PingPong: Plan Sunaka a plan Starmera

To jest PingPong – polityczny blog z UK

Kłopoty torysów

„Najgorszy wynik torysów od 40 lat” i „najczarniejszy z rysowanych wcześniej czarnych scenariuszy”. W czwartkowych wyborach do rad samorządowych rządząca Partia Konserwatywna straciła 474 z posiadanych wcześniej 989 mandatów, przestała kontrolować 10 z 16 rad, w których poprzednio miała absolutną większość, obroniła tylko jedno stanowisko burmistrza regionu, podczas gdy Partia Pracy zdobyła lub obroniła 10 pozostałych. Torysi stracili także na rzecz Labour 10 stanowisk komisarza ds. policji.

Opozycyjna Partia Pracy zdobyła łącznie 1158 mandatów, polepszając swój wynik z 2021r. o 186. Będzie też sprawować kontrolę nad 51 radami, o 8 więcej niż poprzednio. Labourzyści utrzymali 6 stanowisk burmistrzów, dokładając do tego 3 nowo powstałe i 1 odebrane torysom.

Wyjątkowy wynik uzyskali Liberalni Demokraci, zdobywając łącznie 522 mandaty radnych, czyli więcej niż Partia Konserwatywna. O prawie połowę zwiększyła liczbę radnych Partia Zielonych, uzyskując łącznie 181 mandatów. Kolejne 228 miejsc w radach trafiło w ręce kandydatów niezależnych, o 93 więcej niż w 2021r. Tyle jeśli chodzi o liczby.

Kłopoty Labour?

Niespodzianki nie było. Na takie wyniki wskazywało przedwyborcze sondaże w poszczególnych regionach. Bez wątpienia sukcesem wizerunkowym dla Labour jest zdobycie fotela burmistrza West Midlands. Wyścig był jednak na tyle wyrównany, że konieczne było ponowne przeliczenie głosów i ostatecznie okazało się, że Richard Parker wygrał z Andy Streetem różnicą zaledwie półtora tysiąca głosów. Jednak zwycięstwo Labour w odbywających się jednocześnie wyborach uzupełniających do parlamentu w Blackpool South – także spodziewane – liczbowo było już imponujące, wskazując na 26% swing (przepływ wyborców).

Klęska torysów jest niekwestionowana, jeśli nie nazywa się tego tak na pierwszych stronach gazet, to głównie dlatego, że wszyscy się tego spodziewali. Być może dlatego to wynik Labour, który nie zbliżył się ani procentowo ani liczbowo do sukcesu z 1996r. przyciąga więcej uwagi. Można z niego wnioskować, że rozczarowanie rządami Partii Konserwatywnej jest większe niż entuzjazm wobec zastąpienia ich Partią Pracy. Wyborcy częściej głosują na centrum i lewicę, mają tam jednak do dyspozycji kilka opcji, co potencjalnie może stanowić problem dla Partii Pracy w kolejnych wyborach.

NEC i teoria Thrashera

Takie jest też podłoże popularności, szczególnie w mediach skłaniających się ku prawicy, teorii profesora Michaela Thrashera. Thrasher użył projekcji procentowego podziału głosów w wyborów lokalnych (NEC) do stworzenia modelu wyników wyborów parlamentarnych. Wywnioskował, że mimo 20-punktowej przewagi w sondażach ogólnokrajowych Partia Pracy może nie uzyskać większości w wyborach do Izby Gmin.

Z tą teorią polemizują inni psefolodzy. Profesor Will Jennings z Uniwersytetu w Southampton przypomina, że w poprzednich latach torysi uzyskiwali podobne wyniki NEC i w sondażach ogólnokrajowych, ale już NEC Labour był średnio o 5,8 punktów procentowych niższy niż ich popularność w sondażach. Jennings mówi wprost: w wyborach lokalnych procent głosów na torysów jest wyższy niż wskazywałyby na to sondaże ogólnokrajowe, natomiast Labour wypada w nich procentowo znacznie gorzej.

Chris Curtice z Opinium (a jednocześnie kandydat Labour) pisał na X, że przekładanie NEC na wynik wyborów parlamentarnych nie ma sensu. Po pierwsze, wyborcy zachowują się inaczej w wyborach lokalnych, chętniej wybierają mniejsze partie, mające rozpoznawalnych lokalnie kandydatów. Po drugie – pamiętając o antytorysowskich nastrojach – są duże szanse, że w wyborach parlamentarnych Brytyjczycy zagłosują taktycznie na Labour jako główną siłę mogącą powstrzymać Partię Konserwatywną. Poza tym NEC nie uwzględnia, ani tego, że w wyborach parlamentarnych Reform ma wystawić kandydatów w znacznie większej liczbie okręgów, podbierając tym samym głosy torysom (podczas gdy Zieloni i kandydaci niezależni maksimum swoich sił alokują w wyborach lokalnych), ani sytuacji w Szkocji, czy w Walii, gdzie Labour zawsze wiedzie się lepiej.

Do tego trzeba dodać, że Partia Pracy tłumaczy się taktyką „produktywności” swoich głosów, tzn. przejmowania mandatów, mimo osiągnięcia najlegalniejszego wyniku procentowego. Labourzyści wolą inwestować środki i czas aktywistów w mniejszych miejscowościach, gdzie mają szansę przejąć mandaty od Partii Konserwatywnej, niż w dużych miastach, gdzie lewica i tak ma duże szanse na wygraną. Czas pokaże, czy to dobry wybór.

Faktem jest, że Zieloni wraz z wykluczonymi przez Starmera siłami corbynowskiej skrajnej lewicy oraz niezależnymi kandydatami, którzy opuścili Labour niezadowoleni z jej stanowiska ws. konfliktu na Bliskim Wschodzie, wspomagani przez prorosyjskiego George’a Galloway’a, mogą wspólnymi siłami stać się dla Labour tym, czym kiedyś UKIP, a dziś Reform, jest dla torysów. Przed tym ostrzega Thrasher, nawet jeśli media widzą w jego teorii głównie sensację o parlamencie bez większości.

Sunak między prawicą a centrum

Wybory lokalne przeorientowały nieco narracje polityczne. Torysi będą wykorzystywać teorie Thrashera na użytek wewnętrzny, by przekonywać polityków i aktywistów, że nadal jest o co walczyć i trzeba prowadzić intensywną kampanię. To ważne, bo nastroje są… mówiąc wprost: beznadziejne. Choć być może to w pewnym sensie ratuje Sunaka przed zapowiadaną od tygodni próbą obalenia go. Po wyborach wezwało do tego kilku prominentnych aktywistów (Tim Montgomerie i David Campbell Bannerman z Conservative Democratic Organisation), ale na razie nikt kto realnie miałby szanse objąć po nim stanowisko. Suella Braverman przyznała w BBC, że żałuje, że poparła Sunaka, ale artykuł w Telegraphie zaczęła od stwierdzenia, ze zmiana lidera nic nie pomoże. Zaznaczę jednak, że prawa strona Partii Konserwatywnej miewa pomysły w stylu kamikadze. Dlatego choć racjonalna analiza wyklucza bunt wobec Sunaka, nie da się stwierdzić ze stuprocentową pewnością, że komuś nie poszczą nerwy, a ostatnie lata uczą, że gdy już do próby puczu dojdzie, sytuacja może eskalować dość szybko.

W tej chwili wydaje się jednak, że szykuje się raczej dalsza walka na idee z myślą o objęciu stanowiska Sunaka po wyborach. Dwie przeciwstawne frakcje mają na to dokładnie odwrotny pomysł. Artykułując wizję prawicy, Andreya Jenkins mówiła o „prawdziwym konserwatyzmie”, przesunięciu na prawo, walce z imigracją i wystąpieniu z Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Prawica chce bowiem odzyskać wyborców, którzy odeszli do Reform. Andy Street, wyglądający coraz bardziej jak kandydat skrzydła One Nation na przyszłego lidera, mówił za to: „umiarkowany, otwarty, inkluzywny, tolerancyjny konserwatyzm był tylko o krok od pokonania Labour w West Midlands. Wygrywa się z pozycji centrowych, nie skrajnych. Nie powinniśmy iść w kierunku wytycznym przez Reform”. Frakcja umiarkowanych patrzy raczej w stronę tradycyjnych wyborców Blue Wall, którzy w wyborach lokalnych wybrali tym razem Liberalnych Demokratów.

Pomysł organizacji wyborów latem jest nieaktualny. Telegraph pisał, o czym raczej wszyscy i tak wiedzieli, że Number 10 planuje wybory jesienią. Ma się wtedy polepszyć sytuacja gospodarcza, być może zmniejszy się inflacja, a za nią stopy procentowe. Number 10 planuje też intensywnie informować jak walczy z nielegalnymi przeprawami migrantów przez kanał La Manche. Jeśli do jesieni, sondaże się nie poprawią, zawsze pozostaje jeszcze opcja wyczekiwania do ostatniej chwili i organizacja wyborów w styczniu 2025r.

Teoria Thashera ma też być wykorzystana przez torysów na użytek zewnętrzny, by przekonać wyborców, że Partia Pracy nie da rady rządzić samodzielnie, bez Zielonych i LibDems. Torysi wracają więc do metafory „koalicja chaosu”, która pomogła im wygrać wybory w 2015r. Z drugiej strony intensywnie będzie też promowane hasło: „głos na Reform, to głos na Labour”. Reform w wyborach lokalnych zdobyło tylko symboliczne dwa mandaty radnych i jedno miejsce w londyńskim Zgromadzeniu, ale już w wyborach uzupełniających w Blackpoool South uzyskało wynik niemal równy torysom. Do tego w wielu radach skutecznie odebrało Partii Konserwatywnej kilka ważnych punktów procentowych, a tego torysi boją się najbardziej. Reform, tak jak wcześniej UKIP, działa jednoznacznie na niekorzyść torysów, a w planach ma wielki powrót Nigela Farage’a (który jest de facto właścicielem firmy Reform Ltd). Niewykluczone, że obok prawicowych mediów – GB News, Telegrapha, być może Guido Fawkesa – kampanię Farage będą tez wspierać niektórzy torysi, np. Liz Truss, którą często widać w towarzystwie dyrektora Reform i która choć sama twierdzi, że nie ma apetytu na powrót do roli szefowej torysów widzi się jako 'kingmakerka’. Z drugiej strony o rozmowach Farage z … Borisem Johnsonem informował Times i tutaj więc może zawiązać się jakaś kolaicja. Farage ma na pewno w rękawie wiele niespodzianek.

Ostatnia faza planu Starmera

Widmo parlamentu bez większości paradoksalnie może być jednak pomocne dla Labour, która chce zmobilizować wyborców nie tylko do wyrażania antytorysowskich sentymentów, ale i faktycznego pójścia do urn, żeby doszło do „zmiany” – słowo-klucz przyszłej kampanii. W wyborach lokalnych wielu wyborców pozostało bowiem w domu. To swoją drogą także podważa nieco teorię Thrashera, nie wiadomo bowiem do końca jaki był powód niskiej frekwencji.

Labour przyznała także, że ma do rozwiązania problem z komunikacją stanowiska w sprawie konfliktu w Gazie, przez które – zdaniem władz partii straciło mandaty w Rochdale i nie przejęło władzy w Oldham. Wielu labourzystowskich komentatorów twierdzi jednak, że w wyborach parlamentarnych kwestia pro-palestyńska nie będzie tak istotna jak gospodarka. Tutaj kompetencje Labour oceniane są w sondażach wyżej niż działania torysów.

Po wyborach lokalnych Labour przejdzie do kolejnej fazy kampanii, dokładnie zaplanowanej przez Starmera i jego sztab. Na starmeoromanię w stylu corbynomanii, czy blairomanii nie ma szans, ale nikt w teamie Starmera na to nie liczył. Mając już pewność co do antytorysowskich nastrojów wyborców, Labour spróbuje teraz przedstawić bardziej szczegółową wizję poszczególnych polityk, przekazać ją wyborcom i przekonać do niej, licząc, że to przekona do wyboru Labour, nie mniejszych partii w centrum i lewicy.