy ma jakąś słabość. Kluczem do zwycięstwa jest w nią trafić. W przypadku premiera Johnsona jest to, powiedzmy, dość nieformalny stosunek do prawdy i faktów. Wszyscy wiedzą o tym nie od dziś. Ale Johnson był dotąd bardzo użyteczny dla Partii Konserwatywnej – był rozpoznawalny, przez wielu wyborców lubiany, uważany za naturalnego. I w tej naturalności wielu dopatrywało się szczerości i dobrych intencji: nawet jeśli fakty się nie zgadzały to stała za tym jakaś dobra wymówka. Jednak jeśli dzień w dzień okazuje się, że – pożyczając tu frazę opozycji – inne zasady stosował dla siebie, inne nakazywał pozostałym. Jeśli dzień w dzień powtarza się schemat okłamywania i posłów i opinii publicznej: do niczego nie doszło; no dobrze, może doszło, ale nie złamano zasad; no dobrze, może złamano zasady, ale ja o tym nie wiedziałem; no dobrze, może wiedziałam, ale mówiono mi, że tak można…

Dziś No 10 upiera się, że spotkanie w ogrodzie w maju 2020 miało charakter roboczy, a nie towarzyski. Nie wiem, czy pamiętacie, ale kilka lat temu w Polsce pewnego absolwenta Oxfordu i klubu Bullingdona zatopiły ośmiorniczki. zobaczymy, czy jego dobrego kolegę pociągnie na dno deska serów i wino.